tag:blogger.com,1999:blog-83748269350563607102024-02-07T17:47:18.403-08:00LuckyLuke7777777.blogspot.comCULTURE, MEDIA & STUFFLuke7777777http://www.blogger.com/profile/01598820048682481428noreply@blogger.comBlogger58125tag:blogger.com,1999:blog-8374826935056360710.post-23264176100656720842010-05-31T21:33:00.000-07:002010-05-31T21:52:42.161-07:00Myśli dość uczesane: Związek zawodowy samozatrudnionych właścicieli<div style="text-align: justify;">Matka opętanego ideą komunistycznej rewolucji Cezarego Baryki tłumaczy mu, że „kto by chciał tworzyć ustrój komunistyczny, to powinien by podzielić na równe działy pustą ziemię, jakiś step czy jakieś góry, i tam wspólnymi siłami orać, siać, budować — żąć i zbierać. Zaczynać wszystko sprawiedliwie, z Boga i ze siebie. Cóż to za komunizm, gdy się wedrzeć do cudzych domów, pałaców, kościołów, które dla innych celów zostały przeznaczone i po równo podzielić się nie dadzą. Jest to — mówiła — pospolita grabież. Niewielka to sztuka z pałacu zrobić muzeum. Byłoby sztuką godną nowych ludzi — wytworzyć samym przedmioty muzealne i umieścić je w gmachu zbudowanym komunistycznymi siłami w muzealnym celu”.<br /><br />Czy w taki właśnie konstruktywny sposób działają związki zawodowe?<br /><br />Powyższe pytanie trąci nieco generalizacją. Jak to? Czy możemy wrzucić do jednego worka wszystkie związki zawodowe i traktować je jako monolit? Raczej nie. W tekście skoncentrujemy się zatem na pewnych charakterystycznych dla (większości?) działaczy związków tendencjach, na przejawianych przez nich sympatiach, podejmowanych inicjatywach.<br /><br />Traktowanie związku zawodowego jako „ogółu pracowników”, „aktywu robotniczego” to część, a może nawet sedno problemu, w obliczu którego stajemy. Często zapominamy, że taki związek współtworzą konkretne osoby. Zamiast dostrzegać poszczególnych ludzi widzimy tylko „masy”.<br /><br />W scenie otwierającej film Charliego Chaplina <span style="font-style: italic;">Dzisiejsze czasy</span> widzimy olbrzymie stado pędzących owiec. Następna scena: czasy współczesne – stado ludzi wylewa się ze stacji metra i podąża do pracy przy fabrycznych taśmach. Na ile każdy z członków anonimowego tłumu odpowiada za to, w jakich warunkach pracuje? Na ile można powiedzieć, że „sam tak wybrał”? Czy podoba mu się praca w zakładzie produkcji masowej i czy czuje, że wykonując ją, wypełnia swoje powołanie?<br /><br />Dzisiejsze czasy. Człowiek, który wprzągł się (został wprzęgnięty? – tu znów pytanie o świadomość poszczególnych osób) w tryby pracy najemnej na cudze potrzeby (a może i „nie-potrzeby”). Stoi osiem godzin dziennie przy taśmie w fabryce margaryny. Siedzi przy kasie, przyjmując od klientów brzęczącą monetę i coś warte papierki. Nadzorca zabrania mu wyjść do toalety. Właściciel interesu ma pracownika w nosie, bo w gruncie rzeczy fascynujące wydaje mu się wyłącznie dynamiczne obracanie wirtualnymi cyframi na kontach bankowych lub pławienie się w luksusie – a nie żywy człowiek.<br /><br />Okazuje się, że wielu pracowników ma podobne odczucia: szefostwo traktuje swoich najemników jak „zło konieczne”, któremu trzeba rzucić jakiś ochłap, i nie dostrzega w nich ludzi obdarzonych godnością. Zakładamy więc związek zawodowy. Związek zawodowy, a więc organizację, która będzie walczyła o nasze „prawa”, „prawa pracownicze”, „robotnicze”. Wspólnie ustalamy, o co nam chodzi. Wysuwamy żądania. Domagamy się poprawy warunków bezpieczeństwa. Żądamy ubezpieczeń zdrowotnych. Mniej pracy. Renegocjacji kontraktów.<br /><br />Chcemy, aby Święto Trzech Króli było dniem wolnym od pracy. Najpierw zwracamy się do tych, do których świadomie i dobrowolnie (?) zaciągnęliśmy się na służbę. (Skąd znak zapytania po słowach „świadomie i dobrowolnie”? Z wątpliwości co do tego, na ile świadomą i dobrowolną można nazwać decyzję człowieka, który – znalazłszy się w chorej sytuacji, przywalony podatkami, regulacjami i dyrektywami, zatrudnia się w kolaborującej z funkcjonariuszami państwowymi firmie – a nie dostrzega jeszcze na razie innych rozwiązań, mogących zapewnić jemu i jego bliskim godziwy byt.). Nie chcą nam dać wolnego? Ogarnia nas rezygnacja?... A może ogłaszamy strajk i odmawiamy przystąpienia do pracy [jednocześnie pożądając tych pieniędzy, które „należą nam się” – chociaż nie robimy tego, do czego się świadomie i dobrowolnie (?) zobowiązaliśmy]? Wywieszamy transparent i wychodzimy na ulicę?<br /><br />Zaraz, zaraz! Pojawia się nowa koncepcja: wystosować do funkcjonariusza państwowego apel, aby nakazał „temu wstrętnemu kapitaliście” spełnić nasze warunki.<br /><br />Taką metodę obrało wielu propagatorów żądających ogłoszenia Święta Trzech Króli dniem wolnym od pracy. Na zdrowy rozum wydaje się to dosyć zaskakujące. Gdy umawiamy się o pracę najemną, możemy przecież dojść z naszym potencjalnym pracodawcą do porozumienia i zgodzić się, że 6 stycznia poświęcimy się zadaniom innym niż praca zawodowa. Czy moralne i potrzebne jest odwoływanie się do funkcjonariusza państwowego, kogoś obcego, osoby trzeciej a nawet czwartej – aby przemocą usiłował narzucić nam rozwiązanie, które sami możemy przyjąć dobrowolnie? A może w trakcie negocjacji z potencjalnym pracodawcą dojdziemy do wniosku, że w związku z rozbieżnością stanowisk na razie nie podejmujemy współpracy, ale za jakiś czas wrócimy do tego tematu?<br /><br />Opisana wyżej sytuacja może wyglądać na pewną idealizację. Przypatrujemy się sytuacji człowieka, który ma warunki pozwalające w miarę swobodnie zrezygnować z podejmowania pracy na cudze zamówienie. Zapytajmy: czy jest to dziś udziałem każdego człowieka lub choćby większości ludzi? I czy takie zajęcie, które pozwala ze względną swobodą odrzucać propozycje pracy najemnej (gdy wolimy robić co innego) to coś cennego, cel, do którego warto dążyć? Jakie w ogóle są cele gospodarki?<br /><br />Wśród ciekawych myśli zawartych w encyklice Benedykta XVI <span style="font-style: italic;">Caritas in veritate</span> pojawia się i ta: „należy dążyć do osiągnięcia — uznanego za priorytetowy — celu, jakim jest dostęp wszystkich do pracy i jej utrzymanie”. Na te słowa wielu mogłoby z dzioba w dziób zawołać: „Socjalizm!”. Tymczasem, gdy przyjrzeć się nakreślonemu przez papieża ideałowi bez zbędnych emocji – okazuje się, że „dostęp wszystkich do pracy i jej utrzymanie” to nie tylko atrakcyjna wizja, ale coś, co wyraża pragnienia ogromnej większości (jeśli nie wszystkich) mieszkańców naszej planety. Przecież każdy chyba marzy o robieniu czegoś takiego, co mógłby robić właściwie w nieskończoność.<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqWX6Q2hkcqNiF-cJ995lJkodzmGpjX4Uc1q-k9olhmf4ow45nnRE_OnuawpCOK4CligJSZlbZWxOCMo6mFSyuqZEWmEXrCAMlS6x-eHJ9NtpZt8bNzz4UbZ6v9xMoTqioaVccv7usnxM/s1600/Luke7777777+Logo+-+L7+Logo+-+post+break+-+3,94x0,44.gif"><img style="display: block; margin: 0px auto 10px; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 45px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqWX6Q2hkcqNiF-cJ995lJkodzmGpjX4Uc1q-k9olhmf4ow45nnRE_OnuawpCOK4CligJSZlbZWxOCMo6mFSyuqZEWmEXrCAMlS6x-eHJ9NtpZt8bNzz4UbZ6v9xMoTqioaVccv7usnxM/s400/Luke7777777+Logo+-+L7+Logo+-+post+break+-+3,94x0,44.gif" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5477662661216618546" border="0" /></a><br /><br />Liczne związki zawodowe umieszczają na swoich sztandarach postulat stałego zatrudnienia, tworzenia takich warunków pracy, w których pracownik mógłby nie obawiać się, że z dnia na dzień zostanie wyrzucony.<br /><br />Jeśli zgodzimy się, że warto się o to starać, zadajmy sobie pytanie: jak to robić?<br /><br />Pierwszym krokiem na drodze do zapewnienia każdemu dostępu do pracy i możliwości jej utrzymania byłoby chyba rzetelne określenie własnych potrzeb oraz powinności wobec tych, za których jestem odpowiedzialny (rodziny, chorych, ubogich – w szerszej i dalszej perspektywie: wszystkich ludzi). Czy uczciwie spełniam obowiązki mojego stanu? Co należy się ode mnie innym? Czy poświęcam odpowiednio dużo czasu tym, którym powinienem go poświęcać? Czy ja jeszcze jestem w stanie w spokoju z kimś porozmawiać przez dłużej niż piętnaście sekund? Ogólnie rzecz biorąc: czy jeszcze panuję nad sobą samym – czy też dałem się ponieść „logice” nowego wspaniałego współczesnego świata, w którym każdego człowieka usiłuje się umieścić w określonym z góry miejscu w „strukturze społecznej”? Czy umiem odpowiedzieć na pytanie o to, czego mi potrzeba, i dobrać odpowiednie środki do realizacji stojących przede mną zadań?<br /><br />Z tymi zagadnieniami łączą się pytania bardziej „ekonomiczne”. Czy naprawdę muszę dosłownie wszędzie jeździć samochodem – czy też mogę poruszać się na własnych nogach? Czy potrzebuję nowej sześćdziesięciosześciocalowej plazmy w miejsce tej zeszłorocznej pięćdziesięcioośmiocalowej, która już mi się opatrzyła? Czy potrafię żyć bez telefonu? A bez internetu?<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqWX6Q2hkcqNiF-cJ995lJkodzmGpjX4Uc1q-k9olhmf4ow45nnRE_OnuawpCOK4CligJSZlbZWxOCMo6mFSyuqZEWmEXrCAMlS6x-eHJ9NtpZt8bNzz4UbZ6v9xMoTqioaVccv7usnxM/s1600/Luke7777777+Logo+-+L7+Logo+-+post+break+-+3,94x0,44.gif"><img style="display: block; margin: 0px auto 10px; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 45px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqWX6Q2hkcqNiF-cJ995lJkodzmGpjX4Uc1q-k9olhmf4ow45nnRE_OnuawpCOK4CligJSZlbZWxOCMo6mFSyuqZEWmEXrCAMlS6x-eHJ9NtpZt8bNzz4UbZ6v9xMoTqioaVccv7usnxM/s400/Luke7777777+Logo+-+L7+Logo+-+post+break+-+3,94x0,44.gif" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5477662661216618546" border="0" /></a><br /><br />Colin Ward zastanawia się w eseju <span style="font-style: italic;">Self-employed Society</span> (<span style="font-style: italic;">Społeczeństwo samozatrudnionych</span> albo <span style="font-style: italic;">Samozatrudnione społeczeństwo</span>) nad tym, jak to jest, że człowiek, który wraca do domu po dniu ciężkiej pracy [najemnej] z radością zabiera się do uprawy swojego ogródka. Mówi o zaletach takiego zajęcia: tu człowiek pracuje na swoim, sam jest sobie szefem. Sam decyduje o tym, kiedy zaczyna i kończy pracę. Pracuje dlatego, że chce, a nie dlatego, że musi.<br /><br />Iluż to ludzi – pisze Ward – w skrytości ducha marzy o tym, aby posiadać mały sklep, zacząć działać na własną rękę, uruchomić niewielki zakład! Mnóstwo osób jest gotowych bardzo ciężko pracować – jeśli to da im większą niezależność (większe poczucie niezależności?).<br /><br />Czy związek zawodowy raczej ułatwia czy utrudnia realizację takiego celu?<br /><br />Jako organizacja pracowników najemnych, którzy „walczą” o swoje w ramach systemu pracy niemal wyłącznie na cudze potrzeby, związek zawodowy staje często przed pokusą podjęcia współpracy z funkcjonariuszami państwowymi i prób uzyskania pewnych przywilejów kosztem tych, którzy do danego związku nie należą. W interesie wielu działających współcześnie związków zawodowych leży wpisywanie się w „logikę” współczesnego systemu państwowego kapitalizmu z całym jego zbiurokratyzowaniem i działaniami na masową skalę. Nierzadko działaczom i „koordynatorom” związkowym opłacalne może wydawać się opłacalne trwanie w swoistej symbiozie z funkcjonariuszami państwowymi i kontrolującym produkcję masową wielkim biznesem – ze szkodą dla zwanych „przeciętnymi” (choć przecież nieprzeciętnych) zjadaczy chleba, do których grona zaliczają się również „zwykli” (choć przecież niezwykli) członkowie związku.<br /><br />Zjawisko kolaboracji między „wielkimi” lub „większymi” tego świata na szkodę „maluczkich” obserwujemy od wieków. Do licznych konfliktów zbrojnych, morderstw, gwałtów, kradzieży, okrucieństw wojennych dochodziło i wciąż dochodzi wskutek decyzji i przy (milczącej niekiedy) aprobacie ministrów, menadżerów, prezesów, sekretarzy, królów, prezydentów – słowem: tzw. decydentów – widzących w drugim człowieku „zasób ludzki”, a nie osobę obdarzoną godnością. Jaki interes mają poborowi mordujący się wzajemnie na wojnach wywoływanych przez ich „panów”? Nie od dziś wiadomo, że „na wojnie świszczą kule, / Lud się wali jako snopy, / A najdzielniej biją króle, / A najgęściej giną chłopy”. [Trochę inaczej wygląda sytuacja osób dokonujących morderstw i zniszczeń na zlecenie funkcjonariuszy państwowych dobrowolnie (chodzi zarówno o żołnierzy armii państwowych, jak i pracowników prywatnych firm militarno-ochroniarskich współpracujących z funkcjonariuszami państwowymi) – to są po prostu płatni zabójcy]. Jaki sens i jakie skutki ma prześladowanie drugiego człowieka, który nie stanowi dla mnie bezpośredniego zagrożenia, nie zaatakował mnie, żyje sobie spokojnie po swojemu?<br /><br />Usługujący sobie wzajemnie przedstawiciele wielkich przedsiębiorstw, wysoko postawieni funkcjonariusze państwowi oraz spece od nieuczciwej propagandy od niepamiętnych czasów starali się o to, aby „szary” człowiek wykrwawiał się w służbie swoim samozwańczym panom. Tych faktycznie świadomych charakteru swojej działalności „inżynierów społecznych” (rojących sobie, że staną się inżynierami dusz ludzkich) jest być może garstka. To właśnie ci ludzie, którzy przemocą lub groźbą jej użycia zmuszają męża i ojca do porzucenia rodziny i zaciągnięcia się do wojska albo pracy ponad siły; to ci, którzy pogróżką i szantażem zmuszają żonę i matkę do porzucenia rodziny i rezygnacji z opieki nad domowym ogniskiem („Aha – reagują niektórzy – to pańska żona nie pracuje?”. Odpowiedź: „Rzeczywiście – nie »pracuje«. Ona haruje!”) – w imię „realizacji zawodowej” i pracy na cudze potrzeby poza domem; to ci, którzy demoralizują ludzi młodych, starając się zrobić z nich bezwolnych obywateli nowego wspaniałego świata. Ci sami „architekci” mogą zdawać sobie sprawę z tego, na jak kruchych podstawach opiera się ich władza. W jak wielkiej mierze zależy ona od wpajanego „poddanym” poczucia bezradności. Gdybyśmy tylko powszechnie odrzucili postawę wyrażaną słowami: „To prawda, to niesprawiedliwe, powinno być inaczej – ale cóż ja mogę zrobić?” i w większym stopniu zdali sobie sprawę z tego, jak w dobry i istotny sposób możemy wpłynąć na kształt doczesnego świata, doprowadzilibyśmy do zmian w mgnieniu oka.<br /><br />Tyler Durden, znudzony i zmęczony życiem chuligan-nihilista, bohater filmu <span style="font-style: italic;">Fight Club</span>, uświadamia ścigającemu go i jego koleżków wysokiemu funkcjonariuszowi policji, w jakim stopniu jest on zależny od ludzi, których goni – to oni gotują jego posiłki. Wywożą jego śmieci. Łączą jego rozmowy telefoniczne. Prowadzą karetki. Strzegą go, kiedy śpi. „Nie zadzieraj z nami!”.<br /><br />To właśnie ta wielka siła drzemiąca w „prolach” (George Orwell, <span style="font-style: italic;">1984</span>), mądrze przez nich użyta, może w krótkim czasie doprowadzić do zmian na lepsze.<br /><br />Dobry chyba przykład konstruktywnego postępowania dają opisywani przez Kevina Carsona robotnicy „przejmujący” zamknięte i stojące bezczynnie przedsiębiorstwa (Carson pisze o nich m.in. w esejach zamieszczanych na stronach <a href="http://homebrewindustrialrevolution.wordpress.com/">Homebrew Industrial Revolution</a> oraz <a href="http://c4ss.org/">Center for a Stateless Society</a>). Zamiast urządzać awantury na ulicach i domagać się życia na cudzy koszt, robotnicy z własnej inicjatywy udają się do pracy, uruchamiają porzucone maszyny, dokonują potrzebnych napraw zaniedbanego sprzętu. Niejako przy okazji zacieśniają więzy w ramach wspólnoty lokalnej. Robią dobrze to, co umieją, bez oglądania się na to, co powie „góra”. Stosując rotacyjny system pracy i prowadzenia przedsiębiorstwa, czynią ważny krok na drodze do niezależności. Jeśli w dodatku nastawią się na produkowanie tego, co jest potrzebne – to znaczy odpowiadające oczekiwaniom potencjalnych klientów (zamiast programowo tłuc setki wykoncypowanych przez projektantów egzemplarzy jakiegoś urządzenia, a potem skrobać się w głowę: „Jak by to opchnąć?”) – można by rzec: pracują w wolnym zawodzie.<br /><br />Człowiek pracujący „na swoim” ma dużą motywację do jak najlepszego wykorzystywania swoich talentów i samodoskonalenia. Zdaje sobie sprawę z tego, że jakość jego pracy przekłada się bezpośrednio na jakość jej owoców. Poza tym łatwiej mu cieszyć się czymś, co własnoręcznie, samodzielnie wykonał. Taka praca po prostu daje radość.<br /><br />Gdyby członkowie związku zawodowego w taki lub podobny sposób starali się o większą niezależność i kształtowali swoją organizację na wzór towarzystwa wzajemnej pomocy (<span style="font-style: italic;">friendly society</span>), własnymi siłami zapewniając sobie np. wsparcie w chorobie, wspólną edukację, pomoc materialną na wypadek utraty pracy czy gromadzenie dobrowolnych składek na emeryturę – rezultatem byłoby społeczeństwo bardziej ludzkie.<br /><br />Może na początek istnieje potrzeba zorganizowania się w związek, aby poczuć wspólnotę interesów, swego rodzaju „solidarność zawodową” (rozumianą jako troska o „dostęp wszystkich do pracy i jej utrzymanie”). Potem – jeśli nie odpowiadają nam dotychczasowe warunki zatrudnienia – każdy z nas składa wymówienie. A ponieważ się znamy, mamy do siebie zaufanie, jesteśmy chętni do pracy i łatwo nam się ze sobą dogadać, wspólnymi siłami zakładamy nowe przedsiębiorstwo, w którym produkujemy to samo, co wcześniej (a może nawet coś potrzebniejszego i lepszej jakości) – tylko że teraz na własną rękę. Odmawiamy działania na cudzych zasadach, które odbieramy jako niesprawiedliwe, i wykorzystujemy własną inicjatywę – robimy składkę i odkupujemy zakład od dotychczasowego właściciela, przejmujemy na wpół zrujnowany budynek dawnego przedsiębiorstwa państwowego, doprowadzamy go do ładu i uruchamiamy produkcję, zaczynamy coś wytwarzać we własnym garażu albo przydomowym warsztacie...<br /><br />W celu wzmocnienia takich inicjatyw warto może na początku działalności związku zawodowego uznać za priorytet umożliwienie każdemu pracy „na swoim”. Potrzebujemy w tym celu wyjścia poza „logikę” systemu masowej produkcji i podejmowania skutecznych działań na skalę lokalną. Kluczem do sprawy może okazać się posiadanie na własność swojego miejsca pracy. Kawałek ziemi, fabryczka, mała przetwórnia, zakład reperujący jakieś sprzęty – dobrze by się stało, gdyby pracownik mógł powiedzieć o swoim miejscu pracy – „to moje miejsce pracy; pracuję u siebie” (czy będzie to własność jednego człowieka, czy też jakaś forma „wspólnej własności prywatnej”).<br /><br />Po osiągnięciu takiego celu członkowie związku zawodowego mogliby poświęcić więcej energii innym fundamentalnym zadaniom – takim na przykład jak zapewnienie sobie i swoim rodzinom opieki zdrowotnej.<br /><br />Wspólne organizowanie pracy na poziomie lokalnym sprzyja temu, aby częściej umawiał się człowiek z człowiekiem zamiast organizacja (lub jej anonimowy w gruncie rzeczy przedstawiciel) z organizacją (lub jej anonimowym przedstawicielem). (Swoją drogą fakt, że liczne organizacje wyposaża się w stanowiska „dyrektorów ds. komunikacji”, „koordynatorów ds. przepływu informacji”, „przedstawicieli ds. public relations” itp. świadczy o tym, że ich funkcjonariusze zupełnie stracili z pola widzenia człowieka i wybrali pogrążanie się w oceanie wirtualnej informacji. Jak można poważnie traktować firmę, której pracownikom przydzielają „specjalistę” od porozumiewania się między sobą?).<br /><br />Można by wysunąć taki zarzut: Zaraz, zaraz. Snujesz pan tu jakieś idylliczne wizje, a cały sens związku zawodowego polega na tym, że pracujemy najemnie u kogoś obcego, ale wciąż naciskamy, domagamy się, walczymy o swoje.<br /><br />Można i tak. Tylko czy ma to ręce i nogi? Ktoś może nie cierpieć przełożonego i nienawidzić tego, co robi. Proste pytanie: jak to zmienić? Co może zrobić w tej sprawie konkretny człowiek? Jak może zadziałać związek zawodowy?<br /><br />Kurczowe trzymanie się posady przy jednoczesnym konflikcie z przełożonymi rodzi dość niezdrową sytuację. Z jednej strony: nie znoszę tego, co robię, i miejsca, w którym to robię, a z drugiej: poświęcam niesłychane ilości czasu i energii na to, aby tę niepotrzebną mękę kontynuować. [Nawet jeśli zdarzy się – na przykład – że sąd, którego interwencji będę się domagał, przyzna mi w sporze z pracodawcą rację i – jeśli zostałem wcześniej niesprawiedliwie zwolniony – nakaże przywrócić mnie do pracy, to wytwarza się dziwna sytuacja: ja wciąż pracuję tam, gdzie mi się nie podoba – bo muszę (czuję, że muszę?), pracodawca mnie zatrudnia – bo musi. Patrzymy na siebie wilkiem, trudno o jakiekolwiek współdziałanie, skoro już nawet wzywaliśmy obcych, trzecią stronę, aby nas rozsądzała. Czy to nie chore?].<br /><br />Dziś, niestety, bardzo silna jest pokusa odwoływania się do przemocy funkcjonariuszy państwowych, dostrzegalna w oficjalnych dokumentach programowych współczesnych związków zawodowych („domagamy się regulacji państwowych / ustaw / dyrektyw, które zapewnią / spowodują, że...”). Stanowi też broń obosieczną. Skoro godzimy się na to, że funkcjonariusze państwowi kogoś okradną i „dadzą nam” – godzimy się również na to, że „nam zabiorą”, a dadzą komu innemu – a od czasu do czasu spróbują nas spacyfikować za pomocą sił zbrojnych.<br /><br />Bitwy z policją lub ochroniarzami na terenach, którymi zawiadują tymczasowo funkcjonariusze państwowi bądź nasz obecny pracodawca, skutkują chyba wyłącznie niepotrzebnym uszczerbkiem na zdrowiu i pogłębianiem nienawiści między związkowcami a osobami znajdujących się obecnie na usługach reżimu – a przecież to właśnie im w sposób szczególny pomogłoby zrzucenie jarzma państwowego kapitalizmu i rezygnacja z pracy najemnej na cudze potrzeby.<br /><br />Jak ulał pasuje tu cytat z Bolesława Prusa, zniechęcającego do niepotrzebnej destrukcji: „Kto słowem i osobistym przykładem występuje przeciw karciarstwu, alkoholizmowi, prostytucji – robi dobrze, gdyż stara się zapobiec marnotrawstwu czasu i pieniędzy, ciężkim chorobom i ohydnej niewoli istot ludzkich. Ale kto rozbija domy publiczne, robi źle, gdyż nie zapobiegając nierządowi, niszczy mnóstwo przedmiotów użytecznych, zuboża społeczeństwo” (Bolesław Prus, <span style="font-style: italic;">Kroniki tygodniowe</span>, Warszawa 1987, t. II, s. 79).<br /><br />Kolejna sprawa: strajk okupacyjny. Instalujemy się gdzieś i nie ruszymy się stąd! Ale co powiemy naszej żonie i dzieciom – „Nie wracam na noc do domu, bo muszę pilnować barykady, żeby tylko nas nie wywalono?”. Rodzina cierpi, produkcja staje, spędzamy dość bezczynnie całe dnie, godziny, minuty i sekundy... W ostatecznym rozrachunku tracimy wszyscy – a najwięcej nasi najbliżsi.<br /><br />Jak związek zawodowy traktuje łamistrajków albo wolnych strzelców, którzy pracują razem z nami, ale nie należą do związku? Czy odnosimy się do nich jak do ludzi, choć starają się oni o zapewnienie sobie godnych warunków pracy i życia innymi sposobami niż my sami? Czy może stosujemy jakieś niesprawiedliwe szykany?<br /><br />Chcesz tu pracować? Proszę bardzo. Jeśli ja sam i moi związkowi koledzy tego nie chcemy – droga wolna. Możemy złożyć wymówienia i postarać się o inne zajęcie.<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqWX6Q2hkcqNiF-cJ995lJkodzmGpjX4Uc1q-k9olhmf4ow45nnRE_OnuawpCOK4CligJSZlbZWxOCMo6mFSyuqZEWmEXrCAMlS6x-eHJ9NtpZt8bNzz4UbZ6v9xMoTqioaVccv7usnxM/s1600/Luke7777777+Logo+-+L7+Logo+-+post+break+-+3,94x0,44.gif"><img style="display: block; margin: 0px auto 10px; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 45px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqWX6Q2hkcqNiF-cJ995lJkodzmGpjX4Uc1q-k9olhmf4ow45nnRE_OnuawpCOK4CligJSZlbZWxOCMo6mFSyuqZEWmEXrCAMlS6x-eHJ9NtpZt8bNzz4UbZ6v9xMoTqioaVccv7usnxM/s400/Luke7777777+Logo+-+L7+Logo+-+post+break+-+3,94x0,44.gif" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5477662661216618546" border="0" /></a><br /><br />Czy ja w ogóle chcę tu pracować – moglibyśmy zapytać w duchu anarchosyndykalistycznym – i walczyć na nieswoim o nieco znośniejsze warunki niewoli? Robić dla kogoś obcego? Oddawać mu to, co sam zrobiłem? Nie ma głupich! Rezygnuję! Chcę zachować pełen owoc mojej pracy! No, przynajmniej większą jego część. (Kłania się Benjamin Tucker). Umawiamy się z kumplami ze związku; razem składamy wymówienie i rozkręcamy własny interes.<br /><br />Jeśli zajdzie taka potrzeba, możemy się przekwalifikować. Braterstwo ludzi pracy lepiej wyraża się w gotowości pomocy drugiemu i nauczenia go czegoś pożytecznego niż w automatycznym szufladkowaniu poszczególnych osób jako „monterów”, „elektryków”, „operatorów wózka widłowego” i nikogo poza tym. Każdy otrzymał jakiś dar, jakieś zadanie do spełnienia, każdy lubi coś robić. Wielu ma rozliczne talenty i wyraża gotowość uczenia się czegoś nowego. Praktyczna odpowiedź na pytanie, jak umożliwić (albo przynajmniej ułatwić) wszystkim ludziom i każdemu z osobna realizowanie jego potencjału – to dopiero sztuka.<br /><br />Spore nadzieje można wiązać z organizacjami zrzeszającymi samozatrudnionych właścicieli – na przykład rolników. Charakter ich pracy w naturalny sposób sprzyja trosce o własność (gospodarstwo, ziemię), więzi rodzinne (wspólne staranie o obfite zbiory, częsty kontakt z pomagającymi przy różnych zajęciach dziećmi) oraz lokalne [lepsi chyba – mimo wszystko – sąsiedzi-plotkarze (jeśli na takich akurat trafimy) niż anonimowy tłum miejski?].<br /><br />Jeśli pojmiemy związek zawodowy jako zrzeszenie konkretnych ludzi powołane do realizacji konkretnych zadań bez oglądania się na funkcjonariuszy państwowych i „struktury” (biurokratyzacja grozi non-stop każdej instytucji wznoszonej ludzkimi rękami) – mamy zdrową alternatywę wobec zastałych biurokratycznych molochów – zarówno państwowych, jak i prywatnych. Historia (może przede wszystkim rodzinna) dostarczy nam licznych przykładów i wskazówek, jak możemy własnymi raczej niż cudzymi siłami zapewniać sobie godny byt.<br /><br />Pomoże w tym, doradzane niegdyś przez Macieja Dudka, odcięcie się od medialnego zgiełku. Faktycznie – to działa! Czas, który oszczędzamy, odmawiając zamulania sobie głowy serwowanymi odbiorcom przez sześćdziesiąt sekund na minutę pigułami informacyjnymi i sztucznego ekscytowania się cudzym życiem, wykorzystujemy na konkretne działanie – w pierwszej kolejności na skalę lokalną.<br /><br />Można by się spierać, czy bezpośrednia rozmowa z drugim człowiekiem, zasadzenie kilku drzew wspólnie z sąsiadem czy skonstruowanie w przydomowym warsztacie jakiegoś przydatnego urządzenia zawsze i w każdych okolicznościach przedstawia większą wartość niż obejrzenie (mądrego skądinąd) filmu albo przeczytanie (ważnego skądinąd) artykułu – ale wahadło wychyliło się chyba już zbytnio w stronę świata sztucznego i nadszedł czas, aby rozpocząć powrót do rzeczywistości.<br /><br />Członkowie związków zawodowych mogą w każdej chwili powiedzieć: „Kichamy na polityków i znajdujących się na ich usługach dziennikarzy. Mamy gdzieś naszych dotychczasowych szefów. Odrzucamy niewolę i organizujemy sobie pracę na swoim. Po naszym sześciogodzinnym (a może krótszym) dniu pracy, zamiast zatruwać sobie umysły telewizyjno-gazetową papką, idziemy na spotkanie z kolegą-związkowcem z sąsiedniej wsi albo miasteczka i dowiadujemy się o tym, jak udoskonalić wytwarzane przez nas produkty, wspólnie zastanawiamy się nad jak najlepszym sposobem zapewnienia sobie środków do życia na starość, zerkamy do internetu, gdy chcemy zdobyć jakieś wskazówki mogące pomóc nam w pracy”.<br /><br />Zdumiewająco wiele osób uprawia dziś narzekactwo. „Mój dyrektor jest głupi, mój przełożony to bałwan, beznadziejna ta moja praca” – słyszymy niejednokrotnie od osób, które jednak wciąż pracują dla tego głupka czy bałwana. „Czegoś biedny? Boś głupi. Czegoś głupi? Boś biedny. Narzekasz, ale nadal dla mnie robisz” – mógłby z kolei odpowiedzieć z drwiącym uśmieszkiem prezes lub dyrektor, pamiętający o tym, że od wieków przedstawiciele klasy wyzyskiwaczy (których tak celnie sportretował Krzysztof Śledziński w tekście <a href="http://liberalis.pl/2009/06/05/krzysztof-sledzinski-ku-libertarianskiej-teorii-klas/"><span style="font-style: italic;">Ku libertariańskiej teorii klas</span></a>) pasożytowali na tych, których uczynili (usiłowali uczynić?) swoimi poddanymi – również na robotnikach, członkach związków zawodowych. Baty niemal zawsze dostawał ten prosty, „biedny” człowiek. Na ile sam był za to odpowiedzialny? Na ile miał świadomość potrzeby wyrwania się z konstruowanej przez etatystów i ich kolaborantów budowli społecznej, w której stanowił dla nich tylko klocek przydatny o tyle, o ile dawał się umieścić w przeznaczonym mu miejscu? Na ile pamiętał o tym, co mówi Kościół w <span style="font-style: italic;">Gaudium et spes</span>: „Człowiek [...] jest twórcą, ośrodkiem i celem całego życia gospodarczo-społecznego”? (Na ile tę świadomość mieli jego ciemiężcy?)<br /><br />Zauważmy, że Kościół, który tradycyjnie popierał tworzenie związków zawodowych, stawia w centrum życia gospodarczo-społecznego człowieka, konkretną osobę. Zatem na pierwszym miejscu znajduje się człowiek – jego godność i potrzeby.<br /><br />Związek zawodowy, którego członkowie pamiętają o tej prawdzie, może mieć do spełnienia bardzo ważną rolę. Pomóc ludziom w zdrowej samoorganizacji społecznej. Wspierać wszystkich pragnących pracować na swoim. Dawać obszar do wymiany doświadczeń i wzajemnego doskonalenia. Troszczyć się o udzielanie potrzebującym materialnego wsparcia.<br /><br />Zorganizowanie się w związek zawodowy może nam szczególnie pomóc na początkowym etapie przechodzenia z systemu pracy najemnej na cudzym do takiej rzeczywistości, w której zamiast pięciu megagigakorporacji zatrudniających miliard osób mamy miliard małych przedsiębiorstw, w których pracuje po pięć osób – albo pięć miliardów samozatrudnionych. Związek zawodowy pomyślany (na początkowym etapie działalności) jako narzędzie do samowyzwolenia klasy wyzyskiwanych (rozumianej wg definicji Krzysztofa Śledzińskiego) może się z czasem przekształcić w opartą o nieformalne relacje grupę przyjaciół, współpracowników, ludzi, którzy wspólnie potrafią i lubią coś zrobić.<br /><br />Takiemu kierunkowi zmian może sprzyjać postępowanie w duchu propozycji nakreślonej przez Benedykta XVI: <span style="font-weight: bold;">„Gdyby każdy we własnym środowisku zdołał odrzucić kłamstwo i przemoc w intencjach, w słowach i w czynach, pielęgnując troskliwie uczucia szacunku i poważania innych, być może nie rozwiązałoby to wszystkich problemów życia codziennego, ale można by je podejmować z większym spokojem i skutecznością”.</span> (<a href="http://www.sanctus.pl/index.php?module=aktualnosci&grupa=&podgrupa=&strona=1&id=1333&kategoria=3">Benedykt XVI, <span style="font-style: italic;">Rozważanie o „mądrości zstępującej z góry”</span></a>)<br /><br />Papież podchodzi do zagadnienia powszednich trudów człowieka podobnie jak wielu przyjaciół idei wolnościowej. Wskazuje na to, że, wbrew utopijnym marzeniom etatystów, raju na ziemi nie zbudujemy – ale nasza własna postawa, nasze osobiste świadectwo, mogą pomóc uczynić doczesny świat sprawiedliwszym. „Pielęgnując troskliwie uczucia szacunku i poważania innych” można już tu [we własnym środowisku: w gronie rodzinnym, w swoim miejscu pracy (może warto się starać, aby te obszary życia stały się tożsame)] i teraz budować coś wartościowego.<br /><br />W ten sposób ułatwiamy również każdemu zrozumienie wyboru przed jakim stoi: albo opowie się za kłamstwem i przemocą w intencjach, w słowach i w czynach – albo wybierze drogę prawdy, wolności i szacunku dla godności drugiego człowieka.<br /><br />_______<br /><br />Tekst jest poprawioną wersją <a href="http://liberalis.pl/2010/03/03/lukasz-kowalski-zwiazek-zawodowy-samozatrudnionych-wlascicieli/">artykułu</a> zamieszczonego na stronie <a href="http://www.liberalis.pl/">Liberalis</a> jako głos w dyskusji na temat <span style="font-style: italic;">Związki zawodowe i konsekwencje ich działalności (obrona praw pracowniczych, strajki itd.)</span>.<br /><br /><br /><br /><br /><br /><br /></div>Luke7777777http://www.blogger.com/profile/01598820048682481428noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8374826935056360710.post-71159170438510634372010-04-03T22:13:00.000-07:002010-04-03T22:15:14.308-07:00Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego 2010<div style="text-align: center;"><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfyck8aDHwLiEM9LV2EQPjbuh0KaDe1Dr96nW8U0P3tsTXTrhLyXlxsJzNiByeBL5O-xWp3YXHuQv8bINTFbamU3dtegZImw1Mt_dy7QDHQgbO402E7I1mxpSW6LO5FKwRqJi42qy3WZU/s1600/Lotto+-+Resurrection+-+1543+-+Lorenzo_Lotto_071.jpg"><img style="display: block; margin: 0px auto 10px; text-align: center; cursor: pointer; width: 263px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfyck8aDHwLiEM9LV2EQPjbuh0KaDe1Dr96nW8U0P3tsTXTrhLyXlxsJzNiByeBL5O-xWp3YXHuQv8bINTFbamU3dtegZImw1Mt_dy7QDHQgbO402E7I1mxpSW6LO5FKwRqJi42qy3WZU/s400/Lotto+-+Resurrection+-+1543+-+Lorenzo_Lotto_071.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5456146410884551986" border="0" /></a>Lorenzo Lotto, <span style="font-style: italic;">Zmartwychwstanie</span>, 1543<br /></div><div style="text-align: center;"><br /></div>Luke7777777http://www.blogger.com/profile/01598820048682481428noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8374826935056360710.post-87076079044581683362010-04-02T03:27:00.000-07:002010-04-02T03:30:15.968-07:00Wielki Piątek 2010<div style="text-align: center;"><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg3fNeBgOCgFIlllZQpcGKTQOlp5Jsyr0veEODylujizN2W9EtfTAO0iuu2wzJWPy0nzed2rR_pLI1RnCHHK_EEpcqBy6gkKG8VmVVDplqrHJ8dsExWhnJqi3d3aItIZ8EkKOQP9BgqMCc/s1600/Lotto+-+Christ+Carrying+the+Cross,+1526,+Oil+on+canvas,+66+x+60+cm+Mus%C3%A9e+du+Louvre,+Paris.jpg"><img style="display: block; margin: 0px auto 10px; text-align: center; cursor: pointer; width: 365px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg3fNeBgOCgFIlllZQpcGKTQOlp5Jsyr0veEODylujizN2W9EtfTAO0iuu2wzJWPy0nzed2rR_pLI1RnCHHK_EEpcqBy6gkKG8VmVVDplqrHJ8dsExWhnJqi3d3aItIZ8EkKOQP9BgqMCc/s400/Lotto+-+Christ+Carrying+the+Cross,+1526,+Oil+on+canvas,+66+x+60+cm+Mus%C3%A9e+du+Louvre,+Paris.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5455485376054413106" border="0" /></a>Lorenzo Lotto, <span style="font-style: italic;">Chrystus niosący krzyż</span>, 1526<br /><br /><br /></div>Luke7777777http://www.blogger.com/profile/01598820048682481428noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8374826935056360710.post-40382515148551313052010-03-16T23:15:00.000-07:002010-03-16T23:31:03.692-07:00Tłumaczenie: James Leroy Wilson „Standard życiowy a jakość życia”<div style="text-align: justify;"><span style="font-weight: bold;">Trudności gospodarcze mogą pomóc w wyborze lepszego sposobu życia.</span><br /><br />— Tatusiu, weźmiesz mnie na ręce?<br /><br />— Rosie, jesteś już wystarczająco duża, żeby iść całą drogę pieszo. To tylko parę przecznic stąd.<br /><br />Był piękny ranek. Idąc swoim osiedlem, tatuś z córką machali przyjaźnie do ludzi pracujących w swoich przydomowych ogródkach.<br /><br />— Chciałabym, żeby babcia nie mieszkała tak daleko! — poskarżyła się Rose.<br /><br />Tata zaśmiał się. — Masz szczęście, że babcia mieszka tylko parę ulic stąd. Kiedy byłem w twoim wieku, moi dziadkowie mieszkali dwa tysiące mil ode mnie!<br /><br />— Dwa tysiące! — Milton, starszy brat Rose, aż zaniemówił. — Czy kiedykolwiek się z nimi widywałeś?<br /><br />— No, jakiś raz albo dwa w roku. Lecieliśmy z wizytą do nich, a czasami oni do nas. Ale potem latanie zrobiło się za drogie, a samoloty strasznie się spóźniały – a to nic przyjemnego ani dla dzieci, ani dla rodziców. Próbowaliśmy jeździć do dziadków samochodem, ale były trudności z tym, żeby oboje moi rodzice w tym samym czasie dostali urlop w pracy. Dojazd zabierał nam cztery dni; powrót – tyle samo; a wszystko, żeby zobaczyć się z babcią i dziadkiem na zaledwie pięć dni. A zresztą benzyna tak poszła w górę, że nawet jeżdżenie zrobiło się za drogie. Więc potem widywaliśmy się z nimi raz na jakieś dwa lata.<br /><br />— Ale dlaczego dziadkowie mieszkali tak daleko od was?<br /><br />— Ze względu na pracę dziadka – i mojej mamy też.<br /><br />— Dlaczego nie mieszkali bliżej i nie zajmowali się czym innym?<br /><br />— Dobre pytanie. Musieli trzymać się blisko firm, dla których pracowali, bo to one płaciły za ich leczenie.<br /><br />— Tatusiu, czy dziadkowie byli niewolnikami?<br /><br />Tata zaśmiał się. — Nie! Nie to miałem... Skąd. — Ale pomyślał sobie: „Może w pewnym sensie nimi byli”.<br /><br />Milton zapytał:<br />— Dlaczego latanie zrobiło się takie drogie?<br /><br />Tata powiedział:<br />— Cóż, to było wtedy, kiedy wszystko tak zdrożało. Nie tylko paliwo – jedzenie też. Zaczęło się, kiedy Bank Rezerwy Federalnej drukował coraz więcej pieniędzy, żeby finansować wydatki, które rząd robił mimo deficytu budżetowego. Wydawanie pieniędzy mimo dziury w budżecie polega na tym, że rząd wydaje więcej niż zbierze w podatkach; a rząd wydawał olbrzymie sumy. Na dobitkę robił to nieudacznie, finansując głupie wojny, a to doprowadziło do wzrostu cen wszystkiego – poczynając od paliwa i jedzenia.<br /><br />Milton powiedział:<br />— To brzmi okropnie. Co zrobiliście?<br /><br />Tata odpowiedział:<br />— Ludzie przestali robić to, co dotychczas, i zadali sobie pytanie, dlaczego żyją w ten, a nie inny sposób. Zapytali, dlaczego w samolocie traktuje się ich jak bydło. Dlaczego zdziera się z nich na stacji benzynowej i w supermarkecie. Wiele osób chciało, żeby rząd coś zrobił, aby im pomóc, bo nie rozumiało, że to właśnie rząd był przyczyną ich problemów. Ale inni, tak jak twoja babcia, zabrali się do roboty.<br /><br />— Co zrobiła babcia? — zapytał Milton.<br /><br />— No cóż, widzisz wszystkich tych ludzi pracujących w swoich ogródkach? Tych ogródków kiedyś tu nie było. Ludzie mieli trawniki i szli między sobą w zawody o to, kto ma najpiękniejszą i najzieleńszą trawę. Ale twoja babcia wróciła pewnego dnia z supermarketu, usiadła i powiedziała: „Dość tego. Będziemy mieli nasze własne jedzenie”. I następnej wiosny w miejscu, gdzie poprzednio rosła trawa, babcia założyła ogródek warzywny.<br /><br />Żebyś tylko widział, jakiego szału dostali niektórzy sąsiedzi babci. Wspólnota mieszkaniowa pozwała ją do sądu, twierdząc, że jej ogród psuje widok i że spadnie wartość pozostałych nieruchomości. Ale rok później kolejne osoby zaczęły zakładać własne ogródki w miejsce trawników.<br /><br />I nie skończyło się na samych trawnikach. Ludzie zaczęli wprowadzać w domach ulepszenia, aby oszczędzać więcej energii. Nie robili tego w trosce o środowisko, ale o własną kieszeń. Sąsiedzi zaczęli dzielić się ze sobą swoimi pomysłami i wspólnie pracować – podczas gdy wcześniej prawie nie otwierali do siebie ust.<br /><br />Wiele innych rzeczy ludzie również zaczęli robić inaczej. Wcześniej jeździli wszędzie samochodami, korzystali z wind i schodów ruchomych, aby potem płacić za możliwość wyciskania z siebie siódmych potów w siłowni. Ale konieczność oszczędzania doprowadziła do porzucenia siłowni. Ludzie zaczęli rzadziej korzystać z samochodów, a częściej chodzić pieszo i jeździć na rowerze, a w ramach ćwiczeń wchodzili na piętra po schodach. Niektóre rodziny zrezygnowały z własnych aut, decydując się na zakup vana wspólnie z sąsiadami i, gdy tylko się dało, wzajemnie się podwozili. Wiele dwudziestowiecznych wynalazków pozwalających uniknąć wysiłku było dostępnych na wyciągnięcie ręki, ale ludzie zdali sobie sprawę, że jeśli znów zaczną pracować fizycznie, zdołają spalić więcej kalorii i oszczędzić na rachunkach za energię. Wcześniej mnóstwo ludzi było bardzo otyłych, ale schudli. I to nie dlatego, żeby głodowali, ale dlatego, że zmieniali swój tryb życia.<br /><br />Zaczęli też korzystać z targowisk; kupowali mleko, mięso, jajka i inne produkty bezpośrednio od okolicznych farmerów. To, co oferowali farmerzy, było świeższe i zdrowsze od żywności przetworzonej. Ludzie zrozumieli, że lepiej wychodzą na tym, jeśli przychody pozostają we wspólnocie lokalnej, zamiast wędrować hen daleko do wielkiej korporacji.<br /><br />To właśnie wtedy twoja babcia, moja mama, rzuciła dotychczasową pracę i otworzyła domową piekarnię. Naruszało to miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego [<span style="font-style: italic;">zoning laws</span>], ale ludzie opowiedzieli się po stronie babci, a przeciw rządowi. Gdy rząd uprzytomnił sobie, że jest bezsilny i nie zdoła rozprawić się z tym nowym sposobem życia, ludzie zrozumieli, że nie muszą lękać się rządu i stali się wolni. Coraz więcej ludzi zaczęło zatem pracować we własnych domach i na własny rachunek. Wcześniej mamusie i tatusiowie zajmowali różne posady w różnych miejscach, ale teraz coraz więcej z nich pracuje wspólnie we własnym domu, a to pozwala im być blisko swoich dzieci – zamiast oddawać je pod cudzą opiekę.<br /><br />Bliżsi i dalsi członkowie rodziny postanowili trzymać się razem. Nigdy więcej bezsensownych długodystansowych podróży, aby się spotkać. Za czasów mojej młodości wiele rodzin rozdzielały duże odległości, ale teraz takich rozdzielonych rodzin jest mniej.<br /><br />Milton powiedział:<br />— Zdaje się, że działo się wam wtedy dużo gorzej niż dziś. Ale niektórzy mówią, że nasz kraj przechodzi kryzys, że nie jesteśmy już tacy bogaci, jak kiedyś. Mówią, że musimy „przywrócić naszemu narodowi wielkość”. Czy to prawda?<br /><br />Tata odpowiedział:<br />— To zależy od tego, jak rozumiesz bogactwo. Faktycznie, ludzie nie zarabiają teraz tyle pieniędzy, co wcześniej. Ale nie potrzebują tego. Jeśli sam wytwarzasz rzeczy, za które kiedyś płaciłeś, nie potrzebujesz pieniędzy. Jeśli masz blisko przyjaciół, rodzinę i pracę, nie potrzebujesz samochodów ani biletów na samolot. Ludzie, którzy chcą określać standard życiowy na podstawie ilości posiadanych pieniędzy, nie rozumieją, na czym rzecz polega. To jakość życia jest ważna – a ta jest obecnie lepsza niż kiedykolwiek. Ludzie, którzy chcą „przywrócić naszemu narodowi wielkość”, nawet nie wiedzą, co czyni naród wielkim. Oni przez „wielkość” rozumieją żołnierskie mundury, przemówienia polityczne i wielkie firmy zatrudniające rzesze ludzi do budowy czołgów, więzień i rakiet. Mówią o „wolności”, ale tak naprawdę chcą, aby rząd był tak potężny, jak dawniej – a to przeciwieństwo wolności. Nie staliśmy się naprawdę wolni, a nasz naród nie stał się naprawdę wielki, dopóki rząd nie zbankrutował i nie upadł. Ale oto jesteśmy na miejscu, pod domem babci. Boże, błogosław Amerykę!<br /><br />_______<br /><br />Tłumaczenie na podstawie:<br /><a href="http://www.partialobserver.com/article.cfm?id=2955&RSS=1">James Leroy Wilson, <span style="font-style: italic;">Standard of Living vs. Quality of Life</span>, http://www.partialobserver.com/article.cfm?id=2955&RSS=1</a><br /><br /><span style="font-style: italic;">Standard of Living vs. Quality of Life</span> opublikowano na stronie <a href="http://www.partialobserver.com/index.cfm">The Partial Observer</a> 29 maja 2008 r.<br /><br />James Leroy Wilson prowadzi blog <a href="http://independentcountry.blogspot.com/">Independent Country</a>.<br /><br /><br /><br /></div>Luke7777777http://www.blogger.com/profile/01598820048682481428noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8374826935056360710.post-85292288377225867142010-01-22T08:59:00.000-08:002010-02-17T01:21:36.184-08:00Tłumaczenie: Eleutheros [1] „Wolność wyboru – najlepszy sos”<a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgkKLYgNQVhhYhnLwtzfw_8gAoGSN_A3ClEfTd_sZvgqjnvi3mlRZeL52enWJvsXG6CkTwoXZ4JIhlcidnv2OsCwAybenqdXWdo1gGTPTXbrMz_anCHhsjUMz2Le9Skuf_-KWgrYwlPeoU/s1600-h/001+-+rows.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 300px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgkKLYgNQVhhYhnLwtzfw_8gAoGSN_A3ClEfTd_sZvgqjnvi3mlRZeL52enWJvsXG6CkTwoXZ4JIhlcidnv2OsCwAybenqdXWdo1gGTPTXbrMz_anCHhsjUMz2Le9Skuf_-KWgrYwlPeoU/s400/001+-+rows.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5429616574030632754" border="0" /></a><br /><div style="text-align: justify;">Z komentarzy pod poprzednim wpisem [<a href="http://milesfrombabylon.blogspot.com/2008/10/cause-not-occasion.html">Eleutheros, <span style="font-style: italic;">The Cause, not the Occasion</span>, http://milesfrombabylon.blogspot.com/2008/10/cause-not-occasion.html</a>]: „Pytanie: Jaką radę dałbyś komuś, kto ma szczerą chęć i wolę opuszczenia Babilonu?”.<br /><br />Nie wiem. Nie wiem, w jakich warunkach żyjesz, ani jakie masz upodobania; nie wiem, jakimi środkami dysponujesz; nie znam Twojej przeszłości itd. Można by z łatwością zasugerować właściwie cokolwiek albo rozpocząć tyradę na temat sprawy wcale niejednoznacznej. Muszę zatem ograniczyć odpowiedź do opisania najbardziej podstawowej zasady postępowania człowieka wolnego.<br /><br />Powyższe zdjęcie przedstawia przypominający katedralną nawę korytarz utworzony na jednym z poletek kukurydzy przez jej wysokie na 14 stóp [nieco ponad 4 metry – przyp. tłum.] łodygi. Po lewej stronie mniej więcej w połowie widzicie jedną kolbę wciąż sterczącą w górę, a kilka dalszych – pochylonych. Gdy w danej porze roku kukurydza już dojrzała, łodyga zaczyna się robić brązowa, a kolby pochylają się – w taki sposób, aby łupiny utworzyły płaszcz pozwalający kukurydzy obeschnąć w październikowym słońcu. Wkrótce rozpoczniemy zbiór, pozwolimy kukurydzy dosuszyć się do końca, potem obierzemy kolby z łupin i zrobimy zapas kukurydzy do zastosowań kulinarnych.<br /><br />Prawdę mówiąc, z zeszłego roku zostało nam tej kukurydzy tyle, że starczyłoby i na ten. Nigdy nie wiadomo, kiedy przytrafi się nieurodzajny rok, więc, licząc się z ewentualnością jego nadejścia, większość zebranej w tym roku kukurydzy zachowamy na później. Przez cały rok kukurydza będzie mielona na mąkę, której potrzebujemy do upieczenia podstawowego składnika naszej diety – chleba kukurydzianego. Inny sposób to namoczyć kukurydzę w wodzie wapiennej i zrobić z niej <span style="font-style: italic;">masę</span> do tortilli i <span style="font-style: italic;">tamales</span>. Naturalnym i głównym rodzajem pożywienia jest jednak w naszej kulturze chleb kukurydziany po appalachijsku, który – wraz z suszoną fasolą, także pochodzącą z naszych upraw – daje zrównoważone ilości skrobii, białka i tłuszczu.<br /><br />Te poletka – w tym roku jedno z nich obsadzone białą kukurydzą, a drugie – czerwoną – wciśnięto w dosyć wąski (mający może 70 stóp [ok. 20 metrów – przyp. tłum.] szerokości) pas zbocza położony nad górską kotliną. W dzisiejszych czasach niewielu uznałoby to miejsce za odpowiednie pod uprawy. Ziarna do siewu odkładano rok po roku z każdego ze zbiorów. Ziemię przygotowano za pomocą konia i stuletniego pługa. Żyzność gleby utrzymuje się stosując koński nawóz i kompost z liści. Innymi słowy, gdybyśmy zamknęli bramę naszego gospodarstwa [<span style="font-style: italic;">farmstead</span>] na kłódkę i już nigdy nie uprawiali handlu z Babilonem, wciąż moglibyśmy uprawiać kukurydzę i fasolę – w nieskończoność. Amen.<br /><br />Wielu spośród czytających wpisy na tym blogu albo inne teksty o podobnym charakterze wzdryga się z przerażeniem i obrzydzeniem na myśl o tym, w czym widzą wezwanie do wyizolowania się w jakimś odosobnionym zakątku świata i podtrzymywania swoich funkcji życiowych mizerną miską kukurydzianej papki po wszystkie dni swego istnienia. Są oni w wielkim błędzie.<br /><br />O co chodzi w tej wykorzystującej podstawowe zdobycze techniki, wymagającej niewielkich środków własnych, samowystarczalnej gospodarce [<span style="font-style: italic;">subsistence economy</span>] – co ona dla nas znaczy? To pytanie przywodzi na myśl Jacka Sparrowa, który, porzucony na pastwę losu wraz z Elizabeth Swann na bezludnej wyspie, powiedział jej, czym naprawdę jest <span style="font-style: italic;">Czarna Perła</span> – to wolność. Tak jak dla Jacka statek – tak dla nas praktykowane od wieków rolnictwo oznacza wybór. A możliwość wyboru stanowi samą istotę i podstawę naszej ucieczki z Babilonu.<br /><br />Moja odpowiedź anonimowemu komentatorowi brzmi zatem tak: <span style="font-weight: bold;">Aby opuścić Babilon, musisz mieć możliwość wyboru.</span> Niestety, bardzo prawdopodobne, że go nie masz – nawet jeśli jesteś święcie przekonany, że tak. Babilon, podobnie jak każdy system wyzysku i kontroli, może istnieć tylko dzięki ograniczaniu i eliminowaniu Twoich możliwości wyboru. Jak by nie patrzeć – jeśli faktycznie możesz dokonać wyboru, niewykluczone, że wybierzesz to, co przyniesie korzyść i rozwój Tobie i Twojej rodzinie, zamiast tego, na czym zyskuje Babilon.<br /><br />Babilon musi zlikwidować możliwość dokonania przez Ciebie wyboru. Robi to za pomocą dwóch skutecznych sztuczek. Po pierwsze, proponuje Ci możliwość dokonywania pozornego wyboru, aby odwrócić Twoją uwagę od faktu, że w istocie nie masz żadnego wyboru. Desperacki manewr rodzica, który nie podołał swojemu rodzicielskiemu zadaniu, polega na tym, że – gdy dziecko upiera się, że nie chce dokądś iść – mówi mu się: „Musimy być gotowi do wyjścia; którą koszulę chcesz włożyć – niebieską czy czerwoną?”. Rodzic ma nadzieję, że wybieranie koloru koszuli pochłonie dziecko do tego stopnia, iż zapomni ono, że w ogóle nie chciało wychodzić. Naziści używali tej metody do kontrolowania Żydów, których zamierzali zamordować; jest ona nie mniej godna potępienia, gdy wykorzystuje ją ktokolwiek inny. A stosowanie opisanej taktyki stanowi nieodłączny element działań Babilonu.<br /><br />Ludzie zawsze pytają nas na przykład o to, jakiego rodzaju alternatywnej energii elektrycznej używamy, bo przecież – mówią – jeśli macie zamiar wydostać się z Babilonu, z pewnością nie chcecie być podłączeni do sieci! Wybór między zasilaniem, powiedzmy, energią słoneczną a korzystaniem z sieci, jest pozorny. Jeśli „wywiniesz się” od zobowiązywania się do comiesięcznego uiszczania rachunku za prąd, obarczysz się koniecznością utrzymywania własnego tracącego na wartości i niszczejącego systemu wytwarzania energii elektrycznej. Co więcej, jeśli Twój domowy system to jedyne źródło prądu, z jakiego korzystasz, ilość energii, jaką jesteś w stanie wytworzyć, jest tak niewielka, że musisz drastycznie ograniczyć jej zużycie. Nie będziesz mógł, na przykład, korzystać z kuchenki elektrycznej, elektrycznego podgrzewacza do wody, elektrycznej suszarki do ubrań, elektrycznego pieca, ani pompy ciepła. Jeśli chcesz zatem żyć ograniczając się do ilości energii, jaką zdołasz wytworzyć za pomocą takiego systemu – to przede wszystkim będzie jej tak niewiele, że uzyskanie jej drogą podłączenia się do sieci nie będzie niosło za sobą poważnych wydatków ani znacznej utraty niezależności. Korzystanie wyłącznie z prądu wytworzonego własnymi siłami to pozorny wybór. Nasze domostwo [<span style="font-style: italic;">homestead</span>] urządziliśmy w ten sposób, że w żadnym stopniu nie jest zależne od elektryczności. Nie zrozumcie mnie źle – cieszy nas, że mamy prąd. Lubimy oglądać filmy na DVD, używać komputera, słuchać radia, korzystać z elektrycznej suszarki do żywności; lubimy też wygodę robienia różnych rzeczy wczesnym rankiem i późnym wieczorem przy elektrycznym świetle. Ale jesteśmy również przygotowani do tego, aby żyć bez prądu. <a href="http://milesfrombabylon.blogspot.com/2006_11_01_archive.html">Już to robiliśmy.</a> Mamy prawdziwą wolność wyboru – używać elektryczności albo nie – zgodnie z tym, co w danych okolicznościach podpowiada nam rozsądek. Przestawienie się z zależności od sieci na zależność od producentów baterii i paneli słonecznych nie jest prawdziwie wolnym wyborem, bo tak czy inaczej nie jesteś niezależny.<br /><br />Drugim sposobem, za pomocą którego Babilon narzuca swoją politykę braku wolności wyboru, polega na tym, że w sytuacji, gdy tak naprawdę możesz w wolny sposób podjąć decyzję, Babilon usiłuje Cię przekonać, że w istocie wcale nie masz takiej możliwości. Aby trudnić się uprawą roślin i tym sposobem samemu zaspokajać choć część swoich potrzeb żywnościowych, <span style="font-weight: bold;">musisz</span> zaciągnąć pożyczkę na zakup ziemi, prawda? <span style="font-weight: bold;">Musisz</span> chodzić do college’u, prawda? <span style="font-weight: bold;">Musisz </span>mieć cztery kółka, <span style="font-weight: bold;">musisz </span>mieć kartę kredytową, prawda?<br /><br />Nieprawda. Wszystkie te i wiele innych rzeczy Babilon powtarza do znudzenia – tak długo, że myśl, iż mógłbyś sobie poradzić zupełnie bez nich, nie mieści Ci się w głowie.<br /><br />Przywołuję więc przykład mojego pola kukurydzy jako ilustrację tego, na czym polega prawdziwa wolność wyboru. Sami robimy (a nawet przygotowujemy do zrobienia, mielemy i pieczemy) stanowiący podstawę naszej diety chleb – bez żadnego absolutnie udziału Babilonu. <span style="font-weight: bold;">Zawsze</span> więc możemy wybrać jedzenie naszego chleba zamiast tego, co oferuje Babilon. Kupujemy też czasem w hurtowych ilościach pszenicę i robimy z niej chleb, ale jeśli (jak zdarzyło się w tym roku) koszty transportu i nieurodzaj pszenicy powodują windowanie cen do poziomu, który jest dla nas nie do przyjęcia, możemy popatrzeć na to i powiedzieć: „Nie, nie idziemy na to; po prostu wrócimy do domu i zjemy nasz chleb kukurydziany i fasolę”. Podobnie, zdarza się nam kupować jedzenie na straganach i w sklepach; a czasami jemy na mieście. Ale <span style="font-weight: bold;">zawsze</span> mamy wolność wyboru i, jeśli chcemy, możemy korzystać z tej wolności całymi miesiącami. Słyszeliśmy wielu Babilończyków mówiących: „Człowiek musi jeść, więc niezależnie od wszystkiego i tak musimy zdobyć pieniądze na kupno jedzenia albo użyć karty kredytowej!”. Brak wyboru.<br /><br />Twoja ucieczka z Babilonu rozpoczyna się w momencie, gdy potrafisz powiedzieć: „Nie – mam wolność wyboru. Mogę stołować się w Babilonie, jeśli tak zdecyduję, lecz jeśli dyktowane przez Babilon warunki [<span style="font-style: italic;">terms and conditions</span>] będą mi wstrętne, nie muszę tego robić”.<br /><br />Takie właśnie jest znaczenie mojego pola kukurydzy.<br /><br />To tylko przykład. Możesz mieć różne możliwości do wyboru. Wróćmy więc do początku. Co możesz zrobić? Przypatrz się bacznie i uczciwie swojemu życiu, a potem zadaj sobie proste i szczere pytanie o to, gdzie brak Tobie wolności wyboru. Tylko rzetelna odpowiedź na to pytanie pozwoli Ci dokonać sprawiedliwej oceny własnego położenia. Czy jedyny wybór, przed jakim stoisz, to dystrybutor z paliwem i kolejna rata za samochód albo ubóstwo bez możliwości zdobycia środków na życie? Czy musisz kupować w supermarkecie, bo inaczej umrzesz z głodu? Czy bez firmy pożyczającej Ci pieniądze na zakup domu i bez pośrednika w obrocie nieruchomościami musiałbyś żyć pod mostem? A może bez uniwersytetu i uzyskiwanego tam stopnia nikt nie darzyłby Cię nawet odrobiną zaufania? Itd. itd. Jeśli Twoja odpowiedź brzmi „tak”, oznacza to, że jesteś pozbawiony wolności wyboru i znajdujesz się w niewoli Babilonu. Jego polityka odbierania Tobie wolności wyboru okazała się nadzwyczaj efektywna.<br /><br />Jest inny jeszcze interesujący aspekt związany z wolnością wyboru. Komuś niewprawionemu może się zdawać, że chodzi o pewne kontinuum, o stopień Twojego uzależnienia od Babilonu, a zatem o kwestię równowagi. Ale z pewnością tak nie jest. Istnieje pewien konkretny moment, pewien punkt przełomowy, w którym uwalniasz się z duszącego uścisku Babilonu.<br /><br />Przypominam sobie prowadzoną kilka lat temu rozmowę, która stała się inspiracją dla <a href="http://milesfrombabylon.blogspot.com/2005/07/beginning-of-wisdom.html">wpisu</a> na tym blogu. Mój rozmówca, jak wielu stosujących argument ze „stopnia uzależnienia”, utrzymywał, że obydwaj jesteśmy w podobny sposób uzależnieni od posługiwania się babilońską monetą; że w ostatecznym rozrachunku – tak jak on – nie jestem w stanie tego uniknąć. Różnica, której nigdy nie pojął, polegała na tym, że potrzeba posługiwania się pieniądzem Babilonu decydowała o tym, co mój rozmówca zrobi następnego ranka. On nie miał <span style="font-weight: bold;">żadnej </span>wolności wyboru. <span style="font-weight: bold;">Musiał</span> nazajutrz rano zatankować samochód i pojechać do pracy – gdyby postąpił inaczej, nad jego osobistym światem zawisłaby groźba katastrofy. Ja z kolei mogłem wybrać, czy posłużę się w danym dniu babilońskim pieniądzem – w danym dniu, albo w danym tygodniu, albo nawet w danym roku. Uwolniłem się spod władzy Babilonu. Mogłem wybrać, że pójdę do domu i będę jadł chleb kukurydziany i fasolę zamiast kupować coś na babilońskim targowisku – jak również zdecydować, że w zamian za kilka monet dołączę do babilońskich pląsów... albo że tego nie zrobię. No dobrze, ostatecznie byłbym zmuszony zapłacić podatek od nieruchomości i kupić trochę nafty. Ale miałbym całe tygodnie albo lata, żeby zdecydować, jak chcę to zrobić. Przez ten czas wiele rzeczy się zmienia, powstaje wiele możliwości, a wiele okoliczności pojawia się i znika. Nie muszę tego robić natychmiast, nie możesz mnie poganiać, nie możesz mi rozkazywać, nie możesz sporządzać przepisów, według których miałbym postępować. To <span style="font-weight: bold;">nie</span> kontinuum, ani kwestia „stopnia uzależnienia”; chodzi o konieczność robienia pewnych rzeczy na zawołanie, na cudzych warunkach i dla cudzej korzyści – albo robienia ich wtedy, gdy sam o tym zdecyduję, na moich warunkach, dla mojego pożytku. To właśnie oznacza żyć w sposób wolny.<br /><br />A zatem, mój anonimowy przyjacielu, to, co musisz zrobić, to zapewnić sobie wolność wyboru. Przyjrzyj się na spokojnie swojej sytuacji i wskaż, w jakich dziedzinach zapędzono Cię w ślepy zaułek. Potem zobacz coś więcej niż pozorną wolność wyboru podsuwaną Ci przez Babilon oraz jego bełkotliwe zapewnienia, że nie masz wolności podejmowania decyzji, i za każdym razem postępuj w taki sposób, abyś mógł powiedzieć Babilonowi: „Nie, nie tym razem, nie muszę”.<br /><br />A przede wszystkim, przypatrując się życiu ludzi naprawdę wolnych, nie patrz na nas tak, jakbyśmy gnieździli się na posępnym zboczu góry i łapczywie połykali miskę mizernej papki. Nic z tych rzeczy. Gdy decydujemy się na spożywanie naszej skromnej strawy, jest to niezrównana uczta. Jej część stanowi smakowity, aromatyczny sos – z którym nie może się równać żadna z najwyszukańszych nawet ofert lokali Babilonu. Ten sos to wolność wyboru.<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQjsI9zsPjNAgwraNikcnNUWm0d1e_kwIVVgJgwTlWaKK0P2QTQv-PTktfWM4QgYczkqoMk1Dbbbl2BxslBXqzkigu6PYq1MiCZcmLH2beWF_6vTE7fztrvPVyUYPqSBZxLUJ6yyG5hwI/s1600-h/002+-+corn.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 310px; height: 320px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQjsI9zsPjNAgwraNikcnNUWm0d1e_kwIVVgJgwTlWaKK0P2QTQv-PTktfWM4QgYczkqoMk1Dbbbl2BxslBXqzkigu6PYq1MiCZcmLH2beWF_6vTE7fztrvPVyUYPqSBZxLUJ6yyG5hwI/s400/002+-+corn.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5429616765145697586" border="0" /></a><br /><br />_______<br /><br /><br />[Wybrane komentarze z dyskusji pod tekstem:]<br /><br /><br />[Eleutheros:]<br /><br />[...]<br /><br />Jakieś cztery lata temu zdawało się, że nadarzyła się nam okazja, aby kupić dwanaście akrów [ok. 5 hektarów] ziemi w naszej okolicy. Nabycie jej wtedy byłoby błędem; dziś, u początków Peak Oil i kryzysu ekonomicznego, ten kawałek ziemi „wart” jest o ponad połowę mniej niż suma, której żądano za niego w 2005 r., mniej więcej u szczytu koniunktury na rynku nieruchomości.<br /><br />Kupienie wtedy tej ziemi wiązałoby się ponadto z koniecznością zaciągnięcia kredytu na spłatę części kosztów. Nienawidzimy samej koncepcji zadłużania się i zdaliśmy sobie sprawę, że – gdybyśmy wzięli ten kredyt – wypruwalibyśmy z siebie żyły, jakby chodziło o uczestnictwo w jakiejś religijnej krucjacie, dopóki dług nie zostałby spłacony. To oznaczałoby poważne ograniczenie naszych i tak już skromnych wydatków, zatrudnienie się na etacie, rozszerzenie działalności chałupniczej itd.<br /><br />Zdecydowaliśmy, że nie warto tego robić. Nasza decyzja okazała się dobra z wielu względów.<br /><br />Kilka lat temu w bardzo podobnej sytuacji musieliśmy wykończyć dom i wprowadzić się do niego. Na jego budowę nigdy nie pożyczyliśmy ani centa. Mieliśmy w domu pełno bardzo małych dzieci, a ja – robotę, która zabierała prawie dwadzieścia godzin tygodniowo (nie licząc czasu na dojazd). Przez nieco ponad rok poza budowaniem domu właściwie nic innego nie robiliśmy.<br /><br />Wstawałem, gdy było jeszcze ciemno, odsłaniałem mur, przykryty dzień wcześniej dla zabezpieczenia przed mrozem, i z listą w ręku sprawdzałem, czy mam potrzebne materiały budowlane i narzędzia. Następnie udawałem się do pracy poza domem; wracając wstępowałem do sklepu budowlanego albo składu drewna, a przez resztę dnia do późna po zmroku budowałem dom. Położyłem każdy kamień, przyciąłem każdą belkę, zainstalowałem każdy kabel, rurę, a nawet sam zrobiłem okna i drzwi... Ten dom to w ponad 95% praca jednego człowieka.<br /><br />Pewnej nocy, przy jakichś 10º [Fahrenheita] [–12º Celsjusza – przyp. tłum.], przyjechałem z przymocowanymi na dachu furgonetki dechami (2 na 10 stóp każda) do budowy drzwi, ale utknąłem w trudnym terenie i nie mogłem wydostać się na asfalt. Własnoręcznie nosiłem więc po dwie deski jakieś ćwierć mili w górę pokrytej lodem grani na miejsce budowy. Następnie, po przepracowaniu całego poranka, zbieraniu materiałów przez całe popołudnie i wniesieniu desek na górę kosztem ponad pół tuzina wycieczek… następnie skonstruowałem drzwi.<br /><br />Kilka spraw związanych z naszym nie zawsze lekkim życiem w tym miejscu, na skraju Babilonu, udało się zrealizować podobnymi środkami. Wystarczy, że wyznaczysz sobie cel i zabierzesz się do roboty.<br /><br />Nie byłbym w stanie funkcjonować w takim rozgorączkowaniu przez całe życie. To by człowieka wykończyło. Ale długi to coś, czego tak nienawidzę, że – gdybym w nie popadł – wypowiedziałbym im bezpardonową wojnę i prowadził ją wszelkimi środkami.<br /><br />Pozbycie się zadłużenia stałoby się moim hobby, moją profesją, moją obsesją. Nie dawałbym mu spokoju, eliminując je stopniowo dniem i nocą; uwalnianie się od niego uznałbym za czynność tak naturalną jak picie i siusianie.<br /><br />Babilon nuci nam kołysankę, w której zobowiązywanie się do spłacania kolejnych rat kredytu to normalny i naturalny porządek rzeczy, który będzie nam towarzyszył po wszystkie dni życia. Dawno temu ocknąłem się z letargu, w jaki wprawia ta kołysanka. Nigdy więcej.<br /><br /><br /><br />[<a href="http://www.blogger.com/profile/14303597141397042669">Dan Trabue</a>:]<br /><br />Czy mogę Cię zacytować i dać u siebie link do Twojego tekstu?<br /><br />Doskonały wpis.<br /><br /><br /><br />[Eleutheros:]<br /><br />Danie!<br /><br />Możesz, oczywiście, cytować – podając lub nie podając źródła albo autora. Przypisz sobie autorstwo tego tekstu, jeśli to komuś pomoże. To wszystko woda na mój młyn.<br /><br />I nie łudź się: czasu jest mało. Odpowiadam właśnie na kierowane do mnie z najrozmaitszych stron pytania na temat żywności, którą można długo przechowywać [<span style="font-style: italic;">bulk food</span>], robienia zapasów i wycofywania się z gospodarki gotówkowej. Nie dalej niż wczoraj spotkaliśmy się ze znajomymi, którzy dali nam trochę palet do zrobienia podłogi w stodole. Zaprosili mnie do środka, abym przyjrzał się ich nowemu garnkowi ciśnieniowemu do przetworów i bardzo się martwili, bo przepis mówił o gotowaniu pod ciśnieniem 11 funtów na cal kwadratowy, a przyrząd pomiarowy wskazywał 13. Zapewniłem ich, że wszystko gra; wskaźniki nie są znowu tak dokładne i ciśnienie nieco większe od zalecanego nie zaszkodzi. Tym ludziom prawdopodobnie się uda. Byłem jednak zdumiony ogólnym brakiem rozgarnięcia, o którym świadczyły ich pytania. Ten brak rozgarnięcia jest powszechny. Czasu jest mało, a do zrobienia – dużo.<br /><br />Więc jak najbardziej korzystaj ze wszystkiego, co tu znajdziesz. To bardzo uprzejme z Twojej strony, że pytasz o zgodę, jestem Ci za to wdzięczny, ale zawsze pamiętaj:<br /><br />„L’homme c’est rien<br />L’oeuvre c’est tout.”<br /><br /><br /><br />[Tu Dan Trabue pyta o znaczenie cytatu.]<br /><br /><br /><br />[Eleutheros:]<br /><br />W opowiadaniu <span style="font-style: italic;">Stowarzyszenie rudowłosych</span> [<span style="font-style: italic;">The Red-Headed League</span>] Sherlock Holmes cytuje to powiedzenie Watsonowi. Niestety, Holmes był tylko tak bystry jak Conan Doyle. Zdanie sformułowane przez niego po francusku jest niepoprawne gramatycznie. Zamiast „L’homme c’est rien” powinno być: „L’homme n’est rien”.<br /><br />Znaczy to:<br /><br />Człowiek jest niczym<br />Praca jest wszystkim.<br /><br /><br /><br />[Dan Trabue:]<br /><br />Elementarne.<br /><br /><br /><br />[<a href="http://www.blogger.com/profile/07525803609000364993">Kevin Carson</a>:]<br /><br />Znakomity wpis, Eleutherosie. Cytowałem z niego obficie we wstępnej wersji piętnastego rozdziału <span style="font-style: italic;">Teorii organizacji</span> [<span style="font-style: italic;">Organization Theory</span>], a następnie skomentowałem słowami:<br /><br />I żeby to się opłacało, wcale nie trzeba całkowitej zapaści gospodarczej. Opisana przez Ciebie strategia gwarantuje powodzenie, nawet gdyby gospodarka pieniężna i podział pracy miały jeszcze w jakiejś formie i przez bliżej nieokreślony czas wciąż istnieć (sądzę, że tak się stanie), a większość ludzi nadal miała zaspokajać znaczną część swoich potrzeb konsumpcyjnych nabywając rzeczy za pieniądze. Myślę, że sytuacja, z którą będziemy mieli do czynienia po tym, jak cykliczne okresy stagnacji związane z Peak Oil oraz innymi zjawiskami charakterystycznymi dla państwowego kapitalizmu doprowadzą do jego ostatecznego upadku, będzie przypominać raczej to, co Warren Johnson opisał w książce <span style="font-style: italic;">W drodze do oszczędności </span>[<span style="font-style: italic;">Muddling Toward Frugality</span>], a Brian Keller w <span style="font-style: italic;">Powrocie do Mayberry</span> [<span style="font-style: italic;">Return to Mayberry</span>], niż rzeczywistość przedstawioną w <span style="font-style: italic;">Świecie ręcznej roboty</span> [<span style="font-style: italic;">World Made by Hand</span>] Jima Kunstlera. Rzecz w tym, że świadomość, iż nie masz żadnych długów, jesteś właścicielem miejsca, w którym mieszkasz, i nie ciążą na nim żadne zobowiązania, i że, gdyby zmusiła cię do tego sytuacja, zdołasz na czas nieokreślony zapewnić sobie dach nad głową i jedzenie na stole bez zatrudniania się na etacie, ma nieoceniony wpływ na twoją siłę przetargową w negocjacjach z pracodawcami tu i teraz, nawet jeśli kapitalizm nadal będzie utrzymywał się przy życiu. Jak niemal osiemdziesiąt lat temu zauważył Ralph Borsodi, fakt, że miał możliwość „wycofania się” na swoje gospodarstwo na przedłużające się okresy – i świadomość jego potencjalnych pracodawców, że jest w stanie to uczynić – umożliwiały mu wynegocjowanie znacznie lepszych warunków tej pracy na cudze zamówienie, którą zgodził się podjąć.<br /><br /><br /><br />[Eleutheros:]<br /><br />Kevinie, trafiłeś niemal w istotę tego, o czym piszę. Rozsądny z ekonomicznego punktu widzenia oszczędny sposób życia oparty o wytwórczość na własne potrzeby [<span style="font-style: italic;">direct-use living</span>] to dobry pomysł nawet w czasach dobrych pod względem gospodarczym – „dobrych” według definicji Babilonu. Chodzi po prostu o to, że – podczas gdy inne style życia, te zależne od zadłużania się / kredytu / taniej ropy znikają w mgnieniu oka, gdy tylko nadejdą ciężkie czasy – okresy trudności gospodarczych nie mają żadnego właściwie wpływu na samowystarczalny sposób życia.<br /><br />Zawsze będzie się prowadziło jakąś wymianę pieniężną; działo się tak przez ostatnie 5000 lat i nie zmieniły tego w większym stopniu żadne, nawet największe trudności, ani brutalne przesiedlenia. Ale całkowita zależność od pieniędzy stawia człowieka w bardzo trudnej sytuacji.<br /><br />Kunstler nie ma, jak mi się zdaje, na celu snucia przewidywań dotyczących prawdopodobnego albo realistycznego kształtu przyszłości. Jego książka przypomina raczej makijaż na aktorze kabuki; intencją Kunstlera jest zastosowanie wyolbrzymienia, aby upewnić się, że czytelnik bez kłopotu zrozumie sens utworu. Scenariusz wydarzeń jest przewidywalny, jak to się często zdarza w literaturze: populacja zdziesiątkowana w wyniku epidemii, nagła przerwa w imporcie ropy, podstawowe rośliny uprawne zniszczone przez zarazę. I wszystko to dzieje się w przeciągu mniej niż dwóch dekad.<br /><br />Mało prawdopodobne.<br /><br />Ale pozwala to Kunstlerowi w całkiem jasny sposób wytłumaczyć swoje najważniejsze koncepcje. Najistotniejszą z nich, zdało mi się, jest ta, że młody przyjaciel bohatera tęskni za dawnymi czasami, chociaż nie zna ich z autopsji, jako że urodził się po upadku [<span style="font-style: italic;">the collapse</span>]. Myśl książki Kunstlera, przynajmniej tak ją zrozumiałem, jest taka, że jesteśmy zakochani bardziej w IDEI Babilonu niż jego rzeczywistości.<br /><br />Co dzień rano piję herbatę, która musi być importowana i za którą trzeba zapłacić pieniędzmi. Ludzie handlowali herbatą od stuleci i nadal będą to robić. Ale tu, w Appalachach, gdzie mamy doskonałe warunki do uprawy jabłek, a tym roku wielki ich urodzaj, widzę w markecie jabłka importowane z Izraela i z RPA. To prawie jakbyśmy dokładali wszelkich starań, żeby tylko unurzać wszystko w ropie i zadłużeniu. Widzę słoje konserwowych warzyw – warzyw, które u nas rosną znakomicie – importowane z Indii. W imię choć krztyny zdrowego rozsądku – gdzież sens w importowaniu jedzenia z Indii??<br /><br />A jednak, jeśli spojrzymy na to trzeźwym okiem, NADużywanie przez nas pieniędzy należy do tej samej kategorii, co konsumowanie jedzenia Indii.<br /><br /><br /><br />[<a href="http://www.blogger.com/profile/13382050215676302342">Teri</a>:]<br /><br />Pozwól, że przed czymś tutaj ostrzegę. Przez dwa lata żyliśmy w lesie na naszych dwóch i pół akrach [ok. hektar] niepodłączeni do sieci elektrycznej. Mieliśmy kozy, kury, gęsi i króliki; nawet założyliśmy i uprawialiśmy ogród. Pracuję na pełnym etacie, a wszystko działało dzięki mojemu mężowi. W tym miesiącu zachorował na zapalenie płuc i umarł. Mam 57 lat i nie wiem, czy sama dam radę prowadzić gospodarstwo. Musiałam oddać kilka zwierząt i przenieść się na zimę do domu mającego elektryczność – do momentu, gdy znajdę czas na to, aby wszystko jakoś poukładać. O wiele łatwiej to zrobić, będąc w młodszym wieku. Mam nadzieję, że uda mi się znaleźć jakiś sposób, aby gospodarstwo pozostało w moich rękach.<br /><br /><br /><br />[Eleutheros:]<br /><br />Teri!<br /><br />Czytałem Twoje blogi, usiłując lepiej zrozumieć położenie, w którym się znajdujesz, ale nie natknąłem się na opis Twojej sytuacji. Opierając się więc tylko na tym, co napisałaś w powyższym komentarzu, muszę zapytać:<br /><br />Dlaczego to, co piszesz, nazywasz ostrzeżeniem?<br /><br />Jeśli wszystko działało dzięki Twojemu mężowi, którego nagle zabrakło, czy nie należało spodziewać się, że jego śmierć spowoduje radykalne zmiany?<br /><br />Tej wiosny, gdy jedna z moich córek przesadzała sadzonki kapusty ze szklarni na pole (przedsięwzięcie przyniosło szalony sukces; w lodówce wciąż mamy kapustę z tego zbioru), zapytała: „Jak radziłbyś sobie z tak dużym ogrodem, gdybyś nie miał tylu dzieci?”. Odpowiedziałem jej, rzecz jasna: „Gdybym nie miał tylu dzieci, nie miałbym tak dużego ogrodu”.<br /><br />Gdyby jedno z nas (moja żona lub ja) umarło albo doznało poważnego kalectwa, nastąpiłyby zmiany. Życie wyglądałoby inaczej. Ale wiele o tym rozmawialiśmy i mamy plany oraz środki na wypadek, gdyby tak się zdarzyło.<br /><br />Ludzie budują swoje życie w Babilonie w oparciu o dwa (lub więcej) źródła dochodu, a mimo to nikt nie dostrzega niebezpieczeństwa nagłej utraty małżonka, oznaczającej utratę tego źródła (lub większej liczby źródeł) przychodu. Świadomość, że może się to zdarzyć, powinna towarzyszyć człowiekowi niezależnie od stylu życia gospodarczego, jaki prowadzi.<br /><br /><br /><br />[Teri:]<br /><br />Chodzi o to, że współczesne udogodnienia znacznie ułatwiają prowadzenie gospodarstwa. Wiem, że nie jesteś odłączony od sieci elektrycznej, ale najwięksi zapaleńcy spośród powracających na wieś będą od niej odłączeni. Gdy mój mąż trafił na oddział intensywnej terapii, musiałam znaleźć kogoś, kto wziąłby naszych trzynaście kóz (i, szczęściem, udało mi się). Po prostu nie bierze się pod uwagę radzenia sobie z takimi sytuacjami, gdy zaczyna się myśleć o powrocie na wieś.<br /><br /><br /><br />[Eleutheros:]<br /><br />Teri, nie zgodziłbym się co do tego, że najwięksi zapaleńcy spośród powracających na wieś to ci niepodłączeni do sieci elektrycznej. Oni wracają na wieś tylko na niby.<br /><br />Jesteśmy podłączeni do sieci elektrycznej, ale mamy wszystko, czego potrzeba, aby obyć się zupełnie bez prądu, jeśli zajdzie taka konieczność albo jeśli będziemy mieli na to ochotę – a często mamy. Wyłączamy wtedy wszystko, używamy lamp naftowych (przez ten bardzo krótki czas, gdy potrzebujemy sztucznego światła w ciągu dnia), czytamy i gramy na instrumentach akustycznych zamiast oddawać się rozrywce elektronicznej. Nie używamy elektryczności do niczego poza oświetleniem, elektronicznymi gadżetami i zamrażarkami. Żadnej suszarki do ubrań, kuchenki elektrycznej, pompy ciepła, ani pieca elektrycznego; miotły zamiast odkurzaczy itd. Więc podłączenie lub niepodłączenie do sieci elektrycznej tak czy inaczej nie jest szczególnie istotną sprawą.<br /><br />Niemniej jednak ci niedoszli niezależni farmerzy [<span style="font-style: italic;">would be homesteaders</span>] mają obsesję na punkcie odcięcia się od sieci i majstrowania wszelakiego rodzaju przyrządów w rodzaju „wynalazków” Rube’a Goldberga [2], aby zaopatrzyć się w coś, czego sieć mogłaby im dostarczyć za grosze, a bez czego w razie potrzeby mogliby się obyć.<br /><br />Każdemu, kto usiłuje prowadzić samowystarczalne życie, doradzałbym, aby nie dał się zwieść manii życia w odcięciu od sieci elektrycznej.<br /><br />Piszesz: „Po prostu nie bierze się pod uwagę radzenia sobie z takimi sytuacjami, gdy zaczyna się myśleć o powrocie na wieś”.<br /><br />My o tym myślimy. Napisałaś, że masz nieco ponad dwa akry ziemi i trzynaście kóz? To zdecydowanie za dużo! To prowadzenie gospodarstwa na sposób agrobiznesowy, uzależnianie go od dostarczanej z zewnątrz paszy i – w związku z tym – poleganie na kimś z zewnątrz, kto karmi Twoje kozy, gdy Ciebie nie ma.<br /><br />U nas jest całkiem na odwrót. Mamy obecnie dwie kozy na trzynastu akrach i zaraz napiszę, o co tu chodzi: jeśli obydwoje musielibyśmy wyjechać na miesiąc czy dwa, kozy znakomicie poradziłyby sobie same. Nikt nie musiałby się nimi ani trochę zajmować.<br /><br />Rzeczywiście o tym pomyśleliśmy.<br /><br /><br /><br />[<a href="http://www.blogger.com/profile/18228610827193869739">Stephanie</a>:]<br /><br />RETY, właśnie odkryłam Twojego bloga – jest niesamowity! Też mieszkam w południowej części Zachodniej Wirginii […]<br /><br />Nasze wyjście z Babilonu rozpoczęliśmy w roku 2002... Pozbyliśmy się długów, a potem przeprowadziliśmy z podmiejskiego osiedla w środkowym Maryland do wymagającego remontu, ale nadającego się do zamieszkania domu położonego w południowej części Wirginii Zachodniej na ¼ akra [ok. 1000 m²], co kosztowało nas 5000 dolarów w gotówce; a całkiem niedawno kupiliśmy za gotówkę (BEZ KREDYTU!) ziemię, na której dom stoi, i pracujemy nad przejściem do kolejnego stadium, wijąc gniazdo rodzinne i dążąc do zapewnienia sobie samowystarczalności. Na naszej ćwiartce akra mamy kury i duży ogród... na obecnym etapie dokładamy wszelkich starań, aby jak najlepiej przygotować się do życia bez elektryczności i marketu... ale zgadzam się – w tym wszystkim chodzi o wolność wyboru! Mój mąż nie ma „prawdziwej” posady, z pensją i szefem; pracuje w domu i sam jest sobie szefem, a te kilka rachunków, które rzeczywiście mamy do zapłacenia, zawsze udaje się uregulować... Ale – w przeciwieństwie do innych – mój mąż ma wolność wyboru, a najlepsze jest to, że może wybrać, iż zostanie w domu ze mną i z dziećmi – i będzie, tak jak powinien, ojcem zaangażowanym w sprawy rodziny... dziś dla większości dzieci to rzadkość...<br /><br />W każdym razie: UWIELBIAM Twojego bloga... Jeszcze tu wrócę […]<br /><br /><br /><br />[<a href="http://www.blogger.com/profile/11283343683800473324">MojoMan</a>:]<br /><br />Właśnie mieliśmy w Nowej Anglii wielką burzę lodową i około miliona ludzi ma przed sobą perspektywę kilku dni bez prądu. Doniesienia medialne skupiają się, jak zwykle, na tym, że bezradni ludzie nie mają elektryczności. Bez ogrzewania, bez światła; mój Boże! – bez telewizji! (Osobiście najbardziej martwiłbym się o zamarznięte i pęknięte rury). Większość decyduje się jakoś to przetrwać i dzwoni do firmy ubezpieczeniowej. (Jeśli zdołają jeszcze znaleźć działający bez prądu telefon). Bardziej zdeterminowani przeczesują świecące pustkami półki marketów budowlanych w poszukiwaniu prądnic. Nigdy nie słyszymy o nikim mówiącym: „Ta bezradność i zależność jest głupia. Urządzę mój dom w taki sposób, abym mógł żyć spokojnie i bez prądu, gdy będę tego chciał / potrzebował”. Sposób, w jaki obecnie podchodzi się do tych spraw, zawsze uderza mnie jako zatrważający i groźny.<br /><br />Rozwiązania na wypadek braku światła i ogrzewania są stosunkowo oczywiste, ale co Ty robisz / zrobiłbyś z trzymanym w lodówce / mrożonym jedzeniem, gdy / jeśli przez kilka dni będziesz pozbawiony prądu?<br /><br />_______<br /><br />PRZYPISY TŁUMACZA<br /><br />[1] Eleutheros (gr. ἐλεύθερος) – wolny człowiek.<br /><br />[2] Rube Goldberg (1883–1970) – amerykański inżynier, wynalazca i artysta. Znany jako autor rysunków przedstawiających urządzenia skonstruowane tak, aby wykonywały proste czynności w niezwykle skomplikowany sposób.<br /><br />_______<br /><br />Tłumaczenie na podstawie:<br /><a href="http://milesfrombabylon.blogspot.com/2008/10/choice-best-sauce.html">Eleutheros, <span style="font-style: italic;">Choice, the Best Sauce</span>, http://milesfrombabylon.blogspot.com/2008/10/choice-best-sauce.html</a><br /><br /><span style="font-style: italic;">Choice, the Best Sauce</span> opublikowano na blogu Eleutherosa <a href="http://milesfrombabylon.blogspot.com/">How Many Miles from Babylon </a> 15 października 2008 r.<br /><br /><br /><br /><br /></div>Luke7777777http://www.blogger.com/profile/01598820048682481428noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8374826935056360710.post-91261231030704522812009-12-25T08:21:00.000-08:002009-12-25T08:27:40.881-08:00Boże Narodzenie 2009<div style="text-align: center;"><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhvAVEl8bUsdYRyqLYVbO1_Tpl0-nTC5zxKX0ffJUUIC809TdAgAGEhQyNglADvC2Vx844RV1om33NSxm2noNJty3TAIXtkrXGx4uqDdVx-1BiRMmJzjGSZDwoIFnHxO3aOVJSitP4bww0/s1600-h/Tintoretto+-+Nativity+%281570%29.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 332px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhvAVEl8bUsdYRyqLYVbO1_Tpl0-nTC5zxKX0ffJUUIC809TdAgAGEhQyNglADvC2Vx844RV1om33NSxm2noNJty3TAIXtkrXGx4uqDdVx-1BiRMmJzjGSZDwoIFnHxO3aOVJSitP4bww0/s400/Tintoretto+-+Nativity+%281570%29.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5419210706267550642" border="0" /></a>Jacopo Comin (Tintoretto), <span style="font-style: italic;">Boże Narodzenie</span>, 1570<br /></div><div style="text-align: center;"><div style="text-align: justify;"><br /><br /></div></div>Luke7777777http://www.blogger.com/profile/01598820048682481428noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8374826935056360710.post-9254707671222275622009-08-20T09:03:00.000-07:002009-08-20T09:07:07.975-07:00Tłumaczenie: Fred Reed „Inne czasy i obyczaje”<div style="text-align: justify;"><span style="font-weight: bold;">Szuflowanie piasku wbrew nadchodzącej fali</span><br /><br />Gdy dumam nad naszą osobliwie niezrównoważoną cywilizacją, zdolną umieścić wózki golfowe na Marsie, ale niezdolną dorównać poezji skąpanego w błocie Londynu epoki elżbietańskiej, zastanawiam się, dlaczego właśnie tacy jesteśmy. Pod względem technologicznym Stany Zjednoczone są przewspaniałe – Ateny fizyki półprzewodnikowej. Mimo to wielkie orkiestry umierają niewysłuchane, nie mamy Szekspira ani Dantego – ani pojęcia o tym, dlaczego moglibyśmy ich potrzebować, a religijność albo jest przytłumiona, albo przejawia się w sposób opryskliwy i wrogi. Dlaczego?<br /><br />Sądzę, że to dlatego, iż nasze otoczenie decyduje nie tylko o tym, co myślimy, ale również o tym, o czym jesteśmy w stanie pomyśleć. Żyjemy w przestrzeni wielkomiejskiej [<span style="font-style: italic;">urban</span>], ale wielce bezładnej [<span style="font-style: italic;">not urbane</span>], wśród wyjących syren, w powietrzu posiwiałym od spalin i zniszczonym jazgotem autobusów. Zarzuty nie stają się nieprawdziwe od tego, że często się je powtarza. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie Whitmana tworzącego w centrum handlowym.<br /><br />Pośpiech i skomplikowanie wszystkiego zbierają swoje żniwo. Jako społeczeństwo możemy być nazywani Niespokojnymi. A stąd – Niezamyślonymi.<br /><br />Inny sposób życia jest – albo był – możliwy. Dawno temu spędziłem lato w Hampden-Sydney, moim małym college’u na ogromnym zalesionym kampusie w wiejskiej wtedy jeszcze Wirginii. Studenci, Bogu dzięki, wyjechali.<br /><br />Wzdłuż Via Sacra (tak nazywała się jedyna droga na obszarze kampusu) pod niekończącym się błękitnym niebem panowała cisza, absolutna cisza – jeśli nie liczyć ćwierkania ptaków i zawodzenia owadów dochodzącego z koron sędziwych dębów. To może dźwięki, ale nie hałas. To nawet nie muzyka, ale coś dawniejszego, starszego, wcześniejszego, lepszego. Vivaldi był wielkim człowiekiem, ale tutaj nie miałby szans. Domy profesorów, często stare i dostojne, choć bez ostentacji, przyglądały się okolicy z podwórek ocienionych wiekowymi drzewami. Było cicho i ciepło; i znajdowałeś się sam na sam ze swoimi myślami.<br /><br />To było strasznie nienowoczesne. Nocą gwiazdy świeciły na czarnym bezkresie nieba i nie dobiegał cię żaden hałas. Żaden. Tutaj Thoreau mógłby pisać, a Corot malować. Nie sądzę, aby dało się to robić w zgiełkliwej podmiejskiej ohydzie.<br /><br />Podążając Via Sacra dochodziłeś do Black Bottom, gdzie droga kończyła się w lesie i gdzie był staw, a na nim łabędź. To nie było miejsce, którego zdjęcia umieszczano by w magazynach fotograficznych – ale po prostu zaciszny, głośny od gwaru owadów las w Wirginii. W moim coraz dłuższym życiu nigdy nie widziałem niczego spokojniejszego. Po lewej ścieżka z rudej gliny nakrapianej miką wiła się coraz bardziej w dół do Slippery Rock. Tutaj, głęboko w lesie, mały strumyk pluskał cicho między czerwonymi brzegami, prześlizgując się nad omszałym płaskim kamieniem. Niewielu znało to miejsce. Mój ojciec, jeszcze zanim doprowadzono elektryczność, przychodził tu, żeby wślizgiwać się do położonego niżej stawku. Ja też.<br /><br />Wiele popołudni spędziłem tam czytając, albo nic nie robiąc, albo oglądając nartniki ślizgające się na powierzchni wody z nogami w lekkich wklęsłościach. Jako że studiowałem wtedy fizykę i chemię, wiedziałem co nieco o napięciu powierzchniowym, surfaktantach i preferencjach do tworzenia wiązań wodorowych, ale wiedziałem też, że przyglądam się czemuś niepojętemu. To nie była obserwacja naukowa. Naukowcy patrzą na każdą rzecz w oderwaniu od wszystkich innych, lecz – z wyjątkiem ludzi wielkich – nie zauważają całości. Niewielu jest wielkich na ziemi.<br /><br />Takie miejsca zmieniają wewnętrzny świat człowieka. W Slippery Rock rozmyślałem o rzeczach, o których nie mógłbym pomyśleć w Arlington w Wirginii, zaraz obok Waszyngtonu, z jego syrenami, ruchem ulicznym i milcząco gniewnymi ludźmi podłączonymi do iPodów. Wilson Boulevard, gdzie mieszkałem, nie był wcale straszny. Lubiłem położone przy nim restauracje, bary i lokale z sushi. Ludzie nie byli źli. Ale było przeraźliwie niespokojnie.<br /><br />Nie jestem religijny – przynajmniej nie w znaczeniu, że wierzę, iż mam odpowiedzi; ale jestem religijny w tym sensie, że znam pytania. Wiem, że istnieją sprawy, których nie możemy wiedzieć – sprawy ważniejsze nawet niż znalezienie małżonka przed ukończeniem trzydziestki. Większość z nas niewątpliwie o tym wie. Niełatwo jednak uwolnić się od ustalonego trybu życia. Próbujemy. Ludzie śpieszą do Europy w poszukiwaniu tego, co stare, spokojne i ładne. Akwizytorzy nieruchomości rozumieją ten pęd i nawołują do kupowania spokojnego wiejskiego życia, jednocześnie budując centra handlowe, które to uniemożliwią. I tak w Arkadii zjawia się pośpiech. Ludzie myślą wtedy o ucieczce do następnego małego miasteczka. Zużywamy niezwykle dużo czasu na uciekanie przed samymi sobą. Może zamiast tego powinniśmy zbudować takie miejsce, które będzie nam się podobało.<br /><br />Nie możemy, bo o biegu rzeczy decyduje się na odległość, po korporacyjnemu. Mamy mały wybór jeśli chodzi o miejsce zamieszkania – nie dlatego, żebyśmy nie mogli się przeprowadzić, ale dlatego, że wszystkie miejsca stają się takie same. Położone na Południu miasteczko ze starymi domostwami i szaro-zielonym mchem hiszpańskim zwieszającym się brodami z drzew ustępuje centrom handlowym i restauracjom sieci Ruby Tuesday. Być może zachowano centrum miasteczka z miejscami parkingowymi dla autokarów wycieczkowych, tak aby przyjezdni mogli mieć Doświadczenie Południa. Miasteczko przemienione w wystawę osobliwości nie jest już właściwie miasteczkiem.<br /><br />Tak niewiele pozostało spośród tego, co lokalne. Były takie czasy, że dwupasmowe szosy wiły się wśród spowitych mgłą dolin w górach Great Smoky; na ich pomarszczonych zboczach przycupnęły małe miasteczka i rodzinne restauracje – każda inna od pozostałych. Barstow było pustynnym miasteczkiem ludzi pustyni, a Nowy Orlean był miastem, a nie parkiem rozrywki.<br /><br />Teraz – nie. Rzeczy są i jednakowe, i brzydkie. Korporatczycy nabyli umiejętność taśmowego wbijania w krajobraz sklepów, domów, osiedli – tanich, bo identycznych – ze względu na cudeńka masowej produkcji – i któż zdoła powiedzieć im „nie”? Nie da się zatrzymać postępu – mówią reklamiarze – chociaż nie powiem, żebym jakiś postęp zauważał.<br /><br />I, oczywiście, ludzie chcą, albo myślą, że chcą, zgiełku, zestandaryzowanych przedmieść i sklepów franczyzowych. Budowa dostarcza na krótko miejsc pracy, Wal-Mart faktycznie sprzedaje pilarki po niskich cenach, a jedzenie w restauracjach Ruby Tuesday jest dobre. Młodzi lubią hałas, a sklep sprzedający trzydzieści rodzajów butów do biegania ludziom, którzy nie biegają, to z pewnością nic złego. Dopiero później wdaje się znudzenie i pustka – zaczynają odczuwać je dzieci, które mają jedynie centra handlowe – nigdy lasy. Chomiki mają kołowrotki do biegania. My kupujemy rzeczy.<br /><br />Podejrzewam, że niewielu osobom naprawdę podoba się to, co mamy – ale jak się od tego uwolnić? Prawdopodobnie większość ma niezbyt wyraźne przeczucie, czym jest to, od czego chce uciec – a poza tym nie ma dokąd uciekać. Jak w obłożnie jazgotliwych, śmierdzących spalinami, zatłoczonych miastach, gdzie gwiazdy nikną za zasłoną dymu, gdzie płyną na pół trujące rzeki, a duża część populacji ledwie radzi sobie z czytaniem, ktokolwiek może pomyśleć o czymkolwiek poza giełdą i kolejną pustą kopulacją? Nie ma Milne’ów, Donne’ów i Marlowe’ów, bo nie mogą zaistnieć; a my ich nie chcemy, bo nie umiemy ich chcieć.<br /><br />_______<br /><br />Tłumaczenie na podstawie:<br /><a href="http://www.fredoneverything.net/Walden%20III.shtml">Fred Reed, <span style="font-style: italic;">Other Times and Ways</span>, http://www.fredoneverything.net/Walden%20III.shtml</a><br /><br /><span style="font-style: italic;">Other Times and Ways</span> opublikowano na stronie Freda Reeda <a href="http://www.fredoneverything.net/">Fred On Everything</a> w 2008 r.<br /><br /><br /><br /><br /><br /></div>Luke7777777http://www.blogger.com/profile/01598820048682481428noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8374826935056360710.post-85409285180851357212009-08-18T04:42:00.000-07:002009-08-18T23:34:34.291-07:00Tłumaczenie: John Derbyshire „Wolność”<div style="text-align: justify;"><span style="font-weight: bold;">Czy jej chcemy?</span><br /><br />Właśnie skończyłem czytać <a href="http://luckyluke7777777.blogspot.com/2009/07/tumaczenie-fred-reed-samobojstwo.html"><span style="font-style: italic;">Samobójstwo Marlboro Mana</span></a> Freda Reeda, który z kolei czerpał inspirację z pełnej tęsknoty za minionymi czasami książki G. Gordona Liddy’ego <span style="font-style: italic;">Gdy byłem dzieckiem, to był wolny kraj</span> [<a href="http://www.amazon.com/When-Was-This-Free-Country/dp/0895261758"><span style="font-style: italic;">When I Was a Kid, This Was a Free Country</span></a>]. (A więc ten artykuł to konserwatywny komentarz zainspirowany konserwatywnym komentarzem do książki napisanej przez konserwatywnego komentatora. Dajcie mi trochę luzu, niedługo Boże Narodzenie.) Niewypowiedziany* Fred** podziela tęsknotę Liddy’ego za dawną amerykańską niezależnością i samowystarczalnością, ale dowodzi, że rozkład i ostateczna utrata tego sposobu życia były nieuniknione. Mam nadzieję, że Fred się nie obrazi, jeśli zacytuję ostatni akapit jego tekstu w całości. Fred posługuje się słowami w sposób, który podziwiam, choć nie łudzę się, że zdołam mu dorównać. Oto jego słowa:<br /><br /><blockquote>Chciałbym znów żyć w świecie pana Liddy’ego. Niestety, ten świat ma tendencję do samolikwidacji. Wolność jest na dłuższą metę sprzeczna z wolnością, bo nieuchronnie zostaje użyta w taki sposób, który rodzi kontrolę. Jako gatunek po prostu nie potrafimy się opanować. Ale przez pewien czas żyło nam się dobrze.</blockquote><br />Pod wpływem tej lektury zacząłem się zastanawiać nad wolnością, tęsknotą i bezkompromisową niezależnością naszych przodków. Niestety, moi przodkowie nie byli pracującymi na własnej ziemi farmerami ze wzgórz Wirginii Zachodniej, lecz w większości angielskimi górnikami, podchodzę więc do tematu od innej strony. Niemniej jednak sądzę, że mogę rzucić trochę światła na te kwestie.<br /><br />Zastanawianie się na wolnością zawsze rozpoczynam od pierwszej strony <span style="font-style: italic;">Historii Anglii w latach 1914–1945</span> A.J.P. Taylora (jeden z tomów <span style="font-style: italic;">Oxford History of England</span>) [<a href="http://www.amazon.com/English-History-1914-1945-Oxford-England/dp/0192801406"><span style="font-style: italic;">English History, 1914–1945</span></a>]. Zacytuję całą stronę. Nie potrafię znieść myśli, że miałbym ją streszczać albo skracać. Oto ona:<br /><br /><blockquote>Do sierpnia 1914 r. rozsądny, przestrzegający prawa Anglik mógł przeżyć całe życie i prawie nie zauważyć istnienia państwa poza pocztą i policją. Mógł żyć tam, gdzie chciał i jak chciał. Nie miał żadnego urzędowego numeru ani dowodu tożsamości. Mógł podróżować za granicę albo opuścić swój kraj na zawsze – bez paszportu albo jakiegokolwiek rodzaju urzędowego zezwolenia. Mógł wymieniać swoje pieniądze na dowolną walutę bez ograniczeń. Mógł kupować towary z dowolnego kraju na świecie na takich samych zasadach, jak w ojczyźnie. Skoro o tym mowa – cudzoziemiec mógł spędzić całe życie w Anglii bez ubiegania się o pozwolenie na pobyt i bez informowania o tym policji. W przeciwieństwie do państw na kontynencie europejskim, państwo angielskie nie przymuszało swoich obywateli do odbywania służby wojskowej. Anglik mógł się zaciągnąć do regularnej armii, marynarki wojennej albo do ochotniczych wojsk obrony terytorialnej. Jeśli chciał, mógł również zignorować wymagania obrony narodowej. Właścicieli znacznych majątków wzywano czasami do zasiadania w ławie przysięgłych. W innych wypadkach państwu pomagał tylko ten, kto chciał. Anglik płacił umiarkowane podatki: w latach 1913–1914 było to niecałe 200 milionów funtów, czyli mniej niż 8 procent dochodu narodowego. Państwo interweniowało, aby zapobiec spożyciu przez obywatela jedzenia o składzie innym niż podany albo zapadnięciu przez niego na pewne choroby zakaźne. Narzucało regulaminy bezpieczeństwa w fabrykach i zakazywało kobietom oraz dorosłym mężczyznom zatrudnionym w pewnych branżach wykonywania pracy przez nadmierną ilość czasu. Państwo pilnowało, aby dzieci otrzymywały wykształcenie do ukończenia trzynastego roku życia. Od 1 stycznia 1909 r. zapewniało skromną emeryturę potrzebującym, którzy przekroczyli 70. rok życia. Od 1911 r. pomagało ubezpieczać wybrane grupy robotników na wypadek choroby lub utraty pracy. Ta tendencja do zwiększania interwencji państwa rosła. Od kiedy władzę objęli w 1905 r. Liberałowie wydatki na cele socjalne wzrosły mniej więcej dwukrotnie. Niemniej jednak, ogólnie rzecz biorąc, państwo podejmowało działanie tylko w celu pomocy osobom, które nie mogły pomóc same sobie. Dorosłego obywatela zostawiało w spokoju.</blockquote><br />Na pierwszy rzut oka brzmi to jak idylla – marzenie libertarianina [1]. Teraz przyjrzyjmy się sprawie trochę dokładniej. Tak się składa, że dorastałem wśród Anglików, spośród których najstarsi pracowali i zakładali rodziny w czasach opisywanych przez Taylora – na krótko przed wybuchem I wojny światowej [<span style="font-style: italic;">World War I</span>] (albo, jak zawsze mówili, „Wielkiej Wojny” [<span style="font-style: italic;">"The Great War"</span>]). Prezentowali wiele konserwatywnych społecznie postaw i pod tym względem zgadzali się z G. Gordonem Liddym. Za naszej młodości – mieli zwyczaj mówić – piwo było mocniejsze, ludzie troszczyli się o siebie nawzajem, kraj nie był pełen cudzoziemców, dzieci wiedziały, że nie należy pyskować dorosłym, mordercy byli osądzani, skazywani i wieszani – wszystko w przeciągu miesiąca; i tak dalej. A jednak wszyscy ci starsi ludzie byli socjalistami. W kwestiach polityki publicznej nigdy nie było im dość rządu. Nacjonalizacja kopalń? Państwowe emerytury dla starszych osób? Państwowe ubezpieczenie od niepełnosprawności? Państwowe budownictwo mieszkaniowe? Darmowa edukacja? Narodowy Fundusz Zdrowia [<span style="font-style: italic;">National Health Service</span>]? Proszę bardzo.<br /><br />Gdybyście spróbowali zbadać, skąd wzięły się te socjalistyczne skłonności, odkrylibyście przerażające historie. W dół drogi mieszkała ta biedna wdowa z ośmiorgiem dzieci do nakarmienia – żadne z nich nie miało ani jednej pary butów. Był stary Sam Matthews, który umarł w męczarniach, bo nie było go stać na operację. Był kuzyn Alfred, najinteligentniejszy i najbardziej oczytany człowiek, jakiego kiedykolwiek spotkałeś, który musiał rzucić szkołę w wieku czternastu lat i zjechać „do piekła” (to znaczy do pracy w kopalni węgla), bo rodzinie brakowało pieniędzy. Były związane z pracą niebezpieczeństwa – pożary w szybach na przykład: „Zmiany ludzi czołgających się za żelaznymi wagonikami, każdy z nich wyrywający się do przodu, żeby umieścić w wagoniku szuflę rozżarzonego węgla, potem wracający na koniec szeregu – wszystko za dziewięć pensów od wagonika.” (Z notatek, które zrobiłem kiedyś na spotkaniu rodzinnym. W 1914 r. dziewięć pensów było warte piętnaście centów amerykańskich.) Najgorszy ze wszystkiego był <span style="font-weight: bold;">przytułek</span> – słowo wypowiadane z taką trwogą i przerażeniem, że do dziś czuję dreszcze. Przytułek stanowił jedyną formę opieki społecznej w wiktoriańskiej i (choć, jak wskazuje Taylor, w zmniejszającym się stopniu) edwardiańskiej Anglii – był to dom wspólnotowy zarządzany przez parafię, w którym ubodzy otrzymywali symboliczne schronienie i skąpe posiłki w zamian za niewymagającą kwalifikacji pracę.<br /><br />Historycy – włączając w to Taylora, który, na marginesie, sam był socjalistą – potwierdzają, że libertariańska idylla w istocie kipiała od niezadowolenia i niesprawiedliwości. Najlepsza książka na ten temat to klasyczna pozycja George’a Dangierfielda <span style="font-style: italic;">Dziwna śmierć liberalnej Anglii</span> [<a href="http://www.amazon.com/Strange-Death-Liberal-England/dp/0804729301"><span style="font-style: italic;">The Strange Death of Liberal England</span></a>], wznawiana do dziś, 66 lat od pierwszego wydania. Dangerfield odsłania ukrytą ciemną stronę bezkresnej edwardiańskiej sielanki. Związki zawodowe zaczynające prężyć swoje muskuły dążyły do powszechnych strajków i żądały nacjonalizacji przemysłu. Uczestniczki kampanii na rzecz prawa do głosowania dla kobiet puszczały z dymem wiejskie domy, przykuwały się do ogrodzeń w miejscach publicznych, rzucały się pod kopyta koni wyścigowych. Irlandia była ropiejącą raną – jedna liczna grupa Irlandczyków domagała się większej autonomii, druga liczna ich grupa sprzeciwiała się temu, w armii brytyjskiej doszło do buntu, gdy żołnierzom rozkazano strzelać do lojalnych Ulsterczyków. Sama konstytucja – tak, Wielka Brytania ma konstytucję, tylko nikt nigdy nie zadał sobie trudu spisania jej – zaczęła się chwiać, a konstytucyjny monarcha był zmuszony użyć swojej władzy do przeprowadzenia reform.<br /><br />Niewątpliwie da się wskazać pewne punkty wspólne powyższego opisu z obrazem dawnej, bardziej wolnej Ameryki, którą z takim sentymentem wspomina G. Gordon Liddy. „Farmer uprawiający własną ziemię” brzmi bardzo miło i po jeffersonowsku, dopóki nie pomyślimy o Ethanie Fromem albo rodzinie Joadów. Wolność to piękna rzecz, ale, jak każde inne dobro, ma swoją cenę, a dla wielu osób ta cena była za wysoka. Sprzedały swoją wolność za trochę bezpieczeństwa, czyniąc Amerykę i Wielką Brytanię takimi, jakimi są dzisiaj. Nikt nie zmuszał ich do tego siłą. Zaakceptowały wymianę gładko, chętnie – w istocie rzeczy wiele z nich odważnie walczyło, a niektóre nawet ginęły, po to, żeby targu udało się dobić. Dawniejszy, bogatszy w wolność sposób życia był, jak zwięźle ujmuje to Fred, „skazany na samobójstwo”.<br /><br />Dlatego właśnie dzisiejsza Ameryka wygląda tak, jak wygląda: potworny poziom opodatkowania, olbrzymia biurokracja rządowa charakteryzująca się zapierającą dech w piersiach arogancją i – jak przekonaliśmy się w ciągu ostatnich kilku miesięcy aż za dobrze – niekompetencją***, mordujący przemysł prawnicy składający zbiorowe pozwy o odszkodowania, kradnący cudze mienie rządowi regulatorzy, saudyarabizacja siły roboczej (broń Boże, aby jakiś Amerykanin urodzony w Ameryce mył samochody, czyścił toalety, pucował buty albo zbierał owoce – mamy 13 milionów nielegalnych imigrantów, którzy się <span style="font-weight: bold;">tym</span>**** zajmą) i dławiące wolną myśl wymuszane przez rząd zbiory przepisów dotyczące „różnorodności”, „wrażliwości” i „poprawności”. Osiągnęliśmy przewidziany przez Tocqueville’a etap, w którym „najwyższa władza [...] pokrywa powierzchnię społeczeństwa siecią drobnych skomplikowanych przepisów, szczegółowych i ujednoliconych [...] nie tyranizuje ludzi, ale uciska ich, osłabia, odbiera im nadzieję i wprawia ich w otępienie – aż do momentu, gdy każdy naród zostaje zredukowany raptem do poziomu stada potulnych i pilnie pracujących zwierząt, których pasterzem jest rząd”. I – poza kilkoma malkontentami, takimi jak Fred Reed czy G. Gordon Liddy – nikomu z nas to nie przeszkadza.<br /><br />Fred kończy swój tekst słowami: „Jako gatunek po prostu nie potrafimy się opanować. Ale przez pewien czas żyło nam się dobrze”. Jak dotąd się z nim zgadzam. Co jednak z przyszłością? Nasze społeczeństwo nie potrafi stać w miejscu. Czy wolność nadal będzie się kurczyć, dopóki biotechnologia i nauki o układzie nerwowym nie doprowadzą nas do kontrolowanego przez państwo infantylnego hedonizmu <a href="http://www.amazon.com/Brave-New-World-Aldous-Huxley/dp/0060929871"><span style="font-style: italic;">Nowego wspaniałego świata</span></a>? (Kilka tygodni temu, gdy czytałem po raz kolejny mistrzowskie dzieło Huxley’a, nagle zdałem sobie sprawę, dlaczego absolutnie nie jestem w stanie oglądać serialu telewizyjnego <span style="font-style: italic;">Przyjaciele</span>. Phoebe, Chandler i spółka byliby modelowymi obywatelami Państwa Światowego w roku 632 Pana Naszego Forda.) A może jest droga powrotna, prowadząca do odrodzenia wolności? I – jeśli tak – czy chcemy na nią wejść?<br /><br />Naprawdę trudne jest, rzecz jasna, to ostatnie pytanie. Ja w każdym razie jestem pewien, że droga powrotna <span style="font-weight: bold;">istnieje.</span> Zło faktycznie miało w przeszłości miejsce, ale stosowanie ulubionego środka zaradczego dwudziestego wieku – zwiększanie władzy rządu – doprowadziło do sytuacji, w której straty zaczęły przewyższać zyski, na długo przez końcem zeszłego stulecia. W wielu przypadkach środek ów nie tylko nie okazał się remedium, ale wręcz pogorszył sprawę. Czytelnicy <a href="http://www.amazon.com/What-Means-Libertarian-Charles-Murray/dp/0767900391">książki Charlesa Murray’a o libertarianizmie</a> pamiętają „test linii trendu” [<span style="font-style: italic;">“trend line test”</span>]. Robisz coś takiego: określasz ilościowo jakieś zjawisko społeczne – ubóstwo, osiągnięcia edukacyjne, wypadki drogowe, śmiertelność niemowląt – i sporządzasz wykres jego występowania na przestrzeni kilku dziesięcioleci. Potem, wpatrując się uważnie w wykres, próbujesz wskazać moment, w którym rząd zaczął interweniować. Zazwyczaj nie udaje ci się.<br /><br />Wszystko to stoi, oczywiście, w sprzeczności z „oficjalną” historią. Na przykład „oficjalna” wersja dotycząca stosunków rasowych mówi, że w narodzie [amerykańskim] powszechnie dyskryminowano czarnych Amerykanów – aż do chwili, gdy Ustawa o Prawach Obywatelskich z 1964 r. zniszczyła potęgę zalegalizowanego rasizmu. Tak naprawdę segregacja i związane z nią zło były w ciągłym odwrocie od momentu zakończenia II wojny światowej, a ich ostateczny koniec zbliżał się coraz gwałtowniej pod koniec lat pięćdziesiątych [XX wieku]. Ruch praw obywatelskich i związana z jego działalnością legislacja nie napędzały tego procesu, ale podążały za nim, albo w najlepszym wypadku były tylko jego częścią – zjawiskami wtórnymi, a nie Pierwszymi Przyczynami. Bull Connor, Lester Maddox i George Wallace [2] tak naprawdę nie walczyli z rządem, ale z nieuniknioną zmianą społeczną – przegraliby tak czy inaczej.<br /><br />Dwudziesty wiek obfitował w takie procesy. Banalne stwierdzenie z dziedziny politologii mówi, że rewolucje prawie nigdy nie wybuchają, kiedy dzieje się jak najgorzej – dochodzi do nich, gdy sprawy zaczynają iść we właściwym kierunku. Tak było od zawsze z wtrącaniem się rządu w nasze życie. Wskazuje się jakieś niepożądane zjawisko; wywołuje się poruszenie; uchwala się ustawę... A mimo to, choć ten proces trwa – a może nawet zanim się zaczął – linia trendu już zmierza w dół i skończylibyśmy w tym samym miejscu, niezależnie od tego, czy utworzono by nowy państwowy urząd biurokratyczny z budżetem 40 miliardów dolarów; niezależnie od tego, czy uchwalono by tę furę nowych ustaw; niezależnie od tego, czy zrezygnowalibyśmy z kolejnego kawałka wolności.<br /><br />Rolnik uprawiający własną ziemię jako istotna część naszego społeczeństwa odszedł na dobre. Taki sam los spotkał, dzięki Bogu, szuflowanie rozżarzonego węgla na zmiany po dziewięć pensów od wagonika. Zmniejszenie ingerencji rządu do poziomu sprzed jego olbrzymiej intruzji w dwudziestym wieku nie oznacza powrotu do przytułków, przepisów o segregacji rasowej, pozbawiania kobiet prawa głosu i brutalizacji warunków pracy. Postęp techniczny, bardziej zaawansowane systemy finansowe i zmiany w świadomości oszczędzą nam tego, a najprawdopodobniej oszczędziłyby nam tego i tak – bez żadnej potrzeby gwałtownych postępów socjalizmu w ostatnich kilku dekadach. Możemy żyć, i to żyć dobrze, ciesząc się dużo większą wolnością i dużo mniejszą ingerencją rządu, jeśli chcemy. Problem, który zdecyduje o kształcie nowego wieku, jest taki: Czy chcemy?<br /><br />_______<br /><br />PRZYPISY<br /><br />* Wybaczcie, jeśli już o tym wspominałem, ale jedno z moich ulubionych krzyżówkowych haseł wszechczasów w londyńskim „Timesie” brzmiało: „Nie opisze tego żaden wulgaryzm”. Odpowiedź: NIEWYPOWIEDZIANE.<br /><br />** Tak przy okazji: zauważyłem, że, kiedy czytam w sieci teksty Freda, kursor mojej myszy cały czas przyjmuje postać małej klepsydry. Przypuszczalnie oznacza to, że Fred potajemnie ładuje na mój dysk twardy „ciasteczka”, zawierające, jak mniemam, wskazówki na temat czyszczenia broni, historie z życia gliniarzy, przepisy na pasztet z szopa pracza, promocyjne oferty sprzedaży sprzętu do nurkowania oraz komputerowe grafiki przedstawiające meksykańskie piękności o kruczoczarnych włosach.<br /><br />*** Tę niekompetencję spotyka się na wszystkich szczeblach – aż po istniejące od dawna, najbardziej podstawowe rodzaje usług. Poprosiłem ostatnio na poczcie, aby sprawdzono, czy pewien list, który wysłałem jako polecony, dotarł do adresata. Wypełniłem formularz i przyniosłem oryginał dowodu nadania, który, jak mnie zapewniono, pozwoli poczcie prześledzić losy przesyłki. Sześć tygodni później formularz wrócił do mnie z pieczątką <span style="font-weight: bold;">„los przesyłki nieznany”.</span> Skoro los tego &*!!#@/?%*# listu jest nieznany, to po co płaciłem, żeby wysłano go jako polecony?<br /><br />**** Sam koszę swój trawnik. To powoduje, że należę do kurczącej się coraz bardziej mniejszości na Long Island. Większość moich sąsiadów pracę w ogrodzie zleca grupom Azteków.<br /><br />[1] Trudno zgodzić się ze zdaniem Derbyshire’a; działalność jakichkolwiek funkcjonariuszy państwowych stoi w jawnej sprzeczności z „marzeniem libertarianina”, jakim jest zanik państwa i wyłącznie dobrowolne relacje z innymi ludźmi – przyp. tłum.<br /><br />[2] Theophilus „Bull” Connor (1897–1973), Lester Maddox (1915–2003), George Corley Wallace junior (1919–1998) – amerykańscy politycy opowiadający się za segregacją rasową – przyp. tłum.<br /><br />_______<br /><br />Tłumaczenie na podstawie:<br /><a href="http://www.nationalreview.com/script/printpage.p?ref=/derbyshire/derbyshire122102.asp">John Derbyshire, <span style="font-style: italic;">Liberty</span>, http://www.nationalreview.com/script/printpage.p?ref=/derbyshire/derbyshire122102.asp</a><br /><br /><span style="font-style: italic;">Liberty</span> opublikowano na stronie <a href="http://www.nationalreview.com/">National Review Online</a> 21 grudnia 2002 r.<br /><br /><br /><br /><br /><br /></div>Luke7777777http://www.blogger.com/profile/01598820048682481428noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8374826935056360710.post-71201146902766008022009-07-17T09:16:00.000-07:002009-07-17T09:21:24.575-07:00Tłumaczenie: Fred Reed „Samobójstwo Marlboro Mana”<div style="text-align: justify;"><span style="font-weight: bold;">Ceną wolności jest niewolnictwo. Coś w tym rodzaju. Przynajmniej do pewnego stopnia</span><br /><br />Niedawno czytałem pełną tęsknoty za minionymi czasami książkę G. Gordona Liddy’ego <span style="font-style: italic;">Gdy byłem dzieckiem, to był wolny kraj</span> [<span style="font-style: italic;">When I Was a Kid, This Was a Free Country</span>]. Liddy odmalowuje błogi obraz dawnych czasów, kiedy Ameryka była wolna, farmerzy mogli zasypywać bagna bez naruszania przepisów o mokradłach, a broń była po prostu bronią. Ludzie byli samodzielni, mieli charakter i podejmowali decyzje ekonomiczne na własną rękę. Reguły rynku działały, tak jak powinny, a rząd wtrącał się w prywatne sprawy w znikomym stopniu.<br /><br />Ten obraz jest prawdziwy. Żyłem w takim świecie. Chciałbym, żeby wrócił, ale tak się nie stanie. To był świat skazany na samobójstwo.<br /><br />Tak się dzieje, że w wiejskim hrabstwie pełnym niezależnie myślących rolników z charakterem, uprawiających własną ziemię [<span style="font-style: italic;">yeomen</span>], wzrasta gęstość zaludnienia – albo w centrum albo w odległych od siebie miejscach na obrzeżach. Pojawia się autostrada, bo tego chce ciężarówkowe lobby w Waszyngtonie. Budowa autostrady to Dobra Rzecz, bo oznacza Postęp i na rok daje ludziom pracę.<br /><br />Czyni też prowincję dostępną dla odległego o pięćdziesiąt mil wielkiego miasta. Przedsiębiorca budowlany kupuje 500 akrów ziemi wzdłuż rzeki od niezależnego właściciela z charakterem. Robi to, oferując sumy, które powodują, że oczy farmera wychodzą z orbit.<br /><br />Najpierw powstaje 500 domów w sypialnej dzielnicy na przedmieściach nazwanej Brook Dale Manor. Rok później pojawia się kolejnych 500 pod nazwą Dale View Estates. To Dobra Rzecz, bo niezależny farmer (teraz już były farmer) z charakterem korzysta ze swojego prawa własności, a budowa podmiejskiej dzielnicy tworzy miejsca pracy. Rzeka wygląda teraz brzydko jak diabli, ale przejmują się tym tylko oszołomy.<br /><br />W siedzibie korporacji Safeway, Bóg wie jak daleko, nowa populacja pojawia się jako ciemniejszy odcień zieleni na ekranie komputera. Zaczyna się budowa nowego supermarketu koło autostrady. To Dobra Rzecz, stanowiąca przykład wolnej przedsiębiorczości w działaniu i tworząca miejsca pracy w branży budowlanej. Co więcej, Safeway sprzedaje tańsze, bardziej zróżnicowane i, po prawdzie, lepsze jedzenie niż pół tuzina istniejących dotychczas w hrabstwie rodzinnych sklepów, które kończą działalność.<br /><br />Niedługo potem o hrabstwie dowiadują się ludzie od centrów handlowych z wielkiego miasta. Firma dysponująca miliardem dolarów nie ma problemu z wykupieniem niezależnego farmera z charakterem, który zarabia mniej niż 40 tysięcy dolarów rocznie. Przybywa centrum handlowe z Wal-Martem. To Dobra Rzecz itd. Wal-Mart prawie wszystko sprzedaje tanio.<br /><br />Ponadto wypiera z rynku większość sklepów w hrabstwie. Razem z nimi padają restauracje, nie odwiedzane już przez tych, którzy dawniej przychodzili tam przy okazji wizyt w okolicznych sklepach. Razem z restauracjami odchodzi poczucie wspólnoty, kwitnące w miasteczku, w którym są jadłodajnie, sklepy i rynek. Ale to szurnięte myślenie, które przemawia tylko do wtrącających się w cudze sprawy lewaków.<br /><br />Pojawia się K-Mart, a wraz z nim, wzdłuż autostrady, McDonald's, Arby's, Roy Rogers oraz inne stacje pośrednie na drodze do zatoru wieńcowego. Pasaż handlowy przy autostradzie to Dobra Rzecz, bo stanowi przykład korzystania z wolności gospodarczej. Handel podlega teraz kontroli działających na odległość finansistów, dla których hrabstwo to szpilka na mapie.<br /><br />To Dobra Rzecz. Etaty w nowych sklepach są bezpieczne i wygodne. Niezależni farmerzy [<span style="font-style: italic;">frontiersmen</span>] z charakterem, zatrudnieni teraz na niskich stanowiskach w którejś z sieci, nie są już niezależni, bo można ich zwolnić.<br /><br />Pojawia się trzecia podmiejska dzielnica – Brook Manor View Downs. Przesiedleni do swoich szkaradnych domów miastowi przewyższają teraz liczebnie miejscowych z charakterem. Są też sprytniejsi, mają w swoich szeregach prawników i współpracują ze sobą. Szybko przejmują kontrolę we władzach hrabstwa.<br /><br />Chcą miejskiego systemu kanalizacji, więcej dróg, szkół i odgórnych regulacji budowlanych [<span style="font-style: italic;">zoning</span>]. To ostatnie nie jest takie nierozsądne. W rzadko zaludnionym hrabstwie kilka wieprzy trzymanych w zagrodzie za domem albo rozsypujący się merc bez kół nikomu nie przeszkadza. W zajmującym ćwierć akra getcie dorobkiewiczów – już tak. Potem przychodzą przepisy nakazujące trzymanie psów na smyczy i konieczność uzyskania zezwoleń na ich posiadanie. Hałaśliwe gromady obwisłouchych psiaków stają się nielegalne.<br /><br />Ceny idą w górę – podatki tak samo. Zyski z rolnictwa i łowienia krabów w rzece nie wzrastają. Farmerzy i rybacy są stopniowo zmuszani do sprzedaży swojej ziemi inwestorom budowlanym i przejścia na pracę etatową od ósmej do piątej. Niestety, nie można być jednocześnie niezależną osobą z charakterem i bać się swojego szefa. Gdy silny charakterem, niezależny farmer zaczyna pracować jako ochroniarz w Gapie, staje się niewykwalifikowanym najemnikiem. Różnica między niezależnym rolnikiem uprawiającym własną ziemię a popychadłem drugiej kategorii to niezależność lub jej brak.<br /><br />Ludzie zarabiają więcej pieniędzy i kupują domy w Manor Dale Mews, ale w mniejszym stopniu panują nad własnym czasem, więc nie budują już sami własnych stodół, nie zakładają sami elektryczności w domach i nie wymieniają sami tarcz sprzęgła. Koniunktura to Dobra Rzecz. W jej wyniku dzieci zaradnego farmera stają się zależne od innych, gdy chcą zmienić olej, odremontować piec albo naprawić łódkę.<br /><br />Większość ludzi, którzy niedawno przyjechali z miasta, obawia się broni. Nie polują, wiedząc, że jedzenie pochodzi z Safeway’a i jego nowo przybyłego konkurenta, Gianta. Nie lubią niezależnych chłopów, których nazywają wsiokami, prostakami albo prowincjuszami. Polowanie i tak nie ma w ich przypadku sensu, bo stada wędrownych ptaków znikają z mokradeł.<br /><br />Po prawdzie, gdy ludzie strzelają z karabinów i śrutówek w miejscu, które staje się coraz bardziej załącznikiem do miasta, nie jest to bezpieczne. Wpływ nowo przybyłych powoduje, że niezależnym trudniej nawet pokazać się z bronią na widoku. Na wysypisku śmieci nie wolno już strzelać do szczurów.<br /><br />Dzieci zaradnych wieśniaków nie radzą sobie w szkole tak dobrze, jak potomstwo dojeżdżających do pracy pasożytniczych najeźdźców, i są powoli spychane na margines. Przestępczość wzrasta w miarę jak rwą się więzi społeczne. Wcześniej właściwie każdy znał każdego i wiedział, jaki kto ma samochód. Obcy się wyróżniali. Nastolatki sprawiały kłopoty, ale były granice. Teraz wdaje się anonimowość wielkich liczb, a zresztą nie ma już żadnej społeczności.<br /><br />I w ten sposób hrabstwo pełne wolnych farmerów przemienia się w kolejną mięczakowatą dzielnicę podmiejską zamieszkałą przez bezbarwnych dorobkiewiczów, którzy nie potrafią napompować własnych opon. Wiejscy indywidualiści stają się trybikami w cudzej maszynie. Ich dzieci wyrastają na rozwiązłe seksualnie supermarketowe małpy, ćpające, żeby uciec od nudy. Samo hrabstwo to teraz płat ohydnej, pomalowanej na jaskrawy kolor, tandetnej zabudowy osiedlowej. Życie mieszkańców jest zarządzane na odległość.<br /><br />W skrócie rzecz biorąc chodzi o to, że niezbywalne prawo niezależnego rolnika do pozbycia się swojej własności w sposób, w jaki sobie tego życzy (którego nie podważam), prowadzi generalnie do tego, że dostaje się ona w ręce przedsiębiorcy budowlanego. Niezbywalne prawo do rozmnażania się prowadzi do zatłoczenia, które skutkuje brakiem niezależności, wścibskim rządem i utratą lokalnej kontroli.<br /><br />Chciałbym znów żyć w świecie pana Liddy’ego. Niestety, ten świat ma tendencję do samolikwidacji. Wolność jest na dłuższą metę sprzeczna z wolnością, bo nieuchronnie zostaje użyta w taki sposób, który rodzi kontrolę. Jako gatunek po prostu nie potrafimy się opanować. Ale przez pewien czas żyło nam się dobrze.<br /><br />_______<br /><br />Tłumaczenie na podstawie:<br /><a href="http://www.fredoneverything.net/Liddy.shtml">Fred Reed, <span style="font-style: italic;">The Suicide Of Marlboro Man</span>, http://www.fredoneverything.net/Liddy.shtml</a><br /><br /><span style="font-style: italic;">The Suicide Of Marlboro Man</span> opublikowano na stronie Freda Reeda <a href="http://www.fredoneverything.net/">Fred On Everything</a> w 2002 r.<br /><br /><br /><br /></div>Luke7777777http://www.blogger.com/profile/01598820048682481428noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8374826935056360710.post-32143265423652560402009-06-01T09:57:00.000-07:002009-06-01T10:20:22.960-07:00Tłumaczenie: Nina Paley „Zrozumieć Wolną Treść”<div style="text-align: justify;"><span style="font-weight: bold;">Treść</span> to <span style="font-weight: bold;">zasób nieograniczony.</span> Ludzie mogą teraz robić idealne kopie zapisanej cyfrowo treści za darmo. To dlatego spodziewają się, że treść będzie wolna i darmowa – bo w rzeczywistości taka właśnie jest. To jest DOBRE.<br /></div><div style="text-align: justify;">Pomyśl o „treści” – kulturze – jako o wodzie. Tam, gdzie płynie woda, kwitnie życie.<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh5uSS51TTcG1CGwQwIvbajgyzaZRc4-R_R6H1PH2P379bS4pRCIq8a3cRyK-fcnjeoqQcYMxLm_iYODtgWcgjMCIHYaqG7Uhzpqu1MiGddKQQfdmYzt2axnLbCCz9GNFy8qzonArdmrqs/s1600-h/01+-+content_is_free_PL+kopia.gif"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 300px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh5uSS51TTcG1CGwQwIvbajgyzaZRc4-R_R6H1PH2P379bS4pRCIq8a3cRyK-fcnjeoqQcYMxLm_iYODtgWcgjMCIHYaqG7Uhzpqu1MiGddKQQfdmYzt2axnLbCCz9GNFy8qzonArdmrqs/s400/01+-+content_is_free_PL+kopia.gif" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5342406970569043954" border="0" /></a><br /><span style="font-weight: bold;">Nośniki treści</span> – przedmioty takie jak książki, płyty DVD, dyski twarde, ubrania, figurki <span style="font-style: italic;">Action Man</span> i pisma drukowane stanowią <span style="font-weight: bold;">zasób ograniczony.</span> Nikt nie oczekuje, że te przedmioty będą darmowe i ludzie z własnej woli płacą za nie dobre pieniądze.<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg6tjkIoaQBleL8awwEenlEaIAV69uPDmcDdZkXBEoxXsDfIeeQpmP9u_eVY6zQWpPcGuhbcWtLoKMg0Mdsqqo_Yyo_WAtUY8baaAdYUTO_6dIt_43IKvMJOT2ISVD67BmFxxgLDuKcF70/s1600-h/02+-+containers_not_free_PL+kopia.gif"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 300px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg6tjkIoaQBleL8awwEenlEaIAV69uPDmcDdZkXBEoxXsDfIeeQpmP9u_eVY6zQWpPcGuhbcWtLoKMg0Mdsqqo_Yyo_WAtUY8baaAdYUTO_6dIt_43IKvMJOT2ISVD67BmFxxgLDuKcF70/s400/02+-+containers_not_free_PL+kopia.gif" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5342407633064778290" border="0" /></a><br />Pomyśl o „nośnikach treści” – książkach, płytach, dyskach twardych – jako o dzbankach i pojemnikach. Zwiększają one użyteczność wody i jej wartość. Jeśli możesz uzyskać wodę za darmo z ogólnie dostępnej rzeki – świetnie; nie zmniejsza to wartości naczyń. Wręcz przeciwnie: gdy rzeki płyną, przydatność i wartość naczyń do przechowywania wody wzrasta.<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGZzCy-4XzN59qcYQ-Oy_eG_sO_h62I0XGhrCaKU-Rt4qZMgQrcpspqApR_U3o3tviNeF68DesdjBR-6Ha1ltlHkUcW2vn3C9peYn8__r55tJZZOvZVxjoa9KnFAgnMIxVf9B1Bq4qdhk/s1600-h/03+-+free_vs_not_free_PL+kopia.gif"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 300px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGZzCy-4XzN59qcYQ-Oy_eG_sO_h62I0XGhrCaKU-Rt4qZMgQrcpspqApR_U3o3tviNeF68DesdjBR-6Ha1ltlHkUcW2vn3C9peYn8__r55tJZZOvZVxjoa9KnFAgnMIxVf9B1Bq4qdhk/s400/03+-+free_vs_not_free_PL+kopia.gif" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5342407823713687346" border="0" /></a><br />Kontynuując tę metaforę: monopole praw autorskich to próba postawienia zapory, zapanowania nad wszystkimi rzekami i przekształcenia ich w wąskie strużki. Gdy tylko Wielkie Media zdołają spętać kulturę, to tak, jakby odcinały dopływ i odpływ wody: skutkiem jest stojąca kałuża, która staje się trująca. Ryby zdychają i zaczyna się roić od komarów, bo woda nie ma skąd przypływać, ani dokąd odpływać.<br /><br /><br /><div style="text-align: center;"><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJlKK5TTdOk0Be8ohyxxVhoMzq6IC3pSeukAoPK9EilAL5kRMuX1qH5SuIhiEik5iDL-fU4Gsy5odWqlovN0kEk4ZzZCLT8VrQKN9Y6Cz28LmjH00lPfg_HHy2PJu6UR856CTP92LoKy0/s1600-h/04+-+stagnant_pool+kopia_PL.gif"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 300px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJlKK5TTdOk0Be8ohyxxVhoMzq6IC3pSeukAoPK9EilAL5kRMuX1qH5SuIhiEik5iDL-fU4Gsy5odWqlovN0kEk4ZzZCLT8VrQKN9Y6Cz28LmjH00lPfg_HHy2PJu6UR856CTP92LoKy0/s400/04+-+stagnant_pool+kopia_PL.gif" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5342408027128712866" border="0" /></a>(Stąd właśnie bierze się coś takiego, jak <a href="http://blog.ninapaley.com/2008/11/07/fairies-are-forever/">to</a>.)<br /></div><br />Artyści nie są „właścicielami” kultury; jesteśmy natomiast właścicielami naszych nazwisk (uznanie autorstwa). Każdy artysta mający grupę swoich fanów, wie, że „siły napędowej” udzielają jego nazwisku wspaniałomyślnie odbiorcy. Nasi odbiorcy chcą, żeby nam się dobrze powodziło. Chcą, żeby dotarły do nas ich pieniądze i wsparcie.<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgZN3ViBk6vQQyAUz_hLh_XMMBLooZ4GuXULRYSJ5qEK1SKEVlTC0o4RI-sAWTsZ7DLArsREz6mE2AEihEceXHpPX3R9i9we2i2VAS-FhBELc4sWyZpCzI5QyW5X1t9-9McTyJdVVSs470/s1600-h/05+-+artist_and_audience_PL+kopia.gif"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 300px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgZN3ViBk6vQQyAUz_hLh_XMMBLooZ4GuXULRYSJ5qEK1SKEVlTC0o4RI-sAWTsZ7DLArsREz6mE2AEihEceXHpPX3R9i9we2i2VAS-FhBELc4sWyZpCzI5QyW5X1t9-9McTyJdVVSs470/s400/05+-+artist_and_audience_PL+kopia.gif" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5342408195941921250" border="0" /></a><br />Dlatego też współpraca artysty z handlowcem jest cenna. Książka z autografem warta jest więcej niż książka bez niego. Sprzedający, którzy współpracują z artystami – dzielą z nimi przychody – dostają błogosławieństwo zarówno artysty, jak i odbiorców, i mogą sprzedać więcej przedmiotów za więcej pieniędzy.<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgoZ9zQfhNSNyOUlu7kdP7rWKOcZPLgmFJ8ShXTKeQHibP_SoPZSo3UeHZXTQz9mnFq_EqYMjy1Z1utQ81Y17y_qYwAxIsQn677tO2g0D2hBa-hdwY3rSH7nxnXQH3prnJcjAO-3yWqZAk/s1600-h/06+-+artist_publisher_audience_PL+kopia.gif"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 300px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgoZ9zQfhNSNyOUlu7kdP7rWKOcZPLgmFJ8ShXTKeQHibP_SoPZSo3UeHZXTQz9mnFq_EqYMjy1Z1utQ81Y17y_qYwAxIsQn677tO2g0D2hBa-hdwY3rSH7nxnXQH3prnJcjAO-3yWqZAk/s400/06+-+artist_publisher_audience_PL+kopia.gif" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5342408347661944290" border="0" /></a><br />Zgodnie z zasadami licencji Creative Commons Na Tych Samych Warunkach dzieła wykorzystujące jakiś fragment <a href="http://sitasingstheblues.com/"><span style="font-style: italic;">Sita Sings The Blues</span></a> mogą być przez dowolną osobę wytwarzane i sprzedawane bez mojej zgody. Ale ktokolwiek dzieli się ze mną dochodem, dostaje mój <a href="http://www.questioncopyright.org/creator_endorsed">„znak wsparcia artysty”</a> [<a href="http://www.questioncopyright.org/creator_endorsed"><span style="font-style: italic;">"creator endorsed mark"</span></a>] albo podpis, a moi fani zostają skierowani do jego dzieła (za pośrednictwem poczty pantoflowej i mojej strony internetowej).<br /><br /><br /><div style="text-align: justify;"><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="http://www.questioncopyright.org/creator_endorsed"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 225px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEic3mVzLh0GG7ZA_Vko2OjsaLqOz6do-yKDPuv2TqOJZMuViMlkVkaTZlv7NqhZ-IYbi8pAOhyphenhyphenPal2zIBcGdlcWV4dYZ45PhxRj7nXs-CZUYHk9F3pDWg5uzfkvfh0CBeSj3Y2eRZ0_6IU/s400/07+-+creator_endorsed_mark_PL+kopia.gif" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5342408465703713954" border="0" /></a><br /></div>Niemniej jednak dzieła konkurencyjne wobec mojego mogą być sprzedawane bez ubiegania się o moją aprobatę. Jeśli są tańsze, lepszej jakości albo bardziej dostępne, mogą sprzedawać się lepiej niż wspierane przeze mnie produkty. Dlaczego miałoby być inaczej? Konkurencja może być dobra. Tym większa motywacja dla każdego, z kim zawieram partnerstwo handlowe, aby wytwarzać produkty wysokiej jakości, w rozsądnej cenie i łatwo dostępne. Nie ma bodźców do rywalizowania z dobrym dziełem; jeśli jest już do nabycia w przystępnej cenie album albo komiks <a href="http://sitasingstheblues.com/"><span style="font-style: italic;">Sita Sings the Blues</span></a>, dlaczego ktoś miałby zadawać sobie trud i publikować jeszcze jeden? Jeśli dojdzie do wydania takiej konkurencyjnej publikacji, musi ona mieć jakąś zaletę, której brak tej wcześniejszej. Jeżeli zdaniem wydawców konkurencyjnej publikacji różnica jakości między produktami jest tak duża, że warta więcej od mojej rekomendacji, to dobrze dla nich, skoro zrobili coś właściwie.<br /><br />Pamiętaj:<br /><br /><div style="text-align: center;"><span style="font-weight: bold;">Wolna Inicjatywa to także Wolna Kultura.</span><br /></div><br />Częste pytania dotyczące Wolnej Treści:<br /><br /><span style="font-weight: bold;">P. Po co publikować książkę, skoro jej zawartość jest dostępna za darmo w internecie?</span><br /><br />O. Bo internet ma swoje ograniczenia. Nie można go dotknąć ani powąchać. Wygląd obrazków jest ograniczony jakością ekranu i może powodować przemęczenie oczu.<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiRDMgrWneogGdfBGv4omnc5tuKPDSOkLgqCg-AqGUDA4xQgrHu0Xgc3NgnxcIMgKjdEdzCpO-hsgciPLqkIeZaLKJ7lkjB0d_9PzlTF2-hJM18vcdNAUtf2C4XL5vUfwNJmVBPisRF1j8/s1600-h/08+-+limits_to_the_internet_PL+kopia.gif"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 300px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiRDMgrWneogGdfBGv4omnc5tuKPDSOkLgqCg-AqGUDA4xQgrHu0Xgc3NgnxcIMgKjdEdzCpO-hsgciPLqkIeZaLKJ7lkjB0d_9PzlTF2-hJM18vcdNAUtf2C4XL5vUfwNJmVBPisRF1j8/s400/08+-+limits_to_the_internet_PL+kopia.gif" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5342408917070368834" border="0" /></a><br />Książki mają wartość jako przedmioty – poza bogactwem intelektualnym, które zawierają. Łatwo je ze sobą nosić, można ich dotknąć, nie przeszkadzają im awarie prądu. Albumy może cechować coś, co nadaje im jeszcze większą wartość: błyszczący papier, tłoczenia, odblaskowy i matowy druk, papier o różnej fakturze, ilustracje bardzo wysokiej jakości. Książki mogą być same w sobie czymś pięknym. Książki z autografami autorów to dzieła sztuki. Książki mogą mieć wartość jako obiekty godne kolekcjonowania, ponieważ są DOBREM RZADKIM.<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhKzPPkd_gYR2Wm35hQyxyHXYcz5uXqtA7nm4dMlgS6zcTpkNroXIvOgK9eaCP8-4oH5SQxKQmHtP9q5C5fZTsygIr9KEL9cuXOub08zY77ky2OlapC9LJTVBR_u6OF5xVbVhyphenhyphenVDi_e36Y/s1600-h/09+-+books_have_value_beyond_content_PL+kopia.gif"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 300px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhKzPPkd_gYR2Wm35hQyxyHXYcz5uXqtA7nm4dMlgS6zcTpkNroXIvOgK9eaCP8-4oH5SQxKQmHtP9q5C5fZTsygIr9KEL9cuXOub08zY77ky2OlapC9LJTVBR_u6OF5xVbVhyphenhyphenVDi_e36Y/s400/09+-+books_have_value_beyond_content_PL+kopia.gif" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5342409036212523138" border="0" /></a><br />Odbiorcy starają się o więź z twórcami. Nawet jeśli treść jest za darmo, wielu fanów pragnie posiadać dzieło w postaci fizycznej. Chcą też wesprzeć artystę. Towary – przedmioty takie jak książki, płyty DVD, ubrania – pełnią rolę środka umożliwiającego dokonywanie tych transakcji między artystą i odbiorcami.<br /><br /><span style="font-weight: bold;">P. Po co udostępniać dzieło za darmo w internecie, skoro jest dostępne w formie książki (albo płyty DVD, CD itd.)?</span><br /><br />O. Bo jeśli jest darmowe, może się rozprzestrzeniać. Jeśli jest dobre, odbiorcy będą się na nie powoływać, cytować je, dzielić się nim, pisać jego recenzje i upowszechniać je. Udostępnianie dzieła za darmo pozwala osiągnąć wszystko to, co reklama, a poza tym jest dobre – a nie złe, wolne – a nie kontrolowane, rozpowszechniane dobrowolnie – a nie wpychane na siłę do gardeł. Zamiast wydawać olbrzymie sumy na kiepskie reklamy, aby sprzedać „treść”, którą spętałeś, po prostu uwolnij tę treść i pozwól, żeby stanowiła reklamę samej siebie. Użyj zasobu nieograniczonego do sprzedaży zasobu ograniczonego.<br /><br /><span style="font-weight: bold;">P. Ale nawet w dobie internetu muszę uprawiać reklamę!</span><br /><br />O. Być może. Zależy to od tego, jakie jest twoje dzieło i jak dużo masz czasu. Jeśli to, co masz, jest dobre, po prostu daj temu trochę czasu. „Zaraźliwy” wzrost popularności następuje gwałtownie, ale zanim się zacznie, może to trochę potrwać. Albo możesz użyć reklamy, aby w sztuczny sposób skierować uwagę odbiorców na coś, czym w innym wypadku wcale by się nie zainteresowali. Jeśli dzieło nie jest dobre i ograniczy się jego reklamę, zainteresowanie nim zmaleje.<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg1tCQXWUZEyTXHBoc9cixjTPgL0W33Gce0pHh8c0FE3yoddvQSsGyKmJAuyS57kcR5rn7wI4G3LjBCuj5BFpCtWgMJPYPHoj3siDR3rGfEkh72ecGz-9MKWV_6hQEKcw5Akc9aCOmbXn8/s1600-h/10+-+free_culture_graph_PL+kopia.gif"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 225px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg1tCQXWUZEyTXHBoc9cixjTPgL0W33Gce0pHh8c0FE3yoddvQSsGyKmJAuyS57kcR5rn7wI4G3LjBCuj5BFpCtWgMJPYPHoj3siDR3rGfEkh72ecGz-9MKWV_6hQEKcw5Akc9aCOmbXn8/s400/10+-+free_culture_graph_PL+kopia.gif" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5342409240400213314" border="0" /></a><br />To nasza wizja Wolności. To nie komunizm. To nie kapitalizm, jaki znamy. To z pewnością nie monopol. To Wolna Kultura i Wolna Inicjatywa.<br /><br />_______<br /><br />Tłumaczenie na podstawie:<br /><a href="http://www.questioncopyright.org/understanding_free_content">Nina Paley, <span style="font-style: italic;">Understanding Free Content</span>, http://www.questioncopyright.org/understanding_free_content</a><br /><br /><span style="font-style: italic;">Understanding Free Content</span> opublikowano na stronie <a href="http://www.questioncopyright.org/">QuestionCopyright.org</a> 2 kwietnia 2009 r.<br /><br /><br /><br /></div>Luke7777777http://www.blogger.com/profile/01598820048682481428noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8374826935056360710.post-64405675284284058562009-04-11T22:29:00.000-07:002009-04-11T22:35:10.900-07:00Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego 2009<div style="text-align: center;"><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEnEJREpe94kAlVpYlbI7BC-BHqABbdbmmUBL-gj_SVeXuTjz1vwbAdXHrAN7O1G8fhtoIQ5kGoVo7EXdqPIzFlVsQRpspSWUFh1orK6rnS7WY9X65jpofLWFKuJSIi7foBplnZ62l9fY/s1600-h/El+Greco+-+Resurrection+%281584-1594%29.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 182px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEnEJREpe94kAlVpYlbI7BC-BHqABbdbmmUBL-gj_SVeXuTjz1vwbAdXHrAN7O1G8fhtoIQ5kGoVo7EXdqPIzFlVsQRpspSWUFh1orK6rnS7WY9X65jpofLWFKuJSIi7foBplnZ62l9fY/s400/El+Greco+-+Resurrection+%281584-1594%29.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5323673393284912562" border="0" /></a>El Greco, <span style="font-style: italic;">Zmartwychwstanie</span>, 1584-1594<br /><div style="text-align: justify;"><br /><br /><br /><br /></div></div>Luke7777777http://www.blogger.com/profile/01598820048682481428noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8374826935056360710.post-25694313005184040362009-04-09T23:38:00.000-07:002009-04-09T23:42:32.156-07:00Wielki Piątek 2009<div style="text-align: center;"><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgxMnw6DbTqqyLNL-ng-Mmlve_h3brv-7x_f_N9pUtWnjx0DUfdPMJsHvKsIge6NKyr5x6z3wEpJwfiDXY5dD1Y-2onaDQ60Hf5ZsKsmCCMao84UF07zFh80xiOIUt3GgD_64KpgCf0kL0/s1600-h/El+Greco+-+Christ+Carrying+the+Cross+%28ca.+1580%29.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 288px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgxMnw6DbTqqyLNL-ng-Mmlve_h3brv-7x_f_N9pUtWnjx0DUfdPMJsHvKsIge6NKyr5x6z3wEpJwfiDXY5dD1Y-2onaDQ60Hf5ZsKsmCCMao84UF07zFh80xiOIUt3GgD_64KpgCf0kL0/s400/El+Greco+-+Christ+Carrying+the+Cross+%28ca.+1580%29.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5322949026472894610" border="0" /></a>El Greco, <span style="font-style: italic;">Chrystus niosący krzyż</span>, ok. 1580<br /></div><div style="text-align: center;"><div style="text-align: justify;"><br /><br /><br /><br /></div></div>Luke7777777http://www.blogger.com/profile/01598820048682481428noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8374826935056360710.post-31142855828767426712009-03-13T23:44:00.000-07:002009-03-14T00:14:56.585-07:00Logo Luke7777777<a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwvapHnmAk0ND1UJLH0lm_GYfObAx5XthcZt-4YDnZnsnmxqlomqpSmz7NADMzq9iKlnnU-Sz-6U_1ca_C2Fo9SHtQf2eHtw8nC7I_SG45Ku5ab2jpKvkXg5zJHn5rDQn_rVMNgswzYas/s1600-h/Luke7777777+Logo+-+L7+Logo+-+1654+-+7,00.gif"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwvapHnmAk0ND1UJLH0lm_GYfObAx5XthcZt-4YDnZnsnmxqlomqpSmz7NADMzq9iKlnnU-Sz-6U_1ca_C2Fo9SHtQf2eHtw8nC7I_SG45Ku5ab2jpKvkXg5zJHn5rDQn_rVMNgswzYas/s400/Luke7777777+Logo+-+L7+Logo+-+1654+-+7,00.gif" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5312932336322665394" border="0" /></a><br /><br /><div style="text-align: justify;">Logo Luke7777777 to litera L oraz liczba 7 umieszczone w kwadratowym polu.<br /><br />Kolor czarny oznacza anarchię jako naturalny stan relacji między ludźmi. Symbolizuje przywiązanie do idei agoryzmu oraz wolnego rynku. Przypomina o śmierci i potrzebie wyrzeczeń.<br /><br />Kolor biały oznacza budowanie własnego życia w oparciu o dobrowolną współpracę z innymi, czyli praktyczne stosowanie zasady nieagresji. Jest obrazem wolności, radości i czystości. Mówi o powołaniu do celibatu poświęconego Bogu.<br /><br />Kolor czerwony oznacza odwagę. Przypomina o krwi przelewanej przez męczenników za wiarę katolicką. Stanowi nawiązanie do szlachetnej barwy karmazynowej, symbolizującej godność człowieka i dostatek materialny. Mówi o powołaniu do małżeństwa.<br /><br />Kolor złoty oznacza uczciwość i mądre korzystanie z dóbr doczesnych. Wskazuje na potrzebę dążenia do doskonałości.<br /><br />Kolor niebieski oznacza otwartość na prawdę i wierność dobrym zasadom.<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhyhEVHbxNXrK92QjdscGPB4N8G0aAsXQVSVA62MFOkBpTIHohkJ6zuh2AILq4dzUUnoSipWeK5OVmxF5mp5LqTFKnBIbycybo5MwiL98iw9clhzx6xqDfGBvyibgk45XR8h0K8eUZpIuw/s1600-h/Luke7777777+Logo+-+L7+Logo+-+post+break+-+3,94x0,44.gif"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 45px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhyhEVHbxNXrK92QjdscGPB4N8G0aAsXQVSVA62MFOkBpTIHohkJ6zuh2AILq4dzUUnoSipWeK5OVmxF5mp5LqTFKnBIbycybo5MwiL98iw9clhzx6xqDfGBvyibgk45XR8h0K8eUZpIuw/s400/Luke7777777+Logo+-+L7+Logo+-+post+break+-+3,94x0,44.gif" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5312932549652677746" border="0" /></a><br /><br />Sąsiadujące ze sobą czerń i biel przypominają o istnieniu granicy między dobrem a złem. Nawiązują do idei infoanarchizmu. Kolory czarny i czerwony symbolizują mutualizm. Złoto i czerń to barwy woluntaryzmu i anarchizmu rynkowego.<br /><br />Biel i czerwień oznaczają Polskę. Mówią o przywiązaniu do ojczyzny (macierzy), czyli tego, co otrzymaliśmy od matki i ojca oraz innych przodków jako dar i zadanie. Kolory biały i złoty nawiązują do barw papieskich. Wskazują na potrzebę gotowości do obrony wiary katolickiej.<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhyhEVHbxNXrK92QjdscGPB4N8G0aAsXQVSVA62MFOkBpTIHohkJ6zuh2AILq4dzUUnoSipWeK5OVmxF5mp5LqTFKnBIbycybo5MwiL98iw9clhzx6xqDfGBvyibgk45XR8h0K8eUZpIuw/s1600-h/Luke7777777+Logo+-+L7+Logo+-+post+break+-+3,94x0,44.gif"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 45px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhyhEVHbxNXrK92QjdscGPB4N8G0aAsXQVSVA62MFOkBpTIHohkJ6zuh2AILq4dzUUnoSipWeK5OVmxF5mp5LqTFKnBIbycybo5MwiL98iw9clhzx6xqDfGBvyibgk45XR8h0K8eUZpIuw/s400/Luke7777777+Logo+-+L7+Logo+-+post+break+-+3,94x0,44.gif" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5312932549652677746" border="0" /></a><br /><br /><div style="text-align: center;">Kolory logo Luke7777777:<br /><br />Czarny / Black<br />RGB: 0, 0, 0<br /><br />Biały / White<br />RGB: 255, 255, 255<br /><br />Polski karmazyn L7 / L7 Polish Crimson<br />RGB: 217, 0, 0<br /><br />Złoty / Gold<br />RGB: 255, 215, 0<br /><br />Ultramaryna / Ultramarine<br />RGB: 18, 10, 143<br /><br /></div><br /><br /></div>Luke7777777http://www.blogger.com/profile/01598820048682481428noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8374826935056360710.post-17964538943251705722009-03-10T02:14:00.000-07:002009-03-10T02:19:45.466-07:00Waldemar Kowalczyk: Waldek, czyli życie w mieście – Przeżycie siedemdziesiąte szóste – Waldek ledwie uchodzi z życiem<div style="text-align: justify;">Waldek w ostatnim momencie uskoczył przed nadjeżdżającym zza zakrętu autem.<br /><br />Zaledwie kilka chwil wcześniej rozejrzał się bacznie w obie strony i wszedł na jezdnię. Wszystko zgodnie z zasadami: spójrz w lewo, w prawo, jeszcze w lewo – ruszaj żwawo! Wszystkie samochody znajdowały się jeszcze szmat drogi od miejsca, w którym zamierzał przekroczyć jezdnię – na to przynajmniej wyglądało. Ruszył zatem.<br /><br />A tu nagle kierowca potężnych rozmiarów czerwonej furgonetki postanowił zażyć Waldka z mańki i byłby go rozpłaszczył na masce lub asfalcie, gdyby nasz bohater nie wykazał się odpowiednim refleksem.<br /><br />Waldek od pewnego czasu usiłował poruszać się po mieście jak człowiek. W ludzkim tempie. Widocznie zapomniał, że na jezdni obowiązują inne reguły. Tu jest przymus pośpiechu. Nie ma zmiłuj: albo gnasz na złamanie karku, albo nie żyjesz, albo w ogóle się tu nie zbliżaj.<br /><br />Mimo wszystko Waldek nie rezygnował z przemieszczania się i usiłował umykać przed tabunami samochodów – jak dotychczas skutecznie. Odnosił nieprzyjemne wrażenie, jakby kierowcom przeszkadzał, a jedynym powodem, dla którego nie został jeszcze przez żadnego z nich potrącony, był fakt, że ciało przejechanego przechodnia mogłoby ubrudzić maskę auta i przydać jego właścicielowi zajęcia, którego ten wolałby uniknąć. Trzeba by czyścić wóz, a na to nie ma czasu, bo kierowca już pędzi do pracy, do cyrku, do kina, telewizor włączyć (serial się zaczyna)...<br /><br />Przecież nawet gdy Waldek jak automat ruszał na zielonym wespół z sunącym ławą tłumem (zupełnie jak w <span style="font-style: italic;">Matrixie</span>), czekający na wolną drogę kierowcy dawali niedwuznacznie do zrozumienia: „No – zmykajcie, bo koła już nas świerzbią!”.<br /><br />– Miasto jest, jakie jest, i nic go nie zmieni – powiedziała Waldkowi znajoma. – Szkoda gadania.<br /><br />„Może to faktycznie prawda – pomyślał Waldek – ale czy w takim razie miasto w ogóle nadaje się do życia?”.<br /><br /><br /><br /></div>Luke7777777http://www.blogger.com/profile/01598820048682481428noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8374826935056360710.post-48021065034527065582009-01-21T12:07:00.000-08:002009-07-05T05:27:53.269-07:00Look7777777 – New Culture Watch – 2009.01.21<div style="text-align: center;"><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg29ccXfMAgFdSYJmGrFvO6eRrpUUusx2R3oYLjC6u4JKHc8eCZNxfgZtSGYxR7zJerC7n3VZMIMMD825gpgOLowiDRy6FjR4xdAXU8eMZ5ZLwSbqdq6OlF7SR_8uh1GhCiLEnPOOJGTak/s1600-h/001+-+1+-+Paris+2008_252+-+ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82+-+samolot+-+rower.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg29ccXfMAgFdSYJmGrFvO6eRrpUUusx2R3oYLjC6u4JKHc8eCZNxfgZtSGYxR7zJerC7n3VZMIMMD825gpgOLowiDRy6FjR4xdAXU8eMZ5ZLwSbqdq6OlF7SR_8uh1GhCiLEnPOOJGTak/s400/001+-+1+-+Paris+2008_252+-+ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82+-+samolot+-+rower.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5293845045611015794" border="0" /></a><span style="font-family:arial;"><br /></span><span style="font-family:arial;"></span></div><div style="text-align: center;"><span style="font-family:arial;">Sandro Magister</span><br /><span style="font-family:arial;">Faith By Numbers. When Ratzinger Puts on Galileo's Robes</span><br /><span style="font-family:arial;">[faith & reason, mathematics, maths / wiara i rozum / matematyka]</span><br /><span style="font-family:arial;">[Benedict XVI: Mathematics, which we invented, really gives us access to the nature of the universe and makes it possible for us to use it. Therefore, the intellectual structure of the human subject and the objective structure of reality coincide: the subjective reason and the objective reason of nature are identical. / In the end, to reach the definitive question I would say: God exists or he does not exist. There are only two options. Either one recognizes the priority of reason, of creative Reason that is at the beginning of all things and is the principle of all things – the priority of reason is also the priority of freedom – or one holds the priority of the irrational, inasmuch as everything that functions on our earth and in our lives would be only accidental, marginal, an irrational result – reason would be a product of irrationality. One cannot ultimately 'prove' either project, but the great option of Christianity is the option for rationality and for the priority of reason.]</span><br /><a href="http://chiesa.espresso.repubblica.it/articolo/213210?eng=y"><span style="font-family:arial;">http://chiesa.espresso.repubblica.it/articolo/213210?eng=y</span></a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhCSN3bB3nUV7Q4pz3f2P_FjKPQdoeoIfQ41zSx4HbTWQjy7PeHNI3RqLhCa52Ixfdk2Zd_3GExOmU_y5c8IV8wuKI_hHiSeGJF9TDDya7xgS7T2JIhGm1shv0U2fEQn_5RcDxFFd9Twxo/s1600-h/001+-+2+-+Paris+2008_266+-+zmierzch+czy+%C5%9Bwit.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhCSN3bB3nUV7Q4pz3f2P_FjKPQdoeoIfQ41zSx4HbTWQjy7PeHNI3RqLhCa52Ixfdk2Zd_3GExOmU_y5c8IV8wuKI_hHiSeGJF9TDDya7xgS7T2JIhGm1shv0U2fEQn_5RcDxFFd9Twxo/s400/001+-+2+-+Paris+2008_266+-+zmierzch+czy+%C5%9Bwit.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5293845563843938738" border="0" /></a><span style="font-family:arial;"><br />A legacy online: Tom Fahy on Jamendo</span><br /><a href="http://blog.jamendo.com/2008/09/04/a-legacy-online-tom-fahy-on-jamendo/"><span style="font-family:arial;">http://blog.jamendo.com/2008/09/04/a-legacy-online-tom-fahy-on-jamendo/</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">Tom Fahy @ Jamendo.com</span><br /><span style="font-family:arial;">[free download, free mp3, free music]</span><br /><a href="http://www.jamendo.com/en/artist/Tom_Fahy"><span style="font-family:arial;">http://www.jamendo.com/en/artist/Tom_Fahy</span></a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjynGcPN71PgfQBWazrTVfv3Z6YQbLwea4oD1EkubhnGkv3lDTAW2ULKkX6RjcRHZZ4M_aHJM5j_K6P7a-OQr3JKeR1KlyaLwahrd0Dlx720FSiQ2ISfIVrzUVNs2Lt0GCp-jWokYQcg7k/s1600-h/001+-+3+-+Paris+2008_207+-+noc+-+ulica+-+michael+mann+-+mannesque.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjynGcPN71PgfQBWazrTVfv3Z6YQbLwea4oD1EkubhnGkv3lDTAW2ULKkX6RjcRHZZ4M_aHJM5j_K6P7a-OQr3JKeR1KlyaLwahrd0Dlx720FSiQ2ISfIVrzUVNs2Lt0GCp-jWokYQcg7k/s400/001+-+3+-+Paris+2008_207+-+noc+-+ulica+-+michael+mann+-+mannesque.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5293846148536183362" border="0" /></a><br /><span style="font-family:arial;">Stefan Blankertz</span><br /><span style="font-family:arial;">Has the State Always Been There? How Tribal Anarchy Works</span><br /><a href="http://www.liberalia.com/htm/sb_tribal_anarchy.htm"><span style="font-family:arial;">http://www.liberalia.com/htm/sb_tribal_anarchy.htm</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">Święty Klemens Hofbauer</span><br /><span style="font-family:arial;">[kościół św. Benona w Warszawie]</span><br /><a href="http://www.cssr.com/polski/saintsblessed/sthofbauer.shtml"><span style="font-family:arial;">http://www.cssr.com/polski/saintsblessed/sthofbauer.shtml</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">Jacek Salij OP</span><br /><span style="font-family:arial;">Znamię Bestii</span><br /><span style="font-family:arial;">[chipy, czipy, Apokalipsa św. Jana, Bestia, piętno Bestii]</span><br /><a href="http://www.mateusz.pl/wdrodze/nr424/18.htm"><span style="font-family:arial;">http://www.mateusz.pl/wdrodze/nr424/18.htm</span></a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjdPY6G2tTfvLP8tDTvxr3bqYRnY_PBpt1IleIavBbjlJyIJBPrT88o0BdNAxcOXtyQkdPhmgBhucM7J7UN786PcB47UMTe77Ida_2zLNVeFjRi477z-Uyf6bu92O2uPs0ynWkoFugyCeg/s1600-h/002+-+Paris+2008_008+-+kamienica+-+o%C5%9Bwietlenie+-+%C5%BC%C3%B3%C5%82%C4%87.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjdPY6G2tTfvLP8tDTvxr3bqYRnY_PBpt1IleIavBbjlJyIJBPrT88o0BdNAxcOXtyQkdPhmgBhucM7J7UN786PcB47UMTe77Ida_2zLNVeFjRi477z-Uyf6bu92O2uPs0ynWkoFugyCeg/s400/002+-+Paris+2008_008+-+kamienica+-+o%C5%9Bwietlenie+-+%C5%BC%C3%B3%C5%82%C4%87.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5293846702910304146" border="0" /></a><br /><span style="font-family:arial;">Mike Gogulski</span><br /><span style="font-family:arial;">You are not the bank’s customer</span><br /><a href="http://www.nostate.com/1478/you-are-not-the-banks-customer/"><span style="font-family:arial;">http://www.nostate.com/1478/you-are-not-the-banks-customer/</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">Roy Halliday</span><br /><span style="font-family:arial;">Vigilantes of Montana by Thomas J. Dimsdale</span><br /><span style="font-family:arial;">[private production of security, compensation for the victim]</span><br /><a href="http://libertariannation.org/a/f72h2.html"><span style="font-family:arial;">http://libertariannation.org/a/f72h2.html</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">Theodore Dalrymple</span><br /><span style="font-family:arial;">Tough Love</span><br /><span style="font-family:arial;">[sexual revolution leads to violence, jealousy, wife beaters]</span><br /><a href="http://www.city-journal.org/html/9_1_oh_to_be.html"><span style="font-family:arial;">http://www.city-journal.org/html/9_1_oh_to_be.html</span></a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjzpynBWcH50XyAl7DzM8xlaN_6M96_NsZYHG6pwZn7jl1arJO4NM8V92-KnlXUEfxt8wdW358XECCCww1ftHFs1KWedJ5EvHR29g63sjNR-XBPewO6dv6q9cq_b3E2yjvfBT-mQZQ_ufs/s1600-h/003+-+Paris+2008_007+-+elysees+26+-+wszystko+pod+k%C4%85tem+-+k%C4%85t+prosty+-+right+angle.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjzpynBWcH50XyAl7DzM8xlaN_6M96_NsZYHG6pwZn7jl1arJO4NM8V92-KnlXUEfxt8wdW358XECCCww1ftHFs1KWedJ5EvHR29g63sjNR-XBPewO6dv6q9cq_b3E2yjvfBT-mQZQ_ufs/s400/003+-+Paris+2008_007+-+elysees+26+-+wszystko+pod+k%C4%85tem+-+k%C4%85t+prosty+-+right+angle.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5293847304684313874" border="0" /></a><br /><span style="font-family:arial;">Kathleen Naab</span><br /><span style="font-family:arial;">Saying Yes to Life -- 19 Times (Part 1)</span><br /><span style="font-family:arial;">[Interview on Parenting a Large Catholic Family, James and Kathleen Littleton]</span><br /><a href="http://www.zenit.org/article-24758?l=english"><span style="font-family:arial;">http://www.zenit.org/article-24758?l=english</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">Kathleen Naab</span><br /><span style="font-family:arial;">Saying Yes to Life -- 19 Times (Part 2)</span><br /><span style="font-family:arial;">[Interview on Parenting a Large Catholic Family, James and Kathleen Littleton]</span><br /><span style="font-family:arial;">[Kathleen Littleton: “We have found that love multiplies itself. In other words, the more one loves, the more one can love. With each new child, our love as parents has grown and multiplied. Our love has increased, not diminished. . . . The human heart is capable of an infinite amount of love, as it is created in God's image.”]</span><br /><a href="http://www.zenit.org/article-24764?l=english"><span style="font-family:arial;">http://www.zenit.org/article-24764?l=english</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">Brainpolice</span><br /><span style="font-family:arial;">On The Relationship Between Libertarianism, Anarchism and Values</span><br /><a href="http://polycentricorder.blogspot.com/2009/01/on-relationship-between-libertarianism.html"><span style="font-family:arial;">http://polycentricorder.blogspot.com/2009/01/on-relationship-between-libertarianism.html</span></a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhHP88p4udumLxn_icZdRw7Xs0y4D57-_1bf1JHJAb3r6olQVUyTrne6zDrhmRFehLIER5EaFk8pqEBD8aU8P037GGigKLsyKSWL52L1-3H3aC6Xehih_2k14vq65bLJ1c_6GxcvlQoqqI/s1600-h/004+-+Paris+2008_001+-+fiolet+-+auta+-+skrzy%C5%BCowanie.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhHP88p4udumLxn_icZdRw7Xs0y4D57-_1bf1JHJAb3r6olQVUyTrne6zDrhmRFehLIER5EaFk8pqEBD8aU8P037GGigKLsyKSWL52L1-3H3aC6Xehih_2k14vq65bLJ1c_6GxcvlQoqqI/s400/004+-+Paris+2008_001+-+fiolet+-+auta+-+skrzy%C5%BCowanie.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5293848015022889362" border="0" /></a><br /><span style="font-family:arial;">Maciej Dudek</span><br /><span style="font-family:arial;">Porządek anarchiczny</span><br /><a href="http://libertarianizm.wordpress.com/2009/01/01/porzadek-anarchiczny/"><span style="font-family:arial;">http://libertarianizm.wordpress.com/2009/01/01/porzadek-anarchiczny/</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">Benjamin D. Wiker</span><br /><span style="font-family:arial;">The Meaning of Marriage</span><br /><a href="http://insidecatholic.com/Joomla/index2.php?option=com_content&task=view&id=71&pop=1&page=0&Itemid=100"><span style="font-family:arial;">http://insidecatholic.com/Joomla/index2.php?option=com_content&task=view&id=71&pop=1&page=0&Itemid=100</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">Raniero Cantalamessa OFMCap</span><br /><span style="font-family:arial;">"When the Fullness of Time Had Come God Sent His Son Born of a Woman" – Father Cantalamessa's 3rd Advent Meditation</span><br /><span style="font-family:arial;">[St. Paul’s and St. John’s routes in the discovery of who Jesus Christ is. Jesus “born of a woman”. The imitation of Mary. Interruptions of maternity. Spiritual abortions. “Fiat” and “Amen”.]</span><br /><a href="http://www.zenit.org/article-24619?l=english"><span style="font-family:arial;">http://www.zenit.org/article-24619?l=english</span></a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh4_0-xOsDykptKXjVgSERI6fhaWde6P4uJSfA4yS3oHv6dtLWN0eINWt3lNKy4vON5eeQ3_fdNcUPBOHnwiRXoxJGhC4HO6oYL-GiT7FZPHg3xGfOWmCldMs1ba_REGoRSWaNEoct-xZk/s1600-h/005+-+Paris+2008_002+-+auta+-+dekoracje.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh4_0-xOsDykptKXjVgSERI6fhaWde6P4uJSfA4yS3oHv6dtLWN0eINWt3lNKy4vON5eeQ3_fdNcUPBOHnwiRXoxJGhC4HO6oYL-GiT7FZPHg3xGfOWmCldMs1ba_REGoRSWaNEoct-xZk/s400/005+-+Paris+2008_002+-+auta+-+dekoracje.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5293848804273904994" border="0" /></a><br /><span style="font-family:arial;">Gold rush erupts amid financial crisis</span><br /><a href="http://www.gata.org/node/7078"><span style="font-family:arial;">http://www.gata.org/node/7078</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">Edward McNamara LC</span><br /><span style="font-family:arial;">Applause at Homilies (And More on Substituting the Sunday Liturgy)</span><br /><a href="http://www.zenit.org/article-24843?l=english"><span style="font-family:arial;">http://www.zenit.org/article-24843?l=english</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">Maya Filipič @ Jamendo.com</span><br /><span style="font-family:arial;">[free download, free mp3, free music]</span><br /><a href="http://www.jamendo.com/en/artist/Maya_Filipic"><span style="font-family:arial;">http://www.jamendo.com/en/artist/Maya_Filipic</span></a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEih7_YmwXvVNhNHRe7hvb0kvw1BzGAf92AKjX96Y8ptPnvnGWlL9uwjgRju8SzbDiqtGw9MXT19Y8pRE5NrFCQIr4UoQGnt0Z36tBhBWkejD7EblDidvuzeGnvWdNxctYiNUOJkZEit5UI/s1600-h/006+-+Paris+2008_009+-+aleja+-+czerwie%C5%84+-+okr%C4%85g%C5%82e+latarnie.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEih7_YmwXvVNhNHRe7hvb0kvw1BzGAf92AKjX96Y8ptPnvnGWlL9uwjgRju8SzbDiqtGw9MXT19Y8pRE5NrFCQIr4UoQGnt0Z36tBhBWkejD7EblDidvuzeGnvWdNxctYiNUOJkZEit5UI/s400/006+-+Paris+2008_009+-+aleja+-+czerwie%C5%84+-+okr%C4%85g%C5%82e+latarnie.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5293849552659904610" border="0" /></a><br /><span style="font-family:arial;">Elizabeth Lev</span><br /><span style="font-family:arial;">"Santa" at the Embassy; a Toast for Christ</span><br /><span style="font-family:arial;">[French cuisine & St. Thomas Aquinas]</span><br /><a href="http://www.zenit.org/article-24610?l=english"><span style="font-family:arial;">http://www.zenit.org/article-24610?l=english</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">Benjamin Tucker</span><br /><span style="font-family:arial;">State Socialism and Anarchism</span><br /><span style="font-family:arial;">[from: Instead Of A Book, By A Man Too Busy To Write One (1897)]</span><br /><span style="font-family:arial;">[Josiah Warren, Pierre J. Proudhon, Karl Marx]</span><br /><a href="http://fair-use.org/benjamin-tucker/instead-of-a-book/state-socialism-and-anarchism"><span style="font-family:arial;">http://fair-use.org/benjamin-tucker/instead-of-a-book/state-socialism-and-anarchism</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">Emilia Żochowska</span><br /><span style="font-family:arial;">Solo na pile</span><br /><a href="http://solonapile.blogspot.com/"><span style="font-family:arial;">http://solonapile.blogspot.com/</span></a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgZy9H_zXShiFDmmh9vjNBt6gI_Z05LFq6kx3J1Yp1ZzW9iZxPK85uKydkmakOdoupJ1Xwgq8ecaDTAvPQI0L3pzDKqlnhPtZEXhtT18ECeFL-n47-OE7C7q9OrUsyKg48LjN-S6W-ZCVA/s1600-h/007+-+Paris+2008_005+-+salon+-+auto+na+obrot%C3%B3wce.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgZy9H_zXShiFDmmh9vjNBt6gI_Z05LFq6kx3J1Yp1ZzW9iZxPK85uKydkmakOdoupJ1Xwgq8ecaDTAvPQI0L3pzDKqlnhPtZEXhtT18ECeFL-n47-OE7C7q9OrUsyKg48LjN-S6W-ZCVA/s400/007+-+Paris+2008_005+-+salon+-+auto+na+obrot%C3%B3wce.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5293850463786625682" border="0" /></a><br /><span style="font-family:arial;">Stanisław Michalkiewicz</span><br /><span style="font-family:arial;">Tradycja herodowa</span><br /><span style="font-family:arial;">[człowiek nienarodzony, nienarodzone dziecko, aborcja]</span><br /><a href="http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=609"><span style="font-family:arial;">http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=609</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">Kathleen Gilbert</span><br /><span style="font-family:arial;">Noted Atheist Says if You Believe, You Should Proselytize – Or do you Hate Enough Not to?</span><br /><a href="http://www.lifesitenews.com/ldn/2008/dec/08122207.html"><span style="font-family:arial;">http://www.lifesitenews.com/ldn/2008/dec/08122207.html</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">Benedykt XVI</span><br /><span style="font-family:arial;">Papieska homilia z Pasterki</span><br /><span style="font-family:arial;">[Pasterka 2008, 24 XII 2008]</span><br /><a href="http://www.sanctus.pl/index.php?module=aktualnosci&grupa=&podgrupa=&strona=1&id=941&kategoria=3"><span style="font-family:arial;">http://www.sanctus.pl/index.php?module=aktualnosci&grupa=&podgrupa=&strona=1&id=941&kategoria=3</span></a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1XGgRyNRqX71P6YxkElllQaXl0N9kaj97rmJy0FwpwOR_sfFoSEFuRsXbDD68aOMDgwYINIIUuINcigj1NxUTBNJWJpR0T6ish_FxMsn6btU-99mobfOelT43hxXaURYmWRrrS1EDM70/s1600-h/008+-+Paris+2008_006+-+czerwie%C5%84+-+szk%C5%82o.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1XGgRyNRqX71P6YxkElllQaXl0N9kaj97rmJy0FwpwOR_sfFoSEFuRsXbDD68aOMDgwYINIIUuINcigj1NxUTBNJWJpR0T6ish_FxMsn6btU-99mobfOelT43hxXaURYmWRrrS1EDM70/s400/008+-+Paris+2008_006+-+czerwie%C5%84+-+szk%C5%82o.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5293851131445118338" border="0" /></a><br /><span style="font-family:arial;">Cory Doctorow</span><br /><span style="font-family:arial;">Scroogled</span><br /><a href="http://www.radaronline.com/from-the-magazine/2007/09/google_fiction_evil_dangerous_surveillance_control_1.php"><span style="font-family:arial;">http://www.radaronline.com/from-the-magazine/2007/09/google_fiction_evil_dangerous_surveillance_control_1.php</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">Maciej Dudek</span><br /><span style="font-family:arial;">Organizacje bez władz</span><br /><a href="http://libertarianizm.wordpress.com/2009/01/03/organizacje-bez-wladz/"><span style="font-family:arial;">http://libertarianizm.wordpress.com/2009/01/03/organizacje-bez-wladz/</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">Jacek Salij OP</span><br /><span style="font-family:arial;">Prawo natury<br />[prawo naturalne]</span><br /><a href="http://mateusz.pl/ksiazki/js-sd/Js-sd_22.htm"><span style="font-family:arial;">http://mateusz.pl/ksiazki/js-sd/Js-sd_22.htm</span></a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEixexJwfZvwBcie1MkzO1G0SVoFKkGC44zKxAQp_2GdWwawLPecuRbJ5uC8ycL57P4-JX23rrJr2c3i2PC1hsSrJwGwK3P-SUFZXMVkW91bBI1ZOn7WwuxvvJa7IBhXLTcwEOnWuwj8vek/s1600-h/009+-+Paris+2008_107+-+galeria+handlowa+-+schody+ruchome+-+galerie+1+-+galerie+2.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEixexJwfZvwBcie1MkzO1G0SVoFKkGC44zKxAQp_2GdWwawLPecuRbJ5uC8ycL57P4-JX23rrJr2c3i2PC1hsSrJwGwK3P-SUFZXMVkW91bBI1ZOn7WwuxvvJa7IBhXLTcwEOnWuwj8vek/s400/009+-+Paris+2008_107+-+galeria+handlowa+-+schody+ruchome+-+galerie+1+-+galerie+2.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5293851835731387154" border="0" /></a><br /><span style="font-family:arial;">Vatican Filter of Italian Law Takes Effect</span><br /><a href="http://www.zenit.org/article-24708?l=english"><span style="font-family:arial;">http://www.zenit.org/article-24708?l=english</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">The Seattle Catholic – A Journal of Catholic News and Views</span><br /><span style="font-family:arial;">Archives from 2001 to 2006</span><br /><a href="http://www.seattlecatholic.com/"><span style="font-family:arial;">http://www.seattlecatholic.com/</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">Sue Ellin Browder</span><br /><span style="font-family:arial;">Why Condoms Will Never Stop AIDS In Africa</span><br /><a href="http://insidecatholic.com/Joomla/index2.php?option=com_content&task=view&id=182&pop=1&page=0&Itemid=12"><span style="font-family:arial;">http://insidecatholic.com/Joomla/index2.php?option=com_content&task=view&id=182&pop=1&page=0&Itemid=12</span></a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh7GJFoxv_QDa1ymXugtdAvvshY7owr4u4MoXEQNQl6LbZExH6UjSNsCGYidcQBXCicgUWkpDQA7Acb7wJ66micM328jQoio6GA-fDAmvk1XKn9YlmcGffyaPbDhhzY4JzpYh8R36JvUg4/s1600-h/010+-+Paris+2008_210+-+eric+bompard+-+cachemire+-+kaszmir.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh7GJFoxv_QDa1ymXugtdAvvshY7owr4u4MoXEQNQl6LbZExH6UjSNsCGYidcQBXCicgUWkpDQA7Acb7wJ66micM328jQoio6GA-fDAmvk1XKn9YlmcGffyaPbDhhzY4JzpYh8R36JvUg4/s400/010+-+Paris+2008_210+-+eric+bompard+-+cachemire+-+kaszmir.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5293852496138321330" border="0" /></a><br /><span style="font-family:arial;">Anarchia, Agora, Akcja – Wywiad z Samem E. Konkinem 3</span><br /><span style="font-family:arial;">[Wywiad: Samuel E. Konkin III, agoryzm, wolny rynek, kontrekonomia]</span><br /><a href="http://liberalis.pl/2008/05/18/anarchia-agora-akcja-wywiad-z-samem-e-konkinem-3/#ftnr9"><span style="font-family:arial;">http://liberalis.pl/2008/05/18/anarchia-agora-akcja-wywiad-z-samem-e-konkinem-3/</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">Vincent McNabb OP</span><br /><span style="font-family:arial;">Fr. McNabb Speaks – Over-Production or Under-Consumption?</span><br /><span style="font-family:arial;">[production is for the sake of consumption]</span><br /><a href="http://distributist.blogspot.com/2008/02/fr-mcnabb-speaks-over-production-or.html"><span style="font-family:arial;">http://distributist.blogspot.com/2008/02/fr-mcnabb-speaks-over-production-or.html</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">Carmen Elena Villa</span><br /><span style="font-family:arial;">What Parents of Sick Children Need Most</span><br /><span style="font-family:arial;">[Pietro Schiliro / Valter and Adele Schiliro / miraculous cure through intercession of Zelie and Louis Martin]</span><br /><a href="http://www.zenit.org/article-24782?l=english"><span style="font-family:arial;">http://www.zenit.org/article-24782?l=english</span></a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKupduEWZQyJ8ighrblY1TfcoUQulsqrM6AP-xLJEF19SLWi2H9HUIVvg94QevPzPM7g3jUjOwOll84qGcsGBu3NsQWfwBy2ki2WEKcIM7T4LefqrY0ZrS-KnP5qb8GaJ28V21kHuksYg/s1600-h/011+-+Paris+2008_310+-+aleja+-+drzewa+-+r%C3%B3wno+przyci%C4%99te+drzewa.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKupduEWZQyJ8ighrblY1TfcoUQulsqrM6AP-xLJEF19SLWi2H9HUIVvg94QevPzPM7g3jUjOwOll84qGcsGBu3NsQWfwBy2ki2WEKcIM7T4LefqrY0ZrS-KnP5qb8GaJ28V21kHuksYg/s400/011+-+Paris+2008_310+-+aleja+-+drzewa+-+r%C3%B3wno+przyci%C4%99te+drzewa.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5293853126262641314" border="0" /></a><br /><span style="font-family:arial;">Keith Preston</span><br /><span style="font-family:arial;">The 60s Radicals Have Won – Now What?</span><br /><a href="http://attackthesystem.com/2008/12/the-60s-radicals-have-won-now-what/"><span style="font-family:arial;">http://attackthesystem.com/2008/12/the-60s-radicals-have-won-now-what/</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">Terry Jones</span><br /><span style="font-family:arial;">Saint John Nepomucene Neumann</span><br /><a href="http://saints.sqpn.com/saintj08.htm"><span style="font-family:arial;">http://saints.sqpn.com/saintj08.htm</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">Mike Gogulski</span><br /><span style="font-family:arial;">Dear tool</span><br /><a href="http://www.nostate.com/1332/dear-tool/"><span style="font-family:arial;">http://www.nostate.com/1332/dear-tool/</span></a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh9QRM_BR1Zi3a_dtcKsctSn2eExsebI0fj6OAG-cbWsCazbi-ObRrvnDUGFpBIi669abEtxgeirvcTf-Ucs0D2s_aQk_E7CUK-uCnhNdMc_1eNchgobPce6mU6yyov-jNWWej1RjNJepI/s1600-h/012+-+Paris+2008_020+-+kamienica+-+dom+-+pomnik+-+chateau.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh9QRM_BR1Zi3a_dtcKsctSn2eExsebI0fj6OAG-cbWsCazbi-ObRrvnDUGFpBIi669abEtxgeirvcTf-Ucs0D2s_aQk_E7CUK-uCnhNdMc_1eNchgobPce6mU6yyov-jNWWej1RjNJepI/s400/012+-+Paris+2008_020+-+kamienica+-+dom+-+pomnik+-+chateau.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5293854033979235426" border="0" /></a><br /><span style="font-family:arial;">giancarlo</span><br /><span style="font-family:arial;">You forgot to mention a few tools…</span><br /><span style="font-family:arial;">[A response to Mike Gogulski’s Dear tool; legitimizing tool of the State]</span><br /><a href="http://www.nostate.com/1332/dear-tool/#comment-1626"><span style="font-family:arial;">http://www.nostate.com/1332/dear-tool/#comment-1626</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">Terry Jones</span><br /><span style="font-family:arial;">Saint Lucian of Antioch</span><br /><span style="font-family:arial;">[copying, copyists, exact copy, Lucian Recension, “I am a Christian”]</span><br /><a href="http://saints.sqpn.com/saintl48.htm"><span style="font-family:arial;">http://saints.sqpn.com/saintl48.htm</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">Theodore Dalrymple</span><br /><span style="font-family:arial;">Beauty and the Best</span><br /><span style="font-family:arial;">[In a sense, everything that human beings do is original, for even if they want to they cannot exactly copy one another. / Beauty is a fragile and vulnerable quality, and moreover one that is difficult to achieve; ugliness, by contrast, is unbreakable and invulnerable, and very easy to achieve.]</span><br /><a href="http://www.newenglishreview.org/custpage.cfm/frm/30265/sec_id/30265"><span style="font-family:arial;">http://www.newenglishreview.org/custpage.cfm/frm/30265/sec_id/30265</span></a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiYsrNAlpwFMeb6wDQm9R794LEEK9b9FUZlkBs_AfP5X-WMi_8T8UjyLFULG1uq5OZWfyJ6rWqxXsOYQwL0apzHomp2Xk97ahLfmLvgBLtyZZVmiS7fo1MJS_UAjNkpCCAgNz3pYTGl108/s1600-h/013+-+Paris+2008_179+-+dom+-+szk%C5%82o+-+odbicie+-+drzewo.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiYsrNAlpwFMeb6wDQm9R794LEEK9b9FUZlkBs_AfP5X-WMi_8T8UjyLFULG1uq5OZWfyJ6rWqxXsOYQwL0apzHomp2Xk97ahLfmLvgBLtyZZVmiS7fo1MJS_UAjNkpCCAgNz3pYTGl108/s400/013+-+Paris+2008_179+-+dom+-+szk%C5%82o+-+odbicie+-+drzewo.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5293854867378528546" border="0" /></a><br /><span style="font-family:arial;">Matthew Alderman</span><br /><span style="font-family:arial;">"Free-Floating Molecules in the Vast Vacuum of Art"</span><br /><a href="http://www.newliturgicalmovement.org/2009/01/free-floating-molecules-in-vast-vacuum.html"><span style="font-family:arial;">http://www.newliturgicalmovement.org/2009/01/free-floating-molecules-in-vast-vacuum.html</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">Quote of the Week: Adrienne von Speyr</span><br /><span style="font-family:arial;">[Apostasy is the sin that forever generates new sin.]</span><br /><a href="http://vox-nova.com/2009/01/07/quote-of-the-week-adrienne-von-speyr/"><span style="font-family:arial;">http://vox-nova.com/2009/01/07/quote-of-the-week-adrienne-von-speyr/</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">Robert LeFevre</span><br /><span style="font-family:arial;">Autarchy</span><br /><a href="http://fair-use.org/rampart-journal/1966/06/autarchy"><span style="font-family:arial;">http://fair-use.org/rampart-journal/1966/06/autarchy</span></a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiV6Zl6-KgJybdOMoBaduB3ccNXLHTzz4IGf_EcRMtN_mh-rUfTK-d9FF2bi5x8jyYWnmH17VCb-ZDFO-6dB8z4Nw7DCIDATC7Uz3oTRWS7ERC7DQ1yAFuq8NNVTevw4C6XGoS2vE4kYPQ/s1600-h/014+-+Paris+2008_027+-+bulwar+-+rzeka+-+drzewa+-+%C5%82awki.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiV6Zl6-KgJybdOMoBaduB3ccNXLHTzz4IGf_EcRMtN_mh-rUfTK-d9FF2bi5x8jyYWnmH17VCb-ZDFO-6dB8z4Nw7DCIDATC7Uz3oTRWS7ERC7DQ1yAFuq8NNVTevw4C6XGoS2vE4kYPQ/s400/014+-+Paris+2008_027+-+bulwar+-+rzeka+-+drzewa+-+%C5%82awki.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5293855543052694882" border="0" /></a><br /><span style="font-family:arial;">Rev. Emmanuel Charles McCarthy</span><br /><span style="font-family:arial;">A Military Chaplain Repents</span><br /><span style="font-family:arial;">[An interview with Rev. George B. Zabelka, a Catholic chaplain with the U.S. Army Air Force; the atomic bomb; Hiroshima; Nagasaki]</span><br /><a href="http://www.lewrockwell.com/orig7/mccarthy5.html"><span style="font-family:arial;">http://www.lewrockwell.com/orig7/mccarthy5.html</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">enigmax</span><br /><span style="font-family:arial;">Happy Birthday Mininova, 4 Years Young Today</span><br /><a href="http://torrentfreak.com/happy-birthday-mininova-4-years-young-today-090115/"><span style="font-family:arial;">http://torrentfreak.com/happy-birthday-mininova-4-years-young-today-090115/</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">Bobbie Johnson</span><br /><span style="font-family:arial;">Richard Stallman: The high priest of hi-tech who shuns technology</span><br /><a href="http://www.guardian.co.uk/technology/2008/oct/17/richard-stallman-computer-programming"><span style="font-family:arial;">http://www.guardian.co.uk/technology/2008/oct/17/richard-stallman-computer-programming</span></a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj0644rMc_ZfiBlPD3NE3gciD5HN1RLBbiEen2a1wmhs-AOe9dUDgqOOoQ0yfPLiVWURZH1Ai_jl0QHEBd7R_h279ItcPtUSthBdC3Kgpqd937bdCxZTO6ofK5Uq91LVv6cZ9vLe2gfJIE/s1600-h/015+-+Paris+2008_026+-+statek+-+krypa+-+ga%C5%82%C4%99zie+-+morski+orze%C5%82.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj0644rMc_ZfiBlPD3NE3gciD5HN1RLBbiEen2a1wmhs-AOe9dUDgqOOoQ0yfPLiVWURZH1Ai_jl0QHEBd7R_h279ItcPtUSthBdC3Kgpqd937bdCxZTO6ofK5Uq91LVv6cZ9vLe2gfJIE/s400/015+-+Paris+2008_026+-+statek+-+krypa+-+ga%C5%82%C4%99zie+-+morski+orze%C5%82.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5293856372261652802" border="0" /></a><br /><span style="font-family:arial;">Nick Farrell</span><br /><span style="font-family:arial;">"Terrible" people get mobile phones</span><br /><a href="http://www.theinquirer.net/inquirer/news/489/1050489/-terrible-people-mobile-phones"><span style="font-family:arial;">http://www.theinquirer.net/inquirer/news/489/1050489/-terrible-people-mobile-phones</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">Ambrose Evans-Pritchard</span><br /><span style="font-family:arial;">Merrill Lynch says rich want gold bars, not gold paper</span><br /><a href="http://www.gata.org/node/7073"><span style="font-family:arial;">http://www.gata.org/node/7073</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">Stephan</span><br /><span style="font-family:arial;">‘We’ Did That?</span><br /><a href="http://democracysucks.wordpress.com/2008/12/20/we-did-that/"><span style="font-family:arial;">http://democracysucks.wordpress.com/2008/12/20/we-did-that/</span></a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhCW6mCqPeobTarya2yQaXtBzp-sAranOZe9NBKbiuBsPUd4QHrL_37BX0rBOf-JYSGfMo_D0x3eS8BiEBjAguxnxuB3OInX_duXEIHrGSrPBP7QrPNlclnW3wNpvU6dRD6Q1XRjOknHFk/s1600-h/016+-+Paris+2008_017+-+ludzie+w+mie%C5%9Bcie+-+garnitur+-+czapka.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhCW6mCqPeobTarya2yQaXtBzp-sAranOZe9NBKbiuBsPUd4QHrL_37BX0rBOf-JYSGfMo_D0x3eS8BiEBjAguxnxuB3OInX_duXEIHrGSrPBP7QrPNlclnW3wNpvU6dRD6Q1XRjOknHFk/s400/016+-+Paris+2008_017+-+ludzie+w+mie%C5%9Bcie+-+garnitur+-+czapka.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5293857000041130114" border="0" /></a><br /><span style="font-family:arial;">Kwartalnik “Pamięć i przyszłość” – rozmowa z Kornelem Morawieckim</span><br /><span style="font-family:arial;">[Kornel Morawiecki, Solidarność Walcząca]</span><br /><a href="http://solidarni.org/wolni_i_solidarni/opracowania/wywiady/wywiad_dla_kwartalnika_pip"><span style="font-family:arial;">http://solidarni.org/wolni_i_solidarni/opracowania/wywiady/wywiad_dla_kwartalnika_pip</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">Louis Beam</span><br /><span style="font-family:arial;">Leaderless Resistance</span><br /><a href="http://www.louisbeam.com/leaderless.htm"><span style="font-family:arial;">http://www.louisbeam.com/leaderless.htm</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">Markus Bergstrom</span><br /><span style="font-family:arial;">Israel and Palestine: A Statist War</span><br /><span style="font-family:arial;">[stateless society, Israel, Palestine, Jews, Israelis, Palestinians]</span><br /><a href="http://mises.org/story/3285"><span style="font-family:arial;">http://mises.org/story/3285</span></a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgCSiM-G5gRCombDEqFxeY5YRXdWmaQt5n1DeIpfvtuRTJKJZnBNwL_P7WNZMkI7Wu0Lm7_4XlvR11U7Ng0BJvqpu9phfm-h6k0nJ0U9k5g_Phqg8bRAVCFfOxd95rzte9mwhklygTWYsI/s1600-h/017+-+Paris+2008_040+-+d.j.+cardinal+mercier+na+parkingu+-+parking.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgCSiM-G5gRCombDEqFxeY5YRXdWmaQt5n1DeIpfvtuRTJKJZnBNwL_P7WNZMkI7Wu0Lm7_4XlvR11U7Ng0BJvqpu9phfm-h6k0nJ0U9k5g_Phqg8bRAVCFfOxd95rzte9mwhklygTWYsI/s400/017+-+Paris+2008_040+-+d.j.+cardinal+mercier+na+parkingu+-+parking.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5293858127880003602" border="0" /></a><br /><span style="font-family:arial;">Mark R. Crovelli</span><br /><span style="font-family:arial;">The Catholic Church’s Confused Ideas About Stealing</span><br /><a href="http://voluntaryist.com/forthcoming/confusedideas.php"><span style="font-family:arial;">http://voluntaryist.com/forthcoming/confusedideas.php</span></a><br /><span style="font-family:arial;"><br />Royce Christian</span><br /><span style="font-family:arial;">The Counter Economy Lives!</span><br /><a href="http://urbandissent.wordpress.com/2009/01/14/the-counter-economy-lives/"><span style="font-family:arial;">http://urbandissent.wordpress.com/2009/01/14/the-counter-economy-lives/</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;">Rob Costlow</span><br /><span style="font-family:arial;">Reconstruction</span><br /><span style="font-family:arial;">[free download, free mp3, free music]</span><br /><a href="http://www.jamendo.com/en/album/36218"><span style="font-family:arial;">http://www.jamendo.com/en/album/36218</span></a><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;"></span><br /><span style="font-family:arial;"> </span><br /><span style="font-family:arial;"></span></div>Luke7777777http://www.blogger.com/profile/01598820048682481428noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8374826935056360710.post-83848107093254405392009-01-13T02:00:00.000-08:002009-01-13T03:33:48.972-08:00Jan Falkowski: Pociągi bez żadnego nadzoru<div style="text-align: justify;"><span style="font-family:georgia;"><br />„Ażeby ani przez chwilę nie tracić z oczu żadnej z cennych skrzyń, za które odpowiadaliśmy, zainstalowaliśmy się po prostu pomiędzy nimi w wagonie bagażowym. Ta podróż wagonem towarowym okazała się jednak straszliwie męcząca. Potrzebowaliśmy dwóch dni na przebycie doliny Gangesu. Upał był okropny, a kurz wiszący w powietrzu utrudniał oddychanie. Pociąg posuwał się powoli, mogliśmy więc kontemplować okolice. Ale ten obraz nie przynosił nam wcale radości, nie mógł cieszyć serca, lecz przeciwnie przepełniał je ponurym smutkiem. Przejeżdżaliśmy przez rozpaczliwie monotonną równinę. Susza wypaliła prawie całą roślinność, tak że niewiele pozostało uroku w tej niezbyt pięknej przyrodzie. Ludzie brudni i wynędzniali, których spotykaliśmy na dworcach lub dostrzegaliśmy we wsiach, nie mogli rozweselić ponurego krajobrazu, ale swoim cichym i pozbawionym radości zachowaniem podkreślali jeszcze rozpaczliwość pejzażu. Kiedy wreszcie w Lucknow przyjęli nas koledzy byliśmy czarni od kurzu i wykończeni nudą i zmęczeniem.” (Lionel Terray, </span><span style="font-style: italic;font-family:georgia;" >Niepotrzebne zwycięstwa. Od Alp do Annapurny</span><span style="font-family:georgia;">, tłum. Danuta Knysz–Rudzka, oprac. Janusz Kurczab, Kazimierz Marcinek, Warszawa 1975, s. 236–237)<br /><br /></span> <div style="text-align: center; font-family: georgia;">*<br /></div><br /><span style="font-family:georgia;">W strugach deszczu — ostatnich tchnieniach tegorocznego monsunu — docieramy do „hali głównej” delhijskiego dworca, usłanej półprzytomnymi jeszcze z niewyspania postaciami i przecinanej kilkoma strumieniami potencjalnych podróżnych, podzwaniających monetami żebraków, żołnierzy (zwykle bardzo przychylnych białym) i cwaniaków najrozmaitszych profesji. Na daszkach z blachy falistej, osłaniających jako tako perony przed deszczem, stadka małp wertują pośpiesznie „śmieciowe góry” w poszukiwaniu niedojedzonych resztek. Przewidywane dwuipółgodzinne opóźnienie pociągu spędzamy kursując między peronem drugim a elektroniczną tablicą w holu, która (jeśli akurat działa) dostarcza najświeższych informacji o dalszym oczekiwaniu. Nie przejmujemy się za bardzo: pociąg pojedzie, zawsze w końcu jedzie.<br /><br /><br /></span><a style="font-family: georgia;" onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiSpHLewT6Lbge3aXF0re3VVFoEFfyAarU_MiiNA8MywqKsCQsFnHA1cXWNgjXmr1lfrZ1BZHw33DyRVxhFfPGjvdWmNg25EUAFen3Z4J6UGY4lMNAjYoQykPo3b9u-bC5Q7b0U_ECwaGM/s1600-h/001+-+IND-NEP_odc.I_003.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 247px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiSpHLewT6Lbge3aXF0re3VVFoEFfyAarU_MiiNA8MywqKsCQsFnHA1cXWNgjXmr1lfrZ1BZHw33DyRVxhFfPGjvdWmNg25EUAFen3Z4J6UGY4lMNAjYoQykPo3b9u-bC5Q7b0U_ECwaGM/s400/001+-+IND-NEP_odc.I_003.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5290728235791577362" border="0" /></a><br /><span style="font-family:georgia;">Tym razem zarezerwowaliśmy bilety w klasie „</span><span style="font-style: italic;font-family:georgia;" >sleeper</span><span style="font-family:georgia;">”, bardzo podobnej do trzech wyższych klas (1AC, 2AC, 3AC), nie wyposażonej za to w urządzenia klimatyzujące. Jeśli wybieramy niższą klasę („</span><span style="font-style: italic;font-family:georgia;" >second class</span><span style="font-family:georgia;">”), na którą nie rezerwuje się miejsc, właściwa podróż zaczyna się już na samym peronie, gdzie okoliczna ludność niczym sprinterzy w blokach startowych zajmuje jak najkorzystniejsze miejsca do ataku na wagony, gdy te powoli zaczną wtaczać się na peron. Pociągi osobowe liczą zwykle od dwudziestu do czterdziestu wagonów, więc niekiedy trzeba się sporo nabiegać, zanim trafi się do właściwego. Do wagonów można się dostać przez otwory drzwiowe lub przez okna (choć tylko nieliczne, bo większość — zapewne aby przeciwdziałać wskakiwaniu — uzbrojono kratami). Nie obowiązuje zasada: „najpierw wysiadający”, jeśli chcesz się wydostać, musisz to zrobić zanim pociąg się na dobre zatrzyma. Przy każdych schodkach błyskawicznie tworzy się ruchliwe kłębowisko Hindusów zaślepionych pragnieniem wywalczenia miejsca siedzącego w „</span><span style="font-style: italic;font-family:georgia;" >chair car</span><span style="font-family:georgia;">” drugiej klasy. Ile osób ginie co roku w ten sposób w Indiach — strąconych pod koła pociągu, przygniecionych do wagonów albo zdeptanych?</span><br /><br /><span style="font-family:georgia;">Ale oto na nasz peron wpełza kolejny skład, z którego natychmiast wyskakuje kilku Hindusów i załatwia się w pośpiechu między wagonami — aha, widocznie w środku nie ma toalet, a w biegu nie bardzo się dało. Nieopodal pięcioletni chłopiec kończy właśnie defekować wychyliwszy swą maleńką postać poza krawędź peronu. Za chwilę służby porządkowe uzbrojone w wąż gumowy i słabe ciśnienie wody spróbują uprzątnąć (a właściwie przesunąć w inne miejsce) tę i dziesiątki innych ludzkich, małpich, krowich pozostałości.<br /><br /><br /></span> <a style="font-family: georgia;" onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjUgR_SAPp4Dz9Pd4h5nOTrQxyAxOUsnNrd8_9ETM1uik8PW1m_wHPnt_rcOXrK_sjQ7FrBXh-1zABYXozp7Pfth0zPTiT2440_gBbWgCQM50gjIqfMipL4OwI4bxq8AXCy48346eM8MX4/s1600-h/002+-+IND-NEP_odc.I_002.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 250px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjUgR_SAPp4Dz9Pd4h5nOTrQxyAxOUsnNrd8_9ETM1uik8PW1m_wHPnt_rcOXrK_sjQ7FrBXh-1zABYXozp7Pfth0zPTiT2440_gBbWgCQM50gjIqfMipL4OwI4bxq8AXCy48346eM8MX4/s400/002+-+IND-NEP_odc.I_002.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5290728708768765362" border="0" /></a><br /><span style="font-family:georgia;">Po kilkunastu minutach i ten pociąg leniwie wytoczy się z dworca, by rozcinając nieskończone pola ryżowe i palmowe gaje, mijając bosonogich wieśniaków z parasolami drepczących wśród upraw, podążyć do Jaipuru, a może nawet Bombaju. Wraz z upływem kolejnych stacji zagęszczenie ludności w wagonach szybko przekroczy pięć osób na metr kwadratowy. Ktoś zwinny wespnie się pod sufit na półkę z bagażami i będzie drzemał oparłszy głowę i nogi na czyichś pakunkach. Sprzedawcy herbaty (parzonej z cukrem i mlekiem), dziesiątki razy torując sobie drogę donośnym: „</span><span style="font-style: italic;font-family:georgia;" >czaj! czaj!</span><span style="font-family:georgia;">”, zainkasują kolejne sześć rupii, a sprzedawcy ryżu z warzywami czy nafaszerowanych kapustą, cebulą i ziemniakami pierożków samosa będą serwować co głodniejszym pasażerom po dwie garści prosto z wiadra lub kartonu. Być może zwinny z półki bagażowej włączy na cały regulator przeraźliwie ubogie harmonicznie hinduskie przeboje, narażając na wątpliwą rozkosz ich słuchania ponad setkę innych pasażerów, którzy — o dziwo — nie zwrócą na to najmniejszej uwagi. Między rzędami ławek przesuwać się będzie w regularnych odstępach karawana żebraków. Ktoś zacznie grać na bębenku. Rytm wybijany przez chłopca niechcący utworzy dwugłos ze stukotem kół i szyn pociągu. Nikt nie zapali papierosa, wielu Hindusów będzie za to żuć liście tytoniu, strzykając od czasu do czasu za okno lub na podłogę brunatną śliną.</span><br /><br /><a style="font-family: georgia;" onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiJ4QV1MslDKq58QkT6IpTX5Ut7wu9n8yzsTVOaZml9thdu2mHiCH9M3r5qcOqbPCWcg7cWTzw22-frgfHhvEYsK2z5tR7UxTZDGuGtuW7KPupjHXkAOOVLUlnOrJXei0Oc5M59eDPXYTg/s1600-h/003+-+IND-NEP_odc.I_001.JPG"><img style="margin: 0pt 0pt 10px 10px; float: right; cursor: pointer; width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiJ4QV1MslDKq58QkT6IpTX5Ut7wu9n8yzsTVOaZml9thdu2mHiCH9M3r5qcOqbPCWcg7cWTzw22-frgfHhvEYsK2z5tR7UxTZDGuGtuW7KPupjHXkAOOVLUlnOrJXei0Oc5M59eDPXYTg/s400/003+-+IND-NEP_odc.I_001.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5290729210385616258" border="0" /></a><span style="font-family:georgia;">Jeżeli trafi się w wagonie biały podróżnik zachłannie wpatrujący się w najbardziej równinne, najzieleńsze i w końcu najmonotonniejsze krajobrazy, jakie dotychczas spotkał, jego ruchom i gestom towarzyszyć będzie żywe zainteresowanie przynajmniej jednego z hinduskich współpasażerów. Jeśli zaś biały podróżnik wyczuje, że ktoś mu się przygląda i spojrzy w oczy pilnego obserwatora, ten wcale nie odwróci wzroku, wwiercając się nim w zaskoczonego sahiba: z niechęcią? serdecznością? zawiścią? szczerym zainteresowaniem? podejrzliwością? Z oczu Hindusa niewiele można wyczytać. Często jest w nich jakby pustka, albo coś w rodzaju przygaszonego blasku — coś nieuchwytnego, a jednocześnie tak charakterystycznego, że za każdym razem wydaje nam się, że wpatruje się w nas ten sam człowiek.</span><br /><br /><span style="font-family:georgia;">Tymczasem delhijski deszcz nie jest już tak przekonujący jak wcześniej i powoli przemienia się w mżawkę. Na peronach w związku z wielogodzinnymi opóźnieniami wszystkich pociągów rosną sterty paczek pocztowych gotowych do załadowania. Dwoje starszych ludzi, podwinąwszy powłóczyste szaty, załatwia się na tory. Wreszcie, po ponad czterech godzinach oczekiwania na „</span><span style="font-style: italic;font-family:georgia;" >Taj Express</span><span style="font-family:georgia;">”, wnikamy do wagonu „</span><span style="font-style: italic;font-family:georgia;" >sleeper</span><span style="font-family:georgia;">”, gdzie — jak sama nazwa wskazuje — śpi się. Zresztą to chyba jedyne rozsądne rozwiązanie podczas pokonywania tak wielkich odległości. Ci, którzy nie śpią — jedzą. Uśmiechnięty konduktor przerywa sprawdzanie biletów i zaproszony przez przebudzonego Hindusa z sąsiedniej wnęki (coś na kształt naszego przedziału, ale bez drzwi) zasiada naprzeciw kolegi, pilnie przypatrując się wydobywaniu kolejnych potraw — tłustych placków przypominających naleśniki i pojemnika z jakimś sosem, w którym należy maczać placki. Posiłek, poprzedzony ułożeniem wiktuałów na rozłożonym bezpośrednio na siedzeniu papierze kancelaryjnym, przebiega hałaśliwie i szybko. Prawdopodobnie z tego powodu konduktor kończy pochłanianie krótkim, zdecydowanym beknięciem. Ponieważ zaś trzeba sobie jakoś poradzić z upapranymi od sosu paluchami, przydatna okazuje się jedna z zasłonek (i tak przecież nie prana od miesięcy).</span><br /><br /><span style="font-family:georgia;">W końcu (wraz z oczekiwaniem nasza dwustukilometrowa podróż trwała niemal osiem godzin — jak to wytrzymują Japończycy, przyzwyczajeni raczej do kilkusekundowych opóźnień?) docieramy i zachwycamy się Tajem, barwnymi detalami Taju, organizacją przestrzenną Taju i przyległości. Zachwycamy się wreszcie mogolską myślą architektoniczną, która Taj powołała do istnienia. Staramy się ignorować niezliczone wycieczki ludzi białych i śniadych (ryczących wniebogłosy wewnątrz grobowca) oraz omijać stosownym łukiem miejscowych fotografów, przechadzających się po marmurowych posadzkach z pewną dozą dostojeństwa i sztucznym wyrazem twarzy rzekomych profesjonalistów. Urzeczeni kontemplujemy układane z żółtych, granatowych i wiśniowych kamyków ornamenty kwiatowe dekorujące poszczególne ściany mauzoleum. Olśniewająco biały (z daleka, bo z bliska — wielobarwny) marmur i delikatny rysunek łuków wieńczących kolejne okna i wnęki budowli nadają potężnej przecież bryle niespodziewaną zwiewność. Taj lekko unosi się nad Jamuną.<br /><br /><br /></span> <a style="font-family: georgia;" onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhE-Tfejr1mdfNcxZOZ01uEG26N6yoMLoudh-EIutcpUyiBT0nuUUOw4Hpxhi86he2TaK5XfqZ9UsguTATDL_qSwvKqlIYzY45OA9LnB_bre-AjvEIi_eXXERZe_zSLSv_MzJQuehttBVQ/s1600-h/004+-+IND-NEP_odc.I_004.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhE-Tfejr1mdfNcxZOZ01uEG26N6yoMLoudh-EIutcpUyiBT0nuUUOw4Hpxhi86he2TaK5XfqZ9UsguTATDL_qSwvKqlIYzY45OA9LnB_bre-AjvEIi_eXXERZe_zSLSv_MzJQuehttBVQ/s400/004+-+IND-NEP_odc.I_004.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5290729763260667010" border="0" /></a><br /><a style="font-family: georgia;" onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjIhsTn8WD0UxPEwd10tMSvqM3rneIl8yeiCttlJqOtaQ-nUwSkTHUl2aMkB3owAJHDS7B3NC53db621hr5EJrzobjfI1ba9vK3kZVs31iqLqxmvZLFluYtxNqqWMRQjh9CDdgg13JTtzU/s1600-h/005+-+IND-NEP_odc.I_005.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjIhsTn8WD0UxPEwd10tMSvqM3rneIl8yeiCttlJqOtaQ-nUwSkTHUl2aMkB3owAJHDS7B3NC53db621hr5EJrzobjfI1ba9vK3kZVs31iqLqxmvZLFluYtxNqqWMRQjh9CDdgg13JTtzU/s400/005+-+IND-NEP_odc.I_005.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5290730445468355154" border="0" /></a><br /><span style="font-family:georgia;">Nasza groteskowo zwięzła wizyta w najdroższym (prawie 20$ za wstęp — w cenę wliczone osobliwe kapcie przydatne na rozpalonych słońcem marmurach) zabytku Indii dobiega końca. Tuż za murami z czerwonego piaskowca czyhają już sprzedawcy napojów regenerujących i tandetnych miniaturek świetlistego Taju. Sąsiednią ulicę majestatycznym krokiem przecina wielbłąd. Po krótkich utarczkach z tutejszymi rikszarzami ustalamy korzystną cenę za dowóz na stację, gdzie spędzimy następne godziny w oczekiwaniu na opóźniony pociąg do Delhi.</span><br /><br /><span style="font-family:georgia;">Na torach, klucząc między stertami organicznych i syntetycznych odpadków, żerują szczury. Żebracy z podziwu godną konsekwencją przesuwają się wzdłuż peronów, wyciągając ręce w rutynowym geście. Naręczni handlarze wodą, samosami i pamiątkami ostatniej szansy, prowadząc negocjacje z pasażerami wewnątrz wagonów („</span><span style="font-style: italic;font-family:georgia;" >Look! Taj very nice, sir!</span><span style="font-family:georgia;">”), próbują dotrzymać kroku wytaczającym się ze stacji składom. W końcu lekko zdyszany głos stacyjnej zapowiadaczki („</span><span style="font-style: italic;font-family:georgia;" >May I have your kind attention, please!</span><span style="font-family:georgia;">”) dyscyplinuje znużonych oczekujących. W oddali pobłyskują już żółte ślepia wypatrywanego pociągu.</span><br /><br /><br /><br /><br /></div>Luke7777777http://www.blogger.com/profile/01598820048682481428noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8374826935056360710.post-62863406876213811742008-12-28T04:20:00.000-08:002010-03-15T23:04:13.200-07:00Myśli dość uczesane: Dobre zasady są po to, żeby się ich trzymać 2 – Większe dobro czy mniejsze zło (niekonieczne)<div style="text-align: justify;">Niniejszy tekst można potraktować jako ciąg dalszy dyskusji, do której włączyłem się artykułem <a href="http://luke7777777.blogspot.com/2008/09/dobre-zasady-s-po-to-eby-si-ich-trzyma.html"><span style="font-style: italic;">Dobre zasady są po to, żeby się ich trzymać</span></a>. Spróbuję odnieść się do komentarzy, które pojawiły się po jego publikacji na portalu <a href="http://liberalis.pl/">Liberalis.pl</a> (<a href="http://liberalis.pl/2008/09/22/lukasz-kowalski-dobre-zasady-sa-po-to-zeby-sie-ich-trzymac/">Łukasz Kowalski, <span style="font-style: italic;">Dobre zasady są po to, żeby się ich trzymać</span>, http://liberalis.pl/2008/09/22/lukasz-kowalski-dobre-zasady-sa-po-to-zeby-sie-ich-trzymac/</a>) oraz zasygnalizować kilka wątków związanych z tematem prawa każdego człowieka do życia.<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgMz6iRNRMA8VYxDrBMCKKtLxOUYB3q-l72YSvhxIzv0As-hBoQ95ki1uhYM2b4O3DvWzxMwrWBV3879EEwgR7K91s891Zn3DwFzntE8nE1vL2M5Qt5PFb2xwVGk2BB7Uwp4oXOF57w-NM/s1600-h/hands+-+old+%26+young.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 314px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgMz6iRNRMA8VYxDrBMCKKtLxOUYB3q-l72YSvhxIzv0As-hBoQ95ki1uhYM2b4O3DvWzxMwrWBV3879EEwgR7K91s891Zn3DwFzntE8nE1vL2M5Qt5PFb2xwVGk2BB7Uwp4oXOF57w-NM/s400/hands+-+old+%26+young.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5284834627109020546" border="0" /></a><br />Na początek warto zacytować fragment eseju <span style="font-style: italic;">A Defence of Baby Worship</span>, w którym Gilbert Keith Chesterton pisał o tajemnicy dziecka, zdumieniu dzieckiem i swego rodzaju lekkim uczuciu strachu, które przeżywamy, gdy przyglądamy się dłoni dziecka:<br /><br />“The two facts which attract almost every normal person to children are, first, that they are very serious, and, secondly, that they are in consequence very happy. . . . The most unfathomable schools and sages have never attained to the gravity which dwells in the eyes of a baby of three months old. It is the gravity of astonishment at the universe, and astonishment at the universe is not mysticism, but a transcendent common-sense. The fascination of children lies in this: that with each of them all things are remade, and the universe is put again upon its trial. As we walk the streets and see below us those delightful bulbous heads, three times too big for the body, which mark these human mushrooms, we ought always primarily to remember that within every one of these heads there is a new universe, as new as it was on the seventh day of creation. In each of those orbs there is a new system of stars, new grass, new cities, a new sea.”<br /><br />“The very smallness of children makes it possible to regard them as marvels; we seem to be dealing with a new race, only to be seen through a microscope. I doubt if anyone of any tenderness or imagination can see the hand of a child and not be a little frightened of it. It is awful to think of the essential human energy moving so tiny a thing; it is like imagining that human nature could live in the wing of a butterfly or the leaf of a tree. When we look upon lives so human and yet so small, we feel as if we ourselves were enlarged to an embarrassing bigness of stature. We feel the same kind of obligation to these creatures that a deity might feel if he had created something that he could not understand.”<br /><br />(<a href="http://www.gutenberg.org/files/12245/12245-h/12245-h.htm#A_DEFENCE_OF_BABY-WORSHIP">Gilbert Keith Chesterton, <span style="font-style: italic;">A Defence of Baby-Worship</span>, <span style="font-style: italic;">The Defendant</span>, 1903, http://www.gutenberg.org/files/12245/12245-h/12245-h.htm#A_DEFENCE_OF_BABY-WORSHIP</a>)<br /><br />Wraz z każdym nowym dzieckiem – pisze Chesterton – jakby na nowo pojawia się cały wszechświat: nowy system gwiezdny, nowa trawa, nowe miasta, nowe morze.<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgsx5NRixOjR4ePwppGg1yKpmSktAYMMsHKVlZ2lU43ygoMyb2CxRMwlkK9aHP2RKTgx6qAY6FPVHwFojeTr4NCP_tjY27b8Nbajwl79e-YCCOiQpHWEOWSE56atZCM_AzkT8X_FEhaRD0/s1600-h/liberalis12.gif"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 88px; height: 119px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgsx5NRixOjR4ePwppGg1yKpmSktAYMMsHKVlZ2lU43ygoMyb2CxRMwlkK9aHP2RKTgx6qAY6FPVHwFojeTr4NCP_tjY27b8Nbajwl79e-YCCOiQpHWEOWSE56atZCM_AzkT8X_FEhaRD0/s400/liberalis12.gif" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5284834851040373106" border="0" /></a><br />Próba odpowiedzi na komentarze (dziękuję za wszystkie miłe słowa pod adresem tekstu).<br /><br />Ignorant napisał: „brakuje mi dwóch rzeczy (albo je przeoczyłem). Stosunku autora do sytuacji gdy ciąża jest (a) wynikiem gwałtu, (b) zagraża zdrowiu/życiu kobiety. Ja osobiście w obu tych przypadkach _dopuszczam_ zabicie dziecka. W przypadku (a) oczywiście jest wskazane namawianie kobiety do urodzenia, oferowanie jej pomocy w trakcie ciąży i zajęcie się dzieckiem po ciąży (i chwaliłbym ją gdyby urodziła) ale nie potrafiłbym jej zmusić do tego.”<br /><br />Ignorant celnie zauważył: „w praktyce ciężko jest stwierdzić czym faktycznie może grozić ciąża (wiele jest przypadków gdy kobiety mimo zastrzeżeń lekarzy decydowały się na urodzenie i wszystko okazywało się być w porządku).”<br /><br />Każda ciąża jest w pewnym stopniu zagrożeniem dla życia matki (może ujmijmy sprawę tak: choć zazwyczaj nie jest stanowi bezpośredniego zagrożenia). Dla jej zdrowia jest zagrożeniem chyba zawsze.<br /><br />Jeśli traktowalibyśmy kategorię zagrożenia zdrowia jako mogącą decydować o przyzwoleniu na zabijanie, to musielibyśmy właściwie wyrazić zgodę na aborcję każdego jeszcze nienarodzonego człowieka. Ryzyko uszczerbku na zdrowiu (fizycznym, emocjonalnym) istnieje bowiem zawsze – nie tylko zresztą podczas ciąży. Decydujące powinno zatem być się inne zagadnienie: czy niewinną osobę wolno kiedykolwiek pozbawiać życia?<br /><br />Przyglądamy się przypadkom, gdy ciężarna kobieta zapada na poważną chorobę, którą – jak nierzadko twierdzą lekarze – dałoby się łatwiej leczyć, gdyby dziecka nie było. Otóż o tym, czy po zabiciu dziecka uda się uratować życie kobiety, czy jej stan zdrowotny poprawi się, będzie rokował większe nadzieje – z całą pewnością nie wiemy. Z całą pewnością wiemy za to, że – jeśli rodzice zdecydują się na dokonanie aborcji – życie niewinnej osoby zostanie w brutalny sposób zakończone.<br /><br />Budujące są przykłady matek, które (zazwyczaj przy wsparciu mądrych ojców) – mimo dramatycznych nieraz okoliczności – decydują się ryzykować własnym życiem i zdrowiem dla dobra dziecka.<br /><br />Jest jakąś wielką tajemnicą (po części logicznie wytłumaczalną), że jednocześnie istnieją na świecie osoby traktujące swoją i innych godność, człowieczeństwo z wielką nonszalancją, osoby nie dostrzegające wartości swojej i każdego innego człowieka – a jednocześnie są i tacy rodzice, którzy decydują się na wielkie poświęcenie. Kobiety, które w trudnych sytuacjach życiowych opowiadają się za życiem; mężczyźni, którzy wspierają swoje żony w warunkach po ludzku nie do zniesienia. I ludzie ci niekoniecznie traktują swoje postępowanie jako coś „nadludzkiego”, „heroicznego” – uważają, że robią to, co należy robić.<br /><br />Do osób tych należy na przykład zmarła w 2007 roku w święto Apostołów Piotra i Pawła Barbara Paradowska, o której można poczytać na stronach miesięcznika <span style="font-style: italic;">W drodze</span>:<br /><br /><a href="http://www.mateusz.pl/wdrodze/nr409/10.htm">Marcin Mogielski OP, <span style="font-style: italic;">Poste restante</span>, http://www.mateusz.pl/wdrodze/nr409/10.htm</a><br /><br /><a href="http://www.mateusz.pl/wdrodze/nr409/08.htm">Wojciech Prus OP, <span style="font-style: italic;">Różaniec Basi</span>, http://www.mateusz.pl/wdrodze/nr409/08.htm</a><br /><br /><a href="http://www.mateusz.pl/wdrodze/nr409/09.htm">Barbara Paradowska, <span style="font-style: italic;">O radiu, bezsennym różańcu, serze i…</span>, http://www.mateusz.pl/wdrodze/nr409/09.htm</a><br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmY67ybYQxCiimAvMK0tvvQnx_PeQfhTIReqKATF1nOjc3GqgYgssq8PmM598bo09aHMeJVGioEHCdVVbSvHIF-PNM3YOYGJWVAFe7zLH9nF5bWTh0yTs8MSrZhBTwpwgOIfMarR5DS2I/s1600-h/L4L.org+001+-+logo+-+white+on+blue.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 101px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmY67ybYQxCiimAvMK0tvvQnx_PeQfhTIReqKATF1nOjc3GqgYgssq8PmM598bo09aHMeJVGioEHCdVVbSvHIF-PNM3YOYGJWVAFe7zLH9nF5bWTh0yTs8MSrZhBTwpwgOIfMarR5DS2I/s400/L4L.org+001+-+logo+-+white+on+blue.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5284835129025249778" border="0" /></a><br />Jeśli chodzi o sytuację kobiety, która nosi w sobie dziecko poczęte w wyniku gwałtu, pozwalam sobie odesłać do tekstu <a href="http://luke7777777.blogspot.com/2007/07/przedludzie-i-aborcja-w-spoeczestwie.html"><span style="font-style: italic;">„Przedludzie” i aborcja w społeczeństwie libertariańskim</span></a> i przywołanego w nim artykułu Johna Walkera <a href="http://www.l4l.org/library/aborrape.html"><span style="font-style: italic;">Abortion in the Case of Pregnancy Due to Rape</span></a>.<br /><br />Istota rzeczy polega na tym, że aksjomat nieagresji nie uprawnia jednego człowieka do naruszania praw drugiego człowieka (w tym przypadku prawa do życia) dlatego, że ktoś jeszcze inny, trzeci człowiek, naruszył prawa tego pierwszego. Gwałciciel narusza zresztą nie tylko prawa kobiety, ale – jeśli dojdzie do poczęcia – również jej dziecka (choć w chwili popełniania swojego okrutnego czynu nie może jeszcze z pewnością stwierdzić, że jego efektem będzie ciąża). Dziecko ma prawo do obojga rodziców i prawo do miłości obojga rodziców. Człowiek dokonujący gwałtu nie liczy się z tą rzeczywistością. Nie zmienia to jednak faktu, że nie wolno konsekwencjami brutalnego przestępstwa obarczać niewinnego nienarodzonego człowieka.<br /><br />Ignorant napisał, że – gdyby ofiara gwałtu zdecydowała się zabić dziecko –„[dowaliłby] gwałcicielowi [...] jeszcze oprócz zarzutu gwałtu zarzut »nieumyślnego zabójstwa«”. To podejście do sprawy wydaje się bardzo logiczne.<br /><br />Może przy okazji warto zwracać większą uwagę na to, że dramat związany z sytuacją kobiety będącej w ciąży wskutek gwałtu nie musi i nie powinien rozgrywać się według scenariusza: 1. Bandyta gwałci kobietę. 2. Niewinne dziecko płaci życiem za czyn bandyty. 3. Schwytany bandyta otrzymuje tym surowszą karę. Taki rozwój wydarzeń powoduje, że przegrywają wszyscy – i dziecko, które traci życie; i jego matka, która go tego życia pozbawia; i ojciec dziecka, który swoim czynem najbardziej przyczynił się do całej tragedii.<br /><br />Jakkolwiek trudno wypowiadać się w tej sprawie ludziom, którzy nigdy bezpośrednio nie zetknęli się z podobnymi sytuacjami, pociesza i napawa nadzieją fakt, że wiele kobiet, które padły ofiarą gwałcicieli, kocha swoje dzieci i rodzi je.<br /><br />Analiza przeprowadzona swego czasu w stanie South Dakota wskazała, że czyni tak 70% przebadanych kobiet, które zaszły w ciążę w wyniku gwałtu (por. <a href="http://www.lifesitenews.com/ldn/2006/sep/06090702.html"><span style="font-style: italic;">Rape and Incest Victims Don't Want Abortion, Say It Doesn't Help Women</span>, http://www.lifesitenews.com/ldn/2006/sep/06090702.html</a>). To bardzo cenna wiadomość – która wiele mówi o odpowiedzialności i wielkoduszności osób, które zostały tak głęboko zranione.<br /><br />Komentując wyniki badań, David Reardon zauważył, że te kobiety – które przed zajściem w ciążę w wyniku gwałtu deklarowały, że w takiej sytuacji zabiłyby dziecko, nie czyni tego – chce „przerwać krąg przemocy” (“They want to break the cycle of violence”).<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg8cHNYtbvp-CHIZZXbLopKYLC7s1sOrktTve9SEQy9ElB_GfG3-ewl6qzW7UOhiPvu4DyMKZcCE4zPdy07S9DhrfalPsjCQu7KIlC2qwK0Jm99JKZE87AdEZ72QRMrCsKmo6iF33DlOMA/s1600-h/L4L.org+003+-+small+-+l4l.GIF"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 74px; height: 80px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg8cHNYtbvp-CHIZZXbLopKYLC7s1sOrktTve9SEQy9ElB_GfG3-ewl6qzW7UOhiPvu4DyMKZcCE4zPdy07S9DhrfalPsjCQu7KIlC2qwK0Jm99JKZE87AdEZ72QRMrCsKmo6iF33DlOMA/s400/L4L.org+003+-+small+-+l4l.GIF" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5284835552581397730" border="0" /></a><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Jaką mamy perspektywę patrzenia: czy widzimy w matce i w ojcu, w rodzicach i w dziecku wrogów – czy osoby zawsze i bez względu na okoliczności powołane do troski o wzajemne dobro?<br /><br />W dyskusji nad temat prawa każdego człowieka do życia i aborcji zazwyczaj podsuwa się do rozważania sytuacje szczególne, skrajne, nietypowe. Jasne, powinniśmy je rozważać, bo pozwalają w bardziej niż mniej wyraźny sposób wytyczać pewne granice. Ale nie zapominajmy o tym, z jakimi sytuacjami mamy do czynienia najczęściej.<br /><br />Czy własnym postępowaniem zachęcamy do tego, aby do sytuacji trudnych, skrajnych dochodziło raczej częściej, żeby stawały się społeczną normą, czy raczej – sprzeciwiając się zabijaniu kogokolwiek – w pierwszej kolejności sami czynem i słowem działamy na rzecz zdrowych, normalnych małżeństw, rodzin, właściwego stosunku matek i ojców do dzieci?<br /><br />Starajmy się zaczynać od pytania o to, jak powinno być i poświęcać najwięcej uwagi głoszeniu swoim postępowaniem właściwych wzorców (przy jednoczesnej świadomości istnienia zła).<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Czy te osoby, które chcą dopuścić się aborcji bądź już to zrobiły – niezależnie od deklaracji dotyczących wyznawanej wiary (np. ateizmu, albo wiary w to, że nienarodzone dziecko to „kawałek tkanki” itd.) – nie czują czasem w głębi, że jednak robią (lub już zrobiły) coś złego? Czy coś się w nich nie burzy?<br /><br />Czy każdy ma w sobie jakiś pierwiastek wspólny całej ludzkości? Czy coś nas łączy? Czy faktycznie istnieją osoby „bez sumienia”?<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Może za mało staramy się o duchowe i materialne wsparcie tych matek i ojców, których dziecko poczęło się w wyniku nieroztropnego działania. Ale to dziecko już istnieje, już jest – zabicie go nie zmieni tego faktu. Znajdujemy się w konkretnych okolicznościach, w obliczu określonej sytuacji. Pytanie tylko: co z tym zrobimy?<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh6lQ0Gd2PVdU7rCectGjktdih-hfdtiup802zqBHQD6zFEi9Xi2aAe6BXv6if8xL2klGHZ0xHTLuyjTZsiuVNGLDtr_6Komp7tZheygmdkLjElSM_oWQdt-4Z-UO01788NtJO2Kae8Usk/s1600-h/child+002.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 300px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh6lQ0Gd2PVdU7rCectGjktdih-hfdtiup802zqBHQD6zFEi9Xi2aAe6BXv6if8xL2klGHZ0xHTLuyjTZsiuVNGLDtr_6Komp7tZheygmdkLjElSM_oWQdt-4Z-UO01788NtJO2Kae8Usk/s400/child+002.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5284835804321134290" border="0" /></a><br />Z moralnego punktu widzenia świadome pozbawienie niewinnego człowieka życia nigdy nie jest do przyjęcia.<br /><br />Jak jednak rozwiązać tę kwestię pod względem prawnym? Jak ująć zasadę nieagresji wobec nienarodzonego dziecka w przepisach i paragrafach? Czy i kogo w pierwszej kolejności karać – i w jaki sposób – jeśli do zabójstwa już dojdzie? Czy i w jaki sposób stosować prewencję?<br /><br />Staramy się rozważać możliwe sytuacje, które mogą zaistnieć w warunkach społeczeństwa normalnego, a więc wolnościowego, agorystycznego; społeczeństwa, w którym panuje powszechne przekonanie o niemoralności agresji.<br /><br />Wydaje mi się, że w pewnym sensie byłbym w stanie tolerować (choć nie akceptować) rzeczywistość społeczeństwa agorystycznego, w którym wskutek wolnych, choć błędnych decyzji jego członków – istnieliby i działaliby „lekarze”-zabójcy – i nawet jeśli ich czyny uchodziłyby bezkarnie. Przynajmniej miałbym świadomość, że nie jestem przemocą lub groźbą jej użycia zmuszany do finansowania ich zbrodniczych działań.<br /><br />Może nawet w większym stopniu faktycznie przyczyniam się do dzieciobójstwa dziś, w rzeczywistości nieco nienormalnej, bo przesiąkniętej etatyzmem. Osobiście nie ścigam zbrojnie osób odpowiedzialnych za dokonywanie aborcji. Nie zmuszam kobiety do rodzenia dziecka – nie używam wobec niej fizycznej przemocy, mimo że zdaję sobie sprawę z faktu, że obecnie z pieniędzy ukradzionych mi w podatkach na pewno finansowane są mordy dokonywane przez funkcjonariuszy państwowych na nienarodzonych dzieciach.<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Trzeba liczyć się z tym, że społeczeństwo anarchiczne może – poprzez powszechne przyzwolenie na aborcję – w wolny sposób wybrać drogę samozagłady (podobnie jak w nieunikniony sposób czyni to społeczeństwo etatystyczne). To jest właśnie koszt wolności, ryzyko związane z wolnością.<br /><br />Wiemy, że w świecie, w którym istnieją i działają funkcjonariusze państwowi zło jest i będzie przez nich czynione z zasady – ponieważ etatyści podważają prawdę o człowieku jako o istocie wolnej. Uważają, że stoją ponad uniwersalnymi zakazami kradzieży i mordowania niewinnych osób – zakazami, które obowiązują niezależnie od tego, w jaki kolor munduru ubiera się łamiący je człowiek, jakie przyczepia sobie insygnia albo jakimi pieczątkami, papierami, numerami identyfikacyjnymi, blachami, krzyżykami lub ptaszkami na „kartach do głosowania” się legitymuje.<br /><br />Dopóki powszechnie przyzwala się funkcjonariuszom państwowym na bezkarne przestępstwa – dopóty zło będzie się działo na wielką skalę i na pewno. Na tym polega „logika” systemu etatystycznego.<br /><br />Osoby tworzące społeczeństwo bezpaństwowe także mogą wybierać zło – ale nie są do tego przemocą zmuszane. To właśnie jedna z jego głównych cech: powszechne przeświadczenie o niemoralności zmuszania do czynienia zła.<br /><br />Zwolennicy różnych odcieni libertarianizmu (agoryzmu, woluntaryzmu, anarchokapitalizmu, secesjonizmu itd.) nie obiecują nikomu raju na ziemi, bo próby stworzenia go w doczesnym świecie zawsze spełzną na niczym. Libertarianie troszczą się o to, aby powszechnie uznawano, że człowiek jest istotą wolną i aby powierzać każdemu maksymalnie duży obszar wolności – by mógł w tym obszarze realizować dobro.<br /><br />Przyjaciele wolności nie tyle proszą różnego rodzaju etatystów (minarchistów, narodowych socjalistów, komunistów, konserwatywnych liberałów itd.) o to, aby (nawet jeśli sami etatyści chcą pozostawać niewolnikami) przynajmniej pozwolili innym żyć jak ludziom wolnym. Każdy człowiek jest wolny niezależnie od tego, co roją sobie zwolennicy istnienia funkcjonariuszy państwowych – i tylko indywidualna decyzja konkretnej osoby może oznaczać wyrzeczenie się wolności. Libertarianie raczej zachęcają wrogów wolności do realistycznego spojrzenia na świat i do uznania oczywistych faktów – i apelują o nieutrudnianie nikomu korzystania z jego praw i wypełniania obowiązków.<br /><br />To właśnie społeczeństwo libertariańskie daje możliwie najszersze pole do działania osobom, które cechuje swego rodzaju wiara w człowieka, pewna nadzieja – tak, każdy może działać racjonalnie; tak, każdy może pomagać innym w stawaniu się lepszymi; tak, każdy może współpracować z innymi w pokojowy sposób; tak, każdy jest wyposażony w instrumenty pozwalające mu na wypełnianie swoich zadań; tak, każdy może wybierać dobro. Pytanie tylko: czy chce?<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Bardziej niż zewnętrzne przepisy liczy się chyba wewnętrzne przekonanie poszczególnych członków społeczeństwa o wartości i godności życia każdego człowieka.<br /><br />Oczywiście, w społeczeństwie wolnościowym osobiście mógłbym starać się – i prawdopodobnie tak bym czynił – o to, aby przekonanie o prawie każdego człowieka do życia stało się społeczną normą.<br /><br />Odnoszę natomiast wrażenie, iż – podobnie jak ignorant – nie potrafiłbym „zmusić” kobiety do urodzenia dziecka.<br /><br />Nie – nie w imię wolności oznaczającej możliwość czynienia wszystkiego, co nie narusza wolności innych osób – aborcja z pewnością narusza prawo człowieka do życia.<br /><br />Może bardziej w imię tego i wskutek tego, że wierzę, liczę na to, iż każdy człowiek w naturalny sposób może i powinien odnieść się do drugiego człowieka z szacunkiem i miłością. Może dlatego, że istotnie żywię wiarę w to, że każdy człowiek jest w stanie się zmienić – żałować popełnionego zła, postanowić poprawę i troszczyć o czynienie dobra.<br /><br />Może bardziej dlatego, że popełnienie aborcji to ten szczególny przypadek, w którym człowiek dokonuje zamachu na życie kogoś, zdawałoby się, najbliższego – trudno więc mówić nawet w prawnym, legislacyjnym wymiarze o bliskiej sercu wolnościowca idei zadośćuczynienia rodzinie ofiary zabójstwa. (Choć może być o nim mowa, jeśli np. jedno z rodziców sprzeciwia się zabójstwu. Taka sytuacja, nie ukrywajmy, rodzi kolejne problemy prawne i świadczy o bolesnym rozbiciu jedności małżeńskiej. Może więc – nawet z „czysto ludzkiego” punktu widzenia – najprościej jest nie zabijać?)<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Ignorant napisał: „[B]rakuje mi potraktowania tematu »kary«. Znaczy się, jeżeli aborcja ma być niedozwolona, to co ma grozić za jej wykonanie? Co innego, gdy aborcja jest tylko »naganna moralnie«, a co innego, gdy jest zabroniona.”<br /><br />Logiczne wydawałoby się rozwiązanie przewidujące dla człowieka, który bezpośrednio targnął się na życie nienarodzonego dziecka, karę taką samą, jaką otrzymałby za morderstwo człowieka już narodzonego.<br /><br />Jeżeli kogoś za dokonywanie aborcji karać, to w pierwszej kolejności chyba „lekarzy”-zabójców. Chociaż – z drugiej strony – aby taki „lekarz” dokonywał agresji przeciw życiu, musi najpierw znaleźć osoby gotowe żądać takiej „usługi”. Wstępem do „usunięcia” dziecka jest domaganie się tego przez jego rodziców (lub jednego z nich). Czy „lekarz”-zabójca nie jest czasem w takiej sytuacji traktowany jako wygodne „narzędzie” – którego wina jest bezsporna – a taką samą lub nawet większą odpowiedzialnością za popełniony czyn obarczają się przede wszystkim rodzice zabitego dziecka? Może więc w pierwszej kolejności należałoby karać właśnie ich?<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />W rozmowach dotyczących sprawiedliwego kształtu społeczeństwa często nienajszczęśliwiej stawiamy pytania. Nierzadko sami libertarianie padają ofiarą zbytniego koncentrowania się na zagadnieniach typu: „Jak społeczeństwo powinno rozwiązać kwestię kary śmierci? Jak kodeksy prywatnych agencji arbitrażowych winny traktować próbę zabicia dziecka przez jego matkę – bez udziału »fachowca«-lekarza? Jakie kroki należałoby podjąć w stosunku do matki, która »usuwa« dziecko mimo sprzeciwu jego ojca?”. Te pytania bywają zasadne i bardzo cenne, niemniej jednak zwracają uwagę rozmówców raczej w kierunku myślenia wyłącznie „kolektywistycznego”.<br /><br />Pytając o godziwy „kształt całości”, nie zapominajmy o najistotniejszym chyba wymiarze ludzkich decyzji, postaw w odniesieniu do konkretnego problemu – o postawie osobistej, o osobistym odniesieniu do danej sytuacji. Zastanówmy się: A co ty robisz – i co ja robię – w tej sprawie? Jak wykorzystuję swój czas, talent, posiadane środki materialne?<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Qatryk poczynił niegdyś bardzo celną uwagę: „Zasadniczo nie widzę różnicy między zabijaniem płodu a »nikomu niepotrzebnej« staruszki. Jeżeli społeczności, w której się to dokonuje, nie będzie to odpowiadać, to na pewno znajdzie na to rozwiązanie.”<br /><br />Wiele zależy od tego, czy powszechnie uznaje się istniejące normy za właściwe, moralne. W każdej chwili oglądamy skutki tego, jakiego wyboru w tym zakresie „dokonało społeczeństwo”. Mówimy: „dokonało społeczeństwo” – w tym sensie, że każdy czyn każdego człowieka w jakiś sposób zawsze wpływa na innych. Tak więc społeczeństwo, w którym znaczna większość osób opowiada się po stronie życia będzie naturalnie wyglądało inaczej od społeczeństwa, w którym dzieciobójstwo się akceptuje.<br /><br />Nie jesteśmy w stanie dokładnie przewidzieć, jak będzie działać społeczeństwo wolnościowe (por. <a href="http://luke7777777.blogspot.com/2008/05/tumaczenie-stephan-dlaczego-nie-moemy.html">Stephan, <span style="font-style: italic;">Dlaczego nie możemy dokładnie przewidzieć, w jaki sposób będzie działać społeczeństwo anarchiczne</span>, http://luke7777777.blogspot.com/2008/05/tumaczenie-stephan-dlaczego-nie-moemy.html</a>). Jeśli jednak wiemy, czego na pewno nie wolno nam robić i o co warto się starać, to mogą nam przyjść do głowy rozwiązania, o których wcześniej nie mieliśmy pojęcia. Pytajmy więc po pierwsze, kontynuując myśl Qatryka: Czy nam, jako członkom społeczności, „zabijanie płodu” czy też „[zabijanie] »nikomu niepotrzebnej« staruszki” odpowiada?<br /><br />W sytuacji normalnej, w społeczeństwie libertariańskim, mógłbym podpisywać umowy wyłącznie z takimi osobami lub firmami świadczącymi usługi bezpieczeństwa (prywatnymi agencjami arbitrażowymi, prywatnymi firmami ochroniarskimi itd.), które zadeklarowałyby co najmniej powstrzymanie się od współpracy z „lekarzami”-zabójcami i ośrodkami oferującymi aborcję – a może nawet, gdyby finansowy nacisk klientów był wystarczająco silny – ściganie i karanie morderców nienarodzonych dzieci.<br /><br />Mógłbym również stosować inne formy bojkotu osób, które przyczyniają się do zadawania śmierci niewinnym dzieciom (zarówno tych, którzy bezpośrednio dokonują ich „usunięcia”, jak i na przykład uczestników agresywnych kampanii <span style="font-style: italic;">pro-death</span> albo w ogóle wszystkich zwolenników aborcji – to już zależałoby od indywidualnych zapatrywań): nie wpuszczać ich do mojego sklepu, odmawiać podpisywania z nimi kontraktów, a zatwardziałych i nieprzejednanych przeciwników życia w ogóle ignorować i tak dalej. A może należałoby raczej z nimi rozmawiać, przekonywać, pokazywać prawdę o życiu i godności każdego człowieka?<br /><br />Można by próbować różnych rozwiązań kwestii handlu pigułkami wczesnoporonnymi. Żywię cichą nadzieję, że pod wpływem nacisku uczestników wolnego rynku mogłoby się okazać, iż nikt nie chce handlować tymi śmiercionośnymi specyfikami.<br /><br />Jednego możemy być pewni – w społeczeństwie agorystycznym mielibyśmy dostęp do nieporównywalnie większego niż dziś wachlarza działań zmierzających do obrony życia nienarodzonych. Nie będąc okradanymi w podatkach, moglibyśmy przeznaczyć znacznie więcej środków finansowych na pomoc rodzicom dzieci (tzw. „niechcianych”), których rodzice aktywnie działali przeciw ich poczęciu, ośrodkom adopcyjnym, osobom angażującym się w pomoc samotnym matkom. Można przypuszczać, że dużo więcej małżeństw – nie musząc borykać się z tak poważnymi jak dziś problemami finansowymi, będącymi przeważnie wynikiem prowadzonej przez funkcjonariuszy państwowych grabieży – byłoby gotowych adoptować dzieci.<br /><br />Wolny rynek oznacza możliwość dokonywania między ludźmi dowolnych transakcji, na które jej strony dobrowolnie się zgadzają. Oznacza także prawo do dyskryminacji konsumentów (bez używania przemocy fizycznej), niesprowadzania określonych towarów, nieudostępniania klientom tego, czego się nie chce sprzedawać. Oznacza też prawo do dyskryminacji (bez używania przemocy fizycznej) osób oferujących takie towary (np. środki wczesnoporonne, narkotyki, środki antykoncepcyjne, czasopisma etatystyczne), które konsumenci uważają za szkodliwe i których dystrybutorów chcą w pokojowy sposób „karać” za ich udostępnianie. Na wolnym rynku można również nawoływać do bojkotu producenta lub dystrybutora danego produktu.<br /><br />Możliwości nacisku finansowego i bojkotu istnieją również dziś (choć funkcjonariusze państwowi walczą z naturalnym prawem do dyskryminacji). Czy świadomie z nich korzystam? Czy wspieram duchowo i materialnie dzieci, których rodzice ich nie chcieli (wciąż nie chcą?), ośrodki adopcyjne? Czy sam jestem gotów podjąć się adoptowania kogoś „niechcianego”? Może od tego należałoby zacząć działania na rzecz ochrony życia każdego człowieka?<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhOd4_IPTyEd6Ic8IY3podidR5MZkAM2qeMaf-pCozupfVAGWE0Z_FAsoXlM1MLUJdKJGHdBrgzvz_sYs5XUbgltkcdnAPMok_StPjrE29JUMTNJV5lXtW3QYC6ARgk4hRBdK6AByYePjM/s1600-h/Our+Lady+of+Guadalupe+002.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhOd4_IPTyEd6Ic8IY3podidR5MZkAM2qeMaf-pCozupfVAGWE0Z_FAsoXlM1MLUJdKJGHdBrgzvz_sYs5XUbgltkcdnAPMok_StPjrE29JUMTNJV5lXtW3QYC6ARgk4hRBdK6AByYePjM/s400/Our+Lady+of+Guadalupe+002.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5284836108560615922" border="0" /></a><br />Może po prostu w opartym o zasadę nieagresji społeczeństwie libertariańskim zwiększyłby się szacunek dla życia wszystkich ludzi i naturalną koleją rzeczy byłoby coraz mniej i mniej zabójstw nienarodzonych – tak że w końcu zaniechanoby ich zupełnie.<br /><br />Może mniej chodzi o to, żeby usiłować z góry przewidzieć wszystkie ewentualności i znaleźć jakieś (idealne?) rozwiązania wszelkich wyobrażalnych i niewyobrażalnych sytuacji prawnych, a bardziej starać się o to, aby ludzie w sposób naturalny odnosili się do drugiej osoby z miłością, szacunkiem – tak aby nikomu nie przychodziło do głowy, że mógłby targnąć się na życie dziecka. Warto położyć większy nacisk na osobisty przykład, pokazywanie innym właściwych wzorców i zdawać sobie sprawę z odpowiedzialności za to, jaki system wartości proponujemy, przekazujemy drugiemu człowiekowi w piśmie, w rozmowie, w kontakcie osobistym.<br /><br />Przecież osoby, które decydują się na aborcję albo „tylko” ją rozważają, też żyją w społeczeństwie – mają jakichś przyjaciół, znajomych, ktoś się nimi interesuje, kontaktuje się z nimi, spotyka, rozmawia. (A może nie? Może za mało czynimy w tej sprawie? Może kogoś nie dostrzegamy?) Przynajmniej część spośród nich zna kogoś, kto winien służyć wsparciem, dobrym słowem, a jednocześnie twardo stać na straży prawdy o człowieczeństwie nienarodzonego dziecka.<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEje52An9TUO5Y7xT-eR9T1nA_OkF9JHXqzVtkl2YYbJJol7XpedFSJ8wPKGOTU61MBxvYLhltd2Q6sGApauIa1QAYCqmp2ZhvcK6BHOnJFqwlK1ygChnr8UoLw9C1X_4zRz8JSTW0j-VXc/s1600-h/teresa+of+calcutta+021.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 263px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEje52An9TUO5Y7xT-eR9T1nA_OkF9JHXqzVtkl2YYbJJol7XpedFSJ8wPKGOTU61MBxvYLhltd2Q6sGApauIa1QAYCqmp2ZhvcK6BHOnJFqwlK1ygChnr8UoLw9C1X_4zRz8JSTW0j-VXc/s400/teresa+of+calcutta+021.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5284836326924170466" border="0" /></a><br />Związane z powszechną akceptacją agoryzmu jako sprawiedliwego sposobu funkcjonowania społeczeństwa tendencje do decentralizacji, rozwoju patriotyzmu lokalnego, samozatrudnienia, różnorodności stosowanych rozwiązań opartych o uniwersalną zasadę nieagresji (por. np. <a href="http://distributism.blogspot.com/2007/09/libertarianism-and-distributism.html">Kevin Carson, <span style="font-style: italic;">Free Market Anti-Capitalism</span>, http://distributism.blogspot.com/2007/09/libertarianism-and-distributism.html</a>. Tekst w języku polskim: <a href="http://www.personalizm.yoyo.pl/blog/?p=6">Kevin Carson, <span style="font-style: italic;">Libertarianizm i dystrybutyzm</span>, http://www.personalizm.yoyo.pl/blog/?p=6</a>) z dużym prawdopodobieństwem skutkowałyby większym zainteresowaniem tym, co dzieje się w bezpośredniej bliskości każdego człowieka. Zaangażowanie w sprawy „własnego podwórka”, włączanie się w wydarzenia o charakterze lokalnym pomogłoby przypomnieć sobie o podstawowym, bezpośrednim wymiarze kontaktu między ludźmi – niespiesznej rozmowie (bez uważanego dziś często za „nieodzowny” nerwowego pośrednictwa SMSa, maila, telewizora albo orędzia wycelowanego w miliony). Działanie człowieka wydaje się pod wielu względami tym bardziej ludzkie, im bardziej kierowane jest troską o dobro konkretnego, żywego człowieka, którego co dzień widuję, z którym współpracuję, którego znam od lat, którego zachowania są dla mnie raczej bardziej niż mniej przewidywalne.<br /><br />Większe zainteresowanie losem najbliższych, krewnych, sąsiadów, regularny kontakt z nimi – mogłyby pomóc w zapobieżeniu wielu dramatycznym sytuacjom rozpaczy czy samotności, których efektem bywają tzw. „niechciane” ciąże.<br /><br />Kształt świata w sporej mierze zależy od konkretnych decyzji poszczególnych ludzi. Zatem najważniejsze jest chyba podjęcie starań o to, aby wszyscy – a w szczególności te konkretne osoby, które znam, za które jestem najbardziej odpowiedzialny, opowiadały się po stronie życia.<br /><br />Może zmienić perspektywę myślenia – z globalnej (nie lekceważąc faktu, że moje zachowanie również w pewien sposób na nią wpływa) na bardziej lokalną. Jak w pierwszej kolejności pomagać tym osobom, które są mi z różnych względów szczególnie bliskie? (Problem w tym, że jeśli ktoś nie chce, żeby mu pomagać, doradzić, z góry odrzuca możliwość zmiany postępowania – to bardzo utrudnia sprawę. Nie oznacza to, że nie da się zrobić nic, ale znacznie zawęża pole do działania. Jednocześnie tu właśnie widzimy wolność człowieka: Czy chcesz wybierać dobro? Czy chcesz wybierać zło? Każdy jakoś na te pytania odpowiada.)<br /><br />Coś takiego starałem się nakreślić w tekście <a href="http://luke7777777.blogspot.com/2008/09/dobre-zasady-s-po-to-eby-si-ich-trzyma.html"><span style="font-style: italic;">Dobre zasady są po to, żeby się ich trzymać</span></a> – może mniej myśleć o tym, jak od razu, niczym za jednym zamachem, zreformować cały świat, jak dokładnie powinny wyglądać przepisy w społeczeństwie libertariańskim, a zacząć od siebie, od swoich najbliższych. Może świat podąży za tym przykładem. Nie wiem na pewno, czy świat się od tego zmieni; być może nie mam nań przytłaczającego wpływu, ale mam wpływ na siebie i osobiście mogę podjąć decyzję, czy chcę postępować dobrze, czy źle.<br /><br />Błogosławiona Matka Teresa z Kalkuty, zapytana niegdyś przez pewnego dziennikarza o to, jak zmienić świat na lepsze, odpowiedziała: „Ja się zmienię (stanę się lepsza), pan się zmieni...”<br /><br />Ten kierunek działań wydaje się bardzo cenny, szczególnie jeśli połączymy go z drugą postawą, zalecaną przez Matkę Teresę:<br /><br />„Nie czekajcie na liderów; sami to róbcie, pomagając sobie nawzajem.”<br /><br />(“Do not wait for leaders; do it alone, person to person.”)<br /><br />(<a href="http://saints.sqpn.com/saintt1v.htm"><span style="font-style: italic;">Blessed Teresa of Calcutta</span>, http://saints.sqpn.com/saintt1v.htm</a>)<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgVBmvmPW2l_OJKrxRFrtgXEJDoTd8L0JzlFLZTiK2IVWkcy8MTVNvuhy94FLBE1uJVWBqMK3Q4Kz1UxH9J8P-u96x7XPFsplpnxBF5jj9ll498P6yOtBHxL3IAy6gyqVHonaI2ZoKHxlA/s1600-h/teresa+of+calcutta+018.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 250px; height: 344px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgVBmvmPW2l_OJKrxRFrtgXEJDoTd8L0JzlFLZTiK2IVWkcy8MTVNvuhy94FLBE1uJVWBqMK3Q4Kz1UxH9J8P-u96x7XPFsplpnxBF5jj9ll498P6yOtBHxL3IAy6gyqVHonaI2ZoKHxlA/s400/teresa+of+calcutta+018.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5284836515695638242" border="0" /></a><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Ignorant napisał: „nie zgadzam się z »wymową« sekcji zatytułowanej »Antykoncepcja prowadzi do aborcji«. Jak rozumiem autor jest katolikiem i z tej pozycji stara się pisać. Twierdzenie że (przepraszam za wyrażenie) »założenie gumy« prowadzi do aborcji jest śmiechu warte. Jaka jest tu różnica pomiędzy »stosowaniem termometru«, badaniem śluzu i tego typu (co czasem jest wyśmiewane jako »watykańska ruletka«) a stosowaniem antykoncepcji? Dla mnie żadna! Kiedyś jeszcze w technikum na religii mieliśmy całkiem ciekawe zajęcia »na ten temat« i zapamiętałem jedno zdanie, że chodzi o to by »być otwartym na rodzinę«. Ale gdzie tu jest otwartość jak się bawię w takie rzeczy?! Imputowanie, że Ci którzy stosują antykoncepcję są wrogami dzieci jest niepoważne (w ten sam sposób można nawrzucać katolikom używającym kalendarzyka małżeńskiego).”<br /><br />Jeśli spoglądalibyśmy na powiązanie zjawisk antykoncepcji i aborcji, biorąc pod uwagę dane statystyczne, moglibyśmy prowadzić długą dysputę obfitującą w przerzucanie się liczbami i nie dojść do żadnych wspólnych wniosków. I choć zdarza się, że sami działacze i pracownicy „przemysłu aborcyjnego” przyznają, że im powszechniej używa się antykoncepcji, tym więcej jest zabójstw nienarodzonych (por. np. <a href="http://www.physiciansforlife.org/content/view/1138/26/"><span style="font-style: italic;">Abortion-Contraception Connection – Abortion Industry Comments</span>, http://www.physiciansforlife.org/content/view/1138/26/</a>), i choć nie przypadkiem środowiska najgłośniej zachęcające do aborcji jednocześnie usilnie promują środki antykoncepcyjne – nie przesądza to o moralnej ocenie zagadnienia.<br /><br />Ignorant dotknął problemu właśnie od tej strony – poniżej również podejmiemy próbę spojrzenia na antykoncepcję z perspektywy moralności.<br /><br />Na początku warto zastanowić się przez chwilę nad terminami, którymi się posługujemy.<br /><br />„Antykoncepcji”, a więc sztucznym, nienaturalnym metodom mającym na celu zmniejszenie prawdopodobieństwa poczęcia dziecka w wyniku współżycia płciowego, przeciwstawia się postępowanie zwane „naturalnym planowaniem rodziny” (NPR), „naturalnym planowaniem poczęć” albo „naturalną regulacją poczęć”. Określenia te są nieprecyzyjne, ponieważ w istocie rzeczy małżonkowie mogą jedynie podjąć decyzję o tym, czy dojdzie między nimi do zbliżenia – nie zaś o poczęciu dziecka.<br /><br />Może więc należałoby mówić raczej o (naturalnych) metodach rozpoznawania płodności (ang. fertility awareness methods).<br /><br />Korzystanie z wiedzy dotyczącej funkcjonowania organizmu kobiety, pełna szacunku postawa jej męża, którego wrażliwość seksualna pozwala mu panować nad sobą, są zupełnie różne od mentalności antykoncepcyjnej.<br /><br />Fakt, że stosowanie sztucznych środków mających zapobiec powstaniu nowego życia może stanowić poważne zagrożenie dla zdrowia tylko utwierdza w przekonaniu, że to, co jest niemoralne, niewłaściwe, jest również szkodliwe z „czysto ludzkiego” punktu widzenia.<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />W książce <span style="font-style: italic;">O małżeństwie</span> Karol Meissner OSB i Bolesław Suszka zwracają uwagę na to, że zamierzeniem osób uciekających się do antykoncepcji jest „oddzielenie zdolności przekazywania życia od stosunku seksualnego, rozumianego jako źródło zadowolenia, przyjemności czy satysfakcji. Osobom tym w ich działaniu seksualnym przeszkadza ich zdolność do przekazywania życia.” (Karol Meissner OSB i Bolesław Suszka, <span style="font-style: italic;">O małżeństwie</span>, Poznań 2001, s. 96)<br /><br />W podrozdziale zatytułowanym <span style="font-style: italic;">Na czym polega różnica pomiędzy antykoncepcją, a kierowaniem płodnością przez powstrzymywanie się od zbliżeń małżeńskich w dniach płodności?</span> autorzy piszą:<br /><br />„Pierwsza różnica, zasadnicza, między tymi dwoma sposobami postępowania wiąże się z tym, że w istocie każde małżeństwo woli współżycie normalne. Żadne nie wybrałoby stosunków antykoncepcyjnych, gdyby wiedziało, że w danej chwili normalny stosunek płciowy nie da początku nowemu życiu. W przeciwieństwie do współżycia prawidłowego, postępowanie antykoncepcyjne wiąże się z rozczarowaniem, gdyż nie odpowiada ono tej głębokiej potrzebie każdej pary małżeńskiej. Uciekanie się do antykoncepcji jest wprawdzie często tłumaczone miłością, czy jednak wynika naprawdę z autentycznej potrzeby duchowej godnej tego miana? Czyż nie wynika ona po prostu z jakiejś bezradności wobec tego, co określa się mianem <span style="font-style: italic;">potrzeby seksualnej</span> czyli nałogowego szukania doznań płciowych, postawy będącej wyrazem niedojrzałości psychoseksualnej? Natomiast planowanie poczęć przez podejmowanie lub niepodejmowanie współżycia w dniach płodności żony pozwala na zachowanie prawidłowości zbliżeń małżeńskich w pozostałym czasie, co odpowiada głębokim pragnieniom małżonków.<br /><br />Druga różnica polega na tym, że w naturalnym planowaniu poczęć małżonkowie kierują swoim działaniem płciowym w sposób wolny, a więc ludzki. Pragnąc zachować prawidłowość tego działania, umieją się powstrzymać od działania seksualnego przeżywanego jako nieprawidłowe. Osiągnięta wolność wewnętrzna sprawia, że współżycie płciowe małżonków może być prawdziwie znakiem miłości.<br /><br />Przeciwnie, uciekanie się do stosunków antykoncepcyjnych, przecież samych w sobie zbędnych i zdecydowanie sprzecznych z pragnieniami obojga małżonków, spowodowane jest brakiem wewnętrznej wolności w odniesieniu do doznań seksualnych. Mężczyzna nie potrafi powstrzymać się od szukania tych doznań, <span style="font-style: italic;">musi</span> mieć stosunek, bo np. tłumaczy, że w przeciwnym razie straci zdrowie. W tych warunkach braku wolności wewnętrznej stosunek płciowy nie może być znakiem miłości, bo jest po prostu wyrazem wewnętrznego przymusu. To właśnie ten przymus wewnętrzny sprawia, że człowiek zamiast kierować w wolny sposób swoim działaniem (tzn. nie podejmować nieprawidłowego współżycia płciowego) zmienia samo działanie lub zakłóca czynności swego ustroju, aby uniknąć skutków swoich decyzji, podejmowanych pod wpływem takiego przymusu.<br /><br />Z tym wiąże się trzecia różnica: w naturalny planowaniu poczęć każde z obojga małżonków liczy się ze współmałżonkiem. Żona świadoma tego, że ślubowała przecież uczciwość małżeńską, stara się rzetelnie poznać działanie swego ustroju, co umożliwia połączenie uczciwego współżycia z planowaniem rodzicielstwa. Mąż potrafi dostosować swoje działanie do wymagań miłości. Będąc wewnętrznie wolnym człowiekiem, nie ma poczucia straty rezygnując w danej chwili ze zbliżenia, wręcz przeciwnie – dostrzega, że wzrasta skarb wspólnego dobra. Żona docenia wysiłek męża i przestaje się lękać niezamierzonego poczęcia. Oboje rozumieją coraz lepiej, że poczęcia powinny być następstwem wolnego działania, a dzieci upragnionym owocem miłości rodziców.<br /><br />Zupełnie inaczej ma się rzecz w postępowaniu antykoncepcyjnym. Dla człowieka, który nie nauczył się kierować swoim działaniem seksualnym, rezygnacja ze współżycia płciowego jest dramatem nawet wtedy, gdy tej rezygnacji domaga się miłość (np. w przypadku niedomagania czy choroby współmałżonka). Toteż chcąc uniknąć przekazania życia, a nie umiejąc rezygnować ze zbliżenia płciowego, ludzie dotknięci taką niedolą zmieniają działanie swego ustroju tylko po to, żeby uzyskać doznanie seksualne za wszelką cenę, z pominięciem odpowiedzialności za skutki swego działania. Żona boi się męża jako możliwego ojca, mąż boi się żony jako możliwej matki. Mimo to oboje podejmują działanie, które rani ich wzajemną więź i narusza ludzką godność po prostu dlatego, że przynajmniej jedno z nich nie chce zrezygnować z doznań seksualnych. Nie inaczej jest też w stosunkach płciowych przedmałżeńskich i pozamałżeńskich, ze swej natury etycznie złych i grzesznych. W tych warunkach płodność przeżywana jest jako klęska, a dzieci traktowane są jako wrogowie <span style="font-style: italic;">szczęścia</span> rodziców. Nic dziwnego, że ostatecznie postawa antykoncepcyjna prowadzi rodziców do targnięcia się na życie dziecka, jeżeli – pomimo ich zabiegów – pocznie się.<br /><br />Po czwarte: po antykoncepcję sięga przede wszystkim kobieta, która przeżywa trudność w akceptacji swej płciowości: nie chce ona rozpoznać działania swego kobiecego ustroju, nie zależy jej na tym. Posługiwanie się naturalnymi metodami planowania poczęć wiąże się z jakimś szacunkiem, który kobieta winna przecież mieć wobec siebie samej. Wiąże się także z miłością do męża, który – jeśli kocha żonę – gotów jest podjąć zadanie uczynienia ze zbliżenia prawdziwego daru miłości. Sięganie po antykoncepcję jest wyrazem braku szczerości i prawdziwej miłości we współżyciu seksualnym.<br /><br />Po piąte: uciekanie się do antykoncepcji opiera się na przekonaniu, że płodność nie jest darem Bożym, a zatem nie nakłada żadnej odpowiedzialności wobec Boga. W tym postępowaniu ciało ludzkie i sama płodność są sprowadzane do roli przedmiotów manipulacji, a nowe życie traktowane jest jako nie zobowiązujący do niczego dodatek do przeżyć seksualnych. Stąd już tylko krok do przekonania, że przypadkiem poczęte życie jest tylko niepożądanym produktem ubocznym tych przeżyć, nie stojącym w żadnym związku z miłością.<br /><br />W przeciwieństwie do takiej postawy, uczciwe życie płciowe małżonków jest pośrednio wyrazem wiary w Boga jako Stwórcy każdego ludzkiego życia. Małżonkowie żyjący uczciwie traktują każde poczęte przez siebie dziecko jako dar Boga i owoc wzajemnej miłości.<br /><br />Trzeba ponadto zauważyć, że postępowanie antykoncepcyjne jest niesprawiedliwe dla kobiety. Większość kobiet na skutek wadliwego wychowania nie jest specjalnie zainteresowana współżyciem płciowym w małżeństwie. Metody antykoncepcyjne obciążają dodatkowo te nieszczęśliwe kobiety: np. stosunki przerywane odczuwają one na ogół jako budzące wstręt, nierzadko takie postępowanie jest czynnikiem nerwicorodnym. Poza prezerwatywą wszystkie inne środki antykoncepcyjne ma stosować tylko kobieta i to po to, żeby mąż bez żadnego zaangażowania i odpowiedzialności mógł <span style="font-style: italic;">zaspokoić swe seksualne potrzeby</span> – jak to się słyszy – z żoną. Hormonalne pigułki antykoncepcyjne są taką niesprawiedliwością w najwyższym stopniu. Kobieta, która i tak jest przez większą część swego cyklu miesiączkowego niepłodna z natury, ma zażywać pigułkę przez 20 dni w miesiącu przez 12 miesięcy w rok, narażać się na poważne nieraz skutki uboczne dlatego tylko, żeby mąż miał do dyspozycji obezpłodnioną żonę w każdej chwili, kiedy tylko doświadczy <span style="font-style: italic;">potrzeb</span> odczuwanych jako pewnego rodzaju przymus.<br /><br />Tymczasem dochowanie uczciwości małżeńskiej stwarza warunki, w których tak mężczyzna, jak i kobieta wnoszą do wspólnego dobra swój wkład we współżycie płciowe. Stwarza to podstawę do stałego rozwoju ich więzi i pogłębiania wzajemnych uczuć. Jeżeli dołożą starań, to sytuacja taka może korzystnie wpłynąć na ich pełny i prawidłowy rozwój psychoseksualny.”<br /><br />(Karol Meissner OSB i Bolesław Suszka, <span style="font-style: italic;">O małżeństwie</span>, Poznań 2001, s. 98-101)<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Postawa antykoncepcyjna zawiera w sobie taki komunikat pod adresem drugiego człowieka: „Ja użyję ciebie, ty użyjesz mnie, a potem się rozejdziemy – każdy w swoją stronę”. Osoby prezentujące takie podejście przyczyniają się do zafałszowania prawdy o człowieku. Nie patrzą na niego jak na całość, ale „wybierają sobie” pewien jego „fragment”, resztę jego człowieczeństwa ignorując.<br /><br />Żona lub mąż, którzy stosują antykoncepcję, mówią swoim zachowaniem: „Nie chcę ci dać siebie całego – w istocie to chcę części ciebie i oferuję ci część siebie; wykorzystamy się wzajemnie za obopólną zgodą – po czym rozejdziemy, każdy w swoim kierunku”.<br /><br />Nic dziwnego, że to brzydkie, przedmiotowe i nieromantyczne traktowanie drugiej osoby nie jest pokazywane przez większość współczesnych twórców kultury, mimo że milcząco przyjmują oni postawę antykoncepcyjną za normę. W grach komputerowych, których półnagie wojowniczki przelewają bez ładu i składu hektolitry krwi, w filmach, których reżyserowie uznają za swój obowiązek dokładne zapoznanie widza z trzewiami kolejnych wybebeszanych ofiar oraz szczegółami wszelkich możliwych zdrad i zboczeń, w książkach, których bohaterowie współżyją z kim popadnie – trudno znaleźć choćby wzmiankę o stosowanych przez uczestników akcji sztucznych środkach przeciw poczęciu.<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Ginekolog Włodzimierz Fijałkowski wskazywał na to, że antykoncepcja niszczy cieleśnie i duchowo: „Czyniąc bezpłodnym ciało, jednocześnie czynisz bezpłodnym ducha, zatem kastrujesz całego siebie”. Przypominał, że „układ płciowy jest układem wyjątkowym, bo wpisanym w strukturę osoby ludzkiej. W wypadku układu oddechowego, pokarmowego, nerwowego czy układu ruchu takie powiązanie nie istnieje – nie ma wszak takich pojęć, jak: życie oddechowe, życie pokarmowe, życie ruchowe. A życie płciowe – owszem. I oznacza ono coś więcej niż tylko żywotność gruczołów. Chodzi tu o zintegrowane przeżywanie własnej męskości czy kobiecości”. Tłumaczył: „Płciowość jest przecież dialogiem. Dopełnianie się polega na tym, że jedna płeć wzbogaca się odmiennością spojrzenia, przeżywania wrażliwości drugiej płci. Dialog to aktywność w przeżywaniu płciowości. [...] Płciowość składa się z dwóch nierozłącznych elementów. Są nimi ciążenie płci ku sobie oraz płodność. Jeśli chcemy wiedzieć, czy współżycie jest właściwe, odpowiedzmy sobie na pytanie, czy płodność nie stanowi dla nas przeszkody. Jeśli nie, to w takim wypadku w pożyciu seksualnym – dodajmy, pożyciu seksualnym małżonków – nie ma nic zdrożnego”.<br /><br />Wskazywał na związek między stosowaniem antykoncepcji i aborcją: „Jak wiadomo, antykoncepcję stosuje się po to, by nie doszło do poczęcia dziecka. W praktyce jednak prędzej czy później do niechcianej ciąży dochodzi. Pojawienie się dziecka przeżywane jest wtedy jako katastrofa i bardzo często kończy się to śmiercią dziecka”.<br /><br />Mówił: „Płciowość jest formą bycia, przeżywania, jest dopełnieniem tego, czego brakuje pojedynczej – w pewien sposób niepełnej – istocie ludzkiej. Te słowa Boga z raju trzeba słyszeć w sobie, one rozbrzmiewają również w naturalny sposób, są zapisane w naturze. Trzeba sobie uświadomić, czym jest seksualność i na czyj obraz i podobieństwo jesteśmy stworzeni. [...] Miłość to obdarowywanie się, dzielenie się. [...] [Życie erotyczne przeżywane w czystości pomaga człowiekowi rozwijać się duchowo, co] wynika z nierozdzielności ducha i ciała. Równocześnie musimy jednak zobaczyć, że człowiek jest z jednej strony osobą cielesną, a z drugiej strony jest ciałem uduchowionym. Jedność. To bardzo ważne. Czystość zachowań w sferze ciała jest nieodłącznym, koniecznym elementem wzrostu duchowego. Niektórzy powątpiewają, że stosunek do własnego ciała i stosunek do ciała małżonka ma rzeczywisty wpływ na nasz rozwój duchowy. »Ciało to tylko ciało, a duch to duch«. Tymczasem Kościół głosi, że ciało ma udział w rozwoju ducha, a duch w integracji ciała. Ciało wyraża, symbolizuje ducha”.<br /><br />Włodzimierz Fijałkowski zwracał uwagę na zagrożenia płynące z postawy antykoncepcyjnej: „Płciowość przeżywana wyłącznie biologicznie uzależnia. W sferze seksualnej widzimy wyraźnie uzależnienie od blokowania płodności. Blokowanie sił reprodukcyjnych blokuje również płodność duchową. Dziś panuje przekonanie, że aby żyć, trzeba się chwilowo uczynić niezdolnym do bycia płodnym. Temu służy pigułka hormonalna, spirala, stosunek przerywany, wszelkie środki antykoncepcyjne. Postawa antykoncepcyjna wymaga terapii. [...] O co chodzi w antykoncepcji? Otóż, antykoncepcja to czynienie się bezpłodnym, to blokowanie twórczych sił w człowieku. A to już jest patologia. Mentalność antykoncepcyjna polega na tym, że człowiek nie potrafi przyjąć własnej płodności i z niej rezygnuje. Natomiast gdy stosuje się naturalne metody planowania rodziny, biologiczny rytm płodności pozostaje nienaruszony. W ten sposób nie odcinamy się od tego, co w nas płodne. Małżonkowie świadomie niestosujący antykoncepcji zawsze pozostają płodni”.<br /><br />Twierdził, że „jest prawem małżeństwa, żeby planowało rodzinę zgodnie ze swoimi pragnieniami i możliwościami. Bo są ludzie bardziej zdolni, mniej zdolni, niekoniecznie tylko bardziej moralni czy mniej moralni w tym obszarze, ale po prostu mniej zaradni. W wypadku niektórych pierwsze dziecko, w wypadku innych drugie czy trzecie sprawia, że stwierdzają, iż jako rodzice nie dadzą już rady. Zatem – są różne dyspozycje i różne możliwości. Co wobec tego jest istotne? Człowiek ma prawo do tego, żeby realizować swoje zamiary zgodnie ze swoimi pragnieniami i możliwościami, ale na drodze ekologicznej – w naturalnym planowaniu rodziny. [...] Ekologiczne życie płciowe, życie w czystości małżeńskiej, w tym naturalne planowanie rodziny oznacza, że człowiek nie tyle zachowuje bojaźliwie wszystkie restrykcyjne przykazania kościelne i moralne, ile po prostu żyje ekologicznie. Czyli nie zastępuje swojej zdolności panowania nad własnym ciałem i instynktami technicznym zabezpieczeniem. Takie życie wymaga wczytywania się w to, co ciało ma nam do powiedzenia, w jego mowę. Kościół nie wymaga niczego więcej niż tego, aby respektować wymogi ekologiczne, które są wpisane w całą biologiczną sferę przeżywania naszej płciowości”.<br /><br />Mówił: „Płodność jest zjawiskiem biologicznym, jest owocem ciała, które jednocześnie uczestniczy w duchowym obdarowywaniu się małżonków. W antykoncepcji to, co duchowe, stopniowo jest wymazywane, odrzucana jest nie tylko płodność biologiczna, ale i duchowa. Uczynienie się bezpłodnym nie dotyczy wyłącznie ciała. Niemożliwe jest, żeby człowieka uczynić sterylnym tylko cieleśnie. Jest to równocześnie osłabianie ducha. Albo jesteśmy czyści i zdolni do duchowej kreatywności, albo nieczyści i pozbawieni możliwości, które w nas tkwią. Jedno albo drugie, trzeba wybierać. Czyniąc bezpłodnym ciało, jednocześnie czynisz bezpłodnym ducha, zatem kastrujesz całego siebie”.<br /><br />(<a href="http://www.mateusz.pl/wdrodze/nr421/01.htm">Nikodem Brzózy OP, <span style="font-style: italic;">Człowiek realizuje się w ciele – niepublikowana rozmowa z prof. Włodzimierzem Fijałkowskim</span>, http://www.mateusz.pl/wdrodze/nr421/01.htm</a>)<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Naturalne metody rozpoznawania płodności można wykorzystywać w dwóch celach: dla zmniejszenia prawdopodobieństwa poczęcia dziecka albo dla zwiększenia prawdopodobieństwa poczęcia dziecka.<br /><br />Inaczej jest w przypadku antykoncepcji, gdzie nastawienie jest zawsze takie: „żeby »go« tylko nie było, żeby siebie poużywać i uniknąć konsekwencji naszego działania, żeby »bronić się« przed »intruzem«, »zawadą«”.<br /><br />Cenną analizę takiej antydziecięcej mentalności przeprowadziła Bogna Białecka w tekście pod tytułem <span style="font-style: italic;">Niewolnica antykoncepcji</span> (<a href="http://www.mateusz.pl/wdrodze/nr421/04.htm">Bogna Białecka, <span style="font-style: italic;">Niewolnica antykoncepcji</span>, http://www.mateusz.pl/wdrodze/nr421/04.htm</a>).<br /><br />Autorka przebadała wypowiedzi kobiet, które stosowały antykoncepcję i wskazała, że takie działanie – „choć teoretycznie wymyślon[e] po to, by uchronić kobietę przed nieplanowaną ciążą i przed lękiem z nią związanym” – zamiast tego skutkuje życiem w ciągłym strachu, frustracją, uzależnieniem i problemami zdrowotnymi.<br /><br />Przytoczmy kilka spośród wypowiedzi przywołanych w artykule:<br /><br />„Moją aborcję miałam w tym roku. Żyłam z moim facetem i baliśmy się ciąży. Brałam pigułki codziennie, dokładnie o tej samej porze, każdego pieprzonego dnia, z pieprzoną, świrowatą wręcz dokładnością, a i tak zawiodły. Teraz dziewczyny mi mówią, jak byłam głupia, że polegałam tylko na pigułkach, że to oczywiste, że trzeba się zabezpieczyć na kilka sposobów”.<br /><br />„Miałam aborcję, bo nas zawiodła antykoncepcja. Teraz się pilnuję. Mam spiralę, ale na wszelki wypadek zawsze po seksie biorę też pigułkę dnia następnego”.<br /><br />„Miałam pierwszą aborcję w wieku 16 lat. […] Po tym doświadczeniu brałam swoją pigułkę z nabożnością wręcz religijną. Nie zażywałam żadnych innych leków (np. antybiotyków), które mogłyby wpłynąć negatywnie na jej skuteczność. I znowu zaszłam w ciążę, mając 19 lat. OK, takie rzeczy się zdarzają. Druga aborcja. Znowu na pigułce (tym razem o wiele silniejszej formule), ZAWSZE z prezerwatywą, jestem w ciąży – lat 21”.<br /><br />„Boję się, że musiałabym to [aborcję] przechodzić znowu, więc nikt inny na świecie nie jest bardziej dokładny niż ja w braniu pigułki. Zawsze mam jej zapas, a jak zbliża się do końca, czuję, że wpadam w panikę i lecę po kolejne opakowania. Po prostu muszę je mieć zawsze przy sobie. Kto wie, czy się nie zdarzy, że pójdę na niespodziewaną imprezę. Mogę nie mieć szczoteczki do zębów czy zmiany bielizny, ale pigułka musi być. To moje bezpieczeństwo”.<br /><br />„Nie chciałam brać pigułki, bo po niej nie miałam ochoty na seks, ale mój chłopak naciskał, więc jednak ją brałam. Musiałam, nie mogłam przecież zajść w ciążę. I niech mi Bóg świadkiem, że byłam naprawdę staranna, że chociaż mi się to nie podobało, brałam ją zawsze o tej samej godzinie, a i tak zaszłam w ciążę”.<br /><br />Niekiedy „niechciana” ciąża lub doświadczenie zabójstwa własnego dziecka nie tylko nie powodują zmiany jego rodziców na lepsze – ale wręcz przeciwnie: stają się bodźcem do jeszcze bardziej „starannego”, „skrupulatnego”, nerwowego i frustrującego stosowania antykoncepcji – „z nabożnością wręcz religijną”.<br /><br />Postępowanie mężczyzn, którzy naciskają na stosowanie antykoncepcji, świadczy o ich jakimś szalenie pogardliwym stosunku wobec kobiety. Ona ma być „świnią”, która na żądanie dostarczy „partnerowi” niezobowiązującej rozrywki – rozrywki, za którą nie stoi absolutnie nic, która nic wartościowego nie oznacza i której naturalnych konsekwencji obie współżyjące osoby będą usiłowały uniknąć. Nie ma tu radości, nie ma wspólnego dobra, nie ma traktowania swojej płodności w sposób uczciwy i otwarty – jest tylko egoizm, lęk i nienawiść wobec życia.<br /><br />Niekiedy udaje się z nałogu antykoncepcji wyzwolić. Nadzieją napawają świadectwa takie jak to: „Czuję się świetnie, bo przestałam traktować mój organizm jak wroga, którego muszę obezwładniać podstępnymi metodami, ale który i tak ciągle na mnie czyha, ale jak przyjaciela, który pracuje dla mnie” („Fundamenty Rodziny”, 1999/31).<br /><br />Bogna Białecka zwraca uwagę na to, że w dyskusji dotyczącej różnic między antykoncepcją a uczciwym podejściem do płodności człowieka nie bez znaczenia pozostaje element finansowy zagadnienia: „Nie są potrzebne skomplikowane obliczenia. Koszt pigułek antykoncepcyjnych plus prezerwatyw (liczę w ten sposób, ponieważ większość »świadectw« mówiła o konieczności podwójnego zabezpieczenia), środków nawilżających pochwę oraz przeciwgrzybicznych to około 45 zł miesięcznie. [...] Dziewięć milionów kobiet w Polsce w wieku rozrodczym to rynek, na którym firmy farmaceutyczne mogą zarobić 4 860 000 000 zł rocznie. [...] A są to pieniądze zarobione wyłącznie na samej antykoncepcji. Gdyby doliczyć do tego koszty aborcji (no bo przecież metody antykoncepcyjne bywają zawodne), zapłodnienia in vitro (naiwnością byłoby mieć nadzieję, że wieloletnie zażywanie sztucznych hormonów nie rozreguluje równowagi hormonalnej organizmu), zyski stają się porównywalne z zyskami pochodzącymi z handlu narkotykami.”<br /><br />Na zakończenie autorka zachęciła do spojrzenia na własną płciowość bez uprzedzeń: „Kwestia stosowania antykoncepcji to nie sprawa przynależności lub nie do Kościoła katolickiego. To kwestia odrobiny zdrowego rozsądku, dbania o swoje zdrowie i decyzji, czy ma nami kierować lęk przed zajściem w ciążę, czy niezmącona lękiem radość ze zbliżenia seksualnego. Decyzji, by przestać traktować swe ciało jak wroga, a płodność jak przekleństwo, a zacząć się cieszyć takim ciałem, jakie stworzył Bóg.”<br /><br />(<a href="http://www.mateusz.pl/wdrodze/nr421/04.htm">Bogna Białecka, <span style="font-style: italic;">Niewolnica antykoncepcji</span>, http://www.mateusz.pl/wdrodze/nr421/04.htm</a>).<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Bogna Białecka wspomniała w swoim tekście o „presji »autorytetu« lekarskiego” – o tych lekarzach, którzy powodowani ignorancją lub złą wolą zachęcają swoje pacjentki do stosowania antykoncepcji.<br /><br />Jednocześnie istnieją lekarze podchodzący do kwestii związanych z płodnością człowieka świadomie i uczciwie. Publicznie deklarują poszanowanie życia ludzkiego od poczęcia do naturalnej śmierci, promocję metod rozpoznawania płodności oraz oświadczają, że nie będą podejmować ani zalecać „żadnych działań, których celem jest przejściowe lub stałe uszkodzenie płodności pacjenta” (<a href="http://npr.pl/images/stories/przychodnia/formularz.pdf">http://npr.pl/images/stories/przychodnia/formularz.pdf</a>). Dokładniejsze informacje dotyczące tych lekarzy można znaleźć na przykład na stronie <a href="http://npr.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=37&Itemid=61">Wirtualnej Przychodni „Pro Vita”</a>.<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Istotna trudność związana z odróżnianiem stosowania metod rozpoznawania płodności (zwanych też nienajfortunniej chyba „naturalnym planowaniem rodziny”) polega na tym, że wielu osobom wyznania rzymskokatolickiego wydaje się, że są one obowiązkowe – a tymczasem są tylko dopuszczalne, dozwolone.<br /><br />Nie da się ukryć, że prowadzona przez niektóre osoby agresywna kampania pro-NPR może wywoływać wrażenia takie, jak ignoranta; jakby „trzeba było” stosować naturalne metody planowania rodziny właśnie pod szyldem „katolickiej antykoncepcji”. Klucz stanowi tu chyba postawa, jaką przyjmują małżonkowie. Jeśli prezentują nieco faryzejskie podejście „nie chcę dzieci, muszę się przed nimi bronić – ale zrobię to »zgodnie z przepisami«, będę »w porządku pod względem technicznym«” – to faktycznie mamy do czynienia z problemem. Liczy się więc intencja.<br /><br />O mentalności antykoncepcyjnej, której nie wyzbyły się niektóre osoby stosujące metody rozpoznawania płodności dla zmniejszenia prawdopodobieństwa poczęcia dziecka, pisał Ryan Grant:<br /><br />“Of course there are differences between NFP and contraception. The former is the use of a natural infertile period, while the latter takes an act which is fertile and makes it infertile. Hence the latter is always immoral, while the former from the physical dynamic is neutral. What morally charges the action one way or another is the <span style="font-style: italic;">intention</span> employed by those practicing it. In my opinion some have been crass in condemning all NFP all the time. I know some Traditionalists who go way too far the other way. It is not even a question of Humanae Vitae, which should be sufficient to show that use of natural methods are morally neutral, but of reason and Thomistic logic. If it is immoral to abstain from marital relations at any time when a woman is fertile (which is what you would have to hold to claim NFP was per se immoral), then God could not have created infertile periods; or at least not made it so most women are infertile a majority of the time. The majority of women can only get pregnant for a quarter of the month, and not all women fall into such a neat cycle. The body can be rather unpredictable. Some women have trying pregnancies. There is nothing wrong with her spacing births for a time in order to recover.<br /><br />This is where in my opinion the problem lies: I have met people, who I call NFP crusaders (to distinguish them from a Catholic couple using NFP and trying their best to follow God's law) who do their best to spread the Gospel of NFP, who act childish in reality, treating anyone who does not use NFP as the next Margaret Sanger. You would not believe this one marriage coordinator I met on a plane, who claimed that you can not be Catholic unless you use NFP. I told her my wife and I trust in God to provide us what we need and don't give it another thought, and lo and behold, I was branded a mindless relic of the middle ages!<br /><br />It would be great to write that person off as a rare basket case, but unfortunately that is not reality. There are now many Catholics whom we might describe as ‘conservative’ who rightly would not dare use birth control, but apply a contraceptive mentality to procreation, deciding to use NFP right off the bat in marriage or even indefinitely, for no grave reason or even for no reason other than that they want to ‘enjoy each other’.”<br /><br />(<a href="http://athanasiuscm.blogspot.com/2008/08/humane-vitae-40-years.html">Ryan Grant, <span style="font-style: italic;">Humanae Vitae: 40 years</span>, http://athanasiuscm.blogspot.com/2008/08/humane-vitae-40-years.html</a>)<br /><br />Autor zwrócił uwagę na to, że spotyka się katolików, którzy „nie ośmieliliby się” używać antykoncepcji, ale „stosują względem prokreacji mentalność antykoncepcyjną”, bez wahania decydując się na stosowanie NPR od chwili zawarcia sakramentu małżeństwa – nawet na stałe, na czas nieokreślony – bez żadnej ważnej przyczyny, a czasem w ogóle bez żadnej przyczyny – poza tą, że małżonkowie chcą „cieszyć się sobą”.<br /><br />Ryan Grant zaznaczył, że problem rzeczywiście istnieje, skoro nawet Papieska Rada do spraw Rodziny uznała za stosowne zabrać w tej sprawie głos. 13 maja 2006 r. opublikowała ona dokument zatytułowany <span style="font-style: italic;">Rodzina i ludzka prokreacja</span> (<span style="font-style: italic;">Famiglia e procreazione umana</span>), w którym czytamy:<br /><br />“[T]he situation of spouses with a single child or at most two children predominates. This means that the fulfillment of potentially procreative conjugal acts is no more than a sort of sum of brief parentheses within an entire conjugal life voluntarily rendered sterile. This fact obviously indicates a serious obscuring of the value of procreation.”<br /><br />(<a href="http://www.wf-f.org/FamilyandHumanProcreation.html">Pontifical Council for the Family, <span style="font-style: italic;">The Family and Human Procreation</span>, Vatican 2006, http://www.wf-f.org/FamilyandHumanProcreation.html</a>)<br /><br />Autorzy dokumentu wskazują na to, że w przeważającej większości rodzin jest jedno lub dwoje dzieci. To oznacza, że do potencjalnie płodnych aktów małżeńskich dochodzi jakby w nawiasie całego życia małżeńskiego dobrowolnie uczynionego bezpłodnym. Ten fakt bez wątpienia wskazuje na poważne „zaciemnianie”, „czynienie niezrozumiałym” (“obscuring”) wartości prokreacji.<br /><br />W encyklice <span style="font-style: italic;">Humanae Vitae</span> Pawła VI czytamy:<br /><br />„[C]i małżonkowie realizują odpowiedzialne rodzicielstwo, którzy kierując się roztropnym namysłem i wielkodusznością, decydują się na przyjęcie liczniejszego potomstwa, albo też, dla ważnych przyczyn i przy poszanowaniu nakazów moralnych, postanawiają okresowo lub nawet na czas nieograniczony, unikać zrodzenia dalszego dziecka.”<br /><br />(<a href="http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/pawel_vi/encykliki/humane.html"><span style="font-style: italic;">Humanae Vitae</span>, II, 10, http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/pawel_vi/encykliki/humane.html</a>)<br /><br />„Jeśli więc istnieją słuszne powody dla wprowadzenia przerw między kolejnymi urodzeniami dzieci, wynikające bądź z warunków fizycznych czy psychicznych małżonków, bądź z okoliczności zewnętrznych, Kościół naucza, że wolno wówczas małżonkom uwzględniać naturalną cykliczność właściwą funkcjom rozrodczym i podejmować stosunki małżeńskie tylko w okresach niepłodności, regulując w ten sposób ilość poczęć, bez łamania zasad moralnych [...]”<br /><br />(<a href="http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/pawel_vi/encykliki/humane.html"><span style="font-style: italic;">Humanae Vitae</span>, II, 16, http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/pawel_vi/encykliki/humane.html</a>)<br /><br />Ujawnia się tu olbrzymie zaufanie Kościoła do małżonków, którzy – „zobowiązani dostosować swoje postępowanie do planu Boga-Stwórcy, wyrażonego z jednej strony w samej naturze małżeństwa oraz w jego aktach, a z drugiej – określonego w stałym nauczaniu Kościoła” (<a href="http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/pawel_vi/encykliki/humane.html"><span style="font-style: italic;">Humanae Vitae</span>, II, 10, http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/pawel_vi/encykliki/humane.html</a>) – podejmują decyzje dotyczące tego, co stanowi „ważną przyczynę”, „słuszny powód” dla powstrzymywania się od zbliżeń małżeńskich w dniach płodności.<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Uczciwość małżeńska to sprawa niełatwa, ale wartościowa. Rodzina, w której mąż i żona rzeczywiście stają się jednym ciałem, szanują swoją płciowość, są zawsze gotowi na przyjęcie daru nowego życia, cieszą się i zdumiewają swoimi dziećmi – taka rodzina wygląda jakoś inaczej; dzieci w takiej rodzinie są jakieś inne od dzieci wychowujących się w atmosferze niechęci wobec dzieci-„wypadków”, w atmosferze skażonej mentalnością antykoncepcyjną.<br /><br />Czy mogę uczciwie powiedzieć własnemu dziecku, które już się narodziło: „Wiesz, istniejesz, bo akurat środek antykoncepcyjny »zawiódł«. Gdyby zadziałał »właściwie« nie powinno ciebie tu być”? Albo: „No, już jesteś, ale nie chcemy dla ciebie brata lub siostry; ty nam przeszkadzasz – jakoś to zniesiemy, ale twoje rodzeństwo byłoby już nie do przyjęcia”?<br /><br />Trudno wierzyć w to, że rodzice, którzy stosują antykoncepcję, kochają swoje dzieci.<br /><br />Czy postawa „Zawsze ciebie chciałem, ciągle jestem wdzięczny za to, że jesteś, zawsze będę otwarty na nowe życie” nie jest bardziej ludzka i po prostu lepsza?<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Warto wykorzystać czas na lekturę encyklik:<br /><br /><a href="http://www.nonpossumus.pl/encykliki/Pius_XI/casti_connubii/">Pius XI, <span style="font-style: italic;">Casti connubii</span>, http://www.nonpossumus.pl/encykliki/Pius_XI/casti_connubii/</a><br /><br /><a href="http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/pawel_vi/encykliki/humane.html">Paweł VI, <span style="font-style: italic;">Humanae Vitae</span>, http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/pawel_vi/encykliki/humane.html</a><br /><br /><br />Tutaj można zapoznać się z adhortacją apostolską Jana Pawła II o zadaniach rodziny chrześcijańskiej w świecie współczesnym:<br /><br /><a href="http://www.vatican.va/holy_father/john_paul_ii/apost_exhortations/documents/hf_jp-ii_exh_19811122_familiaris-consortio_pl.html">Jan Paweł II, <span style="font-style: italic;">Familiaris Consortio</span>, http://www.vatican.va/holy_father/john_paul_ii/apost_exhortations/documents/hf_jp-ii_exh_19811122_familiaris-consortio_pl.html</a><br /><br /><br />Rozwinięcie tematyki zasad etyki seksualnej, omówienie znaczenia tego, co jest naturalne, a co przeciwne prawu naturalnemu oraz rozważanie na temat relacji między małżeństwem a celibatem, znajdziemy w książce Karola Meissnera OSB <span style="font-style: italic;">Wiara i płeć</span>:<br /><br />Karol Meissner OSB, <span style="font-style: italic;">Wiara i płeć</span>, Poznań 2003, rozdział 4: <span style="font-style: italic;">Zasady etyki seksualnej a antykoncepcja</span>, s. 43-74<br /><br /><br />O historii nauczania Kościoła na temat NPR można poczytać tutaj:<br /><br /><a href="http://www.rtforum.org/lt/lt103.html">Brian W. Harrison, <span style="font-style: italic;">Is Natural Family Planning a 'Heresy'?</span>, http://www.rtforum.org/lt/lt103.html</a><br /><br /><br />Część katolików – przyjmujących nauczanie Kościoła w kwestii metod NPR – osobiście ich nie stosuje i podchodzi do nich z dużą ostrożnością. Tę kwestię porusza w serii tekstów Ted Turner:<br /><br /><a href="http://www.thecontrariansreview.com/Feature_a1.html">Ted Turner, <span style="font-style: italic;">Tuscan Orchard – An Un-Aesthetic Tale</span>, http://www.thecontrariansreview.com/Feature_a1.html</a><br /><br /><a href="http://www.thecontrariansreview.com/Feature_a2.html">Ted Turner, <span style="font-style: italic;">Opening Questions</span>, http://www.thecontrariansreview.com/Feature_a2.html</a><br /><br /><a href="http://www.thecontrariansreview.com/feature_a3.html">Ted Turner, <span style="font-style: italic;">What is Human Action?</span>, http://www.thecontrariansreview.com/feature_a3.html</a><br /><br /><br />Papież Pius XII w przemówieniu do położnych zaznaczył:<br /><br />“The mere fact that husband and wife do not offend the nature of the act and are even ready to accept and bring up the child, who, notwithstanding their precautions, might be born, would not be itself sufficient to guarantee the rectitude of their intention and the unobjectionable morality of their motives. [...] Serious motives, such as those which not rarely arise from medical, eugenic, economic and social so-called ‘indications,’ may exempt husband and wife from the obligatory, positive debt for a long period or even for the entire period of matrimonial life. From this it follows that the observance of the natural sterile periods may be lawful, from the moral viewpoint: and it is lawful in the conditions mentioned. If, however, according to a reasonable and equitable judgment, there are no such grave reasons either personal or deriving from exterior circumstances, the will to avoid the fecundity of their union, while continuing to satisfy to tile full their sensuality, can only be the result of a false appreciation of life and of motives foreign to sound ethical principles.”<br /><br /><a href="http://www.fisheaters.com/addresstomidwives.html">Pope Pius XII, <span style="font-style: italic;">Address to Midwives</span>, 29 October 1951, http://www.fisheaters.com/addresstomidwives.html</a><br /><br /><br />Ryan Grant tak opisał podejście swoje i swojej żony do otwartości na każde nowe dziecko:<br /><br />“Contrast that [Pius XII’s teaching] with those who want to say that you are reckless if you have more than say 7, or 8, or that having too many children will lessen the attention that all of them get, or that we need to be regulating our births for greater discipline (someone told me that last one!). At the very beginning, my wife and I determined, for ourselves and our marriage, not for anyone else, not our interpretation of the magisterium, but for us, that NFP seemed to be an affront to the trust in God necessary not only for our sanctification and salvation. Others may decide differently, and some may use it to get pregnant, of course. That's not my business. Yet what seems clear, is among some there is an NFP cult that has embodied the same mentality as Planned Parenthood but cloaked it in Catholic language, perhaps even innocently, which eats away at the framework of the family, and at the least, it represents a denial of God's providence. [...]<br /><br />All in all, as with everything in modern culture, we need a return to trusting in the providence of almighty God, and not in ourselves, not merely for our needs, but also for the most intimate things which we believe we have under our control, because they are not under our control, but under God's.”<br /><br /><a href="http://athanasiuscm.blogspot.com/2008/08/humane-vitae-40-years.html">Ryan Grant, <span style="font-style: italic;">Humanae Vitae: 40 years</span>, http://athanasiuscm.blogspot.com/2008/08/humane-vitae-40-years.html</a><br /><br />Warto zapoznać się z komentarzami do tekstu – szczególnie z tym, co napisała Lefdawg.<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgknpQSxbv3-UaDV4mhNqdiZyZQ6wx3sIovtUGGpGZCH5eS2FnhANCInWNPBSOVqdhrE_96caSmf_Kt2E5iIdYFooevjARRnRIY1W_RXAURYdpxLhj1SPdrkixOlnGQZT_MgKE73xn2ALg/s1600-h/Our+Lady+Of+Guadalupe+005.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 243px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgknpQSxbv3-UaDV4mhNqdiZyZQ6wx3sIovtUGGpGZCH5eS2FnhANCInWNPBSOVqdhrE_96caSmf_Kt2E5iIdYFooevjARRnRIY1W_RXAURYdpxLhj1SPdrkixOlnGQZT_MgKE73xn2ALg/s400/Our+Lady+Of+Guadalupe+005.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5284836775018287602" border="0" /></a><br />Wśród „ważnych przyczyn” skłaniających małżonków do okresowego powstrzymywania się od współżycia płciowego wymienia się czasem „powody ekonomiczne”, „trudności finansowe”. Współcześnie trudniej spotkać rodziny, w których byłoby pięcioro, sześcioro albo więcej dzieci, mimo że – jakby się zdawało – „standard życia” (jeśli chodzi o jego wymiar materialny) jest dziś wyższy niż dawniej.<br /><br />Jackowi Salijowi OP przedstawiono niegdyś następujący problem: „Jest takie powiedzenie: Pan Bóg daje dzieci, da i na dzieci. Czy można sobie wyobrazić, żeby ktoś mówił to na serio? Czy faktycznie są to słowa prawdziwej wiary? Chyba bardziej świadczą one o nieodpowiedzialnej niefrasobliwości! A może istotnie ktoś może mieć wiarę tak wielką, że wpływa ona nawet na jego sytuację materialną?”<br /><br />Ojciec Jacek Salij napisał w odpowiedzi:<br /><br />„Pomoc Boża ani nie zastępuje pracy człowieka, ani nie jest jej uzupełnieniem. Kiedy bowiem modlimy się o pomoc Bożą, prosimy Boga o to, żeby naszą pracę i w ogóle całą naszą sytuację zechciał umieścić w tej przestrzeni, w której wszystkie sprawy człowieka uzyskują swój najgłębszy sens i najgłębszą moc. Wprawdzie to ja pracuję nad sobą, to ja pokonuję trudności, przeżywam nieszczęście itp. – a jednak z Boga to jest, że wszystkie te konkretne sytuacje nie są ode mnie większe, ale ja nad nimi panuję i właśnie przez nie zbliżam się do życia wiecznego.<br /><br />Opatrzności Bożej nie należy więc rozumieć w taki sposób, jak gdyby to była siła działająca obok naturalnych układów przyczynowo-skutkowych, ingerująca niekiedy w te układy, zawieszająca ich działanie itp. O Opatrzności trzeba myśleć raczej jako o Kochającym Bogu, który przenika swoją transcendentną wobec wszystkiego wszechobecnością wszystko, co istnieje, z całą pieczołowitością dla natury wszelkiego bytu (do tego stopnia, że Wszechmocny znosi, jak nadużywamy swojej wolności, nawet jeśli krzywdzimy bezbronne dzieci). Zarazem jednak Opatrzność jest ostatecznym dnem wszystkiego, co istnieje, jest więc również ostatecznym dnem wszelkich układów przyczynowo-skutkowych, w jakie jesteśmy zanurzeni: nie uwalnia nas z nich, ale pozwala nam je wspaniale przekraczać, nawet jeśli są nam one wrogie. Do nas należy takie kształtowanie struktur przyczynowo-skutkowych, żeby pracowały one raczej na naszą korzyść niż przeciwko nam; ale nawet jeżeli jakieś przyczyny działają przeciwko nam i nie jesteśmy w stanie tego zmienić, z każdego miejsca i w każdym momencie człowiek ma bezpośredni dostęp do Opatrzności, która ma moc tak nas uzdolniać, że w ostatecznym wymiarze wszystko, nawet najbardziej złowrogie siły, będzie pracowało dla naszego dobra ostatecznego.<br /><br />Pyta Pani, co myśleć o powiedzeniu: »Pan Bóg dał dzieci, da i na dzieci«. Skąd się wzięło takie powiedzenie? Czuję w tych słowach ciężkie troski wielu małżonków, którym trudno było przyjąć następne dziecko i którzy prawie już nie wiązali końca z końcem. Słowa te wyrażały ich wiarę, że – jakby na przekór faktom – świat jest naprawdę Boży i jego ostatecznym dnem jest jasność, a nie ciemność. Słowa te wydają mi się bardzo dalekie od pustej niefrasobliwości, przebija z nich głęboka wiedza o znojnej pracy na chleb powszedni. Człowiek, który w wierze wypowiedział takie słowo, nie chciał się wymigiwać od tej pracy. On tylko wierzył, że jego praca oraz sprawiedliwość, jaką Bóg wzbudza w ludzkich sercach, wystarczą, żeby jego dzieciom nie zabrakło chleba.<br /><br />Tego ostatniego motywu nie podkreśliliśmy jeszcze w naszym opisie, czym jest wiara w Opatrzność. Mianowicie – jednym z elementów wiary w dobrotliwą opiekę Opatrzności jest wiara w naszych bliźnich: Jeśli świat jest Boży, a wszyscy ludzie są Bożymi stworzeniami, to przecież egoizm, kłamstwo i przemoc na pewno nie są ostatecznymi zasadami, którymi rządzi się ród ludzki. Chociaż wiele jest w nas grzechu, przecież wiele też w nas dobrej woli, poświęcenia, pragnienia sprawiedliwości. To jest znak naszego pochodzenia od Boga, że jesteśmy zdolni do dobroci i solidarności. Bóg swoją Opatrzność nad nami sprawuje również przez innych ludzi: przecież od Boga to mamy, że jesteśmy zdolni do dobrego.”<br /><br />(<a href="http://mateusz.pl/ksiazki/js-sd/Js-sd_17.htm">Jacek Salij OP, <span style="font-style: italic;">Boża Opatrzność a sprawy materialne</span>, http://mateusz.pl/ksiazki/js-sd/Js-sd_17.htm</a>)<br /><br />Pytanie o to, czy i jak mąż i żona podołają swoim obowiązkom wobec dzieci i na przyjęcie ilu dzieci są gotowi, w ogólniejszym wymiarze dotyka jednego z centralnych zagadnień dotyczących dążeń i motywów postępowania każdego człowieka. Czy będę starał się podchodzić do życia w nieco strachliwy sposób, koncentrując się na obawie, że „ja sobie nie poradzę”? Czy też raczej w pierwszej kolejności będę się troszczył się o to, aby postępować dobrze, czynić to, co do mnie należy – a reszta w pewien sposób zostanie mi „dodana”?<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />I tu mamy miejsce na jeszcze jeden cytat z Chestertona w znakomitym, jak zwykle, tłumaczeniu Jagi Rydzewskiej:<br /><br />„»Czy kobiety, żyjące w warunkach gorszych niż zwierzęta, koniecznie muszą mieć po tuzin dzieci?« – z listu czytelnika do gazety. W naszym piśmie [„G.K.’s Weekly”] chcielibyśmy docierać do sedna spraw, toteż gratulujemy czytelnikowi tego pytania, które istotnie trafia prosto w sedno. [...] Czytelnik nie zaczyna swego rozumowania od wizji normalnej ludzkiej rodziny, i nie pyta następnie, w jakich warunkach ta rodzina powinna żyć. Odwrotnie – zaczyna od warunków, w jakich ta rodzina już żyje, od ponurych slumsów w ponurym mieście, i dochodzi do wniosku, że w takim razie ta rodzina w ogóle nie powinna być rodziną.”<br /><br />(<a href="http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=kl&dat=20080411&id=kl12.txt">Gilbert Keith Chesterton, <span style="font-style: italic;">Dzieci ze slumsów</span>, http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=kl&dat=20080411&id=kl12.txt</a>)<br /><br />Może warto bardziej starać się o stworzenie młodym osobom lepszych niż obecnie warunków do zakładania rodzin i posiadania dzieci? Może bardziej nastawić się na pomoc osobistą, bezpośrednią, a mniej liczyć na „instytucje”, „organizacje” i „struktury”?<br /><br />Rodzice i dzieci, którym pod względem materialnym jest ciężko, którzy nie mają idealnych warunków mieszkaniowych – ale którzy się kochają, którzy razem jedzą posiłki, którzy wiedzą, że mogą liczyć na wzajemne wsparcie, którzy odnoszą się do siebie z życzliwością, zainteresowaniem, którzy widzą w sobie kogoś bliskiego – mają w sobie jakąś wewnętrzną radość. Nawet jeśli niekoniecznie wyrażają ją słowami. Może dlatego, że tej radości słowami do końca wyrazić się nie da.<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg282SQNTDjalWHjE0PPhi-ia7AplHNnqchHdwuV5giIV3Y3XMyP04eWSwLV5YaIOKU4xJoh4Esb7tl8ZK434PlFAxMnX9KhVU7EqcosR-vgXa0v-7k9igQ5o8LHypvfB85ovu2HcdDgsQ/s1600-h/Anarchy+-+order+from+anarchy.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 256px; height: 256px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg282SQNTDjalWHjE0PPhi-ia7AplHNnqchHdwuV5giIV3Y3XMyP04eWSwLV5YaIOKU4xJoh4Esb7tl8ZK434PlFAxMnX9KhVU7EqcosR-vgXa0v-7k9igQ5o8LHypvfB85ovu2HcdDgsQ/s400/Anarchy+-+order+from+anarchy.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5284837069826807170" border="0" /></a><br />Metalurg87 zadał pytanie: „Panie Łukaszu, czy uważa się Pan za libertarianina?”<br /><br />Tak.<br /><br />Spośród przyjaciół idei wolnościowej szczególnym szacunkiem darzę agorystów – którzy łączą głoszoną teorię z praktycznym działaniem.<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5Ch7Vi0s3HFy38QetrjlxCRQ2avJWKl073t5mXNdjEsbWu428_9qHxcCf3mbVgaCGojY670FCIqvPLXCAXre3PggryXt8GJTtLAVluB-vd1bgswX5ktwz9HWNJfq12HydhwsIcLkwCHU/s1600-h/Agorism+001+-+a3.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 250px; height: 250px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5Ch7Vi0s3HFy38QetrjlxCRQ2avJWKl073t5mXNdjEsbWu428_9qHxcCf3mbVgaCGojY670FCIqvPLXCAXre3PggryXt8GJTtLAVluB-vd1bgswX5ktwz9HWNJfq12HydhwsIcLkwCHU/s400/Agorism+001+-+a3.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5284837256444384242" border="0" /></a><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Wypada powrócić jeszcze do prób sterowania zachowaniami ludzi przez żądne krwi media. W lecie 2008 r. te same środki przekazu, które wychwalały pod niebiosa Agatę Mróz – która uważała nienarodzone dziecko za człowieka – niedługo później nawoływały do zamordowania nienarodzonego dziecka pewnej nastolatki. Autorzy tych apeli jakby nie widzieli w swoich zachowaniach żadnej sprzeczności.<br /><br />Czy ci konkretni, znani z imienia i nazwiska ludzie, którzy w znacznej mierze przyczynili się do zamordowania dziecka „Agaty”, zastanawiają się nad tym, co zrobili, czy interesują się dalszymi losami tej biednej dziewczyny, czy są przy niej, czy służą jej pomocą? Co jej powiedzą, co zrobią dziś, jutro, za tydzień, miesiąc, rok, za dwa lata, za pięć? Przecież to, do czego przyłożyli rękę, będzie się przypuszczalnie za „Agatą” ciągnęło do końca życia.<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />„Gość Niedzielny” opublikował wspomnienie kobiety, która uległa naciskowi psychicznemu swojej matki, przymuszającej ją do „usuwania” kolejnych dzieci. Tekst pomaga uzmysłowić sobie, jak wielką wagę należy przykładać do tego, jakie postawy proponuje się w szczególności osobom najbliższym i w jakim stopniu jeden człowiek może wpływać na drugiego – dla jego dobra lub zniszczenia.<br /><br />(<a href="http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/gn200825-agata1.html">Renata Manikowska, <span style="font-style: italic;">Zabiłam cztery razy</span>, http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/gn200825-agata1.html</a> (tekst opublikował „Gość Niedzielny”, 22 VI 2008, s. 19))<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Dostępne dane statystyczne mówią o tym, że obecnie rocznie rodzi się na świecie około 150 milionów osób. W tym samym czasie dokonuje się około 50 milionów aborcji. (Por. <a href="http://en.wikipedia.org/wiki/Abortion">http://en.wikipedia.org/wiki/Abortion</a> oraz <a href="http://www.cwnews.com/news/viewstory.cfm?recnum=57"><span style="font-style: italic;">UN Reports 45 Million Abortions Per Year Worldwide</span>, http://www.cwnews.com/news/viewstory.cfm?recnum=57</a>)<br /><br />Przyglądając się tym liczbom, warto zdawać sobie sprawę, że nie jesteśmy w stanie orzec o ich wiarygodności. We wspomnianych badaniach nie uwzględniono na przykład aborcji dokonywanych za pomocą pigułek wczesnoporonnych. Ponadto do danych statystycznych podawanych przez funkcjonariuszy państwowych lub ponadpaństwowych (np. Unii Europejskiej czy Organizacji Narodów Zjednoczonych) trzeba zawsze podchodzić z podwójną dozą ostrożności. Trudno przypuszczać, aby ludzie działający jako funkcjonariusze instytucji z zasady promujących morderstwa i rabunek mieli jakieś moralne opory przed fałszowaniem wyników badań.<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Każdy dzień potwierdza, że jakiekolwiek próby chodzenia na kompromis z funkcjonariuszami państwa – organizacji, u której podstaw stoi łamanie zakazów zabijania oraz kradzieży – są skazane na niepowodzenie. Współdziałanie z państwem, odwoływanie się do funkcjonariuszy państwowych, układanie się z nimi, próby „przyklepania” czegokolwiek drogą „ustawy” skutkują tylko utwierdzaniem tych ludzi w przekonaniu, że wolno im „rządzić” – podczas gdy nie mają ku temu żadnych moralnych podstaw.<br /><br />Część katolików na Filipinach wzięła udział w akcji zbierania miliona podpisów pod protestem przeciw uchwalaniu „ustawy o zdrowiu reprodukcyjnym i rozwoju populacji” (Reproductive Health and Population Development Act of 2008). Część prowadziła czuwania przed siedzibą Izby Reprezentantów, mając na celu dokładne monitorowanie przebiegu prac nad proponowanym aktem „prawnym”. (Por. <a href="http://www.zenit.org/article-23673?l=english">Genevieve Pollock, <span style="font-style: italic;">Philippines Threatened By a 2-Child Policy</span>, http://www.zenit.org/article-23673?l=english</a>)<br /><br />Projekt definiuje „idealną wielkość rodziny” jako trzy lub cztery osoby (rodzice lub jeden z rodziców oraz dwoje dzieci) i przewiduje represje (porwanie i uwięzienie lub grzywna) wobec tych, którzy – jak to określa sekcja 21 podpunkt e) – będą szerzyć „dezinformację” na temat celów i zapisów tej ustawy (“Any person who maliciously engages in disinformation about the intent or provisions of this Act.”) Niejako za jednym zamachem usiłuje się wprowadzić w życie projekt inżynierii społecznej i niszczyć wolność słowa.<br /><br />Niektóre sformułowania użyte przed autorów projektu mogą być nastawione na uśpienie czujności osób, których dotyczą zapisy ustawy. Czytamy:<br /><br />„Ideal Family Size. – The State shall assist couples, parents and individuals to achieve their desired family size within the context of responsible parenthood for sustainable development and encourage them to have two children as the ideal family size. Attaining the ideal family size is neither mandatory nor compulsory. No punitive action shall be imposed on parents having more than two children.”<br /><br />(<a href="http://jlp-law.com/blog/full-text-of-house-bill-no-5043-reproductive-health-and-population-development-act-of-2008/"><span style="font-style: italic;">Full text of House Bill No. 5043 (Reproductive Health and Population Development Act of 2008)</span>, http://jlp-law.com/blog/full-text-of-house-bill-no-5043-reproductive-health-and-population-development-act-of-2008/</a>)<br /><br />Jeśli zgodzimy się na to, aby pewna grupa ludzi miała prawo ustalać, przykrawając wszystkie osoby według jednego wzorca, jaka jest „idealna wielkość rodziny”, to nie dziwmy się, że – korzystając z powszechnego przyzwolenia na swoją działalność – na przykład jutro lub za tydzień ludzie owi ustalą, że „idealna wielkość rodziny” to trzy osoby albo zero osób. Jeśli poważnie traktujemy człowieka, który pisze na kawałku papieru, że „osiągnięcie idealnej wielkości rodziny nie jest przymusowe” i „nie będzie karane” – to milcząco przystajemy na to, że ten sam człowiek jutro napisze „osiągnięcie idealnej wielkości rodziny jest przymusowe” i użyje siły fizycznej, aby doprowadzić do zrealizowania zaplanowanego „ideału”.<br /><br />Dlaczego ci, którzy usiłują z funkcjonariuszami państwowymi „negocjować”, dziwią się, że nie daje to pożądanych rezultatów?<br /><br />Jeśli z góry dobrowolnie przyznajemy funkcjonariuszom państwowym prawo do decydowania o życiu, śmierci i własności człowieka, to inne rzeczy stanowią tylko wynik tej podstawowej decyzji. Warto zacząć zmiany na lepsze od ponownego przemyślenia i określenia fundamentów. Jeżeli zarówno zwolennik ochrony życia nienarodzonego człowieka jak i jego przeciwnik poruszają się w obszarze „myślenia etatystycznego”, będą w stanie spierać się wyłącznie o to, kogo będzie się za ich przyzwoleniem mordować i okradać – ale nie będą mogli uczciwie powiedzieć, że z zasady nie zgadzają się na niesprawiedliwe zabójstwa i nieuczciwe pozbawianie ludzi własności.<br /><br />Jak zatem reagować na niemoralne działania takich samozwańczych „regulatorów” – ludzi, którym wydaje się, że mają prawo decydować, komu wolno żyć, komu wolno co mówić, komu funkcjonariusze państwowi pozwolą żyć w miarę spokojnie, a kogo porwą, zamkną do więzienia, okradną albo zabiją?<br /><br />Najskuteczniejszą chyba metodą byłby bojkot, powstrzymywanie się od jakiegokolwiek współdziałania z tymi niemoralnymi osobami. Do realizacji takiego zamierzenia potrzeba przede wszystkim jak największej liczby rodzin, których członkowie są ze sobą silnie związani oraz skutecznego działania na poziomie lokalnym. Ludzie mający oparcie w najbliższych, osoby mogące w razie potrzeby liczyć na pomoc sąsiadów nie potrzebują wykorzystywać uzurpatorskiej „władzy” państwa do realizowania powierzonych sobie zadań. Jeśli na poziomie rodzin, społeczności lokalnych poszczególne osoby będą przekonane o możliwości i sensie pokojowej, dobrowolnej współpracy, wyrażą gotowość do akceptacji istnienia każdego nowego człowieka, dostrzegą rozbudowaną i bardzo logicznie powiązaną sieć zależności między sakramentalnym małżeństwem, czystością, wiernością, otwarciem na każde nowe życie, opieką nad tymi, których inni się wyrzekli, których porzucili – wtedy grupa pewnych osób, tytułujących się „posłami”, „królami”, „senatorami”, „regentami”, „reprezentantami narodu” nie zdoła im narzucić fałszywego widzenia świata ani zmusić do przestrzegania niemoralnych zarządzeń. Społeczeństwo silne rodzinami nie będzie przejawiało tak wyraźnych jak dziś samobójczych skłonności etatystycznych. Dzieci wychowywane w atmosferze miłości, przyjaźni, współpracy i odpowiedzialności z większym prawdopodobieństwem przejawią w późniejszym życiu skłonności do rozsądnego postępowania i samodzielności. Do tego, co usiłują robić funkcjonariusze państwowi, odniosą się raczej z nienawiścią i pogardą niż bezkrytyczną aprobatą. Nigdy nie staną się funkcjonariuszami państwowymi. Dostrzegą, że państwo to zło niekonieczne. Nie odczują potrzeby odwoływania się w jakiejkolwiek sprawie do próbującego wymuszać posłuszeństwo niemoralną przemocą państwowego żołnierza, policjanta, urzędnika, sekretarza, sekretarki, burmistrza, prezydenta, żandarma – po pomoc zwrócą się do matki, ojca, córki, syna, wuja, krewnego, przyjaciela, sąsiada, może do gotowego na to nieznajomego. Dostrzegą w sobie i innych – ludzi.<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivX6TKiWYADTYrKD7RiXSkeYk6q0N9lzeJaI56PqpBYudYViTUwKAApsW2zCLeO2xL2qEMX6OtU6G85v_x1JaPtK_LrI4DYCXbohVl1mqA998mokOZamT4RAMQAPrPS9bOWxNPzEpvnwQ/s1600-h/Jujka+-+pan+ma+racj%C4%99,+ale+przepisy.gif"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 272px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivX6TKiWYADTYrKD7RiXSkeYk6q0N9lzeJaI56PqpBYudYViTUwKAApsW2zCLeO2xL2qEMX6OtU6G85v_x1JaPtK_LrI4DYCXbohVl1mqA998mokOZamT4RAMQAPrPS9bOWxNPzEpvnwQ/s400/Jujka+-+pan+ma+racj%C4%99,+ale+przepisy.gif" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5284837462805884498" border="0" /></a><br />Dopóki godzę się na to, że funkcjonariusz państwowy, a więc osoba działająca w oparciu o przemoc i kradzież, a nie poszanowanie wolności innych i dobrowolne umowy, ma jakiekolwiek prawo głosu w kwestii życia lub śmierci nienarodzonego człowieka, dopóty godzę się na rozwiązania takie, jak obowiązujące w drugiej połowie XX wieku w Jugosławii:<br /><br />„Przed II wojną światową aborcja w tym kraju uznawana była za przestępstwo i podlegała karze. Sytuację prawną zmieniła dopiero ustawa z 1952 roku, a potwierdziła ją konstytucja z roku 1974. Aborcja stała się legalna, zaś życie dziecka znalazło się pod ochroną dopiero od momentu zaczerpnięcia przez nie pierwszego łyku powietrza, czyli od chwili wydania pierwszego krzyku. Dlatego w świetle prawa legalna była aborcja nawet w siódmym, ósmym, a niekiedy dziewiątym miesiącu ciąży. [...] zdarzały się przypadki, iż wywoływano przedwczesny poród, a noworodkowi – zanim wciągnie powietrze w płuca i zapłacze – zatykano usta i topiono w wiadrze z wodą. Wszystko zgodnie z literą prawa.”<br /><br />(<a href="http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/przestrogi_abortera.html">Grzegorz Górny, <span style="font-style: italic;">Przestrogi abortera</span>, http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/przestrogi_abortera.html</a>)<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />W tworzeniu wspomnianego wyżej projektu legislacyjnego mającego obowiązywać na Filipinach wzięły udział International Planned Parenthood (Międzynarodowa Federacja Planowanego Rodzicielstwa) oraz United Nations Population Fund (Fundusz Ludnościowy Narodów Zjednoczonych) (por. <a href="http://www.zenit.org/article-23673?l=english">Genevieve Pollock, <span style="font-style: italic;">Philippines Threatened By a 2-Child Policy</span>, http://www.zenit.org/article-23673?l=english</a>).<br /><br />Fakty te skłaniają do poważnego zastanowienia, czy jakikolwiek sens mają działania takie, jak na przykład wystąpienie Papieża Benedykta XVI na forum ONZ (<a href="http://www.niedziela.pl/wiad.php?p=200804&idw=374">Benedykt XVI, <span style="font-style: italic;">Przemówienie Benedykta XVI na forum Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych,</span> http://www.niedziela.pl/wiad.php?p=200804&idw=374</a>). Członkowie tej organizacji oraz funkcjonariusze jej agend zdają się nie wykazywać absolutnie żadnej dobrej woli i otwartości na dialog; od lat konsekwentnie promują dostęp do usług związanych z tzw. „zdrowiem reprodukcyjnym” – pod tą nazwą kryje się m.in. finansowanie aborcji z pieniędzy skradzionych w podatkach. Czy dobrowolne uczestnictwo w wydarzeniach na forum ONZ nie skutkuje swego rodzaju uwiarygodnianiem tej przestępczej organizacji?<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Występowanie do funkcjonariuszy państwowych o „ochronę”, apele o pomoc w jakiejkolwiek sytuacji określanej mianem „kryzysowej” przedstawiają dość groteskowy widok. Często żąda się, aby tych samych ludzi, którzy wcześniej nie zapobiegli pojawieniu się „kryzysu” albo sami do niego doprowadzili, a usiłując go rozwiązać wywołali jeszcze większy chaos, wyposażyć w nowe, jeszcze szersze uprawnienia – aby „za następnym razem” wszystko zostało załatwione właściwie. Tym samym wysuwa się postulat, aby niemoralnej grupie ludzi, która zawsze dowodziła, że zależy jej wyłącznie na utrzymaniu władzy i trzymaniu uczciwych ludzi pod butem, dać nowe przywileje. To tak jakby państwowemu policjantowi, który zamordował niewinnego człowieka, strzelając do niego z pistoletu, wręczyć ze służalczym ukłonem karabin maszynowy – żeby „za następnym razem” zrealizował swoje zadania „skuteczniej”.<br /><br />Historia pokazuje, że „kryzysy”, które funkcjonariusze państwowi celowo wywoływali albo którym biernie się przyglądali, zazwyczaj prowadziły do poszerzania zakresu władzy, jaką dysponowała ta uprzywilejowana w społeczeństwie etatystycznym grupa. Wojny, ataki terrorystyczne, planowa eksterminacja wybranych osób, nieustająca grabież prywatnej własności – te nieuniknione owoce działalności funkcjonariuszy państwowych oglądały niezliczone pokolenia na przestrzeni dziejów.<br /><br />Funkcjonariusze państwowi wzniecają nienawiść między różnymi osobami (odwołując się np. do różnic religijnych lub narodowościowych), skrzętnie pilnując, aby każdy z uczestników sprowokowanego konfliktu odwoływał się jako do sędziów lub rozjemców właśnie do nich [do funkcjonariuszy państwowych]. W ten sposób status głównych odpowiedzialnych za kryzys ma pozostać nienaruszony, a ludzie mają się wzajemnie zabijać i nienawidzić dla kaprysu ich samozwańczych „panów”.<br /><br />Ilu wojen, konfliktów między narodami, grupami religijnymi, ateistami a wierzącymi, rzezi plemiennych, kradzieży i innych dramatycznych wydarzeń dałoby się uniknąć, gdyby tylko powszechnie uznano tę prawdę, że każde morderstwo jest morderstwem – zarówno gdy dokonuje go bandyta „prywatny”, jak i bandyta-funkcjonariusz państwowy, a każda kradzież jest kradzieżą – zarówno gdy dopuszcza się jej bandyta „prywatny”, jak i bandyta-funkcjonariusz państwowy.<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjvsqH-qWAMSrySFXFjov906wqmeGqOM2g0FEFS4DNCfzfsnYYGQt09ZyLywaGGL4OMZ2vUUrrUILNkwefaNrq6QDIIbkNP-tt_9-juQ3mC_IL0U-OJywWh3OuyYz8gGTu33n_D91aXnC4/s1600-h/Henry+David+Thoreau+001.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 324px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjvsqH-qWAMSrySFXFjov906wqmeGqOM2g0FEFS4DNCfzfsnYYGQt09ZyLywaGGL4OMZ2vUUrrUILNkwefaNrq6QDIIbkNP-tt_9-juQ3mC_IL0U-OJywWh3OuyYz8gGTu33n_D91aXnC4/s400/Henry+David+Thoreau+001.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5284837668140153122" border="0" /></a><br />Henry David Thoreau pisał: „Na tysiąc osób rąbiących gałęzie zła przypada jedna, która uderza w jego korzenie” (“There are a thousand hacking at the branches of evil to one who is striking at the root.” Cytat tłumaczony również jako: „Na tysiąc ludzi odrąbujących gałęzie zła tylko jeden karczuje korzenie” (por. <a href="http://en.wikiquote.org/wiki/Henry_David_Thoreau">http://en.wikiquote.org/wiki/Henry_David_Thoreau</a>).)<br /><br />Dopóki każdy z nas z osobna, a także jako pewna wspólnota, społeczność, wierzymy, że funkcjonariuszom państwowym wolno rościć sobie pretensje do decydowania o czymkolwiek i że nam (jako „tym dobrym”) uda się „wykorzystać” system etatystyczny albo „naprawić” go od środka, dopóty ta fikcja się utrzymuje.<br /><br />Wielu obrońców życia wypowiadających się przeciw aborcji z pozycji religijnych wciąż jest przekonanych, że wolno czynić zło w celu osiągnięcia jakiegoś dobra – i w związku z tym stara się „wykorzystać” państwo – najbardziej zbrodniczą organizację w dziejach ludzkości – do ochrony życia nienarodzonych. Te próby są jednak skazane na niepowodzenie. Nie da się osiągnąć dobrych celów posługując się niegodziwymi metodami. Rozumiem, że pespektywa ogłoszenia przez aktualnie urzędujących funkcjonariuszy państwowych, że „państwo zakazuje aborcji” może wydawać się kusząca – ale jeśli zaprzeczymy tej prawdzie, że cel nie uświęca środków, to przegraliśmy już na starcie.<br /><br />Czym grozi zatrucie myślenia ślepą wiarą w błędny dogmat o konieczności istnienia kogoś, kto niesprawiedliwą przemocą usiłuje regulować rozmaite obszary życia ludzkiego, doskonale ilustruje opublikowany w <span style="font-style: italic;">Gościu Niedzielnym</span> wywiad, jaki przeprowadził z Jarosławem Gowinem (zwanym dalej Funkcjonariuszem) Jacek Dziedzina (zwany dalej Dziennikarzem) (<a href="http://goscniedzielny.wiara.pl/wydruk.php?grupa=6&art=1228469475&dzi=1207812935&katg=">Jacek Dziedzina, <span style="font-style: italic;">Kompromis albo horror – rozmowa z posłem Jarosławem Gowinem</span>, http://goscniedzielny.wiara.pl/wydruk.php?grupa=6&art=1228469475&dzi=1207812935&katg=</a>).<br /><br />Rozmówcy koncentrują się na tematyce zapłodnienia metodą in vitro. Funkcjonariusz prezentuje postawę antykatolicko-etatystyczną, zaś Dziennikarz katolicko-etatystyczną. Funkcjonariusz twierdzi, że „dobre prawo musi być prawem kompromisowym” i z wyciąga stąd wniosek, że „Postulat całkowitego zakazu zabiegów in vitro jest zupełnie nierealistyczny i zamykałby drogę do przyjęcia jakichkolwiek regulacji prawnych”.<br /><br />Funkcjonariusz popełnia błąd już na samym początku swego rozumowania. Według niego – jeśli jedna osoba opowiadałaby się za prawem do okradania pewnej grupy ludzi z siedmiu procent tego, co posiadają, a druga – z dwudziestu dwóch, to „kompromisowe”, „dobre” rozwiązanie polegałoby na uchwaleniu prawa do okradania ich z czternastu i pół, powiedzmy: piętnastu, procent ich własności.<br /><br />Albo szanujemy własność prywatną (i potępiamy każdą kradzież) – albo godzimy się na rabunek (i dyskutujemy tylko o jego skali). W tym przypadku nie ma miejsca na kompromis.<br /><br />Dobre prawo to wynik właściwego odczytania pewnych ludzkich powinności, zadań, słusznego rozeznania zasad pomagającym ludziom podejmować rozumne działanie – wolności, odpowiedzialności, własności. Może być skutkiem kompromisu, ale nie musi. Kategorie „kompromisowy” oraz „sprawiedliwy” są od siebie niezależne.<br /><br />Funkcjonariusz utrzymuje, że „w sprawach bioetyki, a zwłaszcza w sprawie zapłodnienia in vitro, najgorsze jest utrzymanie stanu obecnego, czyli całkowitego braku prawa. Gdzie nie ma prawa – wszystko wolno. Każda regulacja poprawia zatem stan rzeczy.”<br /><br />Takie, zdaje się, jest również stanowisko redakcji <span style="font-style: italic;">Gościa Niedzielnego</span>, skoro zdjęcie ilustrujące artykuł opatrzyła podpisem: „Każda regulacja w sprawie in vitro będzie lepsza niż obecna sytuacja”.<br /><br />Funkcjonariusz, któremu wydaje się, że można oddzielić postawy moralne wyznawane prywatnie od deklarowanych publicznie („[S]am nie skorzystałbym z metody in vitro. Ale prawo nie może wyrastać z przesłanek religijnych [...]”), sugeruje przeznaczanie ukradzionych w podatkach pieniędzy na pewne działania (finansowanie zapłodnień metodą in vitro). Jego rozmówca, Dziennikarz, sprzeciwia się przeznaczaniu ukradzionych w podatkach pieniędzy na ten cel („[D]laczego jako podatnik miałbym współfinansować tak drogie zabiegi [in vitro] w sytuacji, gdy brakuje pieniędzy na refundację leków ratujących życie”), ale rzekomej legalności samej grabieży wcale nie kwestionuje.<br /><br />Obserwujemy klasyczną sytuację niepotrzebnego sporu, którego przyczynę opisał Stefan Molyneux w tekście pod tytułem <span style="font-style: italic;">Broń w pokoju</span>: „Prawda jest taka, że absolutnie nie obchodziły mnie poglądy tej kobiety na kwestię edukacji – tak jak jej absolutnie nie obchodziły moje – ale musieliśmy debatować, ponieważ nie wolno nam posiadać odmiennych poglądów bez ryzyka, że jedno z nas zostanie rozstrzelane. To była istota sprawy i jak długo nie uznaliśmy tego faktu, tak długo nasza dyskusja nie prowadziła do niczego” (<a href="http://luke7777777.blogspot.com/2007/08/tumaczenie-stefan-molyneux-bro-w-pokoju.html">Stefan Molyneux, <span style="font-style: italic;">Broń w pokoju,</span> http://luke7777777.blogspot.com/2007/08/tumaczenie-stefan-molyneux-bro-w-pokoju.html</a>).<br /><br />W podejściu prezentowanym obecnie przez obu dyskutantów dostrzegamy jakieś chore, nienaturalne dążenie do odgórnego regulowania życia „mas ludzkich”, tysięcy nieznajomych osób, spośród których co najmniej część wcale nie życzy sobie cudzej ingerencji opartej o agresję.<br /><br />Mniej narzucanych przemocą regulacji, a więcej życia; mniej odgórnych nakazów egzekwowanych siłą przez „drabów, [p]olicyjantów różnych, żandarmów, konstabów”, a więcej bezpośredniego kontaktu, rozmowy, osobistego i wspólnego zastanawiania się nad tym, jaka jest prawda, jak należy postąpić w konkretnej sytuacji życiowej; zaprzestanie prowadzenia przez funkcjonariuszy państwowych zorganizowanej grabieży prywatnej własności – to pomogłoby obrońcom życia i godności każdego człowieka w działaniu, a z całą pewnością byłoby lepsze niż nawoływanie do rozstrzygania sporów poprzez łamanie zasady nieagresji.<br /><br />W wolnościowym społeczeństwie prawa prywatnego Jarosław Gowin mógłby porzucić schizofreniczne podejście, przejawiające się w tym, że uważa się za katolika „prywatnie”, ale już nie „publicznie” – wesprzeć swoimi pieniędzmi i słowem osoby i dobrowolne inicjatywy nakierowane na ochronę godności ludzkiej i praw każdego człowieka. W wolnościowym społeczeństwie prawa prywatnego Jacek Dziedzina mógłby porzucić schizofreniczne podejście, przejawiające się obecnie w tym, że zachęca do respektowania zakazu zabijania w odniesieniu do ludzi nienarodzonych, jednocześnie zgadzając się na mordowanie osób już narodzonych (por. opis sekwencji zdarzeń wynikających z niepodporządkowania się państwowej przemocy w artykule Stefana Molyneuxa <span style="font-style: italic;">Broń w pokoju (Część 2) – Subordynacja to nie wolność</span>: <a href="http://luke7777777.blogspot.com/2007/08/tumaczenie-stefan-molyneux-bro-w-pokoju_06.html">Stefan Molyneux, <span style="font-style: italic;">Broń w pokoju (Część 2) – Subordynacja to nie wolność</span>, http://luke7777777.blogspot.com/2007/08/tumaczenie-stefan-molyneux-bro-w-pokoju_06.html</a>), a pośrednio także i nienarodzonych (Jacek Dziedzina, popierając istnienie funkcjonariuszy państwowych, przystaje na mordowanie pewnych kategorii ludzi – np. poczętych w wyniku gwałtu; zgadzając się na niemoralną działalność funkcjonariuszy państwowych, tym samym godzi się z narzucanymi przez nich regulacjami – a kto zaręczy, że inna od dzisiejszej grupa funkcjonariuszy trzymających „władzę” nie zechce rozszerzyć prawa do niesprawiedliwego zabijania na szersze grupy osób?) – wesprzeć swoimi pieniędzmi i słowem osoby i dobrowolne inicjatywy nakierowane na ochronę godności ludzkiej i praw każdego człowieka. Z chęcią przyłączyłbym się do obydwu rozmówców w takich dążeniach – i w ten sposób byłyby już co najmniej trzy osoby, które w drodze dobrowolnego, pokojowego działania przypominałyby o prawie każdego dziecka do rodziców i niedopuszczalności traktowania człowieka jak zabawki w ręku laboranta. Tymczasem jednak, niestety, Funkcjonariusz i Dziennikarz zużywają czas na dość jałową dyskusję – próbując wciągnąć innych w przepychankę dotyczącą tego, na co przeznaczy się skradzione pieniądze – nie kwestionując samego faktu grabieży.<br /><br />Funkcjonariusz pośrednio napomyka zresztą o tej sprawie w swoich wypowiedziach. Usiłując bronić postulowanych przez siebie rozwiązań zakładających rezygnację z wybranych prawd i zasad wynikających z wyznawanej przezeń ponoć religii rzymskokatolickiej – w imię „kompromisu” i celem „zmniejszania skali zła” poprzez czynienie zła (jakby to było możliwe) – kontratakuje: „A czy moralną schizofrenią nie jest akceptacja obecnie obowiązującego prawa dotyczącego ochrony życia i aborcji? Tymczasem Kościół popiera ten kompromisowy stan prawny.”<br /><br />Funkcjonariusz wcale nie twierdzi, że jego postawa nie jest schizofreniczna. Wskazuje tylko na to, że pewne zachowania jego „przeciwników” są również schizofreniczne. I ma ku tej opinii podstawy.<br /><br />Kiedy Dziennikarz trochę nieśmiało zauważa: „stawia mnie Pan w trudnej sytuacji: z moich podatków będzie refundowana praktyka [zapłodnienie in vitro], do której mam zastrzeżenia moralne. Co mam zrobić?”, Funkcjonariusz celnie ripostuje: „To prawda. Ale dzisiaj w państwowych klinikach dokonuje się bezpłatnych zabiegów przerwania ciąży, w rzadkich przypadkach, ale jednak, i jest pan postawiony tutaj wobec identycznego dylematu moralnego. To także za pańskie pieniądze zabito dziecko Agaty, nastolatki z Lublina.”<br /><br />Warto żeby zdali sobie z tego sprawę wszyscy katolicy, którzy jeszcze pozostają etatystami. Tak jest – również za wasze pieniądze zabito dziecko Agaty, nastolatki z Lublina. Opowiadacie się za istnieniem i działalnością funkcjonariuszy państwowych, obawiacie się wolności, zgadzacie się na zło (czasem tzw. „mniejsze”), widzicie w drugim człowieku wroga, idiotę, głupola, wobec którego chcecie inicjować agresję – i w ten sposób stajecie się moralnie i finansowo współodpowiedzialni za morderstwa nienarodzonych dzieci. Co gorsza, nie tylko wykazujecie osobistą hipokryzję, ale wspierając słowem i czynem funkcjonariuszy państwowych w pewien sposób „zmuszacie” do współfinansowania ich zabójczej działalności te osoby, które – w przeciwieństwie do was – nie chcą wspierać mordowania ani jednym groszem.<br /><br />Funkcjonariusz, wskazując niekonsekwencję pewnej części hierarchii kościelnej oraz wiernych w sprawie narzucanych przez funkcjonariuszy państwowych uregulowań dotyczących aborcji, nie wyciąga stąd jednak właściwych wniosków. Wedle jego rozumowania – skoro z ukradzionych pieniędzy finansuje się (za powszechnym przyzwoleniem) jedną niemoralną praktykę, to należy zgodzić się również na finansowanie z ukradzionych pieniędzy drugiej niemoralnej praktyki. Trudno odmówić Jarosławowi Gowinowi swoistej „konsekwencji” w myśleniu – nawet jeśli jest to konsekwencja w złu.<br /><br />Szkoda, że ogóle nie przychodzi mu do głowy rozwiązanie sprawiedliwe i przy okazji najprostsze: można nie kraść! W ten sposób nikt nie jest przemocą zmuszany do finansowania niemoralnych działań, a czas zaoszczędzony na sporach o to, jak rozdysponować zagrabiony łup możemy przeznaczyć na konstruktywne przedsięwzięcia.<br /><br />Niestety, taka propozycja rozwiązania problemu obca jest również dziennikarzowi <span style="font-style: italic;">Gościa Niedzielnego</span>. Jacek Dziedzina wręcz domaga się interwencji funkcjonariuszy państwowych, powołując się na „wychowawczą” rolę prawa i twierdząc, że „Polacy nigdy nie będą przeciwko tej metodzie [in vitro], jeśli prawo [w domyśle: narzucane przez funkcjonariuszy państwowych] będzie ją dopuszczało”.<br /><br />Ktoś, komu bliskie jest myślenie o człowieku jako o istocie wolnej, dostrzega u Jacka Dziedziny brak przeświadczenia o intelektualnych i duchowych możliwościach każdej osoby. Dziennikarz <span style="font-style: italic;">Gościa Niedzielnego</span> postrzega ludzi przede wszystkim nie jako jednostki w środowisku rodzinnym, narodowym i społecznym, ale jawią mu się oni jako bydlęcopodobne „masy”, „stada”.<br /><br />Nie negując wpływu przepisów uznawanych powszechnie za legalne na postawy poszczególnych osób – w kwestii relacji między zdaniem konkretnych ludzi a obowiązującymi przepisami wypada przychylić się raczej do zdania Funkcjonariusza, który stwierdził: „Kościół powinien głosić prawdę, pracować nad sumieniami Polaków. Jeżeli większość Polaków opowie się kiedyś za zakazem zapłodnienia in vitro, to taka regulacja powstanie.”<br /><br />Funkcjonariusz mówiąc „regulacja”, „prawo” ma na myśli, niestety, dokładnie to samo, co Dziennikarz – pewien ustalony odgórnie przepis, który egzekwuje się z użyciem przemocy i skradzionych pieniędzy. Jakkolwiek słusznie wskazuje na to, że obraz prawa wynika w niemałej mierze z postaw przyjmowanych przez większość osób w danym społeczeństwie, nie umie wyzbyć się błędnej myśli, że pewnej grupie ludzi (w tym jemu samemu) przysługuje przywilej nakładania na innych niedobrowolnych zobowiązań finansowych, a następnie realizowania własnych wizji z uzyskanych w niesprawiedliwy sposób środków.<br /><br />Funkcjonariusz stwierdził: „Polityka to nie jest dziedzina tego, co idealne. To sztuka szukania tego, co możliwe.” Racja. Dlatego właśnie polityka jest i zawsze będzie brudna – taka jest jej natura.<br /><br />W ziemskim życiu prawdopodobnie nie uda się nam osiągnąć w wielu sytuacjach ideału, ale warto wysoko stawiać sobie poprzeczkę. Jeśli rezygnujemy z dążenia do tego, co jest „idealne”, doskonałe”, „właściwe” na rzecz tego, co jest „złe, ale mniej złe”, „może nieco lepsze od tego, co dotychczas” – utrudniamy sobie staranie o dobro i może się czasem okazać, że (w nieoczekiwany sposób?) rozmyślnie służymy złej sprawie.<br /><br />Stwierdzenie Funkcjonariusza „Na razie [...] polityk katolik ma obowiązek zmniejszać skalę zła” i przełożenie go przezeń w praktyce na poparcie dla działań, w których – jak sam przyznaje („sam nie skorzystałbym z metody in vitro”) – prywatnie nie wziąłby udziału, pomaga zrozumieć, że dla katolika chcącego stać na straży wiary (czy może w ogóle istnieć inny katolik?) w polityce miejsca nie ma i nigdy nie będzie.<br /><br />Niektórzy łudzą się, że ich osobista prawość stanowi wystarczającą barierę, ochronę, która pozwoli im pozostać uczciwym po zaangażowaniu się w politykę. Im bardziej ktoś jest przekonany o swojej „odporności” na brud polityki, na tym większe niebezpieczeństwo się naraża. Choćby pozornie „uczciwemu” politykowi udawało się pod pewnymi względami postępować moralnie – nawet po zajęciu stanowiska funkcjonariusza państwowego – nie da się zaprzeczyć, że bierze on skradzione w podatkach pieniądze i swoim zachowaniem usiłuje legitymizować system etatystyczny oparty o inicjowanie agresji. „Szlachetni”, „uczciwi”, „rozsądni” ludzie zaangażowani w działalność polityczną (np. Ron Paul, Wacław Klaus, Robert Gwiazdowski) w oczach obserwujących ich poczyniania osób tylko legitymizują niemoralne poczynania funkcjonariuszy państwowych – zdradzając tym samym głoszone idee wolnościowe (o ile, oczywiście, je głoszą – trzej wspomniani ludzie nie są właściwie anarchistami, libertarianami, agorystami – ale w najlepszym wypadku klasycznymi liberałami).<br /><br />Stosowanie niegodziwych metod nie prowadzi do wolności – ale co najwyżej do krótkiego okresu nieco znośniejszego, mniej przykrego niewolnictwa (por. <a href="http://www.youtube.com/watch?v=McNo62gpw6M">Stefan Molyneux, <span style="font-style: italic;">Ron Paul Part 1: The Shape of Things to Come!</span>, http://www.youtube.com/watch?v=McNo62gpw6M</a>). Wszelkie próby osiągnięcia słusznych celów niemoralnymi środkami kończą się niepowodzeniem. Przyczyniają się też do semantycznego chaosu, wprowadzania do języka zamieszania poprzez używanie wyrażeń wewnętrznie sprzecznych, opisujących osoby lub zjawiska, które nie istnieją (np. „libertariański polityk”, „libertariański mąż stanu” – por. np. <a href="http://www.lewrockwell.com/paul/paul493.html"><span style="font-style: italic;">The Libertarian Statesman – A Ron Paul Q&A</span>, http://www.lewrockwell.com/paul/paul493.html</a>).<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgP-ihdLvDTFfuqlMXyf_B5pKnW8YscZnL-6idfuxTgadXOcwb-y7De832iS6kFzmOniRUXe8x3uNT11hv0oCrNDW7g_98nzTeVNCREofnMyazYUdKaYE2L7WXzgw08HZySo2nSCYk3IVk/s1600-h/Ekvall+Knut+%281843-1912%29+-+The+Reading+Lesson.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 318px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgP-ihdLvDTFfuqlMXyf_B5pKnW8YscZnL-6idfuxTgadXOcwb-y7De832iS6kFzmOniRUXe8x3uNT11hv0oCrNDW7g_98nzTeVNCREofnMyazYUdKaYE2L7WXzgw08HZySo2nSCYk3IVk/s400/Ekvall+Knut+%281843-1912%29+-+The+Reading+Lesson.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5284838158191219762" border="0" /></a><br />W rozmowie Dziennikarza z Funkcjonariuszem poruszono temat zachęcania innych do przyjęcia, akceptacji pewnych postaw – dyskutowany również swego czasu m.in. na portalu <a href="http://liberalis.pl/">Liberalis.pl</a> (<a href="http://liberalis.pl/about/karnawal-postow/propaganda-wolnosciowa-jak-pociagnac-za-soba-masy/"><span style="font-style: italic;">Propaganda wolnościowa: jak pociągnąć za sobą masy</span>, http://liberalis.pl/about/karnawal-postow/propaganda-wolnosciowa-jak-pociagnac-za-soba-masy/</a>).<br /><br />Jaki model działalności „propagandowej” przyjmujemy? Czy usiłujemy konkurować ze złem podając, „produkując” prawdziwe, „dobre” wiadomości na skalę przemysłową – licząc na to, że „przegadamy” etatystów, wrogów życia, wolności i własności?<br /><br />Czy jednak wierzymy w to, że każdy człowiek został wyposażony w rozum, który pozwala mu – za cenę pewnego wysiłku – rozeznać, co jest słuszne i niekoniecznie potrzebuje rzeki informacji (choćby i prawdziwych), ale raczej solidnego przemyślenia podstawowych zagadnień dotyczących życia własnego oraz innych?<br /><br />Gdyby tylko poszczególni ludzie zaczęli badać rzeczywistość nieco bardziej na własną rękę, a nie tylko i wyłącznie przez szkło telewizora, monitora komputerowego, gazetowy papier czy fale radiowe – mogłoby się nagle okazać, że nie tylko udało się zwalczyć powszechne uzależnienie od emocjonowania się cudzymi przeżyciami, przysysania się do ekranów i przeżuwania starannie, „profesjonalnie” przysposobionych do masowej konsumpcji ochłapów informacji, ale przy okazji świat stał się jakiś bardziej ludzki.<br /><br />Ludzie autentycznie zafascynowani tym, co zrobił jakiś aktor, sportowiec albo funkcjonariusz państwowy tysiące kilometrów od miejsca, w którym mieszkają, zapominają, że najważniejsze zadania stoją przed nimi tu i teraz – i dotyczą w pierwszej kolejności ich najbliższych, a nie najnowszego wytworu mass mediów podanego obowiązkowo w błyszczącym, głośnym opakowaniu. Człowieka zainteresowanego spędzeniem czasu z żoną, zabawą i nauką z dziećmi, rozmową z ojcem, wspólnym rodzinnym obiadem lub wyjściem, zaintrygowanego tym, co dzieje się na jego podwórku, kwiatem, drzewem, które zasadził we własnym ogrodzie, mogą z czasem niejako „przy okazji” zafascynować zagadnienia ogólniejsze – właśnie wskutek pewnego zakorzenienia w rodzinie, w społeczności lokalnej, w tym, co otrzymaliśmy jako dar i zadanie. W takiej sytuacji badanie rzeczywistości odbywa się przede wszystkim w oparciu o osobiste doświadczenie – bezpośredni kontakt z drugim człowiekiem, wspólne zastanowienie nad jakąś kwestią, spacer po okolicy, niespieszne przyglądanie się niebu i wodzie w pobliskim stawie, własnoręczne dotknięcie kory drzewa.<br /><br />Może nieco niewłaściwie zadajemy pytania? Usiłując dociekać wyłącznie albo niemal wyłącznie odpowiedzi dotyczących „całości”, generalnych oczekiwań dotyczących pożądanych zachowań każdego człowieka (np. zwracając się do kogoś w ten sposób: „Czy jesteś za karą śmierci?”), gubimy bliższą, bardziej bezpośrednią perspektywę?<br /><br />Może częściej dowiadywać się o czyichś poglądach, pytając na przykład: „Czy osobiście byłbyś za tym, aby twojego potencjalnego mordercę spotkała kara śmierci? Więzienie? Czy może wolałbyś, aby musiał do końca swojego życia przeznaczać pewną część swoich zarobków na potrzeby wdowy po tobie oraz osieroconych dzieci? A może – jako radykalny pacyfista – w ogóle nie żądałbyś ścigania ani karania takiego zabójcy? Co byś wybrał?”. Jednocześnie – po dostrzeżeniu różnych rozwiązań dyskutowanej kwestii – moglibyśmy wspólnie z naszym rozmówcą zastanowić się nad tym, które z rozwiązań byłby gotów wesprzeć własnymi pieniędzmi (na przykład nabywając broń celem odparcia potencjalnego agresora, podpisując umowę z prywatną agencją arbitrażową albo rezygnując z jakichkolwiek form działań prewencyjno-samoobronnych).<br /><br />W toku tak prowadzonej rozmowy dyskutanci zapoznają się już wzajemnie ze swoimi opiniami, przedstawią sobie swoje podejście do sprawy oparte o własne przemyślenia, które są gotowi dobrowolnie poprzeć własnymi pieniędzmi. Zmieniają perspektywę myślenia z etatystyczno-globalnej („Do czego by tu zmusić miliony?”) na agorystyczno-lokalną („Czego bym osobiście oczekiwał? W jakim kierunku działam? Jak wykorzystuję to, co posiadam?”).<br /><br />Warto zastanowić się, czy zmian na lepsze nie należałoby zacząć od zadawania innych niż dotychczas pytań – pytań, które ułatwiałyby trafienie do sedna sprawy, jednocześnie zachęcając do pewnej zmiany „stylu myślenia”.<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Może nieco dziwić fakt, że duchowni katoliccy – szczególnie ci próbujący przekonywać wiernych o ich rzekomych „powinnościach” wobec funkcjonariuszy państwowych – stosunkowo rzadko podejmują temat finansowania aborcji z pieniędzy ukradzionych w podatkach. Czy gdyby z tych zagrabionych środków sfinansowano „tylko” jedną aborcję, nie byłby to wystarczający powód, aby kapłan katolicki zachęcał do powstrzymywania się od płacenia podatków, czyli wyrażania w praktyce sprzeciwu sumienia?<br /><br />Gdyby pójść tą drogą, mogłoby się nagle stać zrozumiałe dla wielkiej rzeszy osób, że wszystkie działania funkcjonariuszy państwowych są niemoralne – a nierzadko wołają o pomstę do Nieba.<br /><br />Nie da się zaprzeczyć, że jawne przeciwstawienie się funkcjonariuszom państwowym pociąga za sobą wiele zagrożeń. Niemniej jednak wśród duchownych katolickich znajdują się odważne osoby gotowe świadczyć o godności każdego człowieka zarówno słowem, jak i czynem. Biskup Paul Loverde zadeklarował, że – gdyby w Stanach Zjednoczonych weszły w życie postanowienia ustawy o „wolnym wyborze” (<span style="font-style: italic;">Freedom of Choice Act</span> (por. <a href="http://thomas.loc.gov/cgi-bin/bdquery/z?d110:H.R.1964:">http://thomas.loc.gov/cgi-bin/bdquery/z?d110:H.R.1964:</a> oraz <a href="http://thomas.loc.gov/cgi-bin/bdquery/z?d110:S1173:">http://thomas.loc.gov/cgi-bin/bdquery/z?d110:S1173:</a>)) – i katolicki szpital w jego diecezji usiłowanoby zmusić do przeprowadzania aborcji, zabroniłby podporządkowania się ustaleniom funkcjonariuszy państwowych, a jednocześnie szpital kontynuowałby normalną pracę (por. <a href="http://www.cnsnews.com/public/content/article.aspx?RsrcID=40075">Matthew Hadro, <span style="font-style: italic;">Catholic Bishop to Defy Freedom of Choice Act, if it Becomes Law</span>, http://www.cnsnews.com/public/content/article.aspx?RsrcID=40075</a>) Takie postępowanie świadczyłoby o poszanowaniu życia każdego człowieka i przypominałoby o tym, że prywatny właściciel może wykorzystywać swoją własność w dowolny sposób (pod warunkiem, że nie inicjuje wobec innych agresji).<br /><br />Czy nie należałoby pójść drogą Biskupa Paula Loverde nawet trochę dalej i zaprzestać wszelkiej współpracy z funkcjonariuszami państwowymi?<br /><br />I to nie tylko wtedy, kiedy stosowany przez nich terror przekracza pewne granice, które gotowi bylibyśmy tolerować – ale zawsze; w myśl zasady, że nigdy nie należy przykładać ręki do czynienia zła.<br /><br />A może droga niektórych polega na działaniu w warunkach pewnej „współpracy” z funkcjonariuszami państwowymi ze względu na ochronę większego dobra i okoliczności zachęcające do obrania takiej taktyki? Taką metodę postępowania wybrał na przykład opisywany w artykule Marka Miravalle’a jeden z chińskich biskupów – który uczestniczy nawet we wspólnych biesiadach z przedstawicielami „władz” (por. <a href="http://www.zenit.org/article-24214?l=english">Mark Miravalle, <span style="font-style: italic;">The Joys of China (Part 2): Bishop "O" Fosters Church-State Dialogue</span>, http://www.zenit.org/article-24214?l=english</a>).<br /><br />Z jakimś większym szacunkiem i zrozumieniem przychodzi jednak podejść do postawy innego z chińskich hierarchów Kościoła rzymskokatolickiego, biskupa „podziemnego”, który za wierność, bezkompromisowość i odmowę podporządkowania się funkcjonariuszom państwowym od lat płaci więzieniem i prześladowaniami (por. <a href="http://www.zenit.org/article-24223?l=english">Mark Miravalle, <span style="font-style: italic;">The Joys of China (Part 3): Bishop "U" Builds Church From Prison</span>, http://www.zenit.org/article-24223?l=english</a>).<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Murray N. Rothbard pisał: „A czymże innym w istocie jest państwo niż zorganizowanym bandytyzmem? Czym są podatki, jeśli nie złodziejstwem na gigantyczną, niekontrolowaną skalę? Czym jest wojna, jeśli nie masowym mordem w skali niemożliwej do osiągnięcia przez prywatną policję? Czym jest pobór, jeśli nie masowym niewolnictwem? Czy można sobie wyobrazić prywatną formację policyjną, której uszłoby na sucho popełnienie choćby maleńkiej części tego, co państwa robią bezkarnie, rutynowo, rok po roku i stulecie po stuleciu?” (<a href="http://www.mises.pl/o-nowa-wolnosc-manifest-libertarianski/rozdzial-12/">Murray Rothbard, <span style="font-style: italic;">O nową wolność – Manifest libertariański</span>, Rozdział 12: <span style="font-style: italic;">Sektor publiczny III: policja, prawo i sądy,</span> http://www.mises.pl/o-nowa-wolnosc-manifest-libertarianski/rozdzial-12/</a>)<br /><br />Współdziałanie z ludźmi roszczącymi sobie prawo do łamania zakazów mordowania i kradzieży – być może tylko ze względu na to, że stosowany przez nich terror tymczasowo nieco zelżał – nie dowodzi rozsądku.<br /><br />Natura państwa, istota działania funkcjonariuszy państwowych zawsze pozostaje taka sama – niezależnie od tego, czy pewna grupa funkcjonariuszy na danym obszarze otoczonym urojonymi liniami (por. <a href="http://luke7777777.blogspot.com/2008/09/tumaczenie-kent-mcmanigal-granice.html">Kent McManigal, <span style="font-style: italic;">Granice państwowe</span>, http://luke7777777.blogspot.com/2008/09/tumaczenie-kent-mcmanigal-granice.html</a>) akurat prześladuje Kościół z większą zajadłością, czy zdecydowała się tymczasowo złagodzić terror.<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_v0KNoEST0KV1M4AlFEaVTdX5bhuhd0TM6CSvS15t82Zd3dUvVMUtu-JVs7KZpv20LVrGDVxt9hVkPWopkajRJvnrMnq5Z7XYR0NHV98U1rD6hV4vJjZCBurH8Mdic9LVfVSueicj-Nw/s1600-h/Jean-Francois+Millet+-+First+Steps+%281858-1859%29+001.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 306px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_v0KNoEST0KV1M4AlFEaVTdX5bhuhd0TM6CSvS15t82Zd3dUvVMUtu-JVs7KZpv20LVrGDVxt9hVkPWopkajRJvnrMnq5Z7XYR0NHV98U1rD6hV4vJjZCBurH8Mdic9LVfVSueicj-Nw/s400/Jean-Francois+Millet+-+First+Steps+%281858-1859%29+001.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5284838342832084098" border="0" /></a><br />W książce <span style="font-style: italic;">Jak (nie) dojść do wolności</span> (<a href="http://www.box.net/shared/static/3b8dj6evcb.pdf">Stefan Molyneux, <span style="font-style: italic;">How (Not) To Achieve Freedom</span>, <span style="font-style: italic;">Freedomain Radio</span>, The Freedomain Library, Volume 5 Version 1.0, September, 2008</a>) Stefan Molyneux proponuje anarchistom przyjrzeć się własnemu postępowaniu w kontekście głoszonych postulatów. Taka postawa bardzo przydałaby się obrońcom życia każdego człowieka.<br /><br />Jak można działać na rzecz ochrony dzieci nienarodzonych bez angażowania się w brud polityki?<br /><br />Zamiast współpracować z funkcjonariuszami państwowymi, pisać do posłów, senatorów, książąt, ministrów petycje, błagać ich, chodzić na kompromisy, przystawać na „mniejsze zło” – ignorować wszystkich tych samozwańczych „władców” oraz ich niemoralne przepisy, unikać dostarczania im środków, które pozwalają im wprowadzać je w życie, starać się o zdrowy rozdział Kościoła od państwa poprzez doprowadzenie do zaniku państwa, proponować własne pozytywne inicjatywy (takie jak np. „okna życia”; por. <a href="http://familiae.pl/www/index.php?option=com_content&task=view&id=339&Itemid=2"><span style="font-style: italic;">Kraków: „Okno życia”</span>, http://familiae.pl/www/index.php?option=com_content&task=view&id=339&Itemid=2</a>; <a href="http://info.wiara.pl/index.php?grupa=4&art=1228598409"><span style="font-style: italic;">„Okno życia” otwarte w Warszawie</span>, http://info.wiara.pl/index.php?grupa=4&art=1228598409</a>; <a href="http://goscniedzielny.wiara.pl/zalaczniki/2008/12/08/1228691223/1228691247.pdf">Agata Puścikowska, <span style="font-style: italic;">Przez okno do życia</span>, http://goscniedzielny.wiara.pl/zalaczniki/2008/12/08/1228691223/1228691247.pdf</a>), być osobiście otwartym na przyjęcie „niechcianego” człowieka (może poprzez adopcję), kochać tych, których postawiono najbliżej nas i spełniać nasze wobec nich powinności.<br /><br />Przecież funkcjonariusze państwowi – żołnierze, policjanci, kolaboranci państwowych służb specjalnych, „lekarze”-zabójcy oraz inni stosujący niesprawiedliwą agresję w sposób bezpośredni, jak i pozostali przyczyniający się w różnym stopniu do zła etatyzmu: posłowie, senatorowie, poborcy podatkowi, radni, burmistrzowie, sekretarki państwowe, dyrektorzy departamentów, menedżerowie państwowych koncernów, fałszujący pieniądze członkowie kartelu bankowo-rządowego, referenci, księgowi, nauczyciele, lekarze zatrudnieni w państwowych placówkach, reżimowi dziennikarze, „naukowcy”, „specjaliści”, propagandziści, nawet sprzątaczki i kierowcy na stanowiskach funkcjonariuszy państwowych – to też ludzie. Jeśli sami pokażemy im, że da się żyć i współpracować z innymi na zasadzie dobrowolności, kiedy zorientują się, że moralny sposób postępowania nierzadko przynosi większe niż dotychczas korzyści w wymiarze czysto materialnym, że sami jesteśmy gotowi ponosić (nie zawsze przyjemne) konsekwencje głoszonych poglądów – z większym prawdopodobieństwem zachęcimy innych do naśladowania.<br /><br />Z chwilą, gdy zaniknie powszechna zabobonna wiara w etatyzm, iluzja ta rozpadnie się w mgnieniu oka, a setki, tysiące i miliony byłych funkcjonariuszy państwowych zda sobie sprawę, że naturalne i normalne jest właśnie to, co wcześniej robili tylko poza godzinami swojej niemoralnej „pracy”: zamiast uczestniczyć w podatkowej grabieży – idą do sklepu i kupują chleb, zawierając dobrowolną transakcję i płacąc za nabywany towar, zamiast okładać niewinnego człowieka pałką albo strzelać do niego – rozmawiają z sąsiadem i wspólnie organizują lokalne zawody strzeleckie; zamiast współuczestniczyć w „mniejszym złu” – z całych sił starają się (choć to trudne i nie zawsze wychodzi) o „całe dobro”.<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Czy wystawy, zdjęcia, filmy, na których prezentuje się zabójstwo nienarodzonego człowieka, robią jeszcze w ogóle na kimś wrażenie? Współczesna kultura, a raczej antykultura, proponuje ludziom tyle krwi, zamachów, niepokoju, strzępów ludzkich ciał, strzelanin, że epatowanie krwią i okaleczonymi ciałami nienarodzonych może wcale nie odnosić efektu – ot, „jeszcze jedna ofiara, ale taki już ten świat jest”.<br /><br />Z drugiej strony nie da się ukryć, że filmy i zdjęcia przedstawiające aborcję są po prostu prawdziwe – tak „to” właśnie wygląda!<br /><br />Chyba nie przypadkiem w wytworach „kultury” (głównie filmach) prezentujących postawę <span style="font-style: italic;">pro-murder</span> nie pokazuje się, jak wygląda tzw. przerywanie ciąży. Autorzy twórczości proaborcyjnej proponują raczej argumentację „uczuciową”, jakby obawiali się zaprezentowania gołych faktów.<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjBC84p75WA_RKeLlfvh8FiVG7oXdViy8czS6PXVXHbLQ3laDU4yAalpAMGq71IumeI-6a25OdGpW2p_lYiopM4hRn3hj_diElNDyVfbdiDGfA6D92nN8tA9jiE_IhHcrEA-xKY9GOLQI8/s1600-h/philip+k.+dick+003+-+with+daughter+isa+%281968%29.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 350px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjBC84p75WA_RKeLlfvh8FiVG7oXdViy8czS6PXVXHbLQ3laDU4yAalpAMGq71IumeI-6a25OdGpW2p_lYiopM4hRn3hj_diElNDyVfbdiDGfA6D92nN8tA9jiE_IhHcrEA-xKY9GOLQI8/s400/philip+k.+dick+003+-+with+daughter+isa+%281968%29.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5284838513264051074" border="0" /></a><br />Wśród artystycznych wypowiedzi na temat życia nienarodzonych dzieci niezwykle istotni wydają się <span style="font-style: italic;">Przedludzie</span> Philipa K. Dicka (<a href="http://www.rajdnocny.pl/smf/index.php?topic=365.msg2725">Philip K. Dick, <span style="font-style: italic;">Przedludzie</span>, http://www.rajdnocny.pl/smf/index.php?topic=365.msg2725</a>).<br /><br />Artykuł <a href="http://liberalis.pl/2007/07/08/lukasz-kowalski-%E2%80%9Eprzedludzie%E2%80%9D-i-aborcja-w-spoleczenstwie-libertarianskim/"><span style="font-style: italic;">„Przedludzie” i aborcja w społeczeństwie libertariańskim</span></a>, poświęcony między innymi opowiadaniu Dicka, Qatryk opatrzył komentarzem, w którym czytamy: „Nie chce się czepiać wizji świata Dicka. Moim zdaniem jest mało prawdopodobna, a nawet jakby miała zaistnieć to takie społeczeństwo skazałoby się na zagładę”.<br /><br />To, o czym Dick pisał w odniesieniu do dzieci dwunastoletnich, w odniesieniu do dzieci nienarodzonych już się dzieje – i to na szeroką skalę. To, co w odniesieniu do osób nieco starszych może wydawać się „mało prawdopodobne” (choć nie „niemożliwe”), w odniesieniu do osób nieco młodszych jest dziś naszą rzeczywistością.<br /><br />Qatryk ma absolutną rację, pisząc, że społeczeństwo, w którym znaczna liczba ludzi przyzwala na mordowanie pewnej grupy osób, skazuje się na samozagładę. To właśnie dzieje się na naszych oczach.<br /><br />W innym miejscu Qatryk napisał: „Właśnie czytam sobie Huxleya i jakoś tak z każdą kartką mi się zdaje, że to nie jakaś tam antyutopia ino przerysowany opis rzeczywistości...” (Komentarz pod wpisem: <a href="http://crusader.salon24.pl/80889,index.html">Artur M. Nicpoń, <span style="font-style: italic;">Nowy wspaniały człowiek</span>, 2008.06.24, http://crusader.salon24.pl/80889,index.html</a>)<br /><br />Po prostu antyutopie w pewnym stopniu na naszych oczach się realizują – w tej chwili, kiedy to piszę i w tym momencie, kiedy ty to czytasz.<br /><br />W dalszej części swojego komentarza pod tekstem o <span style="font-style: italic;">Przedludziach</span> napisałeś: „Nie sądzę, aby ludzie nawet jako bezmyślna masa się przeciw temu [mordowaniu ludzi, których rodzice „nie chcą”] nie zbuntowali”.<br /><br />No ale właśnie mamy do czynienia z powszechną tolerancją dla pewnej kategorii zabójstw – choć może jeszcze nie w tak drastycznej, „widowiskowej” formie jak w opowiadaniu Dicka – a, jak się zdaje, większość osób wcale się przeciw temu nie buntuje. Może kocha ten stan, może kocha swoją niewolę, może wcale jej nie zauważa, może – dotknięta fałszywym poczuciem bezsensu istnienia – nie pamięta o tym, że każdy czyn ma swoje konsekwencje.<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Aaron Zelman i L. Neil Smith poświęcili tematyce aborcji fragment powieści <span style="font-style: italic;">Hope</span> (<a href="http://www.ncc-1776.org/tle2008/tle485-20080921-02.html">Aaron Zelman and L. Neil Smith, <span style="font-style: italic;">Abortion: An Excerpt From ‘Hope’</span>, http://www.ncc-1776.org/tle2008/tle485-20080921-02.html</a>).<br /><br />W krótkim wprowadzeniu L. Neil Smith wyjaśnił, że książka opisuje dwie kadencje działalności Alexandra Hope’a – „pierwszego libertariańskiego prezydenta” (“the first libertarian president”) w historii Stanów Zjednoczonych, wychowanego w wierze (?), środowisku (?) rzymskokatolickim i osobiście sprzeciwiającemu się aborcji (“Alex was brought up Roman Catholic and personally opposes abortion”).<br /><br />(Autorzy nie mówią w wyraźny sposób, jakie są religijne przekonania Hope’a; wspominają jedynie o tym, że „wychowywano go jako rzymskiego katolika / na rzymskiego katolika [?]”. Nie wiemy, czy rodzina pomogła mu w rozwoju motywacji wiary w taki sposób, aby wierzył ze względu na autorytet objawiającego się Boga – czy jedynie zachowała zewnętrzne pozory pobożności, pewne tradycje, jednocześnie sprzeciwiając się nauczaniu Kościoła (sytuacja dość powszechna w dzisiejszym świecie) (por. tekst dotyczący dojrzałej i niedojrzałej motywacji wiary: <a href="http://www.mateusz.pl/okarol/wiara.htm">Karol Meissner OSB, <span style="font-style: italic;">Wiara czy przekonania o Bogu?</span>, http://www.mateusz.pl/okarol/wiara.htm</a>).)<br /><br />Pierwszy kłopot pojawia się już na samym początku, zanim na dobre przystąpimy do lektury prezentowanego fragmentu książki: kogoś takiego jak „libertariański prezydent” nie ma. Nie ma go – tak jak nie istnieje „sucha woda”, „agorystyczny policjant” albo „anarchistyczny funkcjonariusz państwowy”.<br /><br />Autorzy czynią od początku błędne założenie i stosują wobec funkcjonariusza systemu przemocy fałszywą nazwę. Opisują w istocie postępowanie prezydenta, a więc z zasady etatysty, którego nieprawdziwie przedstawiają jako libertarianina.<br /><br />Zastanówmy się w takim razie nad tym, co ten prezydent-etatysta (przypuszczalnie tzw. „minarchista” – choć ten termin nie został nigdy jasno zdefiniowany) sądzi o mordowaniu nienarodzonych. Otóż mówi: „Aborcja pozostanie legalna [tzn. funkcjonariusze rządowi nie będą siłą przeciwdziałać jej dokonywaniu]”, jednocześnie zapowiadając, że ani jeden cent z pieniędzy skradziony w podatkach federalnych „już nigdy” nie zostanie przeznaczony na jej finansowanie. (“‘Abortion,’ Alex said, ‘will remain legal. But not one red cent of federal tax money will ever be spent on it again, and I will do my level best to persuade the authorities at the state, county, and municipal levels to follow my example.’”) Innymi słowy, funkcjonariusze państwowi, którzy podlegają władzy „prezydenta” Hope’a powinni jego zdaniem odstąpić – przynajmniej na czas trwania jego kadencji (Hope używa słów „już nigdy” (“not . . . ever”), choć zapewne wie o tym, że sam nie stoi na przeszkodzie temu, aby przyszli funkcjonariusze systemu, w którym dobrowolnie uczestniczy, zmienili jego decyzję) – od podejmowania jakichkolwiek działań w sprawie zabijania nienarodzonych. Ani w tym nie pomagać – ani nie przeszkadzać.<br /><br />W rozmowie z trzema funkcjonariuszami państwowymi z Partii Republikańskiej, którzy chcieliby wprowadzenia całkowitego zakazu aborcji drogą rządowej legislacji, Alex Hope piętrzy problemy związane z takim rozwiązaniem. Problemy, którymi „będą musieli zająć się funkcjonariusze państwowi, a zapłacą za to podatnicy”. Niestety, Hope nie bierzę pod uwagę tego, że istnienie i działalność funkcjonariuszy państwowych są niemoralne. Czy ma więc w ogóle sens rozważanie całej sprawy w chorych kategoriach etatystycznych?<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Pociągnijmy jeszcze przez chwilę temat i przyjrzyjmy się argumentacji Hope’a. Wskazuje on na to, że ściganie przez funkcjonariuszy osób odpowiedzialnych za dokonywanie aborcji mogłoby wymagać stworzenia całej nowej gałęzi biurokracji (“[Y]ou may even have to create a whole new federal bureaucracy to do the enforcing”) i skutkowałoby koniecznością stałego monitorowania wszystkich kobiet (regularne obowiązkowe „wizyty” w biurach „Administracji Egzekwującej Donoszenie Ciąż” (“‘Pregnancy Enforcement Administration’”)).<br /><br />Charakterystyczne, że sprzeciw wobec państwowej kryminalizacji aborcji rozumiany jest przez Alexa Hope’a właściwie wyłącznie jako sprzeciw wobec rozrostu biurokracji. „Prezydent” spogląda na całą sprawę wyłącznie od strony „efektywności” – moralność, zasady, życie ludzkie się nie liczą. Może to nieunikniony skutek, dotykający każdego, kto decyduje się pracować na stanowisku trybika w urzędniczej machinie?<br /><br />Alex Hope przedstawia apokaliptyczne wizje wynikające z proponowanego sankcjonowania działań funkcjonariuszy państwowych mających na celu ochronę życia ludzkiego. Straszy przedstawiających tę propozycję senatorów „rządami terroru”, „niewoleniem co najmniej połowy populacji”, niszczeniem (dosłownie: „pożeraniem” – “devour”) „waszych żon, waszych sióstr, waszych córek i waszych wnuczek”. Ale – powiada – „uchwalilibyście swoją ustawę, a wy i wasi wyborcy bylibyście zadowoleni” (“‘It will give rise to a reign of terror like nothing seen before in America. You'll be enslaving no less than half the population. It will create a new army of armed and armored nannies. It will devour your wives, your sisters, your daughters, and your granddaughters. It will destroy all that's left of what America was supposed to be about. But you'll have made your point, you will have passed your law, and you and your constituents will be happy.’”).<br /><br />Etatysta Hope milczeniem pomija zasadniczy problem: skąd bierze się to, że połowa osób w danym kraju jest gotowa odnosić się do swojego potomstwa ze skrajną agresją? Prezydent zdaje się nie pamiętać również o istnieniu ojców wszystkich dzieci – również tzw. „niechcianych”.<br /><br />Gdy jeden z funkcjonariuszy Partii Republikańskiej sugeruje, że osobista postawa prezydenta to „pro-choice” (“Now it was Peters who stood up. ‘So we’re to assume that you’re pro-choice.’”), Hope reaguje żywo: „Nigdy nie powiedziałem, jakie jest moje osobiste zdanie w tej sprawie, bo to nie ma znaczenia. Zdelegalizujmy aborcję i – niezależnie od nadziei, myśli i obaw kogokolwiek – kraj zdąża wprost w ciemną przepaść totalitaryzmu” (“‘I’ve never said where I stand on the issue personally, because it doesn’t matter. Outlaw abortion, and—no matter what anybody hopes or thinks or fears—that’s where the country's headed, right into the black abyss of totalitarianism.’”).<br /><br />Jak można z taką nonszalancją usiłować oddzielić postawę „prywatną” od „publicznej”? Chyba tylko w społeczeństwie, którego członkowie w większości przyzwalają na działalność funkcjonariuszy państwowych. I ma to nawet swoją pokrętną, bo pokrętną, ale – „logikę”. W etatystyczne rozumowanie „wdrukowane” jest przeświadczenie, że – skoro obywatel Józef K. nie ma moralnego prawa okradać innego człowieka „prywatnie”, ale po przyczepieniu sobie plakietki pracownika „publicznego” urzędu skarbowego wolno mu to robić, skoro obywatel Józef K. jako człowiek „prywatny” nie ma moralnego prawa przemocą zatrzymywać innego człowieka, legitymować go, bić, strzelać do niego, zabijać, ale po przebraniu się w kostium „publicznego” policjanta wolno mu to robić – w każdym istnieją jakby dwaj ludzie – „prywatny” i „publiczny”; ten „prywatny” może sobie myśleć, co chce, zważać na moralność, starać się o dobro, ale to mrzonki – a ten „publiczny” to jest ten realny – jemu wolno, on wręcz powinien się ześwinić, „jeśli sytuacja tego wymaga”; wobec człowieka „publicznego” nie stosuje się tych samych standardów, co wobec „prywatnego”.<br /><br />Człowieka nie da się podzielić – każdy stanowi pewną całość. Starajmy się raczej o maksymalne poszerzenie obszaru wolności, na którym każdy mógłby realizować swoją wolność, a nie o sztuczne próby poszatkowania integralnej istoty na dwa kawały – z których jeden będzie twierdził, że białe jest białe, a drugi – że białe jest czarne.<br /><br />Jako etatysta Alex Hope wcale tych kwestii nie rozważa. Dla niego „nie ma to znaczenia”.<br /><br />To najpewniej praca na stanowisku funkcjonariusza państwowego tak przytępiła zmysł moralny i poczucie godności Alexa Hope’a, że w praktyce dobrowolnie wyrzeka się on wolności wyrażania swoich opinii i wspierania ich własnymi pieniędzmi.<br /><br />I to jeszcze nie byłby problem o wielkiej wadze społecznej – gdyby nie fakt, że, jako prezydent, Hope bierze moralny i fizyczny współudział w okradaniu innych ludzi, którzy może akurat mieliby ochotę na publiczne wyrażanie swoich poglądów – również poprzez rozporządzanie swoim majątkiem w zaplanowany przez siebie sposób – nie dokładając ani grosza do utrzymania samozwańczego „prezydenta” Hope’a, jego świty i zbirów na jego usługach – zamiast tego przeznaczając własne pieniądze na przykład na pomoc samotnym matkom, troskę o finansowe utrzymanie własnej rodziny, przeznaczenie części posiadanych środków na kupienie czegoś adoptowanemu przez siebie dziecku. W tym Alex Hope, etatysta, prezydent – przeszkadza, te działania utrudnia.<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Alex Hope twierdzi, że państwowy zakaz aborcji nieuchronnie pociągnie za sobą konieczność delegalizacji rozmaitych przedmiotów mogących służyć do wywoływania sztucznego poronienia – na przykład wieszaków, drutów dziewiarskich, pałeczek do jedzenia powyżej pewnej długości. I drwiąco podpowiada – „Może wystarczy wprowadzenie obowiązku ich rejestracji”. To wymagałoby z kolei opatrzenia każdego ze wspomnianych przedmiotów numerami seryjnymi.<br /><br />Hope zachowuje się nie tylko nie jak anarchista, agorysta, czy libertarianin, ale nawet nie jak minarchista, po którym moglibyśmy spodziewać się zrozumienia, że wieszak, młotek, karabin, igła, drut, szydełko, pistolet, czy nóż kuchenny to tylko narzędzia – a czyny oceniamy pod względem moralnym, a nie dlatego, że dokonano ich używając takiego czy innego przedmiotu. (Jak pisał Chesterton w odniesieniu do broni palnej: „Broń, jak każde inne dzieło ludzkiej sztuki i przedsiębiorczości, ma bowiem dwa oblicza. Można używać broni dla wyrządzania zła albo dla przeciwstawienia się złu.” (<a href="http://www.blogger.com/www.chesterton.fidelitas.pl/niebezpieczneza.htm"><span style="font-style: italic;">Chesterton o... niebezpiecznych zabawkach, </span>www.chesterton.fidelitas.pl/niebezpieczneza.htm</a>))<br /><br />Błąd bohatera powieści Aarona Zelmana i L. Neila Smitha polega na milczącym przyjęciu założenia, że „trzeba mordować i będzie się mordować” – w związku z tym należy dołożyć wszelkich starań, aby to zabijanie – przynajmniej dla morderców – stało się stosunkowo „bezpieczne”.<br /><br />Podobne motywy przyświecały, jak się wydaje, twórcom wspominanego już <span style="font-style: italic;">FOCA</span> (<a href="http://thomas.loc.gov/cgi-bin/query/z?c108:H.R.3719:"><span style="font-style: italic;">Freedom of Choice Act</span>, http://thomas.loc.gov/cgi-bin/query/z?c108:H.R.3719:</a>), którzy napisali, że przed orzeczeniem w sprawie Roe vs. Wade liczbę kobiet, które „były zmuszone uciekać się do nielegalnych aborcji” szacowano na milion dwieście tysięcy rocznie (“Prior to the Roe v. Wade decision, an estimated 1,200,000 women each year were forced to resort to illegal abortions, despite the known hazards that included unsanitary conditions, incompetent treatment, infection, hemorrhage, disfiguration, and death.”). Co oznacza wyrażenie: „były zmuszone uciekać się do nielegalnych aborcji”? Cóż za fatalizm i pogarda dla człowieka kryją się w tych słowach. Ich autorzy i zwolennicy traktują matki „niechcianych” dzieci (znów w charakterystyczny dla osób nastawionych <span style="font-style: italic;">pro-murder</span> pomijając w ogóle ich ojców – w <span style="font-style: italic;">FOCA</span> czytamy: “A woman's decision to commence, prevent, continue, or terminate a pregnancy is one of the most intimate decisions an individual ever faces. As such, reproductive health decisions are best made by the woman”) jak coś w rodzaju bezmyślnych zwierząt; jak istoty zachodzące w ciążę w taki sposób, jakby zapadały na zagadkową chorobę – i zmuszone tę „nienaturalną” sytuację „leczyć”.<br /><br />Przekreślony wieszak – symbol ruchu proaborcyjnego – powinien być właściwie obnoszony na sztandarach przez obrońców życia. Tak jest: nigdy więcej używania wieszaków do okaleczania siebie i drugiego człowieka; nigdy więcej żadnych morderstw – ani tych za pomocą wieszaka, ani tych dokonywanych „bezpiecznie” w sterylnych gabinetach „lekarskich”. Odrzućmy wreszcie błędne założenie, że „trzeba zabić”, a w imię ukrywania brutalnej prawdy czynić to w białych rękawiczkach przy akompaniamencie przymilnych uśmiechów personelu ośrodka aborcyjnego. (To rozumowanie w stylu: „Na ziemi i tak zawsze będą istnieli złodzieje [faktycznie może tak być], ktoś coś ukradnie – więc należy uznać kradzież za dopuszczalną”.) Powiedzmy sobie szczerze: „Nigdy nikogo nie trzeba mordować. Można i należy chronić każde życie. Nikt nie jest skazany na czynienie zła. Każdy może i powinien wybierać dobro”.<br /><br />Centralne pytania dotyczące zagadnienia aborcji wcale nie dotyczą wieszaków, ale raczej tego – jak doprowadzić do sytuacji, w której już żadna matka i żaden ojciec nie będą chcieli pozbawiać życia własnego dziecka? Jak starać się o to, aby każdy człowiek wzrastał w atmosferze miłości i mądrej dyscypliny?<br /><br />Prawdziwa sztuka wcale nie polega na kroczeniu ulicą przy wtórze łopoczących transparentów, ale przede wszystkim na dawaniu swoim życiem praktycznej odpowiedzi na pytanie, jak wychowywać powierzone sobie dzieci, ucząc je harmonijnego łączenia wolności i odpowiedzialności.<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhF_wPHIkJ85AdsBegokZUDD7pFrWnr4-q5aa23vxdmqv9PM5_raY3gRq_F-cxZD8jR8ol-qTwp-R4pzpdb5lP074UmHatL1BwmLWuMlBjY62tBXsn_fvjabNuRK1KDp2OG3_2R5S5Ffew/s1600-h/lake+of+fire+004.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 276px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhF_wPHIkJ85AdsBegokZUDD7pFrWnr4-q5aa23vxdmqv9PM5_raY3gRq_F-cxZD8jR8ol-qTwp-R4pzpdb5lP074UmHatL1BwmLWuMlBjY62tBXsn_fvjabNuRK1KDp2OG3_2R5S5Ffew/s400/lake+of+fire+004.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5284838755257572290" border="0" /></a><br />Film Tony’ego Kaye’a <span style="font-style: italic;">Jezioro ognia</span> (<a href="http://www.imdb.com/title/tt0841119/">Tony Kaye, <span style="font-style: italic;">Lake Of Fire</span>, 2006, http://www.imdb.com/title/tt0841119/</a>) mówi o trudnościach w dyskusji nad sprawą ochrony życia każdego człowieka i próbach zakrzyczenia przeciwnika zamiast dialogu. Pokazuje też pewne konkretne działania podejmowane zarówno przez obrońców życia, jak i przez osoby nastawione <span style="font-style: italic;">pro-death</span> w etatystycznej rzeczywistości Stanów Zjednoczonych.<br /><br />Niektórzy twierdzili, że <span style="font-style: italic;">Jezioro ognia</span> jest wyraźnie <span style="font-style: italic;">pro-life</span>, inni – że nieuczciwie przedstawia działalność obrońców życia i w efekcie jest proaborcyjne. Według niektórych źródeł Tony Kaye powiedział, że wciąż nie potrafi określić swoich uczuć, swojego osobistego podejścia do aborcji (por. <a href="http://en.wikipedia.org/wiki/Lake_of_Fire_%28film%29">http://en.wikipedia.org/wiki/Lake_of_Fire_(film)</a>); inne cytują jego stwierdzenie, że w wymiarze „społecznym”, jeśli chodzi o rozwiązania legislacyjne, opowiedziałby się za niekaralnością zabijania nienarodzonych, chociaż osobiście uważa aborcję za morderstwo (“‘If I had to tick a box I would say I was pro-choice. I would vote for a woman’s right to chose without hesitation, because without legal abortions poor women die.’ But emotionally, he says, he is ‘completely opposed to abortion. I see it as murder – the taking of another's life.’” (<a href="http://www.guardian.co.uk/world/2007/oct/23/usa.film">Ed Pilkington, <span style="font-style: italic;">Right to choose? British director tackles the debate that divides US</span>, http://www.guardian.co.uk/world/2007/oct/23/usa.film</a>)). Deklaracje Tony’ego Kaye’a niekoniecznie pokrywają się jednak z jego postępowaniem. Główny powód, dla którego reżyser zdecydował się zbadać dokładniej kwestię pozbawiania życia nienarodzonych i przez 16 lat zbierał materiały do <span style="font-style: italic;">Jeziora ognia</span>, stanowiło rzeczywiste wydarzenie z jego życia – aborcja dokonana za pobytu Kaye’a w Londynie przez jego „ówczesną partnerkę” – dokonana za jego przyzwoleniem („Ona chciała aborcji. Ja chciałem, żeby urodziła dziecko. Uszanowałem jej życzenie i przeszedłem przez to razem z nią”) (“‘She wanted to have the abortion. I wanted to have the child. I respected her wish and I went through with it with her. But it left a mark and I have been very curious since then’” (<a href="http://www.guardian.co.uk/world/2007/oct/23/usa.film">Ed Pilkington, <span style="font-style: italic;">Right to choose? British director tackles the debate that divides US</span>, http://www.guardian.co.uk/world/2007/oct/23/usa.film</a>)).<br /><br />Przedstawiona w <span style="font-style: italic;">Jeziorze ognia</span> historia nawrócenia Normy McCorvey (znanej jako „Jane Roe”) potwierdza, jak istotne jest osobiste świadectwo życia, odnoszenie się do drugiego człowieka ze zrozumieniem i otwartość, gotowość do niesienia pomocy każdemu, kto jej potrzebuje – zarówno nienarodzonemu dziecku, jak i zagubionej osobie narodzonej.<br /><br />W filmie nieco brakuje prezentacji wyważonego zdania strony katolickiej. Ksiądz Norman Weslin działający na rzecz obrony życia i prowadzący dom dla samotnych matek oraz dzieci przedstawiony został jako swego rodzaju oszołom.<br /><br />Nawet jeśli uważać księdza Weslina za nieco narwanego, to jakoś większym zaufaniem darzy się osobę, która chce chronić każdego człowieka i ponosić nieraz bardzo nieprzyjemne konsekwencje tej decyzji (por. <a href="http://priestsforlife.org/media/weslin.htm">Fr. Frank Pavone, <span style="font-style: italic;">Fr. Norman Weslin: Peacefully Sacrificing himself for Jesus Christ's Babies – Interview with Fr. Norman Weslin</span>, http://priestsforlife.org/media/weslin.htm</a>), niż tych, którzy krzyczą, domagając się niszczenia życia.<br /><br />Pytanie, które warto byłoby zadać wszystkim zwolennikom dopuszczalności aborcji, brzmi: Czy opiekę nad swoimi narodzonymi już dziećmi powierzyłbyś raczej komuś nawołującemu do „wolności” zabijania nienarodzonych, czy raczej osobie, która się temu przeciwstawia?<br /><br />W fabułę <span style="font-style: italic;">Jeziora ognia</span> wpleciono historię faktycznie dokonanej aborcji. Zapoznajemy się ze smutnymi kolejami życia dwudziestoośmioletniej (rzecz dzieje się w roku 1996) Stacey, która jest pewna, że chce zabić swoje dziecko. Oglądamy rozmowy z rozbitą psychicznie osobą, która była w ciąży pięć razy – jedno z jej dzieci żyje do dziś; brała „leki na depresję”; przeżywała kolejne dni i miesiące finansowo spłukana; „były chłopak” Stacey, ojciec dziecka, które urodziła, złamał jej szczękę, ale ona i tak dobrowolnie chciała do niego wrócić; potem człowiek ów zginął w wypadku motocyklowym; ich dziecko zostało oddane do adopcji, ponieważ „absolutnie nie nadawał się na ojca”.<br /><br />Dlaczego Stacey chce dokonać aborcji teraz? Przeżywa „niedobry okres” pod względem „emocjonalnym” i „finansowym” („not a good time in my life – emotionally, financially”); nie chce „wydawać dziecka na świat” (a więc ma świadomość, że chodzi o dziecko) i jest przestraszona tym, co na tym świecie niepewne („scared of the uncertain”). Problem w tym, że pracownica placówki aborcyjnej – zamiast przytomnie zauważyć, że w doczesnym świecie wielu rzeczy (szczególnie dotyczących wymiaru materialnego) nigdy nie jesteśmy i nigdy nie będziemy pewni i to akurat żaden argument za pozbawianiem dziecka życia – z uśmiechem mówi, że „to ekscytujące”, iż Stacey już niedługo będzie po raz pierwszy od urodzenia samodzielnie mieszkać na swoim; zauważa, że Stacey przyszła w towarzystwie „kogoś, kto wspiera jej decyzję” („someone who supports your decision”) (osoba ta wygląda na bieżącego, tymczasowego „partnera”, konkubenta), próbuje uspokajać, usypiać sumienie, mówi o „potrzebach emocjonalnych”, pokazuje zainteresowanie „pacjentką” (która w istocie rzeczy nie jest na nic chora).<br /><br />Z ust personelu placówki aborcyjnej nie słyszy się raczej o „usuwaniu dziecka”, „przerywaniu ciąży”, „usuwaniu ciąży”. Ze sporą częstotliwością padają za to słowa „zabieg”, „procedura” („procedure”), „sala zabiegów”, „sala operacyjna” („procedure room”; „operating room”). Zatrudnieni zapewniają o swoim „wsparciu” (“‘[we’ll be] supportive’, ‘helping’”]. Jest też mowa o „zdrowiu reprodukcyjnym” (“reproductive health”). Kiedy słucha się, jak ci „troskliwi” pracownicy przemysłu aborcyjnego z nonszalancją opowiadają o „procedurze” zabijania niewinnych osób, jakby to było wypicie szklanki wody, zaczynają „naukowe” wyjaśnianie „procedury” z uśmiechem na ustach, trudno oprzeć się wrażeniu, że (przynajmniej w przytłaczającej większości) doskonale wiedzą, co robią i za ile.<br /><br />Pan w białym kitlu przy asyście uśmiechniętej koleżanki morduje więc dziecko Stacey.<br /><br />Później Stacey płacze, a jedyne, co jest jej w stanie zaoferować „usłużna” pracownica „kliniki”, to pudełko chusteczek.<br /><br />Stacey stwierdza ostatecznie: „Wiem, że podjęłam właściwą decyzję, ale to wciąż nie jest łatwe” (“I know I made the right decision but it’s still not easy”).<br /><br />Pewna część winy za doprowadzenie do zabójstw takich, jak to, którego dokonują wspólnie Stacey, jej „partner”, „lekarz” oraz jego współpracownicy, spada na promotorów tzw. „rewolucji seksualnej”, którzy od lat prowadzą propagandową akcję obliczoną na obalenie wszelkich zasad i promocję chaosu w stosunkach międzyludzkich (por. <a href="http://www.city-journal.org/html/10_3_urbanities-all_sex.html">Theodore Dalrymple, <span style="font-style: italic;">All Sex, All the Time,</span> http://www.city-journal.org/html/10_3_urbanities-all_sex.html</a> oraz <a href="http://www.city-journal.org/html/9_1_oh_to_be.html">Theodore Dalrymple, <span style="font-style: italic;">Tough Love</span>, http://www.city-journal.org/html/9_1_oh_to_be.html</a>).<br /><br />Niemniej jednak nie da się ukryć, że nawet ci znajdujący się w trudnych warunkach ludzie, żyjący nierozsądnie, dzielący swoje życie z „partnerami” a nie małżonkami, ubodzy, od dzieciństwa bez rodziców, bez wsparcia najbliższych, zazwyczaj całkowicie zdają sobie sprawę z tego, co robią (por. np. <a href="http://www.city-journal.org/html/14_4_oh_to_be.html">Theodore Dalrymple, <span style="font-style: italic;">The Frivolity of Evil</span>, http://www.city-journal.org/html/14_4_oh_to_be.html</a>). W sytuacji przedstawionej przez Tony’ego Kaye’a w <span style="font-style: italic;">Jeziorze ognia</span> ostatecznie to Stacey (przy „wsparciu” swojego obecnego „partnera”, przypuszczalnie kochanka, konkubenta) podejmuje decyzję: „Tak, chcę zabić”.<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSiBuL8HtGcmj5Khini6-IWHhyphenhyphencMZYJ87Pr1xQfncLsU5DLrRcOm6tBmff5pDjUq9oEghenILSi_tuXeqv5J66AE1Q-BTeD0svvxQM5RJPDVMK_TZ2mXMTDizCqpyzh8ROTpTFux2XdEU/s1600-h/Lake+Of+Fire+006+-+title+-+logo.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 136px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSiBuL8HtGcmj5Khini6-IWHhyphenhyphencMZYJ87Pr1xQfncLsU5DLrRcOm6tBmff5pDjUq9oEghenILSi_tuXeqv5J66AE1Q-BTeD0svvxQM5RJPDVMK_TZ2mXMTDizCqpyzh8ROTpTFux2XdEU/s400/Lake+Of+Fire+006+-+title+-+logo.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5284838954678772418" border="0" /></a><br />Jak ocenić filmowanie przebiegu aborcji? Zarówno Tony Kaye, jak i towarzysząca mu ekipa filmowa, wchodząc do tzw. „kliniki”, wiedzieli chyba, że będą uczestniczyli w czymś okrutnym – nawet jeśli nie do końca zdawali sobie sprawę z tego, że staną się biernymi świadkami morderstwa.<br /><br />Możemy próbować zastanawiać się nad problemem naszego zachowania w takich konkretnych okolicznościach. Chociaż, miejmy nadzieję, nikt z nas nie znajdzie się w życiu w takiej sytuacji, rozważmy: Wiemy, że za chwilę „lekarz” wywoła przedwczesny poród, wyciągnie z brzucha matki dziecko i utopi je w wiadrze z wodą. Stoję obok. Co robię?<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Strasznie trudne sytuacje związane z popełnianiem aborcji wynikają stąd, że niektórzy ludzie dobrowolnie decydują się na agresję wobec innego człowieka – i to tak bliskiego. Tworzy się nienaturalna i nienormalna sytuacja. Przyjęcie założenia „trzeba dziecko »usunąć« – pytanie tylko: jak?” prowadzi do piętrowych, skomplikowanych rozważań, których wcale nie trzeba byłoby prowadzić, gdyby tylko człowiek nie zamierzał targnąć się na życie drugiego.<br /><br />Może więc raczej próbować zapobiegać powstawaniu takich nienormalnych sytuacji niż drobiazgowo roztrząsać, co robić w tak dramatycznych okolicznościach?<br /><br />Stwierdzenie „Gdyby nie było matek i ojców gotowych zabijać swoje własne dzieci, problem aborcji nie istniałby” może wyglądać na optymistyczne marzenie – ale nie zmienia to faktu, że jest prawdziwe.<br /><br />W ostatecznym rozrachunku każdy człowiek jest wolny – to znaczy: żaden inny człowiek, żaden, nawet najbardziej brutalny funkcjonariusz państwowy, żadna ziemska ani piekielna potęga nie jest w stanie zmusić go do rezygnacji z dobra – człowiek może to zrobić jedynie z własnej woli. Mamy przed sobą życie i śmierć, dobro i zło – co wybieramy?<br /><br />I tacy ludzie, którzy wybierają dobro, istnieją, żyją – pewnie blisko ciebie i mnie – chociaż może jeszcze o tym nie wiemy, może ich nie dostrzegliśmy; żyją raczej cicho niż nadając sobie rozgłos, raczej koncentrując się na dobrym wykonaniu swoich zadań na małą (z pozoru?) skalę niż na dokonaniach „światowych”, raczej polegając w pierwszej kolejności na sobie nawzajem, budując w oparciu o „rytuały” codziennych zachowań stałą więź (por. Rafał A. Ziemkiewicz, <span style="font-style: italic;">Pieprzony los kataryniarza</span>, Warszawa 1999, s. 246-247).<br /><br />Za ich dobrym postępowaniem stoją przede wszystkim wiara i przekonanie o tym, że można żyć po ludzku, można harmonijnie połączyć rozumne działanie, wierność dobrym zasadom, radość i wdzięczność za życie każdego człowieka. Nie tylko jest to (mimo licznych trudności) możliwe do zrobienia, ale chyba właśnie wtedy i tylko wtedy, kiedy staramy się tak postępować, możemy mówić o życiu w wolności.<br /><br />Można, warto i da się żyć w czystości, przeżywać stosunki seksualne wyłącznie ze współmałżonkiem – tak aby były one właśnie tym, czym są z nazwy: stosunkami małżeńskimi, intymnymi. Można, warto i da się z ufnością i odpowiedzialnością stwierdzić, że jako potencjalni rodzice jesteśmy gotowi na przyjęcie każdego dziecka, w którego powoływaniu do życia współuczestniczymy. Można i da się rozumnie poznawać swoje ciało i korzystać z naturalnych metod zwiększania lub zmniejszania prawdopodobieństwa poczęcia dziecka. Można, warto i da się, pamiętając o naszym związku z każdym człowiekiem, w sposób szczególny koncentrować swoje wysiłki na pomaganiu tu i teraz tym osobom, wobec których podjęliśmy pewne szczególne zobowiązania, z którymi przebywamy na co dzień, które stoją najbliżej nas.<br /><br />I wreszcie – można, warto i da się zmieniać na lepsze. To szalenie pocieszające i krzepiące – bo każdy aż do końca ziemskiego życia może się w każdej chwili poprawić. Pytanie tylko: czy będziemy to sobie i drugiemu człowiekowi utrudniać, czy raczej w tym pomagać?<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjoDdPfKOxN_rWz276X1P75jsmdrCwZn7l-28ZfR97F1-8whS3oJczG9qGTqx9pjDm4D-6KnE85PtpPOGLYzHJtkj5NrSsXVnFFr8c2fYrGqVAe1Fm91n03wHkE_fxmRXinCepphENGSFk/s1600-h/Zvyagintsev_Izgnanie+002+-+poster.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 281px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjoDdPfKOxN_rWz276X1P75jsmdrCwZn7l-28ZfR97F1-8whS3oJczG9qGTqx9pjDm4D-6KnE85PtpPOGLYzHJtkj5NrSsXVnFFr8c2fYrGqVAe1Fm91n03wHkE_fxmRXinCepphENGSFk/s400/Zvyagintsev_Izgnanie+002+-+poster.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5284839224449116066" border="0" /></a><br />Mądre rozważanie na temat miłości, więzi małżeńskiej, dzieci narodzonych i nienarodzonych, zamachu na życie człowieka podejmuje Andriej Zwiagincew w filmie <span style="font-style: italic;">Wygnanie</span> (<a href="http://www.imdb.com/title/tt0488905/"><span style="font-style: italic;">Wygnanie </span>(<span style="font-style: italic;">Изгнание</span>;<span style="font-style: italic;"> The Banishment</span>), Andriej Zwiagincew, 2007, http://www.imdb.com/title/tt0488905/</a>).<br /><br /><span style="font-style: italic;">Wygnanie</span>, podobnie jak wcześniejszy film Zwiagincewa pod tytułem <span style="font-style: italic;">Powrót</span> (<a href="http://www.imdb.com/title/tt0376968/"><span style="font-style: italic;">Powrót </span>(<span style="font-style: italic;">Возвращение</span>; <span style="font-style: italic;">The Return</span>) Andriej Zwiagincew, 2003, http://www.imdb.com/title/tt0376968/</a>), toczy się w ludzkim tempie, z taką w przybliżeniu prędkością, z jaką rzeczywiście dzieje się (powinno się dziać?) nasze życie.<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjObf8X4bHd4vqKKmY2JeGbvqN3c5TgofY17u1SGG5spI3mUtCFWVYJtZknGoi7uwnrNDMyCL3cW0C3BCFc28k3yrhDCgzJHU_XR_VMMyFXAV32i8jZIbtOynpPdbw9XSF1UBeW1VpfyhA/s1600-h/Zvyagintsev_Izgnanie+001+-+puzzle+-+annunciation+-+leonardo.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 178px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjObf8X4bHd4vqKKmY2JeGbvqN3c5TgofY17u1SGG5spI3mUtCFWVYJtZknGoi7uwnrNDMyCL3cW0C3BCFc28k3yrhDCgzJHU_XR_VMMyFXAV32i8jZIbtOynpPdbw9XSF1UBeW1VpfyhA/s400/Zvyagintsev_Izgnanie+001+-+puzzle+-+annunciation+-+leonardo.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5284839434124464066" border="0" /></a><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Przytoczmy jeszcze fragment powieści Małgorzaty Musierowicz <span style="font-style: italic;">Żaba</span>:<br /><br />„[Mama Fryderyka] Poszła sobie, a one dwie [Laura i Róża] znów zasiadły za wielkim, starym stołem, popijając herbatę z błękitnych kubków babci, których ze ślubnego tuzina pozostało tylko pięć. Poskładały do woreczków literki scrabble’a, posiedziały bez słowa, a potem złapały się za ręce, chociaż nie robiły tego nawet w dzieciństwie.<br /><br />– Ja ci będę pilnować Mili, jak wrócisz na studia – porywczo obiecała Laura.<br /><br />– Sama idź na studia. Maturę zdaj.<br /><br />– Pyza.<br /><br />– Co tam?<br /><br />– Naprawdę niczego się nie boisz?<br /><br />Róża łypnęła na siostrę swoim kasztanowym okiem.<br /><br />– No, hm... – powiedziała i nagle zmiękła. – No, boję się... tego i owego.<br /><br />– Nie widać po tobie.<br /><br />– Bo ja się boję głównie w nocy.<br /><br />– Chcesz, żebym poszła z tobą?<br /><br />– Do szpitala?<br /><br />– No. Żebyś nie była tam sama.<br /><br />– A mama była, jak rodziła ciebie.<br /><br />– Nie wszystko musisz robić dokładnie tak, jak ona – palnęła Laura i obie się zaśmiały.<br /><br />Potem spoważniały, zamyśliły się i siedziały spokojnie we dwie, a nawet – we trzy, bo przecież mała Mila wciąż była tu z nimi i z całą pewnością (powiedziała Pyza) czuła, że otacza ją dobra aura.<br /><br />– Ciekawe, jaka ona będzie – zastanowiła się Laura.<br /><br />– Ona już jest.”<br /><br />(Małgorzata Musierowicz, <span style="font-style: italic;">Żaba</span>, 2005, s. 154-155)<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><div style="text-align: center;"><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhKsHkmtiXLRtT29DOPagR82mMzpymoyHeFdKfsVX76O_YDtmoTNhMTO54nHboxbCWgGdcb7H_IKOWN6yrWDIo6UrmOIn_HNIJKb5wkLkUNrxtOBsWFzzeE72chlNHCn2SUBkuTGrj-y4Y/s1600-h/Vincent+Van+Gogh+-+First+Steps+%28after+Millet%29+%281890%29+003+-+1280x1024.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 320px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhKsHkmtiXLRtT29DOPagR82mMzpymoyHeFdKfsVX76O_YDtmoTNhMTO54nHboxbCWgGdcb7H_IKOWN6yrWDIo6UrmOIn_HNIJKb5wkLkUNrxtOBsWFzzeE72chlNHCn2SUBkuTGrj-y4Y/s400/Vincent+Van+Gogh+-+First+Steps+%28after+Millet%29+%281890%29+003+-+1280x1024.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5284840137058062834" border="0" /></a>Vincent Van Gogh, <span style="font-style: italic;">Pierwsze kroki</span>, 1890<br /></div><br /><br /><br /><br /></div>Luke7777777http://www.blogger.com/profile/01598820048682481428noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8374826935056360710.post-9266090710322452312008-12-25T03:23:00.000-08:002008-12-25T03:26:20.141-08:00Boże Narodzenie 2008<div style="text-align: center;"><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGYCbDilMbvE28HsYRESqa_zsYZJcuaURIkSppZYhZC56DcCctFx3gI3QrjDDggV0Y4GO4hbLM-S9HKdrsrrawvyLBCQF_irefO8IR0MybES25N1WLKCldJZdpZQhSJQ8wc6d-gwUFin8/s1600-h/Caravaggio+-+Adoration+of+the+Shepherds+%281609%29.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 268px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGYCbDilMbvE28HsYRESqa_zsYZJcuaURIkSppZYhZC56DcCctFx3gI3QrjDDggV0Y4GO4hbLM-S9HKdrsrrawvyLBCQF_irefO8IR0MybES25N1WLKCldJZdpZQhSJQ8wc6d-gwUFin8/s400/Caravaggio+-+Adoration+of+the+Shepherds+%281609%29.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5283687267223694882" border="0" /></a>Caravaggio, <span style="font-style: italic;">Adoracja pasterzy</span>, 1609<br /><br /><br /><br /></div>Luke7777777http://www.blogger.com/profile/01598820048682481428noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8374826935056360710.post-59886949122599990122008-12-19T11:55:00.000-08:002008-12-22T02:33:35.225-08:00Look7777777 – New Culture Watch – 2008.12.19<a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEigHqa9FzZRED5weHO-g3acXXb1aqH8dfZ42xPpMkdJ7Nt51Xp9L5nBWwfSyHHYyV_LvhE8MxpBaCHGBPcsrQqb-6S6jsb-Jc_dSLFnjYMG2f7ktM-xRhIF91NOtpvGtpaCgtZppNU0sLI/s1600-h/001+-+Paris+2008_117+-+%C5%9Bwi%C4%99ty+bez+twarzy+-+saint+with+no+face.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEigHqa9FzZRED5weHO-g3acXXb1aqH8dfZ42xPpMkdJ7Nt51Xp9L5nBWwfSyHHYyV_LvhE8MxpBaCHGBPcsrQqb-6S6jsb-Jc_dSLFnjYMG2f7ktM-xRhIF91NOtpvGtpaCgtZppNU0sLI/s400/001+-+Paris+2008_117+-+%C5%9Bwi%C4%99ty+bez+twarzy+-+saint+with+no+face.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5281598519356490322" border="0" /></a><br /><div style="text-align: center;">Kongregacja Nauki Wiary<br />Instrukcja Dignitas personae dotycząca niektórych problemów bioetycznych, 12 grudnia 2008<br /><a href="http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WR/kongregacje/kdwiary/dignitas_personae_12122008.html">http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WR/kongregacje/kdwiary/dignitas_personae_12122008.html</a><br /><br />Samuel E. Konkin III<br />New Libertarian Manifesto<br /><a href="http://www.agorism.info/NewLibertarianManifesto.pdf">http://www.agorism.info/NewLibertarianManifesto.pdf</a><br /><br />Benedykt XVI<br />Przemówienie do przedstawicieli świata kultury<br />(Paryż, Kolegium Bernardynów, 12 września 2008 r.)<br /><a href="http://www.vatican.va/holy_father/benedict_xvi/speeches/2008/september/documents/hf_ben-xvi_spe_20080912_parigi-cultura_pl.html">http://www.vatican.va/holy_father/benedict_xvi/speeches/2008/september/documents/hf_ben-xvi_spe_20080912_parigi-cultura_pl.html</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDpwVedz75spqzUvt8UpXtulhRJ-6Fy0UBQep3K969pdn72b6SzpfI-UOFKV1hTbzEz_uYK2R3LTORX5_wHOCiq3K2oqCKNP8Js_kKhy9GWpaVvBNApDpbGfpaRcbSB52JuEAVzfl68yw/s1600-h/002+-+Paris+2008_164+-+ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82+-+detal.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDpwVedz75spqzUvt8UpXtulhRJ-6Fy0UBQep3K969pdn72b6SzpfI-UOFKV1hTbzEz_uYK2R3LTORX5_wHOCiq3K2oqCKNP8Js_kKhy9GWpaVvBNApDpbGfpaRcbSB52JuEAVzfl68yw/s400/002+-+Paris+2008_164+-+ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82+-+detal.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5281598822271735442" border="0" /></a><br />Gilbert Keith Chesterton<br />Autobiography<br /><a href="http://www.wikilivres.info/wiki/Autobiography_%28Chesterton%29">http://www.wikilivres.info/wiki/Autobiography_(Chesterton)</a><br /><br />FSK<br />Agorist Philosophy Overview<br /><a href="http://fskrealityguide.blogspot.com/2007/09/agorist-philosophy-overview.html">http://fskrealityguide.blogspot.com/2007/09/agorist-philosophy-overview.html</a><br /><br />Neil Postman<br />Informing Ourselves To Death<br /><a href="http://www.frostbytes.com/%7Ejimf/informing.html">http://www.frostbytes.com/~jimf/informing.html</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgs06zIRDhR-Zh7QiIH7sidJ-fZM3b77zPRgMXe9r9cc7jBWzHl5OvXFZoqMyfmkwobGFK7grGoFPiGcpY2wUt8fDkuUecH1Uzs3bQiHTxFLpPN2EyAcT50TGY8ZG1Uqsa7cOBFZpiRo6c/s1600-h/003+-+Paris+2008_163+-+ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82+-+detal.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgs06zIRDhR-Zh7QiIH7sidJ-fZM3b77zPRgMXe9r9cc7jBWzHl5OvXFZoqMyfmkwobGFK7grGoFPiGcpY2wUt8fDkuUecH1Uzs3bQiHTxFLpPN2EyAcT50TGY8ZG1Uqsa7cOBFZpiRo6c/s400/003+-+Paris+2008_163+-+ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82+-+detal.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5281599337233493026" border="0" /></a><br />Lawrence OP's photostream<br /><a href="http://www.flickr.com/photos/paullew/">http://www.flickr.com/photos/paullew/</a><br /><br />Hallowedground – Traditional Catholic Visualism<br /><a href="http://hallowedground.wordpress.com/">http://hallowedground.wordpress.com/</a><br /><br />Peter T. Leeson<br />An-arrgh-chy: The Law and Economics of Pirate Organization<br /><a href="http://www.peterleeson.com/An-arrgh-chy.pdf">http://www.peterleeson.com/An-arrgh-chy.pdf</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhZL4cCl_uJjLEOQmhsSoG1rC9U-GDGOF7d9FAf54LSXTLH4YBJXbFexpedM6j2EynoBCBoOeRYF-jl0cGtnuw9CVT6-WgdGKSF0FBPPJ3f8iuHh9DJFqdcShpnMEKY0rd61yzbapkFzFM/s1600-h/004+-+1+-+Paris+2008_162+-+ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82+-+sklepienie+-+detal.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhZL4cCl_uJjLEOQmhsSoG1rC9U-GDGOF7d9FAf54LSXTLH4YBJXbFexpedM6j2EynoBCBoOeRYF-jl0cGtnuw9CVT6-WgdGKSF0FBPPJ3f8iuHh9DJFqdcShpnMEKY0rd61yzbapkFzFM/s400/004+-+1+-+Paris+2008_162+-+ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82+-+sklepienie+-+detal.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5281599554425357282" border="0" /></a><br />Terry Jones<br />Saint Nicholas Owen<br /><a href="http://saints.sqpn.com/saint-nicholas-owen/">http://saints.sqpn.com/saint-nicholas-owen/</a><br /><br />Shawn Tribe<br />35th Anniversary of J.R.R. Tolkien's Death: The Liturgical Thoughts of a Prominent Literary Catholic<br /><a href="http://www.newliturgicalmovement.org/2008/09/35th-anniversary-of-jrr-tolkiens-death.html">http://www.newliturgicalmovement.org/2008/09/35th-anniversary-of-jrr-tolkiens-death.html</a><br /><br />David Gross<br />On The Picket Line: How I live up to my values by resisting federal taxes<br /><a href="http://sniggle.net/Experiment/">http://sniggle.net/Experiment/</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhbLZAO4atRNrY2RFD57kA9r2Q5QXstM2nzpLZ10AZhrv8rvewTDeL62uQhCD1nvgcVL8xeipspQetniDl_wuOHpV68V8CwXVvBX2cYb4GEbQ454Xpya5ScA9IQek4E6DjYbgA5AreeL6o/s1600-h/004+-+2+-+Paris+2008_237+-+filary+-+prz%C4%99s%C5%82a.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhbLZAO4atRNrY2RFD57kA9r2Q5QXstM2nzpLZ10AZhrv8rvewTDeL62uQhCD1nvgcVL8xeipspQetniDl_wuOHpV68V8CwXVvBX2cYb4GEbQ454Xpya5ScA9IQek4E6DjYbgA5AreeL6o/s400/004+-+2+-+Paris+2008_237+-+filary+-+prz%C4%99s%C5%82a.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5281599755450228866" border="0" /></a><br />Carmen Villa<br />Atheist Looks to Christianity for Hope<br /><a href="http://www.zenit.org/article-24494?l=english">http://www.zenit.org/article-24494?l=english</a><br /><br />a_maciek<br />przemysł uspokajania<br /><a href="http://wolnekielce.blox.pl/2008/11/przemysl-uspokajania.html">http://wolnekielce.blox.pl/2008/11/przemysl-uspokajania.html</a><br /><br />Dale Amon<br />Real Money<br /><a href="http://www.samizdata.net/blog/archives/2008/12/real_money.html">http://www.samizdata.net/blog/archives/2008/12/real_money.html</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQnLMUrHzlQnwIGDCF0vHvhMtE9InjDLZAk1riAscp6JzltKiwXT51dzKlLtODgZ7q2DissOvV2jVqcrou_wMTYk-FmwN5mnBYptVI8bKlHDbP89Zz3p82lzuW54KB6TCjma1cV1FP9FE/s1600-h/005+-+Paris+2008_095+-+sklepienie+-+anio%C5%82.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQnLMUrHzlQnwIGDCF0vHvhMtE9InjDLZAk1riAscp6JzltKiwXT51dzKlLtODgZ7q2DissOvV2jVqcrou_wMTYk-FmwN5mnBYptVI8bKlHDbP89Zz3p82lzuW54KB6TCjma1cV1FP9FE/s400/005+-+Paris+2008_095+-+sklepienie+-+anio%C5%82.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5281599955285311026" border="0" /></a><br />Sławomir Jagodziński<br />Dialog to nie przykrywka dla hipokryzji – Rozmowa z ks. prof. Waldemarem Chrostowskim<br /><a href="http://www.bibula.com/?p=3870">http://www.bibula.com/?p=3870</a><br /><br />Matthew Hadro<br />Catholic Bishop to Defy Freedom of Choice Act, if it Becomes Law<br /><a href="http://www.cnsnews.com/public/content/article.aspx?RsrcID=40075">http://www.cnsnews.com/public/content/article.aspx?RsrcID=40075</a><br /><br />Anarch<br />Chiński kapitalizm<br /><a href="http://liberalis.pl/2008/10/16/anarch-chinski-kapitalizm/">http://liberalis.pl/2008/10/16/anarch-chinski-kapitalizm/</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjU4a_naFS5Us59JDkDvP6agakYf7g73OQ8SOfjZI5UjGBTegaSYnN5vEOWMq5s0aMQ6xCWoYj-VIxxqQhPeLmB_ZvJ-81KR6K0phcuuMBTITE0FsZnF6gYvrGszrEN6dcviUOX3y92X6A/s1600-h/006+-+Paris+2008_341+-+sklepienie+-+Maryja.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjU4a_naFS5Us59JDkDvP6agakYf7g73OQ8SOfjZI5UjGBTegaSYnN5vEOWMq5s0aMQ6xCWoYj-VIxxqQhPeLmB_ZvJ-81KR6K0phcuuMBTITE0FsZnF6gYvrGszrEN6dcviUOX3y92X6A/s400/006+-+Paris+2008_341+-+sklepienie+-+Maryja.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5281600162519896082" border="0" /></a><br />Paranoid Linux<br /><a href="http://paranoidlinux.org/">http://paranoidlinux.org/</a><br /><br />Terry Jones<br />Blessed John Beche<br /><a href="http://saints.sqpn.com/blessed-john-beche/">http://saints.sqpn.com/blessed-john-beche/</a><br /><br />Terry Nelson<br />Servants of Relief of Incurable Cancer<br /><a href="http://terry58.stblogs.com/2008/09/30/servants-of-relief-of-incurable-cancer/">http://terry58.stblogs.com/2008/09/30/servants-of-relief-of-incurable-cancer/</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbRtUnDeB_nyaicdLKxoOVjnnyyv6koVwb75oiYVq85IVtaSNrC5vxPjQN5-Qn6DJhgUmDxImTAVLAYc_z8zLH7U2gRVauridi8HAOQMkPKW-4cqMZkiyFojKrmsMZ3Fg2MSLhPGor_ng/s1600-h/007+-+Paris+2008_282+-+msza+trydencka+-+saint+nicholas+du+chardonnet.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbRtUnDeB_nyaicdLKxoOVjnnyyv6koVwb75oiYVq85IVtaSNrC5vxPjQN5-Qn6DJhgUmDxImTAVLAYc_z8zLH7U2gRVauridi8HAOQMkPKW-4cqMZkiyFojKrmsMZ3Fg2MSLhPGor_ng/s400/007+-+Paris+2008_282+-+msza+trydencka+-+saint+nicholas+du+chardonnet.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5281600463693531490" border="0" /></a><br />Ketil Bjørnstad<br />The Light – Songs Of Love And Fear<br /><a href="http://www.ketilbjornstad.com/musician/the_light_liner_notes.htm">http://www.ketilbjornstad.com/musician/the_light_liner_notes.htm</a><br /><br />ks. Józef Tischner<br />Rekolekcje z Antonim Kępińskim<br /><a href="http://www2.tygodnik.com.pl/wydarzenia/dni-tischner/dni10.php">http://www2.tygodnik.com.pl/wydarzenia/dni-tischner/dni10.php</a><br /><br />Niccolo Adami<br />Anarchism, Terrorism, and the Question of Legitimate Violence<br /><a href="http://catholicmarketanarchy.blogspot.com/2007/11/anarchism-terrorism-and-question-of.html">http://catholicmarketanarchy.blogspot.com/2007/11/anarchism-terrorism-and-question-of.html</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiRv3frvd4jrVNtsJwIvYdh7kipLucBlj1i7alUh1hOXZcNktWytBiqIvkSCeRguWlQugXUD7LRkm1Z1rJyCjoW5Xgy2uT_Ry0i7UzJ8qTvNjxUgfVDhMm9ekrXSp8rvKmlBV0LI9y-jeg/s1600-h/009+-+Paris+2008_233+-+witra%C5%BC+-+%C5%9Bwiat%C5%82o.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiRv3frvd4jrVNtsJwIvYdh7kipLucBlj1i7alUh1hOXZcNktWytBiqIvkSCeRguWlQugXUD7LRkm1Z1rJyCjoW5Xgy2uT_Ry0i7UzJ8qTvNjxUgfVDhMm9ekrXSp8rvKmlBV0LI9y-jeg/s400/009+-+Paris+2008_233+-+witra%C5%BC+-+%C5%9Bwiat%C5%82o.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5281600695188100098" border="0" /></a><br />a_maciek<br />WIOSNA [kamery, monitoring]<br /><a href="http://wolnekielce.blox.pl/2007/03/WIOSNA.html">http://wolnekielce.blox.pl/2007/03/WIOSNA.html</a><br /><br />Kent McManigal<br />Opening the "Borders"... Why?<br /><a href="http://kentmcmanigal.blogspot.com/2008/09/opening-borders-why.html">http://kentmcmanigal.blogspot.com/2008/09/opening-borders-why.html</a><br /><br />Terry Jones<br />Saint Jeanne de Chantal<br /><a href="http://saints.sqpn.com/saintj22.htm">http://saints.sqpn.com/saintj22.htm</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7jiVpeGg5UXeYMu4nvET4f9Qer5wKqiVpqzUx0G6PmBzigiTC1nVanloxmKWL2EMuItHdZ8isSj3NVB_99Bk9cM0B6YLSvL-Jhva2BEnlBU0rbLFRL2Fyg85Ynm9pJsKuITTVCYlElrc/s1600-h/010+-+Paris+2008_230+-+witra%C5%BC+-+%C5%9Bwiat%C5%82o.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7jiVpeGg5UXeYMu4nvET4f9Qer5wKqiVpqzUx0G6PmBzigiTC1nVanloxmKWL2EMuItHdZ8isSj3NVB_99Bk9cM0B6YLSvL-Jhva2BEnlBU0rbLFRL2Fyg85Ynm9pJsKuITTVCYlElrc/s400/010+-+Paris+2008_230+-+witra%C5%BC+-+%C5%9Bwiat%C5%82o.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5281600894449384306" border="0" /></a><br />IrishOutlaw<br />The Greatest Trick The Devil Ever Pulled…<br /><a href="http://mises.org/Community/blogs/irishoutlaw/archive/2008/04/01/the-greatest-trick-the-devil-ever-pulled.aspx">http://mises.org/Community/blogs/irishoutlaw/archive/2008/04/01/the-greatest-trick-the-devil-ever-pulled.aspx</a><br /><br />Thomas E. Woods Jr.<br />Beyond Distributism<br /><a href="http://www.acton.org/commentary/479_beyond_distributism.php">http://www.acton.org/commentary/479_beyond_distributism.php</a><br /><br />Wilton D. Alston<br />How Do We Get to Anarchist Utopia?<br /><a href="http://www.lewrockwell.com/alston/alston51.html">http://www.lewrockwell.com/alston/alston51.html</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-7rJldPHoxed61DJc0CdiVXxr1TZy_9DeOqqM2j061KwG0jrV7TBZGQba-3yYo1fxF0sS9AY_UbSUo41PXrIj5cD7zSztcBzAiyqkv1MOXXYPJAMh-m9adpHA3Klot5b_WDw4u3JZUZs/s1600-h/011+-+Paris+2008_238+-+witra%C5%BC+-+%C5%9Bwiat%C5%82o.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-7rJldPHoxed61DJc0CdiVXxr1TZy_9DeOqqM2j061KwG0jrV7TBZGQba-3yYo1fxF0sS9AY_UbSUo41PXrIj5cD7zSztcBzAiyqkv1MOXXYPJAMh-m9adpHA3Klot5b_WDw4u3JZUZs/s400/011+-+Paris+2008_238+-+witra%C5%BC+-+%C5%9Bwiat%C5%82o.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5281601186542223858" border="0" /></a><br />Msza Pontyfikalna w Zamościu<br /><a href="http://sanctus.pl/index.php?grupa=215&podgrupa=423&doc=373">http://sanctus.pl/index.php?grupa=215&podgrupa=423&doc=373</a><br /><br />Benedict XVI<br />Homily for St. Lawrence Jubilee Year<br /><a href="http://www.zenit.org/article-24430?l=english">http://www.zenit.org/article-24430?l=english</a><br /><br />Terry Jones<br />Saint Silvanus<br /><a href="http://saints.sqpn.com/saint-silvanus/">http://saints.sqpn.com/saint-silvanus/</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgpJ8q1BHY1X_pcYv5iwpK-kLI5ucBxQTWrTeo-o1xxWxTbGWwusyg1UcRUBEJuE7oIQaf-8jZuA5VYaIu04zGoocX8mpH2aJBq7kD4JU3R_TSEAB6wJbLyqmr4FIn_3svPDJWQbxaULg4/s1600-h/012+-+Paris+2008_099+-+mi%C5%82osierny+samarytanin.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgpJ8q1BHY1X_pcYv5iwpK-kLI5ucBxQTWrTeo-o1xxWxTbGWwusyg1UcRUBEJuE7oIQaf-8jZuA5VYaIu04zGoocX8mpH2aJBq7kD4JU3R_TSEAB6wJbLyqmr4FIn_3svPDJWQbxaULg4/s400/012+-+Paris+2008_099+-+mi%C5%82osierny+samarytanin.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5281601396232267762" border="0" /></a><br />Mike Gogulski<br />Confrontation with bureaucracy, part 1<br /><a href="http://www.nostate.com/1171/confrontation-with-bureaucracy-part-1/">http://www.nostate.com/1171/confrontation-with-bureaucracy-part-1/</a><br /><br />Mike Gogulski<br />Confrontation with bureaucracy, part 3<br /><a href="http://www.nostate.com/1201/confrontation-with-bureaucracy-part-3/">http://www.nostate.com/1201/confrontation-with-bureaucracy-part-3/</a><br /><br />Mike Gogulski<br />I surrendered my US passport today<br /><a href="http://www.nostate.com/1206/i-surrendered-my-us-passport-today/">http://www.nostate.com/1206/i-surrendered-my-us-passport-today/</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjPhpjaczNWMhoWxaPxX02okU1ySp9PDocZahpb9fS8ZELWdhb-2QVPddDrvmk0HjxFZLUMmWEZQatKD0UJBkamqCEsN1cJTldJcxw8036kwGXh2o5ytlCkD0IVR6c70cW2AhqyYRuuros/s1600-h/013+-+Paris+2008_348+-+modlitwa+na+tle+witra%C5%BCa+-+w+tle+witra%C5%BC.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjPhpjaczNWMhoWxaPxX02okU1ySp9PDocZahpb9fS8ZELWdhb-2QVPddDrvmk0HjxFZLUMmWEZQatKD0UJBkamqCEsN1cJTldJcxw8036kwGXh2o5ytlCkD0IVR6c70cW2AhqyYRuuros/s400/013+-+Paris+2008_348+-+modlitwa+na+tle+witra%C5%BCa+-+w+tle+witra%C5%BC.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5281601603040565010" border="0" /></a><br />Mike Gogulski<br />Press Release – Bratislava resident renounces American citizenship, becomes stateless person<br /><a href="http://www.nostate.com/1227/press-release/">http://www.nostate.com/1227/press-release/</a><br /><br />John Henry Newman<br />Ceremonies of the Church – Sermon for the Feast of the Circumcision of Our Lord<br /><a href="http://www.newmanreader.org/works/parochial/volume2/sermon7.html">http://www.newmanreader.org/works/parochial/volume2/sermon7.html</a><br />(Fragmenty kazania w tłumaczeniu na język polski:<br /><a href="http://christianitas.pl/?sr=%21czytaj&id=83&dz=6&x=3&pocz=0&gr=">http://christianitas.pl/?sr=!czytaj&id=83&dz=6&x=3&pocz=0&gr=</a>)<br /><br />Joe Gould, Clare Trapasso and Rich Schapiro<br />Worker dies at Long Island Wal-Mart after being trampled in Black Friday stampede<br /><a href="http://www.nydailynews.com/ny_local/2008/11/28/2008-11-28_worker_dies_at_long_island_walmart_after.html?print=1&page=all">http://www.nydailynews.com/ny_local/2008/11/28/2008-11-28_worker_dies_at_long_island_walmart_after.html?print=1&page=all</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi9sTuTUihPccXnwxwt1lWJO_C5AXKk6FdHddB5UHWp8Qd3xtMPUTCftG4SYnT_JO4h-Vny9k1iTf8JGJpSjKqjx5jMfoI1WQBUheKtbRiLT1kqQBII7OdGslSiBcHkevzJdmlmJoL9plY/s1600-h/014+-+Paris+2008_053+-+witra%C5%BC+-+1914-1918+-+ukrzy%C5%BCowanie+-+in+memoriam.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi9sTuTUihPccXnwxwt1lWJO_C5AXKk6FdHddB5UHWp8Qd3xtMPUTCftG4SYnT_JO4h-Vny9k1iTf8JGJpSjKqjx5jMfoI1WQBUheKtbRiLT1kqQBII7OdGslSiBcHkevzJdmlmJoL9plY/s400/014+-+Paris+2008_053+-+witra%C5%BC+-+1914-1918+-+ukrzy%C5%BCowanie+-+in+memoriam.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5281601926080970770" border="0" /></a><br />Danny Shahar<br />The Glue Man<br /><a href="http://libertarian-left.blogspot.com/2008/02/glue-man.html">http://libertarian-left.blogspot.com/2008/02/glue-man.html</a><br /><br />Danny Shahar<br />The Glue Man, Part II<br /><a href="http://libertarian-left.blogspot.com/2008/02/glue-man-part-ii.html">http://libertarian-left.blogspot.com/2008/02/glue-man-part-ii.html</a><br /><br />Chuck<br />St Nicholas and the Two Thieves<br /><a href="http://hubpages.com/hub/St_Nicholas_and_the_Two_Thieves">http://hubpages.com/hub/St_Nicholas_and_the_Two_Thieves</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi3giKQvW8Ht435frda3KkEv4RyUA93xjmi576Om0aXEghCsS3Inni8vu6elOVQbSbh0eHK_1po1BiCPKCNyXvW-P0Q0MHN7fQoRKbzfFifMgmGrKktsAercY9r_VJiCE-hNlW11aUzj9A/s1600-h/015+-+Paris+2008_051+-+witra%C5%BC+-+5+-+augustinus.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi3giKQvW8Ht435frda3KkEv4RyUA93xjmi576Om0aXEghCsS3Inni8vu6elOVQbSbh0eHK_1po1BiCPKCNyXvW-P0Q0MHN7fQoRKbzfFifMgmGrKktsAercY9r_VJiCE-hNlW11aUzj9A/s400/015+-+Paris+2008_051+-+witra%C5%BC+-+5+-+augustinus.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5281602193169421250" border="0" /></a><br />Raniero Cantalamessa, OFM Cap<br />Life After Death – Gospel Commentary for All Souls<br /><a href="http://www.zenit.org/article-24129?l=english">http://www.zenit.org/article-24129?l=english</a><br /><br />St. John Roberts<br /><a href="http://www.newadvent.org/cathen/13098c.htm">http://www.newadvent.org/cathen/13098c.htm</a><br /><br />Seven Martyrs at Samosata<br /><a href="http://saints.sqpn.com/def82001.htm">http://saints.sqpn.com/def82001.htm</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEigwsA8nCi7K8zmDhDMGYaWw0CYQ4FOQ-dvTU6t4q1H9uJEwHxpKbQvENCFbWkrtUsxhL_XepVzWGzp1StKFELtR3FJUZ4yYX01YO7qhiBIVfqGGfHaoiavL0Mm4YxhR-5xGo0ymU-j7Ns/s1600-h/016+-+Paris+2008_055+-+witra%C5%BC+-+po%C5%82owa+okna+-+p%C3%B3%C5%82+okna+-+joachim+i+anna.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEigwsA8nCi7K8zmDhDMGYaWw0CYQ4FOQ-dvTU6t4q1H9uJEwHxpKbQvENCFbWkrtUsxhL_XepVzWGzp1StKFELtR3FJUZ4yYX01YO7qhiBIVfqGGfHaoiavL0Mm4YxhR-5xGo0ymU-j7Ns/s400/016+-+Paris+2008_055+-+witra%C5%BC+-+po%C5%82owa+okna+-+p%C3%B3%C5%82+okna+-+joachim+i+anna.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5281602381609244802" border="0" /></a><br />Franciszek L. Ćwik<br />Po wizycie w Lourdes rozstałem się z masonami – Rozmowa z dr. med. Maurice'em Cailletem<br /><a href="http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=my&dat=20081209&id=my31.txt">http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=my&dat=20081209&id=my31.txt</a><br /><br />Zoe Romanowsky<br />Intriguing Bhutan gets a free press<br /><a href="http://insidecatholic.com/Joomla/index.php?option=com_myblog&show=Intriguing-Bhutan-gets-a-free-press.html&Itemid=127">http://insidecatholic.com/Joomla/index.php?option=com_myblog&show=Intriguing-Bhutan-gets-a-free-press.html&Itemid=127</a><br /><br />Benedict XVI<br />Cappella Papale For The Opening Of The 12th Ordinary General Assembly Of The Synod Of Bishops – Homily Of His Holiness Benedict XVI, 5 October 2008<br /><a href="http://www.vatican.va/holy_father/benedict_xvi/homilies/2008/documents/hf_ben-xvi_hom_20081005_apertura-sinodo_en.html">http://www.vatican.va/holy_father/benedict_xvi/homilies/2008/documents/hf_ben-xvi_hom_20081005_apertura-sinodo_en.html</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjZH1iu3KpIvDlVGgmTAHdOiKByXlKX1-uArsjKbhZ6K5cR3OpCzsIW_lUTl0RELsI_IUe3EMe1QsWXJZLsyT9nmke3lOSTDhFqpQcVU837xdbVG6x6uuawlGe1zqa4WM4bPR5A4V753QM/s1600-h/017+-+Paris+2008_060+-+witra%C5%BC+-+filary+-+sklepienie+-+szary.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjZH1iu3KpIvDlVGgmTAHdOiKByXlKX1-uArsjKbhZ6K5cR3OpCzsIW_lUTl0RELsI_IUe3EMe1QsWXJZLsyT9nmke3lOSTDhFqpQcVU837xdbVG6x6uuawlGe1zqa4WM4bPR5A4V753QM/s400/017+-+Paris+2008_060+-+witra%C5%BC+-+filary+-+sklepienie+-+szary.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5281602572853824258" border="0" /></a><br />Stanisław Michalkiewicz<br />Co mówi Londyn?<br /><a href="http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=578">http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=578</a><br /><br />Bł. kard. Schuster: Liturgia a pobożność prywatna (cz. 1)<br /><a href="http://nowyruchliturgiczny.blogspot.com/2008/12/b-kard-suchster-liturgia-pobono.html">http://nowyruchliturgiczny.blogspot.com/2008/12/b-kard-suchster-liturgia-pobono.html</a><br /><br />Julie Henry<br />Words associated with Christianity and British history taken out of children's dictionary<br /><a href="http://www.telegraph.co.uk/education/3569045/Words-associated-with-Christianity-and-British-history-taken-out-of-childrens-dictionary.html">http://www.telegraph.co.uk/education/3569045/Words-associated-with-Christianity-and-British-history-taken-out-of-childrens-dictionary.html</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipRPbjt1vuWKykpdEfzYfMtNUeFh59Ysh97xqBDAr-sR8nLJvd-yavgA821NmV33qqS1lExj3As3iwC-ZwGXL4hvhs9UQpktYi7IyaO4LMuW9pJbbIesHZOtkDnAoWtnHFOpwv0X5zYp0/s1600-h/020+-+Paris+2008_225+-+witra%C5%BC+-+rozeta.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipRPbjt1vuWKykpdEfzYfMtNUeFh59Ysh97xqBDAr-sR8nLJvd-yavgA821NmV33qqS1lExj3As3iwC-ZwGXL4hvhs9UQpktYi7IyaO4LMuW9pJbbIesHZOtkDnAoWtnHFOpwv0X5zYp0/s400/020+-+Paris+2008_225+-+witra%C5%BC+-+rozeta.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5281602914022467026" border="0" /></a><br />Church Is a Body, Not a Corporation, Affirms Pope<br /><a href="http://www.zenit.org/article-24521?l=english">http://www.zenit.org/article-24521?l=english</a><br /><br />Gideon Rachman<br />And now for a world government<br /><a href="http://www.ft.com/cms/s/0/7a03e5b6-c541-11dd-b516-000077b07658.html?nclick_check=1">http://www.ft.com/cms/s/0/7a03e5b6-c541-11dd-b516-000077b07658.html?nclick_check=1</a><br /><br />Cory Doctorow<br />Content<br /><a href="http://craphound.com/content/download/">http://craphound.com/content/download/</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgEEKVcihrofBwskRACgB7_HZlZ2dwjHQDIZlL-XbxUORsBSewerT1XyDOOkl9WElqp0BsRTFYnYVHg4ePfvMlMRd8IuKm6w4VdLIlKEw5eKeLYx-GFXUG9VTIJ7Dk7juE2C5k7OTWD4aQ/s1600-h/021+-+Paris+2008_338+-+ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82+-+rozeta+-+Maryja+z+Jezusem+-+anio%C5%82y.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgEEKVcihrofBwskRACgB7_HZlZ2dwjHQDIZlL-XbxUORsBSewerT1XyDOOkl9WElqp0BsRTFYnYVHg4ePfvMlMRd8IuKm6w4VdLIlKEw5eKeLYx-GFXUG9VTIJ7Dk7juE2C5k7OTWD4aQ/s400/021+-+Paris+2008_338+-+ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82+-+rozeta+-+Maryja+z+Jezusem+-+anio%C5%82y.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5281603107423737666" border="0" /></a><br />Ernesto<br />The Pirate Bay Celebrates 5th Anniversary<br /><a href="http://torrentfreak.com/the-pirate-bay-celebrates-5th-anniversary-081126/">http://torrentfreak.com/the-pirate-bay-celebrates-5th-anniversary-081126/</a><br /><br />Что такое настоящий кризис (26 фото) (Inflation in Zimbabwe)<br /><a href="http://cityzone.ru/index.php?newsid=3546">http://cityzone.ru/index.php?newsid=3546</a><br /><br />Karty kredytowe – pytanie do specjalistów<br /><a href="http://www.libertarianizm.mypunbb.com/viewtopic.php?id=57033">http://www.libertarianizm.mypunbb.com/viewtopic.php?id=57033</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgDDtIxIMXaCS4L5gOPAWTzFROx2fkOk1gXMlDNPgbKnSd2nu2wlCZgUbgiUQnD_rWegn8o5qW8bE7rr1BsClxH7QrxPgMHkmezEY0OKf7PETw6sGLQC5nuJ1FS7sXqVVobU8HoxDFT3sY/s1600-h/022+-+Paris+2008_334+-+ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82+-+detal.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgDDtIxIMXaCS4L5gOPAWTzFROx2fkOk1gXMlDNPgbKnSd2nu2wlCZgUbgiUQnD_rWegn8o5qW8bE7rr1BsClxH7QrxPgMHkmezEY0OKf7PETw6sGLQC5nuJ1FS7sXqVVobU8HoxDFT3sY/s400/022+-+Paris+2008_334+-+ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82+-+detal.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5281603318309533810" border="0" /></a><br />Arnd Wiegmann and Lisa Jucca<br />'People used to buy certificates. Now they want physical gold.'<br /><a href="http://www.gata.org/node/7005">http://www.gata.org/node/7005</a><br /><br />Jacek Salij OP<br />Zerwanie zakazanego owocu<br /><a href="http://www.mateusz.pl/wdrodze/nr423/23.htm">http://www.mateusz.pl/wdrodze/nr423/23.htm</a><br /><br />Sandro Magister<br />And It Was Night. The Real Story of Original Sin<br />[Benedict XVI<br />Adam and Christ: from original sin to freedom]<br /><a href="http://chiesa.espresso.repubblica.it/articolo/212913?eng=y">http://chiesa.espresso.repubblica.it/articolo/212913?eng=y</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhqL2w9eysmFUGyYBzCSrHsVXjZfNYtRrB0tObZRLc06h9M3s5Qzg89UktRkXjl9rX6UCFlTg3B0kpH2sbc8ZeF5ZG6rzq0nOMgeFi_GFw_dVEY6iSBTMhnjbNZz_23NldkV6mLMNx912w/s1600-h/023+-+Paris+2008_047+-+ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82+-+detal.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhqL2w9eysmFUGyYBzCSrHsVXjZfNYtRrB0tObZRLc06h9M3s5Qzg89UktRkXjl9rX6UCFlTg3B0kpH2sbc8ZeF5ZG6rzq0nOMgeFi_GFw_dVEY6iSBTMhnjbNZz_23NldkV6mLMNx912w/s400/023+-+Paris+2008_047+-+ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82+-+detal.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5281603600833884146" border="0" /></a><br />Komunia Święta do ust i na klęcząco<br /><a href="http://www.fidelitas.pl/1940.html">http://www.fidelitas.pl/1940.html</a><br /><br />Stephan<br />Personal preference regarding the State vs Anarchism<br /><a href="http://democracysucks.wordpress.com/2008/12/15/personal-preference-regarding-the-state-vs-anarchism/">http://democracysucks.wordpress.com/2008/12/15/personal-preference-regarding-the-state-vs-anarchism/</a><br /><br />Amin<br />Przed czym uratował mnie generał Jaruzelski<br /><a href="http://malleus.salon24.pl/106721,index.html">http://malleus.salon24.pl/106721,index.html</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgYi7ktQ5zrR243sSWSHoGEvBhj-8_tBCS_YEj0NeYIPDcGqlt4kF3JdSq-xK8imxDG6ynXWFFrjBN_Q0KNBCW6pFufLKVWuwh4hjDjsL8nflYd1aw5Zh-5q5qEtHYQkEeb-qv9uyE5Gnc/s1600-h/024+-+Paris+2008_042+-+ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82+-+drzewo+wyrasta+ze+%C5%9Bciany+-+film+katedra.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgYi7ktQ5zrR243sSWSHoGEvBhj-8_tBCS_YEj0NeYIPDcGqlt4kF3JdSq-xK8imxDG6ynXWFFrjBN_Q0KNBCW6pFufLKVWuwh4hjDjsL8nflYd1aw5Zh-5q5qEtHYQkEeb-qv9uyE5Gnc/s400/024+-+Paris+2008_042+-+ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82+-+drzewo+wyrasta+ze+%C5%9Bciany+-+film+katedra.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5281603855945504130" border="0" /></a><br />Fr. Jay Toborowsky<br />parish suggestion follow-up [Church & football]<br /><a href="http://youngfogeys.blogspot.com/2008/12/parish-suggestion-follow-up.html">http://youngfogeys.blogspot.com/2008/12/parish-suggestion-follow-up.html</a><br /><br />Simon Dale<br />A Low Impact Woodland Home [hobbit house]<br /><a href="http://www.simondale.net/house/index.htm">http://www.simondale.net/house/index.htm</a><br /><br />Raniero Cantalamessa, OFMCap<br />“Spe Gaudentes – Joyful in Hope” – Advent sermon delivered in the presence of Benedict XVI, 21 December 2007<br /><a href="http://www.cantalamessa.org/en/predicheView.php?id=224">http://www.cantalamessa.org/en/predicheView.php?id=224</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEge3yGoWlder3DqB629vcZF4-mIEryqvF0b4Xr9nbKn7CIEHt6ozVAPM2QoaDM0GQIvK700jTSKRrkLEsoKlleIdGAF7C9xuESoO_gxrJDUb_7uLCs_UjGA0C361qZypQSL8kPpQ46zF_s/s1600-h/025+-+1+-+Paris+2008_101+-+ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82+-+okna.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEge3yGoWlder3DqB629vcZF4-mIEryqvF0b4Xr9nbKn7CIEHt6ozVAPM2QoaDM0GQIvK700jTSKRrkLEsoKlleIdGAF7C9xuESoO_gxrJDUb_7uLCs_UjGA0C361qZypQSL8kPpQ46zF_s/s400/025+-+1+-+Paris+2008_101+-+ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82+-+okna.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5281604125107478770" border="0" /></a><br />Terry Nelson<br />I knew this [Homosexuality]<br /><a href="http://terry58.stblogs.com/2008/12/06/i-knew-this/">http://terry58.stblogs.com/2008/12/06/i-knew-this/</a><br /><br />Andrew Orlowski<br />Google cranks up the Consensus Engine<br /><a href="http://www.theregister.co.uk/2008/12/12/googlewashing_revisited/print.html">http://www.theregister.co.uk/2008/12/12/googlewashing_revisited/print.html</a><br /><br />Avery Cardinal Dulles<br />The Population of Hell<br /><a href="http://www.firstthings.com/article.php3?id_article=488">http://www.firstthings.com/article.php3?id_article=488</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg3tj8jcasj9Y3hZAOxPxcxAudXA5ObSl5qJrn2BxzDJwDtv4mWb08ouAcTkiVh4hqKb_mMLizmt2p2UAsMGYGIkxXQIc7cRAm8LmAoPTMpk-X118YmXa6DCe9UjQ4KlmDlDN5Ocerq6no/s1600-h/025+-+2+-+Paris+2008_110+-+ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82+-+krzes%C5%82a+w+powietrzu.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg3tj8jcasj9Y3hZAOxPxcxAudXA5ObSl5qJrn2BxzDJwDtv4mWb08ouAcTkiVh4hqKb_mMLizmt2p2UAsMGYGIkxXQIc7cRAm8LmAoPTMpk-X118YmXa6DCe9UjQ4KlmDlDN5Ocerq6no/s400/025+-+2+-+Paris+2008_110+-+ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82+-+krzes%C5%82a+w+powietrzu.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5281604315048877346" border="0" /></a><br />Roger Young<br />[Strike The Root Blog] Image Review of the Week [December 14th, 2008]<br /><a href="http://www.strike-the-root.com/wp/archives/297">http://www.strike-the-root.com/wp/archives/297</a><br /><br />Morning's Minion<br />“If You Are Going to Follow Jesus, You Have to Quit”<br /><a href="http://vox-nova.com/2008/12/03/if-you-are-going-to-follow-jesus-you-have-to-quit/">http://vox-nova.com/2008/12/03/if-you-are-going-to-follow-jesus-you-have-to-quit/</a><br /><br />Kent McManigal<br />Conspiracy Theories<br /><a href="http://kentmcmanigal.blogspot.com/2008/12/conspiracy-theories.html">http://kentmcmanigal.blogspot.com/2008/12/conspiracy-theories.html</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg4RnoFu1-Nybxxo4vF4PVZrR5h8-JKy74glO2eLrNoC6NBvc6Xq8Q5kR4GgxRJQBfchfJZm4CwtcA8-19kWakEKe6pChTlH7M4tAbuChj1WjIF2TGS53GkR7Hqhh63KwkN0WQTeQgaAxk/s1600-h/026+-+1+-+Paris+2008_331+-+rzygacze.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg4RnoFu1-Nybxxo4vF4PVZrR5h8-JKy74glO2eLrNoC6NBvc6Xq8Q5kR4GgxRJQBfchfJZm4CwtcA8-19kWakEKe6pChTlH7M4tAbuChj1WjIF2TGS53GkR7Hqhh63KwkN0WQTeQgaAxk/s400/026+-+1+-+Paris+2008_331+-+rzygacze.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5281604527335731314" border="0" /></a><br />William N. Grigg<br />Leviathan Devours a Family<br /><a href="http://freedominourtime.blogspot.com/2008/12/leviathan-devours-family.html">http://freedominourtime.blogspot.com/2008/12/leviathan-devours-family.html</a><br /><br />Royce Christian<br />A great tool and resource – A compendium of comebacks to common cliches [concerning anarchy / anarchism]<br /><a href="http://urbandissent.wordpress.com/2008/12/18/an-great-tool-and-resource/">http://urbandissent.wordpress.com/2008/12/18/an-great-tool-and-resource/</a><br /><br />A 2003 letter of Cardinal Ratzinger to Dr Heinz-Lothar Barth<br /><a href="http://catholicphilippines.blogspot.com/2008/02/2003-letter-of-cardinal-ratzinger-re.html">http://catholicphilippines.blogspot.com/2008/02/2003-letter-of-cardinal-ratzinger-re.html</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh2aH-u8KhPZUzIk0lhXF2bh6CmzTEUVdYGGZRZG-DW6E2k6A0brfLiL4stwb9QAKHtBeoeW66KcvVllCkFsosaU2h6sc3ScosFyLHhDmOogFvniDC9aEn8pOJkEMxqai3-w5L3C0akwFY/s1600-h/026+-+2+-+Paris+2008_243+-+rzygacze.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh2aH-u8KhPZUzIk0lhXF2bh6CmzTEUVdYGGZRZG-DW6E2k6A0brfLiL4stwb9QAKHtBeoeW66KcvVllCkFsosaU2h6sc3ScosFyLHhDmOogFvniDC9aEn8pOJkEMxqai3-w5L3C0akwFY/s400/026+-+2+-+Paris+2008_243+-+rzygacze.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5281604785070070274" border="0" /></a><br /><br /></div>Luke7777777http://www.blogger.com/profile/01598820048682481428noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8374826935056360710.post-54081951824717240612008-11-30T13:52:00.000-08:002009-05-12T01:28:58.872-07:00Look7777777 – New Culture Watch – 2008.11.30<a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgMc1qVTuxU8FX0yehRw_IRKE9swA6X2Z1R8scALIPHzgnMdMYypJ4aqhHs0lYO95qrqqRAC0r9qf75N-3HhXY-uZTOvab43ENIVGWgQ7Dmesu4bePo5oFifDiTiMS6ft779tRcnuDxfwo/s1600-h/Tridentine+Mass+006.jpg"><img style="cursor: pointer; width: 352px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgMc1qVTuxU8FX0yehRw_IRKE9swA6X2Z1R8scALIPHzgnMdMYypJ4aqhHs0lYO95qrqqRAC0r9qf75N-3HhXY-uZTOvab43ENIVGWgQ7Dmesu4bePo5oFifDiTiMS6ft779tRcnuDxfwo/s400/Tridentine+Mass+006.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5274577155034169682" border="0" /></a><br /><div style="text-align: justify;"><br />_______<br /><br /><br />Dominacja w kościołach zreformowanej liturgii musiała w naturalny sposób wpłynąć na ukształtowanie postaw i oczekiwań wiernych. Gdy więc po latach tradycyjna Msza św. z powrotem zaczęła gościć w kościołach, uczestniczące w niej osoby niosły na sobie – świadomie lub nieświadomie, czy tego chciały czy nie – piętno liturgii narodowej. W tym znaczeniu możemy powiedzieć, że w tradycyjnej liturgii dokonała się jakaś naturalna zmiana, nastąpił pewien rozwój wraz z wniesieniem do niej doświadczeń przez nowe pokolenie wiernych. Można zaryzykować nawet stwierdzenie, że w tym sensie liturgia odnowiona przyczyniła się do wzbogacenia liturgii tradycyjnej. Po pierwsze, wierni, którzy zostali wychowani tylko na nowej Mszy, doskonale znają tłumaczenie tych samych części stałych Mszy św. tradycyjnej. Dotyczy to zwłaszcza Gloria, Credo, Sanctus, Agnus Dei. Po drugie, w naturalny sposób czują oni potrzebę śpiewania tych części w języku łacińskim, gdyż śpiewali je w języku narodowym. Po trzecie, zainteresowanie tradycyjną Mszą św. wymusza zainteresowanie liturgią jako taką, prowadzi do pogłębienia wiedzy, szukania i analizowania różnic i podobieństw. Po czwarte wreszcie, zmusza do dokonywania tłumaczeń łacińskich słów, gdyż zreformowana liturgia rozbudziła w większości osób potrzebę poznania ich znaczenia w języku narodowym.<br /><br />[N]ie ulega wątpliwości, że osoby, które inicjują dzisiaj powrót Mszy św. tradycyjnej zawdzięczają szereg dobrych nawyków długiemu udziałowi w zreformowanej Mszy św. Przyzwyczajenia te w realny sposób oddziałują na jakość, odradzającej się, tradycyjnej liturgii. Dodatkowo fakt ten wzmacnia okoliczność, że liturgia tradycyjna wraca do kościołów głównie dzięki ludziom świeckim, którzy o nią proszą. Summorum Pontificum Benedykta XVI zezwala każdemu kapłanowi na używanie Mszału św. Piusa V, gdy odprawia Mszę bez ludu, zaś z ludem w zasadzie tylko, gdy wierni zwrócą się z tym do niego. W przyznaniu takiej roli świeckim wyraża się zadziwiająca zbieżność apeli przedstawicieli ruchu liturgicznego o większe zaangażowanie wiernych w życie liturgiczne Kościoła oraz otwarcie się na nich Kościoła na Soborze Watykańskim II. Po pewnej burzy, wywołanej posoborowym zamieszaniem, liturgia tradycyjna ma szansę z powrotem zadomowić się w kościołach oczyszczona i odnowiona, stanowiąca jasno i wyraźnie – jak nigdy dotąd – prawdziwy skarb całego Kościoła.<br /><br /><a href="http://nowyruchliturgiczny.blogspot.com/2008/11/jak-odnowiona-liturgia-wzbogacia.html">Witold Dziedzic<br />Jak odnowiona liturgia wzbogaciła liturgię tradycyjną<br />http://nowyruchliturgiczny.blogspot.com/2008/11/jak-odnowiona-liturgia-wzbogacia.html</a><br /><br />_______<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi8Ntrb_PhZVa3k5VFrez5zeiWrhXvmJKfKac0UEVen3Wejz_mcdSUpzdqWekFSLGH4EDWkLk2RX-GVl6W4iwKhyphenhyphenyQ4Rn3DkGe2Ex4b04qqq2T8TkyauXL_d9naR3wI6lzVENgjkepZ6c4/s1600-h/Tridentine+Mass+037+-+consecration+of+Old+St.+Patrick%27s+Oratory+in+Kansas+City,+Mo..jpg"><img style="cursor: pointer; width: 400px; height: 300px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi8Ntrb_PhZVa3k5VFrez5zeiWrhXvmJKfKac0UEVen3Wejz_mcdSUpzdqWekFSLGH4EDWkLk2RX-GVl6W4iwKhyphenhyphenyQ4Rn3DkGe2Ex4b04qqq2T8TkyauXL_d9naR3wI6lzVENgjkepZ6c4/s400/Tridentine+Mass+037+-+consecration+of+Old+St.+Patrick%27s+Oratory+in+Kansas+City,+Mo..jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5274577330362964226" border="0" /></a><br /><br />_______<br /><br /><br />[Benedykt XVI w liście do Marcello Pery po publikacji książki „Dlaczego musimy nazywać się chrześcijanami”:]<br /><br />[W] ścisłym słowa znaczeniu dialog międzyreligijny nie jest możliwy [...] [– istnieje] równocześnie konieczność dialogu międzykulturowego, który zgłębia kulturowe konsekwencje podstawowego wyboru religijnego. Podczas gdy prawdziwy dialog międzyreligijny nie jest możliwy bez wzięcia w nawias własnej wiary, należy zmierzyć się w publicznej debacie z konsekwencjami publicznymi podstawowych decyzji religijnych. W tym sensie dialog, wzajemne korygowanie się i ubogacanie są możliwe i niezbędne.<br /><br /><a href="http://forum.fronda.pl/?akcja=pokaz&id=2126781">Martinus<br />Tłumaczenie listu Benedykta - w sprawie dialogu międzyreligijnego między innymi<br />http://forum.fronda.pl/?akcja=pokaz&id=2126781</a><br /><br /><br />_______<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjGmrxIcSPTfr70UNI822kWGooFbusq7evobv4hTI2-3dVz1Q21EWOKssewjvFTvsKg58uWI24szCrqxVh1lncOD2kLMD4iP21cPwop6nYt5PQPARb0FF9dj9oPQVaqJGh6HjeYwLuVgkU/s1600-h/Benedict+XVI+011+-+vatican+library.jpg"><img style="cursor: pointer; width: 400px; height: 315px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjGmrxIcSPTfr70UNI822kWGooFbusq7evobv4hTI2-3dVz1Q21EWOKssewjvFTvsKg58uWI24szCrqxVh1lncOD2kLMD4iP21cPwop6nYt5PQPARb0FF9dj9oPQVaqJGh6HjeYwLuVgkU/s400/Benedict+XVI+011+-+vatican+library.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5274577644040404370" border="0" /></a><br /><br />_______<br /><br /><br />A major promoter of evolutionism in our days is the Englishman Richard Dawkins, the author of the book “The God Delusion.” He is now promoting a public campaign to put placards on buses in English cities that read: “There’s probably no God. Now stop worrying and enjoy life.” If I put myself in the shoes of a parent with a handicapped, autistic or gravely sick child, or a farm worker who has lost his job, I wonder how such a person would react to that announcement: “There’s probably no God. Now stop worrying and enjoy life!” “Probably”: He doesn't even exclude the possibility that God could exist! But if God doesn't exist, the believer loses nothing. On the other hand, the nonbeliever loses everything.<br /><br /><a href="http://www.zenit.org/article-24323?l=english">Raniero Cantalamessa, OFM Cap<br />Before Him All Nations Will be Gathered – Gospel Commentary for Solemnity of Christ the King<br />http://www.zenit.org/article-24323?l=english</a><br /><br />_______<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjkQ2EsRIp45M91QUQsbJo27m0RJuNo6QOZbI2iEBOemEho8pMioqWP9kz4Ia8WEE_Hanzhtzln3uTBa_IxbtArqfF8nHzh-M6-101KtWZhAgSQy0hX0wowJB5s3XeaOJumvgUTE9-7XhI/s1600-h/Crucifix+-+Ireland+-+crucifix+at+coast.jpg"><img style="cursor: pointer; width: 400px; height: 327px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjkQ2EsRIp45M91QUQsbJo27m0RJuNo6QOZbI2iEBOemEho8pMioqWP9kz4Ia8WEE_Hanzhtzln3uTBa_IxbtArqfF8nHzh-M6-101KtWZhAgSQy0hX0wowJB5s3XeaOJumvgUTE9-7XhI/s400/Crucifix+-+Ireland+-+crucifix+at+coast.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5274577751339340258" border="0" /></a><br /><br />_______<br /><br /><br />As soon as I entered a major Chinese airport recently, as a follow-up visit after the publication of my book "The Seven Sorrows of China," and handed off a suitcase full of smuggled medical supplies to some guardian angels from the West who take care of God's precious -- and China's most neglected -- children, I was hurried away to a vehicle by an excited Catholic priest who was a native Chinese teaching in a seminary in a neighboring country.<br /><br />As we drove away from the airport, the Chinese priest was quick to inform me that he had read my previous book, "The Seven Sorrows of China," and, while complimentary and confirming of the value and accuracy of the text from an inside perspective, he was also adamant in stating that the book was in one way incomplete. “It is a beautiful book and has many good things,” he noted, “but now I challenge you to write something on the ‘Joyful Mysteries of China.’ If you give only the sorrowful side, it will not encourage the people. Jesus had the sorrows of his passion, but also his joys and glories. You must also write about the victories that are happening in the Church in China right now.”<br /><br />["The Seven Sorrows of China"] recorded incidents such as the mandatory cremation of a neglected child who died after having been rejected by a federal Chinese orphanage and then cared for and loved by a private foreign orphanage, and my meetings with women who had to flee from government and family in order to have a child against the abortion policies of state and clan. I had interviewed a saintly underground Chinese bishop under house arrest following 20 plus years of imprisonment and house arrests, and learned about the documentable government persecutions of bishops, priests, and faithful who refuse to cooperate in any way with the government and its official “patriotic” church. I had related the story of an inspiring region where Catholic-style solidarity enabled a heroic Catholic community to effectually ward off the government’s one-child policy in their families of four, five, six, and even eight children.<br /><br />I had been advised by certain Catholic watchdog organizations to avoid granting too many details about the powerful spiritual victories of the humble Chinese Church, lest it result in a new wave of persecutions by the regional religious affairs bureaus of the central Beijing government.<br /><br />We now enter the company of a man of remarkable humility who perseveres under the most delicate of ecclesio-political situations. He is the Catholic bishop of a diocese in China that I must refrain from naming.<br /><br />Let us call him Bishop “O” for “open” or above-ground church.<br /><br />This particular bishop was appointed by the Vatican and is in complete conformity with and obedience to the Holy Father (Pope Benedict’s pictures are present throughout his diocesan offices, his seminaries, and even the home of his elderly parents). He is also registered with the government in what they designate as the “Catholic Patriotic Church.” Pope Benedict’s 2007 Letter to the Chinese Church and People made clear that Catholic bishops appointed by Rome could also register with the Patriotic Church Association without any intrinsic violation to the allegiance and fidelity to the Holy Father and the Holy See. This bishop has done just that. And in striving to hold the extremely difficult and sensitive balance between complete doctrinal orthodoxy and papal loyalty on the one hand, and cooperating (without moral compromise with local government authorities on secondary levels of dialogue and social programs on the other, this clever but innocent shepherd has been able to provide his flock with the spiritual access and social safety which is leading to thousands of adult baptisms throughout his diocese each year.<br /><br />At this first encounter, the head official referred to the bishop with obvious respect in word and in manner. This puzzled us, because it seemed out of place in light of the two radically opposing ideologies that the official and bishop represent.<br /><br />During the meal, rather amazing events unfolded. The head official toasted the bishop, and offered a brief oration on the respect of the bishop by the people of his region. Everyone then drank to this. Local custom called for all to down a small shot glass of what they referred to as "white wine," which was in fact a hard alcohol similar to a form of grappa, the alcohol strength of which could probably propel several large trucks. Then the religious affairs officer (responsible, keep in mind, for the supervision and oftentimes suppression of unapproved religious activity in the county) stood up, proposed another toast to the bishop, and publicly witnessed to the fact that he had begun attending Mass at the bishop’s cathedral on Sundays, and that the bishop personally was teaching him how to pray! All drink to this.<br /><br />At this point, you may have circling in your mind certain questions that I had in mine as all this was taking place. Wait a minute! Aren’t these the bad guys? Aren’t these the Communist party members who are implementing the Beijing policies of one child per family, forced abortion, and general persecution of the Church? Should we be cooperating with these guys and the government they represent? The temptation to pre-judge and to spontaneously condemn was great.<br /><br />The answer: "Shi he bu shi." Yes and No.<br /><br />[T]he bishop commented at one point, "There is a saying here that each diocese in China is like living in its own country." Every diocese in China has its own unique situation in relation to the local government. While it can be said that most dioceses experience consistent persecution from the local government as a logical application of the Beijing central government policies against religious freedom and personal/family dignity, (however slightly they may be improving on the federal level), nonetheless there are exceptions where local officials have providentially seen the social good effected by the Catholic Church's presence in the region, and have decided to grant increased, though still restricted, liberty and even some form of respect to the Catholic presence in their county.<br /><br />Is this a case of inordinate cooperation with an evil authority? In what way is the bishop's approach different from an unacceptable form of moral cooperation with unjust authority -- a cooperation embodying a consequentialist, the-end-justifies-the-means, type of activity, which St. Paul and the Church rightly condemn?<br /><br />As St. Thomas Aquinas reminds us, we must always make key distinctions regarding matters of faith and morals. The bishop is not offering any proximate moral cooperation to anything intrinsically evil that may be enacted by the local government and its officers of religious oversight. Rather, he is cooperating in areas of dialogue between state and Church, coupled with encouraging the solutions to local social problems and legitimate civil advancements for the county, and this has earned the local authorities' trust of the bishop -- a trust which has led to unique opportunities for previously underground Catholics to worship in public and for other Chinese of the area to be exposed to the wonders of Catholic mystery and beauty, for the salvation of their families and friends.<br /><br />[T]he level of respect and even praise offered by the local government for this particular bishop must be seen as exceptionally rare in China, particularly in light of this bishop's refusal of any moral compromise of Church teaching or practice. But this bishop has used the local government's providential honoring of his person and role to full advantage for the Chinese people of God in his diocese.<br /><br />The array of spiritual fruits emanating from this diocese is nothing short of inspiring. Vocations are strongly on the rise. We visited a minor seminary with nearly 100 young men discerning the priesthood. An order of religious sisters numbered more than 70, with the vast majority younger than 40 years of age, and resplendent with smiling faces and joyful strides in their walk. These sisters as well as other religious of the diocese participate in medical outreach programs and educational services to the people of the region.<br /><br />Several parishes have had more than 100 adults enter the Catholic faith at Easter, and the bishop has promised his presence at the Christmas and Easter celebrations of parishes with the greatest number of catechumens becoming baptized. The bishop also has an intense program of Catholic evangelization, where catechists are trained to go out two by two, door to door, following the Gospel instruction of the Lord with literal simplicity and profundity. And this, with the permission of the local Communist authorities!<br /><br />How many dioceses in the Western world, free from any form of Communist domination or harassment, can boast this quantity and quality of ecclesial fruits?<br /><br />The second joyful face of the Chinese Church is usually a hidden face. Hidden behind walls, behind bars, behind police blockades. He is an underground bishop, and his great offering to the Church in China is his "white" martyrdom, and what seems at times to be his approaching "red" or bloody martyrdom.<br /><br />Let us call him Bishop "U" for "underground," in contrast to the aforementioned Bishop "O" for "open" or above-ground church registered with the government.<br /><br />In the specific case of Bishop "U" and his relation to the local government, registering with the Patriotic Association would mean direct moral compromise for him and for his people. This is because in his region it would be advancing an agenda that is counter to the teachings of the Church and independent from the Roman Pontiff.<br /><br />We traveled to his diocese by train, a journey of several hours outside a major city.<br /><br />I recalled that during my previous visit to this region, we had passed an old abandoned brick structure half in ruins and surrounded by a deserted set of farm buildings, and the underground religious with us had said, "That's our seminary for the time being."<br /><br />An account of a recent ordination also helps to give flesh to the reality of what a vocation for the underground Church means. A certain seminarian, who actually had temporary access to partial, out of country theological instruction, had been ready for ordination for some time, but he had to await the release of his bishop from prison. Finally, the day came, and the seminarian was alerted to be prepared at any time for the call to come to a specific location for the ordination. Weeks passed, but still no call. Friends from his previous seminary had been writing for months, asking, "When is the date of your ordination?" The humble seminarian responded simply, "I do not know."<br /><br />Finally, the call came. The seminarian was instructed to go to a certain building, to enter the basement in the dark and to remain until the bishop arrived. The seminarian arrived early in the morning and waited and waited, and still no bishop. Finally at day's end, the seminarian heard the upstairs door open, and someone walking down the steps. It was the bishop, accompanied by one other priest. And there, in the dark, in the basement, without any family members, friends, or even brother clergy save one, the bishop enacted the sacred rite, which transformed the seminarian into another Christ.<br /><br />Weeks later, the newly ordained priest received correspondence from his previous seminary brethren. Upon hearing that he had indeed been ordained, they asked with jubilation for the young priest to send pictures of the ceremony and the subsequent celebration. But there was no public ceremony, celebration, community laud. The priest went to a designated spot and offered his first Mass the next day in service of Christ and in service of his people. His fellow seminarians in another land just did not understand. So, too, we often do not understand what it means to be a priest of the underground Church in China.<br /><br />We were told by one his religious daughters that the bishop's superhuman endurance of the never-ending persecution derives from his phenomenal prayer life. Rising early in the morning, he typically makes three holy hours a day (whenever, of course, he has access to the Blessed Sacrament and Mass -- typically not granted him during his imprisonment periods), the offering of Mass, the praying of the divine office, coupled with several rosaries prayed throughout the day. He is ever beloved by his clergy, religious and people, and they would willingly offer their lives for his protection. Some of his clergy have indeed risked their lives to do so.<br /><br />His serenity can only come from another world. One witness attested to the fact that even during an unexpected visit by police and high officials from the persecuting religious affairs bureau, Bishop "U" never lost his peace. During a brief sojourn of freedom when he returned to his people, witnesses state that, despite the frightening possibility that he would be immediately taken back to prison, he radiated a peace of heart with smile on his face that could only have come from a heavenly source.<br /><br /><a href="http://www.zenit.org/article-24205?l=english">Mark Miravalle<br />The Joys of China (Part 1): The Smiles of a Suffering Church Revealed<br /></a><a href="http://www.zenit.org/article-24205?l=english">http://www.zenit.org/article-24205?l=english</a><br /><br /><a href="http://www.zenit.org/article-24214?l=english">Mark Miravalle<br />The Joys of China (Part 2): Bishop "O" Fosters Church-State Dialogue<br />http://www.zenit.org/article-24214?l=english</a><br /><br /><a href="http://www.zenit.org/article-24223?l=english">Mark Miravalle<br />The Joys of China (Part 3): Bishop "U" Builds Church From Prison<br />http://www.zenit.org/article-24223?l=english</a><br /><br />_______<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj4PCoBMEyUi_XuzzUy9V0Q-U8QLG3JBpSI-BsAenOPrpgD3tVe5c9qDe5x8Um_Waj3jV3TKpFw7wg8JN22hB66NN3suf0efoYOlf4N9-gDGPz7pPRERgco5aUncc-RupvOdMC-ATumlao/s1600-h/Veronica+001.jpg"><img style="cursor: pointer; width: 228px; height: 300px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj4PCoBMEyUi_XuzzUy9V0Q-U8QLG3JBpSI-BsAenOPrpgD3tVe5c9qDe5x8Um_Waj3jV3TKpFw7wg8JN22hB66NN3suf0efoYOlf4N9-gDGPz7pPRERgco5aUncc-RupvOdMC-ATumlao/s400/Veronica+001.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5274577969956670722" border="0" /></a><br /><br />_______<br /><br /><br />Iconclasm had lifted its ugly head around 725. Emperor Constantine V Copronymus (741-775) promoted the destruction of sacred images with great vigor, and sought especially to convert monks to his way of thinking. He harassed Stephen [the Younger] in particular; and when Stephen stood his ground, he sent him into exile on the Island of Proconnesus in the Sea of Marmara, meanwhile launching a campaign to defame the venerable hermit.<br /><br />After two years, the tenacious ruler had the monk transferred to a prison in Constantinople. Still intent on breaking Stephen's will, he had him brought into the imperial presence. He asked him this question: "Does a person who tramples on an image of Christ trample on Christ himself?" Of course not, Stephen replied. But then he drew out a coin bearing the image of Copronymus. "How should a person be treated who trampled on this image?" Constantine, furious at the thought, showed that he considered such an action criminal. "Well, then," the monk replied, "if treading under foot the imperial image is such a crime, would not the treading under foot of the image of Christ be criminal, too?"<br /><br />For that reply, Constantine ordered that Stephen be scourged. Such was his fury that he seems actually to have hoped the beating would be fatal. When Stephen survived, Copronymus was heard to say, "Won't anybody rid me of this monk?"<br /><br />Some of those who heard the ruler took him at his word. They sought out Stephen at once, and dragged him through the city by his feet. Then a mob gathered around the monk, pelted him with stones, and finally beat him to death with clubs.<br /><br />In 787, 23 years after the lynching of St. Stephen the Younger, and in an era in which the Church was freer to counter the political heresy of image-breaking, the Second Ecumenical Council of Nicaea assembled in that eastern city. In this ecumenical council, the gathered Fathers issued a dogmatic definition on the whole issue.<br /><br />They agreed that it was sinful to give to any religious image the direct adoration that was due only to God. But it was permissible, they said, to venerate such images of Christ and the saints, and indeed, very helpful to do so, in that such images reminded the Christian of those depicted, and prayers addressed to them passed on to the heavenly persons themselves. This official definition has been called the "magna carta" of Christian art, in that it contains the doctrinal foundation on which all the glories of Christian art are based.<br /><br />St. Stephen the Younger had died defending this legitimate and fruitful Christian practice. It can be said, in fact, that every statue or painting in our churches, and every medal we wear or rosary we recite, owes a debt to his blood.<br /><br /><a href="http://www.irondequoitcatholic.org/index.php/St/StephenTheYoungerMartyr">Robert F. McNamara<br />St. Stephen the Younger, Martyr<br />http://www.irondequoitcatholic.org/index.php/St/StephenTheYoungerMartyr</a><br /><br />_______<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhq9VH-wAwmmPMvfvQRM1beXG52E_QXuwUEgptUVeXnRZGYCDQOjb8vRliD36zGQuyYR5GEQ2QmKTWCWtcc2nWlwE6c7baWask0RiQAEMo3GNu3YT1ch3LDSQyl2W6lTbVrL4gFGEHUSxI/s1600-h/Luke+029+-+by+Francisco+de+Zurbaran.jpg"><img style="cursor: pointer; width: 316px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhq9VH-wAwmmPMvfvQRM1beXG52E_QXuwUEgptUVeXnRZGYCDQOjb8vRliD36zGQuyYR5GEQ2QmKTWCWtcc2nWlwE6c7baWask0RiQAEMo3GNu3YT1ch3LDSQyl2W6lTbVrL4gFGEHUSxI/s400/Luke+029+-+by+Francisco+de+Zurbaran.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5274578093896524146" border="0" /></a><br /><br />_______<br /><br /><br />[St. John Bosco:]<br /><br />In this lower cavern I again saw those Oratory boys who had fallen into the fiery furnace. Some are listening to me right now; others are former pupils or even strangers to me. I drew closer to them and noticed that they were all covered with worms and vermin which gnawed at their vitals, hearts, eyes, hands, legs, and entire bodies so ferociously as to defy description. Helpless and motionless, they were a prey to every kind of torment. Hoping I might be able to speak with them or to hear something from them, I drew even closer but no one spoke or even looked at me. I then asked my guide why, and he explained that the damned are totally deprived of freedom.<br /><br /><a href="http://www.todayscatholicworld.com/bosco_hell.htm">St. John Bosco’s Dream (Vision) Of Hell<br />http://www.todayscatholicworld.com/bosco_hell.htm</a><br /><br />_______<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgo_IlLOJnTEiVk_Wy-jupCcP3kIlOShSOxjofXiRWiQ72Tu0M0Pt_I7Jw8phqDQDlxqcbTHFGbi9qBb4_LG50lOJ6FHHbgiEI7xcOR3OYgrWJpmWSJgwWZMGA84CPLg80cl99oAiOVpYs/s1600-h/Paul+Gustave+Dore+-+Satan+Falls+002.jpg"><img style="cursor: pointer; width: 323px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgo_IlLOJnTEiVk_Wy-jupCcP3kIlOShSOxjofXiRWiQ72Tu0M0Pt_I7Jw8phqDQDlxqcbTHFGbi9qBb4_LG50lOJ6FHHbgiEI7xcOR3OYgrWJpmWSJgwWZMGA84CPLg80cl99oAiOVpYs/s400/Paul+Gustave+Dore+-+Satan+Falls+002.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5274578205304643986" border="0" /></a><br /><br />_______<br /><br /><br />According to his own testimony, the Pope who declared the dogma of the Assumption [Pius XII] saw the "miracle of the sun" four times.<br /><br />This information is confirmed by a handwritten, unpublished note from Pope Pius XII, which is part of the "Pius XII: The Man and the Pontificate" display. The display opened in the Vatican to the public today and will run through Jan. 6.<br /><br />Pius XII's note says that he saw the miracle in the year he was to proclaim the dogma of the Assumption, 1950, while he walked in the Vatican Gardens.<br /><br />He said he saw the phenomenon various times, considering it a confirmation of his plan to declare the dogma.<br /><br />The papal note says that at 4 p.m. on Oct. 30, 1950, during his "habitual walk in the Vatican Gardens, reading and studying," having arrived to the statue of Our Lady of Lourdes, "toward the top of the hill […] I was awestruck by a phenomenon that before now I had never seen."<br /><br />"The sun, which was still quite high, looked like a pale, opaque sphere, entirely surrounded by a luminous circle," he recounted. And one could look at the sun, "without the slightest bother. There was a very light little cloud in front of it."<br /><br />The Holy Father's note goes on to describe "the opaque sphere" that "moved outward slightly, either spinning, or moving from left to right and vice versa. But within the sphere, you could see marked movements with total clarity and without interruption."<br /><br />Pius XII said he saw the same phenomenon "the 31st of October and Nov. 1, the day of the definition of the dogma of the Assumption, and then again Nov. 8, and after that, no more."<br /><br />The Pope acknowledged that on other days at about the same hour, he tried to see if the phenomenon would be repeated, "but in vain -- I couldn't fix my gaze [on the sun] for even an instant; my eyes would be dazzled."<br /><br /><a href="http://www.zenit.org/article-24149?l=english">Antonio Gaspari<br />Pius XII Saw "Miracle of the Sun"<br />http://www.zenit.org/article-24149?l=english</a><br /><br />_______<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQP557URc0JcdJcxuHaaZQUnrMNCa24UFPxWR2rZ1uXwnk50T5zvhE6FGpW10yeDBwPY3e7LXDp53R6Uug8PqdT3LN02T9orfOVaj8AqLFK9fDBtAX6O5I-ny8WCgZwLUL0Woa4nxgMIM/s1600-h/Luke+025.jpg"><img style="cursor: pointer; width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQP557URc0JcdJcxuHaaZQUnrMNCa24UFPxWR2rZ1uXwnk50T5zvhE6FGpW10yeDBwPY3e7LXDp53R6Uug8PqdT3LN02T9orfOVaj8AqLFK9fDBtAX6O5I-ny8WCgZwLUL0Woa4nxgMIM/s400/Luke+025.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5274578936152890258" border="0" /></a><br /><br />_______<br /><br /><br />I doubt whether the tradition is reversible at all, but even if it were, the reversal could hardly be accomplished by an incidental section in a long encyclical focused primarily on the defense of innocent human life. If the Pope were contradicting the tradition, one could legitimately question whether his statement outweighed the established teaching of so many past centuries.<br /><br />I believe that the Pope, without contradicting the tradition, is exercising his prudential judgment that in our time adequate punishment, including the moral and physical defense of society, can generally be accomplished by bloodless means, which are always to be preferred.<br /><br />The fact that this is likely a prudential judgment throws cold water on the idea that Catholics must assent to a revised teaching on capital punishment that finds almost no cases in which it is acceptable.<br /><br />I don't hate the men who killed Mamie, nor do I want revenge. I have prayed for not only their capture but their conversion from the beginning. If they are sentenced to death, I am committed to praying for the repose of their souls. I do believe, however, that they should face justice in this life, with the hope of God's mercy in the next.<br /><br />Praying for those who killed my wife's elderly mother is one of the bitter ironies of Catholicism that I am willing to accept. But wringing my hands and lobbying for their lives is not.<br /><br /><a href="http://insidecatholic.com/Joomla/index.php?option=com_content&task=view&id=4191&Itemid=48">Steve Skojec<br />Face To Face With The Death Penalty<br />http://insidecatholic.com/Joomla/index.php?option=com_content&task=view&id=4191&Itemid=48</a><br /><br />_______<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhWVn_5-I4hWM72Cx2JtZSV97_vyXppqo5bLiA0W-0V4C_WSOtBn20KJTQLk31UHadI3erK2CnQLx9qgWaBUv8fUZ2RaZGKG7CAiMdolD0Qx55D2M9Su5GNglD9OB_Dp2EKQDvrFg8Z5og/s1600-h/Gregory+Thaumaturgus+001.jpg"><img style="cursor: pointer; width: 243px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhWVn_5-I4hWM72Cx2JtZSV97_vyXppqo5bLiA0W-0V4C_WSOtBn20KJTQLk31UHadI3erK2CnQLx9qgWaBUv8fUZ2RaZGKG7CAiMdolD0Qx55D2M9Su5GNglD9OB_Dp2EKQDvrFg8Z5og/s400/Gregory+Thaumaturgus+001.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5274579057075559090" border="0" /></a><br /><br />_______<br /><br /><br />[Saint Gregory Thaumaturgus] was the Bishop of Caesarea, a diocese with only 17 Christians at the time. Converted most of his bishopric; tradition says there were only 17 pagans left at the time of his death. Instituted the celebration of martyrs, teachings about the saints, and celebration of saint feast days as a way to interest pagans in the Church. During the Decian persecutions c.250, he and his flock fled into the desert. Worked among the sick when the plague struck soon after, and with refugees during the invasion of Pontus by the Goths in 252-254. Attended the First Council of Antioch in 264-265. Opposed the heresies of sabellianism and Tritheism. Used his legal training to help his parishioners, and settle disputes between them without taking their problems to the civil courts controlled by pagans.<br /><br /><a href="http://saints.sqpn.com/saintg40.htm">Terry Jones<br />Saint Gregory Thaumaturgus<br />http://saints.sqpn.com/saintg40.htm</a><br /><br />_______<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj7ok-RmMCq2HwLRSFgJM4QsntVj-Vnv0Ah730_6G0CQTYtWEHRDVBjzBKhlVcvhzzw8qE76NKHOg_0VZInw9fmyPgRLxm5KXInaxSF1202wDN-9-SdgaGosZHUr_Ad5kwFh0wDmz4UM7k/s1600-h/secessionism+-+christian+exodus+project+002.png"><img style="cursor: pointer; width: 359px; height: 100px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj7ok-RmMCq2HwLRSFgJM4QsntVj-Vnv0Ah730_6G0CQTYtWEHRDVBjzBKhlVcvhzzw8qE76NKHOg_0VZInw9fmyPgRLxm5KXInaxSF1202wDN-9-SdgaGosZHUr_Ad5kwFh0wDmz4UM7k/s400/secessionism+-+christian+exodus+project+002.png" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5274579166236840082" border="0" /></a><br /><br />_______<br /><br /><br />Keith Humphrey, a representative of another conservative Christian group, the Christian Exodus Project, mentioned that members of his organization had relocated to various places, including South Carolina, Idaho and even Panama, with the goal of establishing independent, self-sufficient Christian communities. He also urged Christians to “purge themselves of the idolatry of statism” and practice what he called “personal secession” by depending on God and the Christian community rather than the state, and avoiding statist institutions through such practices as midwifery, refusing to obtain a Social Security card or birth certificates for children, establishing home schools and home-based businesses, using private currencies and engaging in barter, avoiding corporate jobs and training children in independent living.<br /><br /><a href="http://attackthesystem.com/secessionists-unite/">Keith Preston<br />Secessionists, Unite!<br />http://attackthesystem.com/secessionists-unite/</a><br /><br />_______<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhYh_tZd6h5oTlgJ28zYukjBsQRt5nJV4BKdGO0coHxbn5Zz6pQkgvKmtL-APSF_tSXmXwsEwUszMiyYR-0AyGN_HMyZpa47yVWAdCRmTmPCDJtBGXuL25J2ADEVd3X_4kjDz-_p917CeY/s1600-h/John+George+Brown+-+Fieldhand+With+Scythe+%281909%29.jpg"><img style="cursor: pointer; width: 306px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhYh_tZd6h5oTlgJ28zYukjBsQRt5nJV4BKdGO0coHxbn5Zz6pQkgvKmtL-APSF_tSXmXwsEwUszMiyYR-0AyGN_HMyZpa47yVWAdCRmTmPCDJtBGXuL25J2ADEVd3X_4kjDz-_p917CeY/s400/John+George+Brown+-+Fieldhand+With+Scythe+%281909%29.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5274579291316504146" border="0" /></a><br /><br />_______<br /><br /><br />[Will Rogers:]<br /><br />You can't break a man that don't borrow; he may not have anything, but Boy! he can look the World in the face and say, "I don't owe you Birds a nickel."<br /><br /><a href="http://www.willrogerstoday.com/weekly_comments/archive_issue.cfm?ID_News=341">Bankers and Wall Street same as eighty years ago<br />http://www.willrogerstoday.com/weekly_comments/archive_issue.cfm?ID_News=341</a><br /><br />_______<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgOdTxe5D2kLc-eoN6s6K4nEwh6DSZu5qXG1xMqMeqM1kSE6q0wuepqKXHMTofwr08se_Rbn1cO9yTA3Rv1dERS6bs-UjZdykkg0qm4_A-RQvl5NGhk5FgCwtFHHn0xLJF0yZF94R7sulA/s1600-h/Vincent+McNabb+006+-+Leicester+Priory+Memorial+window.jpg"><img style="cursor: pointer; width: 208px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgOdTxe5D2kLc-eoN6s6K4nEwh6DSZu5qXG1xMqMeqM1kSE6q0wuepqKXHMTofwr08se_Rbn1cO9yTA3Rv1dERS6bs-UjZdykkg0qm4_A-RQvl5NGhk5FgCwtFHHn0xLJF0yZF94R7sulA/s400/Vincent+McNabb+006+-+Leicester+Priory+Memorial+window.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5274580050730534690" border="0" /></a><br /><br />_______<br /><br /><br />[Vincent McNabb OP:]<br /><br />Buy boots you can walk in. Walk in them. Even if you lessen the income of the General Omnibus Company, or your family doctor; you will discover the human foot. On discovering it, your joy will be as great as if you had invented it. But this joy is the greatest, because no human invention even of Mr. Ford or Mr. Marconi is within a mile of a foot.<br /><br /><a href="http://www.vincentmcnabb.org/prayers.html">http://www.vincentmcnabb.org/prayers.html</a><br /><br />_______<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhXExgoBQ-_bSRBsg6q8YlEAGMfUM5nHJ_FfIMOlwia4DxpiG6S1miIlHoEcpMQqRj8Dhhx-Ie2v7IDYcs0lKRNY1B-yOI2ljZoUoEEATvDP3BZHhyphenhyphenqS1IpN9qQ7WVRLgfHKeulFgoIpv4/s1600-h/Vincent+McNabb+004.jpg"><img style="cursor: pointer; width: 134px; height: 282px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhXExgoBQ-_bSRBsg6q8YlEAGMfUM5nHJ_FfIMOlwia4DxpiG6S1miIlHoEcpMQqRj8Dhhx-Ie2v7IDYcs0lKRNY1B-yOI2ljZoUoEEATvDP3BZHhyphenhyphenqS1IpN9qQ7WVRLgfHKeulFgoIpv4/s400/Vincent+McNabb+004.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5274580360188283250" border="0" /></a><br /><br />_______<br /><br /><br />Individualism does not regard the individual as if they exist in a vacuum, it merely recognizes the individual's sovereignty as co-existing with interpersonal relations, and that it is a fundamental building block of a society. It is erroneous to present a false dichotomy between uniformity and atomism, when neither of the two reflect the nature of an individual let alone a society. Society qua society is founded on voluntary cooperation, but this does not conflict with individual sovereignty. Voluntary cooperation is merely the net effect of people making use of their individual sovereignty, and competition is merely a reflection of the diversity of wants that people pursue as sovereigns. While interpersonal relations are something to take into account, the individual still retains their independence from the transgressions of others in an equilibrium, which aknowledges the competitive element of society that is responsible for creativity and innovation.<br /><br /><a href="http://mises.org/Community/blogs/brainpolice/archive/2008/11/19/competition-and-cooperation.aspx">Brainpolice<br />Competition and Cooperation<br />http://mises.org/Community/blogs/brainpolice/archive/2008/11/19/competition-and-cooperation.aspx</a><br /><br />_______<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8ilkM3Wev-er5KAA4Mo4U18EsAG__dYFf5kyHjwHKxnOcKEpKEVgkFsT4JbqxLSn3xytdKSnkzYuadXEN8E2Hv43vN4Sz7b-hc_7UayX0LBYN8HYRDPFZEwXK9Lo-lvVK_rKjus6CzhE/s1600-h/voluntaryism+001+-+Voluntary+Victory+sign+%28francois+tremblay%29.gif"><img style="cursor: pointer; width: 270px; height: 205px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8ilkM3Wev-er5KAA4Mo4U18EsAG__dYFf5kyHjwHKxnOcKEpKEVgkFsT4JbqxLSn3xytdKSnkzYuadXEN8E2Hv43vN4Sz7b-hc_7UayX0LBYN8HYRDPFZEwXK9Lo-lvVK_rKjus6CzhE/s400/voluntaryism+001+-+Voluntary+Victory+sign+%28francois+tremblay%29.gif" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5274580460828284578" border="0" /></a><br /><br />_______<br /><br /><br />The Central American nation of El Salvador provides an excellent case study in how “actually existing capitalism” came about. The indigenous people of El Salvador, known as the Pipil Indians, were conquered in the early sixteenth century by the Spanish conquistadors. It was not until 1821 that El Salvador claimed its independence from Spain and subsequently became an independent nation in 1839. The system of land ownership in Salvadoran society was communal in nature as late as the end of the eighteenth century with ownership rights relegated to individual towns and Pipil villages. The primary agricultural products produced by the peasants were cattle, indigo, corn, beans and coffee. The Pipil were essentially practicing a type of collective self-employment.<br /><br />As the international market for coffee expanded, some of the wealthier and more powerful merchants and landowners began pressuring the Salvadoran government to intervene into the economic structures of the nation in such a way as to make the accumulation of personal wealth more rapid through the establishment of larger, private plantations with a more greatly regimented labor force. Consequently, the government began to destroy the traditional system of property rights held by the towns and villages in order to establish individual plantations owned by those from the privileged classes who already possessed the means of acquiring credit. This change was implemented in several steps. In 1846, landowners with more than 5,000 coffee bushes were granted immunity from paying export duties for seven years and from paying taxes for a ten year period. Plantations owned by the Salvadoran government were also transferred to politically connected private individuals. In 1881, the communal land rights the Pipil had possessed for centuries were rescinded, making self-sufficiency for the Indians impossible. The government subsequently refused to grant even subsistence plots to the Pipil as the Salvadoran state was now fully under the control of the large plantation owners. This escalating economic repression was met with resistance and five separate peasant rebellions occurred during the late nineteenth century. By the middle part of the twentieth century, El Salvador’s coffee plantations, called fincas, were producing ninety-five percent of the country’s export product and were controlled by a tiny oligarchy of landowning families.<br /><br />The phrase “means of acquiring credit” from the previous paragraph is a particularly significant one as the purpose of state control over banking and the issuance of money serves to narrowly constrict the supply of available credit which in turn renders entrepreneurship inaccessible to the majority of the population at large. Indeed, Murray Rothbard argued that bankers as a class “are inherently inclined towards statism” as they are typically involved with unsound practices, such as fractional reserve credit, that subsequently lead to calls for assistance from the state, or derive much of their business from direct involvement with the state, for instance, through the underwriting of government bonds. Therefore, the banking class becomes the financial arm of the state not only by specifically underwriting the activities of the state, such as war, plunder and repression, but also by serving to create and maintain a plutocracy of businessmen, manufacturers, politically-connected elites and others able to obtain access to the narrowly constricted supply of credit within the context of the market distortions generated by the state’s money monopoly.<br /><br />Indeed, parallels can also be drawn between the structures of contemporary state- capitalism and historic feudalism. Since the High Middle Ages government has been transformed from its earlier identification with a specific person or persons into a corporate entity with a life and identity of its own beyond that of its individual members.<br /><br />James Burnham [wrote in] “The Managerial Revolution: What Is Happening in the World” [...] that modern societies are neither “capitalist” nor “socialist” in the way these terms were historically understood. Instead, a new kind of politico-economic order has emerged in modern times where political and economic rule is conducted by a “managerial class” of bureaucrats presiding over mass organizations – governments and their bureaus and agencies, corporations and financial institutions, armies, political parties, unions, universities, media, foundations and the like. Membership in the upper strata of these entities is often rotational in that many of the same individuals shift about from the various sectors of the managerial class, for instance, from elected positions in government to corporate boards of directors to key positions in the media or elite foundations to appointed positions in the bureaucracy.<br /><br />As for the question of what an economy devoid of statist, corporatist and plutocratic rule would actually look like, it can be expected that removal of state-imposed barriers to obtainment of credit, entrepreneurship and economic self-sufficiency (as opposed to dependency on state and corporate bureaucracies for employment, insurance and social services) will be one where Colin Ward’s ideal of a “self-employed” society is largely realized. No longer will the average man be dependent on Chase Manhattan, Home Depot, General Motors, Tesco or Texaco for his livelihood or his sustenance. Instead, he will have finally acquired the means of existing economically as a self-sufficient dignified individual in a community of peers where privilege is the result of merit and equal liberty is the unchallengeable prerogative of all.<br /><br />Early in the twentieth century there were a variety of movements championing the independent small producer and the cooperative management of large enterprises including anarcho-syndicalism from the extreme Left and distributism from the reactionary Catholic Right. These tendencies still exist on the outer fringes of political and economic thought. One need not agree with every bit of analysis or every proposal advanced by these schools of thinking to recognize their visionary libertarian aspects.<br /><br />An economy organized on the basis of worker-owned and operated industries, peoples’ banks, mutuals, consumer cooperatives, anarcho-syndicalist labor unions, individual and family enterprises, small farms and crafts workers associations engaged in local production for local use, voluntary charitable institutions, land trusts, or voluntary collectives, communes and kibbutzim may seem farfetched to some, but no more so and probably less so than a modern industrial, high-tech economy where the merchant class is the ruling class and the working class is a frequently affluent middle class would have seemed to residents of the feudal societies of pre-modern times. If the expansion of the market economy, specialization, the division of labor, industrialization and technological advancements can bring about the achievements of modern societies in eradicating disease, starvation, infant mortality and early death, one can only wonder what a genuine free enterprise system might achieve, and would have already achieved were it not for the scourge of statism and the corresponding plutocracy.<br /><br /><a href="http://attackthesystem.com/free-enterprise-the-antidote-to-corporate-plutocracy/">Keith Preston<br />Free Enterprise: The Antidote to Corporate Plutocracy<br />http://attackthesystem.com/free-enterprise-the-antidote-to-corporate-plutocracy/</a><br /><br />_______<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQA-i0WwdZldMY_XW_sFhirgv8i6o7AoNRpdaEr5f6Vb2lXNxDjFePF-pjZCQvM4TwFlfCc_KGUzTUuA1c_2kYj3Yf4sPFNnuWsSMuldjcGXh7yVvYXxG-L6bXR-UIOBbOVvcnfI9IJLM/s1600-h/John+George+Brown+-+Industrious+Family+%281905%29.jpg"><img style="cursor: pointer; width: 400px; height: 328px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQA-i0WwdZldMY_XW_sFhirgv8i6o7AoNRpdaEr5f6Vb2lXNxDjFePF-pjZCQvM4TwFlfCc_KGUzTUuA1c_2kYj3Yf4sPFNnuWsSMuldjcGXh7yVvYXxG-L6bXR-UIOBbOVvcnfI9IJLM/s400/John+George+Brown+-+Industrious+Family+%281905%29.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5274580565937232466" border="0" /></a><br /><br />_______<br /><br /><br />The split between life and work is probably the greatest contemporary social problem. You cannot expect men to take a responsible attitude and to display initiative in daily life when their whole working experience deprives them of the chance of initiative and responsibility. The personality cannot be successfully divided into watertight compartments, and even the attempt to do so is dangerous: if a man is taught to rely upon a paternalistic authority within the factory, he will be ready to rely upon one outside. If he is rendered irresponsible at work by lack of opportunity for responsibility, he will be irresponsible when away from work too. The contemporary social trend towards a centralised, paternalistic, authoritarian society only reflects conditions which already exist within the factory.<br /><br />The novelist, Nigel Balchin, was once invited to address a conference on 'incentives' in industry. He remarked that 'Industrial psychologists must stop messing about with tricky and ingenious bonus schemes and find out why a man, after a hard day's work, went home and enjoyed digging in his garden.'<br /><br />But don't we already know why? He enjoys going home and digging in his garden because there he is free from foremen, managers and bosses. He is free from the monotony and slavery of doing the same thing day in day out, and is in control of the whole job from start to finish. He is free to decide for himself how and when to set about it. He is responsible to himself and not to somebody else. He is working because he wants to and not because he has to. He is doing his own thing. He is his own man.<br /><br />The desire to 'be your own boss' is very common indeed. Think of all the people whose secret dream or cherished ambition is to run a small-holding or a little shop or to set up in trade on their own account, even though it may mean working night and day with little prospect of solvency. Few of them are such optimists as to think they will make a fortune that way. What they want above all is the sense of independence and of controlling their own destinies.<br /><br />The fact that in the twentieth century the production and distribution of goods and services is far too complicated to be run by millions of one-man businesses doesn't lessen this urge for self-determination, and the politicians, managers and giant international corporations know it. This is why they present every kind of scheme for 'workers' participation', 'joint management', 'profit sharing', 'industrial co-partnership', everything in fact from suggestion boxes to works councils, to give the worker the feeling that he is more than a cog in the industrial machine while making sure that effective control of industry is kept out of the hands of the man on the factory floor.<br /><br />For a lucky few work is enjoyable for its own sake, but the proportion of such people in the total working population grows smaller as work becomes either more mechanised or more fragmented. Automation, which was expected to reduce the sheer drudgery of manual labour and the sheer mental drudgery of clerical work, is feared because in practice it simply reduces the number of income gaining opportunities. It is a saving of labour, not by the worker, but by the owners or controllers of capital. The lucky few are destined for the jobs which are either created by or are unaffected by automation. The unlucky majority, condemned from childhood to the dreary jobs, find them either diminished or extinguished by the 'rationalisation' of work.<br /><br />Can we imagine that in a situation where the control of an industry, a factory, any kind of workplace, was in the hands of the people who work there, they would just carry on production, distribution and bottle-washing in the ways we are familiar with today? Even within capitalist society (though not within the 'public sector' which belongs to 'the people') some employers find that what they call job enlargement or job enrichment, the replacement of conveyor belt tasks by complete assembly jobs, or deliberate rotation from job to job in the production process, can increase production simply by reducing boredom. When everyone in an industry has a voice in it, would they stop at this point? In his brilliant essay Work and Surplus, Keith Paton imagines what would happen in a car factory taken over permanently by its workers. 'After the carnival of revolution come the appeals to return to work' but 'to get into the habit of responding to orders or exhortations to raise the GNP would be to sell the pass straight away. On the other hand production must eventually be got going on some basis or other. What basis? Return to what sort of work?'<br /><br />So instead of restarting the assembly track (if the young workers haven't already smashed it) they spend two months discussing the point of their work, and how to rearrange it. Private cars? Why do people always want to go somewhere else? Is it because where they are is so intolerable? And what part did the automobile play in making the need to escape? What about day to day convenience? Is being stuck in a traffic jam convenient? What about the cost to the country? Bugger the 'cost to the country', that's just the same crap as the national interest. Have you seen the faces of old people as they try to cross a busy main road? What about the inconvenience to pedestrians? What's the reason for buying a car? Is it just wanting to HAVE it? Do we think the value of a car rubs off on us? But that's the wrong way round. Does having a car really save time? What's the average hours worked in manufacturing industry Let's look it up in the library: 45-7 hours work a week. What's the amount of the family's spending money in a week that goes on cars? 10 3 per cent of all family income. Which means more like 20 per cent if you've got a car because half of us don't have one. What's 25 per cent of 45 hours? Christ, 9 hours! That's a hell of a long time spent 'saving time'! There must be a better way of getting from A to B. By bus? OK, let's make buses. But what about the pollution and that? What about those electric cars they showed on the telly once? Etc., etc.<br /><br />He envisages another month of discussion and research in complexly cross-cutting groups, until the workers reach a consensus or eventual self-redeployment for making products which the workers consider to be socially useful. These include car refurbishing to increase the use-value of models already on the road), buses, overhead monorail cars, electric cars and scooters, white bicycles for communal use (as devised by the Amsterdam provos), housing units, minimal work for drop-outs, and for kids and old people who like to make themselves useful. But he sees other aspects of the workers' take-over, voluntary extra work for example: 'As work becomes more and more pleasurable, as technology and society develop to allow more and more craft aspects to return at high technological level, the idea of voluntary extra over the (reduced) fixed working week becomes feasible. Even the fixing of the working week becomes perseded.' The purpose of this voluntary extra? 'New Delhi needs buses, provide them by voluntary work.'The factory itself is open to the community, including children; - thus every factory worker is a potential "environmental studies" instructor, if a child comes up and asks him how something works.' The factory in fact becomes a university, an institute of learning rather than of enforced stupidity, 'using men to a millionth of their capacities' as Norbert Weiner put it.<br /><br />As we are frequently reminded by our own experience as consumers, industrial products in our society are built for a limited life as well as for an early obsolescence. The products which are available for purchase are not the products which we would prefer to have. In a worker-controlled society it would not be worth the workers' while to produce articles with a deliberately limited life, nor to make things which were unrepairable. Products would have transparency of operation and repair. When Henry Ford first marketed his Model T he aimed at a product which 'any hick up a dirt road' could repair with a hammer and a spanner. He nearly bankrupted his firm in the process, but this is precisely the kind of product which an anarchist society would need: objects whose functioning is transparent and whose repair can be undertaken readily and simply by the user. In his book The Worker in an Affluent Society, Ferdynand Zweig makes the entertaining observation that 'quite often the worker comes to work on Monday worn out from his weekend activities, especially from "Do-it-yourself". Quite a number said that the weekend is the most trying and exacting period of the whole week, and Monday morning in the factory, in comparison, is relaxing ' This leads us to ask - not in the future, but in our present society - what is work and what is leisure if we work harder in our leisure than at our work?<br /><br />When we talk of 'doing our own thing' we are not advocating going back to doing everything by hand. This would have been the only option in the thirties. But since then electrical power and 'affluence' have brought a spread of intermediate machines, some of them very sophisticated, to ordinary working class communities. Even if they do not own them (as many claimants do not) the possibility exists of borrowing them from neighbours, relatives, ex-workmates. Knitting and sewing machines, power tools and other do-it-yourself equipment comes in this category. Garages can be converted into little workshops, home-brew kits are popular, parts and machinery can be taken from old cars and other gadgets. If they saw their opportunity, trained metallurgists and mechanics could get into advanced scrap technology, recycling the metal wastes of the consumer society for things which could be used again regardless of whether they would fetch anything in a shop. Many hobby enthusiasts could begin to see their interests in a new light.<br /><br />The funny thing is that when we discuss the question of work from an anarchist point of view, the first question people ask is: What would you do about the lazy man, the man who will not work? The only possible answer is that we have all been supporting him for centuries. The problem that faces every individual and every society is quite different, it is how to provide people with the opportunity they yearn for: the chance to be useful.<br /><br /><a href="http://www.theyliewedie.org/ressources/biblio/en/Ward_Colin_-_A_SELF-employed_society.html">Colin Ward<br />A Self-Employed Society<br />http://www.theyliewedie.org/ressources/biblio/en/Ward_Colin_-_A_SELF-employed_society.html</a><br /><br />_______<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGmIdSwewtU-cKfN5g_GDx4zPPNAbGGXyjd5TsIxkBYiYUbRQilxe-syUIkE10ZkMarAl0P_a4CqHBntieIOzS7kXuf6Md_EXRy29q1dBqOBaQ55H2qrYOhoBL3d_Ih0Glr1yqD8ygeb8/s1600-h/randy+harless+-+sovereignty+-+health+permit+-+coffee+bar+001.jpg"><img style="cursor: pointer; width: 400px; height: 256px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGmIdSwewtU-cKfN5g_GDx4zPPNAbGGXyjd5TsIxkBYiYUbRQilxe-syUIkE10ZkMarAl0P_a4CqHBntieIOzS7kXuf6Md_EXRy29q1dBqOBaQ55H2qrYOhoBL3d_Ih0Glr1yqD8ygeb8/s400/randy+harless+-+sovereignty+-+health+permit+-+coffee+bar+001.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5274580660476591986" border="0" /></a><br /><br />_______<br /><br /><br />Randy Harless has declared sovereignty by renouncing his citizenship and claims his status prevents him from being held accountable for laws of a government he is no longer a part of.<br /><br />When Harless bought Log Cabin Espresso, located on SR 532 near Good Road, earlier this year, and renamed the establishment Randy Lee Harless, he put his declaration of sovereignty to the test. At the end of July, Harless was notified by Island County Public Health of the suspension of his 2008 food service establishment permit. Failing to respond to notification of continued violations of health codes, Harless was notified he must immediately cease all food service operations.<br /><br />“It’s my right to own a business,” said Harless. “I don’t need permission.”<br /><br />According to Harless, his actions are a stand against tyranny. “Nobody stands up for their rights anymore,” he said. “The health department comes along, and they want to have power to control every move of what goes on here.” Harless said he has taken back that control over his establishment. “Under my sovereignty, I have granted myself a health permit,” he said.<br /><br /><a href="http://www.scnews.com/default.asp?sourceid=&smenu=87&twindow=Default&mad=No&sdetail=121&wpage=&skeyword=&sidate=&ccat=&ccatm=&restate=&restatus=&reoption=&retype=&repmin=&repmax=&rebed=&rebath=&subname=&pform=&sc=2790&hn=scnews&he=.com">Rick Wood<br />Troubles brew for island coffee stand<br />http://www.scnews.com/default.asp?sourceid=&smenu=87&twindow=Default&mad=No&sdetail=121&wpage=&skeyword=&sidate=&ccat=&ccatm=&restate=&restatus=&reoption=&retype=&repmin=&repmax=&rebed=&rebath=&subname=&pform=&sc=2790&hn=scnews&he=.com</a><br /><br />_______<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhB1KNzau1g9UQxrVfcsbu34TQgJYaw1CQ3oKuTovpjIp1PvcfRo4DK3AmtJT1zKouGLSlSxBtwr5n_k-s89LMGVOIPDxwE0vEnqcIoN7kITruDb9liSw-58o3q_xG6tGzsoZ0EXH8YNKg/s1600-h/agorism+in+action+001+-+gaza+strip+-+smuggling+cows+-+610x.jpg"><img style="cursor: pointer; width: 400px; height: 266px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhB1KNzau1g9UQxrVfcsbu34TQgJYaw1CQ3oKuTovpjIp1PvcfRo4DK3AmtJT1zKouGLSlSxBtwr5n_k-s89LMGVOIPDxwE0vEnqcIoN7kITruDb9liSw-58o3q_xG6tGzsoZ0EXH8YNKg/s400/agorism+in+action+001+-+gaza+strip+-+smuggling+cows+-+610x.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5274580787522443314" border="0" /></a><br /><br />_______<br /><br /><br />This thing that I shall bring to your attention is a existing example of counter economics, the process proposed by Samuel Edward Konkin in the New Libertarian Manifesto [...] as a strategy for action against the state. The plan? To build a new society within the shell of the old.<br /><br />[C]ertain sections of Palestine are currently being blockaded by Israel. You have all the elements of statism here, an army, some politicians, stolen land and a few thousand people without many basic supplies. Stuff’s gonna happen. However, there are some courageous and entrepreneurial individuals who are fighting by creating smuggling networks by digging tunnels under the border between Gaza and Egypt.<br /><br />[D]eep beneath the watchtowers and fences of Gaza’s 10-mile long border with Egypt, a sprawling warren of hand-dug burrows now supplies everything from food, petrol and designer jeans through to guns, drugs and black market Marlboro cigarettes.<br /><br />“We bring through laptops, clothes, computers, medicines, mobile phones and even people,” said Hisham al Loukh, 23, another tunneller. “There was even a bride from Egypt who came through one recently to get married to a man in Gaza.”<br /><br />Welcome, this is the counter economy in its most elegant form. These tunnels are 30 feet deep and run for 300 yards, a complex structure and organisation obtained by a group of individuals who have voluntarily cooperated in order to overcome the little problem of starvation. [...] These tunnels were originally used for destructive purposes, involving the importation of explosives to be used against Israel! Thanks to the counter economy, these tunnels have now been put to a productive use. They have provided employment and supply to “an area which currently has 80 per cent unemployment”. Further still, “Some local shops honour tunnellers in the same fashion as “martyred” local militants, displaying pictures of them clutching spades and drills rather than assault rifles.”<br /><br />However, this tale is not without its villains. Like any good tale of good vs evil, the state has warped and twisted the market in its destructive lust for power and control, causing the counter economy to grow in retaliation. Beside the obvious effect of the Israeli military on the Palestinian people, there is pressure from both the Israeli and American adminstrations on Egypt to shut down the tunnels.<br /><br />The threat is not just from earthfalls. The Egyptian government, which has traditionally turned a blind eye to the tunnels because of historic sympathy for Gaza’s Palestinian residents, is now under growing pressure from both Israel and the US to shut them down, and in recent months Egyptian border guards have started dynamiting any entrances that they discover.<br /><br />“They also pump in water, poison gas, and even sewage,” said Mr Sazzar. “But they do not stop us. If part of one tunnel gets blocked, we just dig a new branch in a different direction.”<br /><br />On the Gaza side, little effort is made to hide the tunnels, which lurk under a network of tents and jerry-built shacks along the border.<br /><br />Israel, which withdrew its forces from Gaza in 2005, has occasionally sent warplanes to bomb the passageways, but has not done so since striking a cease-fire deal with Hamas three months ago.<br /><br />[T]here are even rumours that Hamas, the ruling faction in Gaza, is imposing unofficial taxation on all smuggled goods. So much for governments protecting their people, right?<br /><br />The moral to the story is that the counter economy is something that exists everywhere, in all circumstances, so long as there are people. Clearly, the counter economy is a productive force that works to improve the lives of individuals even in the most dire of circumstances. It’s a natural and elegant response to statism and coercion that forgoes violence in favour of economic revolt. You can’t try and crush a people, whether it be an entire nation or a small community, without them finding ways around your blockades, rules, taxes and legislation. To those sceptics who doubt the scope or the potential of the counter economy, I put it to you that the existence of the counter economy is intrinsically tied to that of the human species. So long as there is people, there is counter economic activity.<br /><br /><a href="http://theguerrillacapitalist.wordpress.com/2008/09/28/to-the-counter-economic-sceptics/">Royce Christian<br />To the Counter Economic Sceptics<br />http://theguerrillacapitalist.wordpress.com/2008/09/28/to-the-counter-economic-sceptics/</a><br /><br />_______<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjTlpg_zx71OGqxzF6uC3jZpYQG6SXUZTkF24uCdjzNreOg5yKsiaPdkZZptQFnt14GpCx-XsPEJUq-A1UGw8jpaBlNuSdX1y95rRec37E0McaoMTP57QcwD70YzWlnKIrPlhRAIRhXFHk/s1600-h/agorism+in+action+-+gaza+strip+002+-+digging+a+tunnel.jpg"><img style="cursor: pointer; width: 400px; height: 285px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjTlpg_zx71OGqxzF6uC3jZpYQG6SXUZTkF24uCdjzNreOg5yKsiaPdkZZptQFnt14GpCx-XsPEJUq-A1UGw8jpaBlNuSdX1y95rRec37E0McaoMTP57QcwD70YzWlnKIrPlhRAIRhXFHk/s400/agorism+in+action+-+gaza+strip+002+-+digging+a+tunnel.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5274581143436994114" border="0" /></a><br /><br />_______<br /><br /><br />To be governed is to be watched, inspected, spied upon, directed, law-driven, numbered, regulated, enrolled, indoctrinated, preached at, controlled, checked, estimated, valued, censured, commanded, by creatures who have neither the right nor the wisdom nor the virtue to do so. To be governed is to be at every operation, at every transaction noted, registered, counted, taxed, stamped, measured, numbered, assessed, licensed, authorised, admonished, prevented, forbidden, reformed, corrected, punished. It is, under pretext of public utility, and in the name of the public interest, to be placed under contribution, drilled, fleeced, exploited, monopolised, extorted from, squeezed, hoaxed, robbed; then, at the slightest resistance, the first word of complaint, to be repressed, fined, vilified, harassed, hunted down, abused, clubbed, disarmed, bound, choked, imprisoned, judged, condemned, shot, deported, sacrificed, sold, betrayed; and to crown all, mocked, ridiculed, derided, outraged, dishonoured. That is government; that is its justice; that is its morality.”<br /><br />– Pierre Joseph Proudhon<br /><br /><a href="http://attackthesystem.com/2008/10/updated-news-digest-november-2-2008/">Keith Preston<br />Updated News Digest November 2, 2008<br />http://attackthesystem.com/2008/10/updated-news-digest-november-2-2008/</a><br /><br />_______<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHIkpPU3V8btvFL2wsQTLLJ54O0IiUJG8Rm2ugwqPjcD-RthyphenhyphenyfmtyVWVMuIVWbJSO_CPGcK0suOM8OGDXm_uXzR3b564sTIfn2ibe6twfbbdwtEP_CrJSA_khq4-qI-GbR91XpEJqsiY/s1600-h/surveillance+-+surveillance+city+-+at+least+we+don%27t+have+to+worry+about+anarchy.jpg"><img style="cursor: pointer; width: 400px; height: 399px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHIkpPU3V8btvFL2wsQTLLJ54O0IiUJG8Rm2ugwqPjcD-RthyphenhyphenyfmtyVWVMuIVWbJSO_CPGcK0suOM8OGDXm_uXzR3b564sTIfn2ibe6twfbbdwtEP_CrJSA_khq4-qI-GbR91XpEJqsiY/s400/surveillance+-+surveillance+city+-+at+least+we+don%27t+have+to+worry+about+anarchy.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5274581271496161474" border="0" /></a><br /><br />_______<br /><br /><br />I would suggest [...] that statists are fools with their heads in the clouds at best and blood on their hands at worst. The crimes that states have committed are so much vaster than the crimes they pretend to shield us from.<br /><br />My fundamental view is that states are immoral and evil institutions and that they ought to be abolished [...] One does not compromise with evil if one is to be a moral person, and besides, a compromise with evil today will always be met with a request for further compromise tomorrow, increasing evil’s presence in the world. You don’t choose the “lesser” of two evils, and you don't surrender to the apology that says that the state is a "necessary" evil. You also don’t try to reform evil by attempting to circumscribe it with paper nonsense like constitutions and treaties. So long as people give moral support to the evil institution that is the state, evil will continue to thrive at the core of our social existence.<br /><br />There are a number of different narratives of how states might eventually cease to be. First of all, the state is emphatically not going to abolish itself, anywhere or at any time. The people who profit from state evil are not going to give up those illegitimate profits, having one day awoken with a moral conscience and newfound respect for their fellow human beings. They are going to fight very hard to hold on to those privileges.<br /><br />Violent revolution to eliminate states and replace them with functioning anarchist societies is very unlikely to be successful in this generation or the next few generations. Where such is attempted, it is much more likely that the leaders of the revolution would in fact become the core of a new state, just as illegitimate as the last, though founded on different mythology. Bloodshed should not be our goal.<br /><br />There is a beautiful vision I read of someplace, of people just gradually withdrawing their support for the state, first at the fringes and then spreading inward as generations go on, with the end result that one day, the very last state employee turns off the light at the very last state office and quits his state job. There are extremely powerful forces arrayed by states against society to ensure that this doesn’t happen, no matter how glorious the vision may be.<br /><br />The only practicable strategy to contribute to the minimization and elimination of the state today that I am aware of is called agorism, a term coined (I believe) by Samuel E. Konkin III back in the 1970s. Agorism’s political philosophy is anarchism and its revolutionary praxis is what Konkin termed counter-economics. The revolutionary path, in brief, is simple: arrange your individual affairs such as to have as little contact with states as possible; avoid paying taxes where possible; avoid taking state services or engaging state businesses where possible; expand “gray” markets; establish enterprises and trading networks with like-minded people; develop non-coercive means to provide the services that states claim monopoly power over today. The seed of agorism, I believe, grows in the heart of nearly every person already.<br /><br /><a href="http://vlastnictvo.blogspot.com/2008/10/mike-gogulski-interviewed-seed-of.html">Mike Gogulski interviewed: "The Seed of Agorism Grows in Every Person"<br />http://vlastnictvo.blogspot.com/2008/10/mike-gogulski-interviewed-seed-of.html</a><br /><br />_______<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEit-_2bxT8ZM1ir7w7XdK9il7JYzc_BbKtO0xz2tEiWW9rq8_qKwgqpPErR901Ih-FWAkTA__7CxwCVYvkQo8SPNHt-cvTSZHLhRntymW3geQWtjytP6n0-EJJx-JM4okKQQet4se2DKdU/s1600-h/p2p+-+piracy+-+piracy+makes+a+copy+-+piracy-is-not-theft+by+patri+friedman.jpg"><img style="cursor: pointer; width: 345px; height: 270px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEit-_2bxT8ZM1ir7w7XdK9il7JYzc_BbKtO0xz2tEiWW9rq8_qKwgqpPErR901Ih-FWAkTA__7CxwCVYvkQo8SPNHt-cvTSZHLhRntymW3geQWtjytP6n0-EJJx-JM4okKQQet4se2DKdU/s400/p2p+-+piracy+-+piracy+makes+a+copy+-+piracy-is-not-theft+by+patri+friedman.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5274581400493647074" border="0" /></a><br /><br />_______<br /><br /><br />[B]y the way, I didn't ask Patri Friedman before posting a copy of the image here. His whole point is that we shouldn't have to. We credit him and link back, of course, because credit is like time or money, in that when you take it from someone, that person actually loses something. Copying the image while still giving him full credit is exactly in the spirit of his post.<br /><br /><a href="http://www.questioncopyright.org/piracy_is_not_theft">Karl Fogel<br />"Piracy Is Not Theft" graphic by Patri Friedman<br />http://www.questioncopyright.org/piracy_is_not_theft</a><br /><br />_______<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgUVupud1-XH1RLafeMpLxqJYxOMqjxnNBaHZizwmWo4g4-gH08xgakWRjnIFcZZA5VeomiaZLNJ_6lpfl0D6rnOMj2TgkOyJN7LZHjP_RIPuLITpHSOdo4LDn1AJaP6aQ4_mOlGzWdouI/s1600-h/p2p+-+digital+skull+%26+sabers.jpg"><img style="cursor: pointer; width: 400px; height: 300px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgUVupud1-XH1RLafeMpLxqJYxOMqjxnNBaHZizwmWo4g4-gH08xgakWRjnIFcZZA5VeomiaZLNJ_6lpfl0D6rnOMj2TgkOyJN7LZHjP_RIPuLITpHSOdo4LDn1AJaP6aQ4_mOlGzWdouI/s400/p2p+-+digital+skull+%26+sabers.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5274581507967011826" border="0" /></a><br /><br />_______<br /><br /><br />There's a word for all the stuff we do with creative works — all the conversing, retelling, singing, acting out, drawing, and thinking: we call it culture.<br /><br />Culture's old. It's older than copyright.<br /><br />The existence of culture is why copyright is valuable. The fact that we have a bottomless appetite for songs to sing together, for stories to share, for art to see and add to our visual vocabulary is the reason that people will pay money for these things.<br /><br />Let me say that again: the reason copyright exists is because culture creates a market for creative works. If there was no market for creative works, there'd be no reason to care about copyright.<br /><br />Content isn't king: culture is. The reason we go to the movies is to have something to talk about. If I sent you to a desert island and told you to choose between your records and your friends, you'd be a sociopath if you chose the music.<br /><br />Culture's imperative is to share information: culture is shared information. Science fiction readers know this: the guy across from you on the subway with a gaudy SF novel in his hands is part of your group. You two have almost certainly read some of the same books, you've got some shared cultural referents, some things to talk about.<br /><br />When you hear a song you love, you play it for the people in your tribe. When you read a book you love, you shove it into the hands of your friends to encourage them to read it too. When you see a great show, you get your friends to watch it too — or you seek out the people who've already watched it and strike up a conversation with them.<br /><br />So the natural inclination of anyone who is struck by a piece of creative work is to share it.<br /><br /><a href="http://www.locusmag.com/Features/2008/11/cory-doctorow-why-i-copyfight.html">Cory Doctorow<br />Why I Copyfight<br />http://www.locusmag.com/Features/2008/11/cory-doctorow-why-i-copyfight.html</a><br /><br />_______<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjw83NtydUPj0Qvl8Vku_U_WR-LPCpk9YD8FGRlTUcWv3nhgyQ62V2z7hvftTPfYr_CFAgXsbM2Rb-h87EgY0lGG5eQ57hANoFevQBM416Y91ja7KpkG2BJ46DayRmBDC4cTguDj7SmOk4/s1600-h/security+-+scissors+cut+liberty.jpg"><img style="cursor: pointer; width: 400px; height: 284px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjw83NtydUPj0Qvl8Vku_U_WR-LPCpk9YD8FGRlTUcWv3nhgyQ62V2z7hvftTPfYr_CFAgXsbM2Rb-h87EgY0lGG5eQ57hANoFevQBM416Y91ja7KpkG2BJ46DayRmBDC4cTguDj7SmOk4/s400/security+-+scissors+cut+liberty.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5274581605047650130" border="0" /></a><br /><br />_______<br /><br /><br />[Hermann Goering said:] Of course people don’t want war. Why should a poor slob on a farm want to risk his life in a war when the best thing he can get out of it is to come back to his farm in one piece? Naturally the common people don't want war; neither in Russia, nor in England, nor in America, nor in Germany. That is understood. But after all, it is the leaders of the country who determine policy, and it is always a simple matter to drag the people along, whether it is a democracy, or a fascist dictatorship, or a parliament, or a communist dictatorship. Voice or no voice, the people can always be brought to the bidding of the leaders. That is easy. All you have to do is to tell them they are being attacked, and denounce the pacifists for lack of patriotism and exposing the country to danger. It works the same in any country.<br /><br /><a href="http://orientem.blogspot.com/2008/09/eternal-truth-from-hermann-goering-in.html">Western Confucian<br />Hermann Goering Speaks an "Eternal Truth" at Nuremberg<br />http://orientem.blogspot.com/2008/09/eternal-truth-from-hermann-goering-in.html</a><br /><br />_______<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjEQOkgu2TtwAgJbxuYpnWjideIfTCURL1UFuz9c7yHMR09ftYRA0KBJg7aS54S5WZiDEitnNQb5LdtVGmpBBNralZ5xGWUu1Bos02HZIfweYrrMt3vrbjCqi38lH25bw1-MggqcjDfv1U/s1600-h/anti-war+003+-+one+way+-+stop+war.jpg"><img style="cursor: pointer; width: 295px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjEQOkgu2TtwAgJbxuYpnWjideIfTCURL1UFuz9c7yHMR09ftYRA0KBJg7aS54S5WZiDEitnNQb5LdtVGmpBBNralZ5xGWUu1Bos02HZIfweYrrMt3vrbjCqi38lH25bw1-MggqcjDfv1U/s400/anti-war+003+-+one+way+-+stop+war.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5274581920719132274" border="0" /></a><br /><br />_______<br /><br /><br />The unconscionable truth is that war makes a great business. As people are killed in war, there are always those who make big money killing in war trafficking. Just for the record, let it be noted that as the resources of others are destroyed by war, those however who make war their trade in effect, build up their wealth. But the question remains and begs for an answer: When is a war just?<br /><br />The answer to this is curiously found also in questions: Was there ever a just war in human history? Was the 1st World War just? In other words: Was the holocaust just? Was the systematic extermination of the Jews just? Was the 2nd World War just?<br /><br />In other words, was the atomic bomb explosion in Hiroshima just? Was the indiscriminate killing of many thousands of civilian men, women and children just? Is the Iraq War just?<br /><br />In other words: Is it just to have thousands of invading soldiers killed and more thousands of locals sent to their death as “collateral damage” – with more people still to be killed as the days go on and as the war continues?<br /><br />It is definite and defined that any and all wars are unjust. In other words, there is no such animal as a just war. Only fools say otherwise. Only clowns wear smiles during war. And only those whose business is war, rejoice when war is actually waged.<br /><br />Everybody else – if still alive and well – think, feel and say that there are no winners in war. And those who want war, let them go to the front lines and do their war dance there until they stop a bullet at hitting somebody else in its way.<br /><br /><a href="http://ovc.blogspot.com/2008/09/just-war.html">Oscar V. Cruz<br />Just War<br />http://ovc.blogspot.com/2008/09/just-war.html</a><br /><br />_______<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiIs_C4c9wKok_jG7d-9oj2dMHGwdchISIGj6RWXt9UEbB7gDHYS3499ICGM4jfVwiSP5H3PvAxzDbO-YOX2ngaNrm6LJSsz5rK2dFNbhwYcMrY1V1asZEC8XEimhJUrxP3_QTg6UZziKc/s1600-h/anti-war+004+-+stop+all+war.jpg"><img style="cursor: pointer; width: 300px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiIs_C4c9wKok_jG7d-9oj2dMHGwdchISIGj6RWXt9UEbB7gDHYS3499ICGM4jfVwiSP5H3PvAxzDbO-YOX2ngaNrm6LJSsz5rK2dFNbhwYcMrY1V1asZEC8XEimhJUrxP3_QTg6UZziKc/s400/anti-war+004+-+stop+all+war.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5274582233561424642" border="0" /></a><br /><br />_______<br /><br /><br />Anarchic Ireland and Iceland worked peacefully for very long periods of time (Ireland was ended by Britain, Iceland by Christianity) because of the common law, or points from which negotiations start, or Schelling points. People not subscribed to the same law/police/defense agency could interact with each other just fine because they all started from very similar Schelling points.<br /><br />The Native Americans and the Europeans came into conflict on the local level because the groups had vastly different Schelling points as they pertained to property rights. And since property rights are emergent and based on nothing more than what everyone relevant to you agrees to, different views of property are demonstrably important. As in, differing Schelling points lead to war.<br /><br />This is why the mild west was so mild. Upon embarking into the more or less "lawless" territories, settlers knew what they were getting into, and knew they had to define property rights and the law. And they started from the Schelling points of statist property rights, although the homesteading principle was used more in the anarchic west than the statist east, evidence that the US statist property law back east was suboptimal. And so the anarchic west saw property law syllogistically superior to that of the statist east, which in all likelihood also contributed to their lower per capita homicide rate.<br /><br />However, whenever the US government took hold in an area, there was no opposition, there was no guerilla war. And from what little evidence we have, homicide rates typically increased when government was imposed on an area and the emergent legal systems disbanded.<br /><br />An even starker example was seen in anarchic Pennsylvania. From 1684 to 1696, Pennsylvania had no effective governance. William Penn was granted governorship of what is now Pennsylvania by some sacred cow in England for who the hell knows what reason. Penn tried to raise various import duties in 1684, but some men offered to raise 500 pounds for William Penn instead so as to spare the colony from crippling trade, a proposal Penn agreed to.<br /><br />Hearing of Quaker persecution in England, Penn left for England. He returned to find that the citizens of Pennsylvania simply weren't paying the taxes and that the council, which originally existed merely to ratify Penn's wishes, had virtually taken over. Pennsylvania was self-governing, though the council rarely met, and was no more effective at tax collection than Penn himself, and so Pennsylvania essentially fell into anarchy. In 1684, Pennsylvania had a population of 8,000, and in 1689 it was about 12,000, growth which occurred in anarchy yet with no apparent chaos.<br /><br />However, in 1696 the new Governor Markham was able to get the council to agree upon taxation under the condition that the council would now have legislative powers itself. They were able to collect on the taxes by pitting Quakers against non-Quakers by raising property requirements for voting so that the typically well-off Quakers had more clout than the typically urban poor non-Quakers.<br /><br />De facto anarchy was able to reign for 14 years in Pennsylvania, but was ended, just as it was ended in the western territories, because the council was still deemed as legitimate. The council, while ineffectual, was never dissolved outright. And while taxation was opposed, taxation itself in theory was seen as something that could be legitimate, and so Pennsylvania eventually consented to it once the Quakers were cut what they thought was a good deal. The legitimacy of government was still part of the Schelling point in the minds of Pennsylvanians, and so government always had a foot in the door.<br /><br />While existing in functional anarchy, Pennsylvania had no systematic justification for their this "system" of anarchy, and so relapse was inevitable. And because the western territories weren't an explicitly anarchistic society, a state was still in the trade space, the Schelling point, despite anarchy being the "system" that prevailed for quite some time.<br /><br />In order for a stateless society to be maintained, the state must be pushed out of the Schelling point. Not only must anarchy occur, but the members of the stateless society must recognize the state as an UNnecessary evil in order to prevent a relapse, a relapse that can only occur with consent, and consent that can only occur if the population doesn't have a systematic anarchist philosophy, or at the very least understand the horrible nature of states.<br /><br /><a href="http://polycentricorder.blogspot.com/2008/11/schelling-points.html">khydraa<br />Schelling Points<br />http://polycentricorder.blogspot.com/2008/11/schelling-points.html</a><br /><br />_______<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgV3gUt7mFgVk-qMbkP7RNO8-bGdDYBFjE3VKxpz4pClvs7WlyIWhf9gJBkCgIViMYc7lFh09zrnz4kfSbniihyvePZGR2SzvsCmntUI9SjS1jYsxaFrWrhttQvlXcZTuUEkRPifF7W5Hc/s1600-h/anarchy+-+whoever+they+vote+for+we+are+ungovernable.jpg"><img style="cursor: pointer; width: 400px; height: 270px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgV3gUt7mFgVk-qMbkP7RNO8-bGdDYBFjE3VKxpz4pClvs7WlyIWhf9gJBkCgIViMYc7lFh09zrnz4kfSbniihyvePZGR2SzvsCmntUI9SjS1jYsxaFrWrhttQvlXcZTuUEkRPifF7W5Hc/s400/anarchy+-+whoever+they+vote+for+we+are+ungovernable.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5274582362949369794" border="0" /></a><br /><br />_______<br /><br /><br />In terms of offering positive alternatives to the welfare state, I am very much for the development of non-state charities, relief agencies, orphanages, youth hostels, squats, shelters for battered women, the homeless or the mentally ill, self-improvement programs for drug addicts and alcoholics, assistance services for the disabled or the elderly, wildlife and environmental preserves, means of food and drug testing independent of the state bureaucracy, home schools, neighborhood schools, private schools, tenants organizations, mutual banks, credit unions, consumers unions, anarcho-syndicalist labor unions and other worker organizations, cooperatives, communes, collectives, kibbutzim and other alternative models of organizing production. I am in favor of free clinics, alternative medicine, self-diagnostic services, midwifery, the abolition of medical licensure, the repeal of prescription laws and anything else that could potentially reduce the cost of health care for the average person and diminish dependency on the medical-industrial complex and the “white coat priesthood.” Indeed, I would argue that the eventual success of libertarianism depends to a large degree on the ability of libertarians to develop workable alternatives to both the corporation-dominated economy and the state-dominated welfare and social service system.<br /><br />What might be some “thick” [libertarian] values, while irrelevant to the coercive authority of the state per se, that might be helpful as part of a broader foundation for combating actually existing states of the kind found in the contemporary First World?<br /><br />1. A defense of the sovereignty of particular nations against imperialism, multi-national nation-states, and international quasi-governmental bodies.<br /><br />2. A defense of the sovereignty of local communities and regional cultures against the power of overarching central governments.<br /><br />3. “Ethno-pluralism” or the view that each unique ethnic group should have a territory where it is a demographic majority and with a political system representative of its cultural foundations. The Swiss canton system may well be the most advanced model of this type of any system currently in practice.<br /><br />4. The view that cultural differences are best dealt with according to the principles of individual liberty, voluntary association, pluralism and peaceful co-existence where possible, yet where this is not possible localism, decentralism, secessionism, separatism and mutual self-segregation are likely the most preferable alternatives.<br /><br />5. A distinction between natural or voluntary hierarchies and authorities, and coercive or artificial ones.<br /><br />6. Recognition of the iron law of oligarchy, or the view that elites are inevitable, and an emphasis on meritocracy, as opposed to simply tearing down all authorities, institutions, and organizations, thereby creating a power vacuum that allows the worst to get to the top.<br /><br />7. Recognition of the legitimacy of Otherness, and an understanding that true “tolerance” is not simply tolerating people one likes, but tolerating those whom one finds personally repulsive. Just as toleration of the Other is not synonymous with approval or agreement, so does tolerance of one’s self by the Other not grant the right to demand approval.<br /><br />8. Recognition of the inherent inequality of persons, groups, cultures, nations, etc. and that effort to impose artificial or unnatural equality can only result in tyranny, chaos or stagnation.<br /><br />9. Adherence to what traditionalist Catholics call the “subsidiarity” principle, meaning that problems are best dealt with on a decentralized basis by those closest to them, rather than on the basis of abstract solutions imposed from above.<br /><br />10. Application of the insights of modern social psychology, which indicates that most people are herd creatures, and inevitably get their sense of “right and wrong” not from any innate sense of conscience or a rational evaluation of available facts, but according to cues taken from leaders, peers and perceived sources of cultural authority.<br /><br />11. Recognition of the value of intermediary institutions, such as families, communities, voluntary associations, independent business and labor organizations, charities, philanthropies, private schools and universities, cultural organizations, and even private citizens’ militias as a bulwark against the all-encompassing authoritarian presence of the state, and the need to defend the sovereignty and legitimacy of such institutions.<br /><br />12. Recognition of Acton’s dictum that “power corrupts and absolute power corrupts absolutely.”<br /><br />Libertarians should aspire to be the elite leadership corps of a larger, broad-based populist movement that encourages the development of local sovereignty and secession movements in opposition to the central government and the empire. Given that the majority of the U.S. population lives in approximately one hundred large metropolitan areas, a class-based radicalism would essentially pit the urban poor and working classes and their natural allies (the so-called “red state rubes,” the lower to lower middle classes from the rural areas and smaller towns) against the urban liberal-bourgeoisie elite who staff and maintain the managerial bureaucracy on behalf of the plutocracy. The political arrangements likely to emerge from the victory of such a radical movement would involve a kind of cultural separatism. Culturally conservative rural communities, small towns, “red states” and elsewhere would be free to separate themselves from the perceived ills of “liberal” society as would socially conservative urban racial minorities, Muslims and others who might also have their own separatist enclaves. Yet independent metropolitan city-states would likely remain as cosmopolitan in nature as they are now, perhaps more so, as the expulsion of the state and the overthrow of the plutocracy should bring with it greatly expanded economic opportunities with urban areas becoming even greater centers of trade and cultural exchange than they are now. Minus the overarching authority of the federal government or the influence of socially conservative or religiously fundamentalist rural counties and small towns, urban centers could begin to experiment with many of the radically anti-authoritarian ideas favored by libertarians and decentralists, such as drug decriminalization, citizen militias, common law courts, restitution-based penal systems, the abolition of compulsory education, a free-market in health care (including alternative health care and prescription medicines), expanded rights of self-defense, non-state social services, alternative media, the elimination of zoning ordinances, the repeal of the drinking age and other “victimless crime” laws, urban farming and so on.<br /><br /><a href="http://attackthesystem.com/should-libertarianism-be-cultural-leftism-without-the-state/">Keith Preston<br />Should Libertarianism be Cultural Leftism without the State?<br />http://attackthesystem.com/should-libertarianism-be-cultural-leftism-without-the-state/</a><br /><br />_______<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgCmzLyEippN762ucpzaQeBXdseAYVeZtLzuaIvCeIJhT7ofYOpL3CP5CcYKv6cc6rvL5X9Nw9C-oTlKqCArPXGlPyy8D1_DL5H77SeOQ6XiehpsmItfvHAlgEc_63Og98SMtiCqH_OSIk/s1600-h/Anarchy+-+black+on+white.jpg"><img style="cursor: pointer; width: 348px; height: 282px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgCmzLyEippN762ucpzaQeBXdseAYVeZtLzuaIvCeIJhT7ofYOpL3CP5CcYKv6cc6rvL5X9Nw9C-oTlKqCArPXGlPyy8D1_DL5H77SeOQ6XiehpsmItfvHAlgEc_63Og98SMtiCqH_OSIk/s400/Anarchy+-+black+on+white.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5274582499709310514" border="0" /></a><br /><br />_______<br /><br /><br />I believed that you could constrain the State, but since I’ve become a realist – I’m an anarchist. So if there is a little bit of a State, it will grow. So the only realist position is the anarchist one.<br /><br />I think that, ultimately, every human being is interested in right – and especially in these very basic rights: do not kill, do not steal, to not assault and keep your promises. If you go to Patagonia or if you go to Mongolia, you are unlikely to find somebody who’d say “I don’t mind being killed, I don’t mind being raped, I don’t mind being robbed.” These are the fundamental prohibitions that libertarians see as being the fundamental human rights. Do not kill and so on. These prohibitions are human.<br /><br />[T]he technology today is no longer one that will foster the State. Actually it is turning against the State. It is transborder, and it’s now becoming more and more difficult for a nation state to regulate its economy – because business moves – it’s more and more difficult to make claims about reducing unemployment, about giving more benefits to people and so on.<br /><br />So more and more the ideology that has been dominant since, say, the late Enlightenment, or the French Revolution, until probably the 1980s – that ideology is on the way out. And I think that libertarianism is going to be the ideology that people will turn to simply because every day I look around and I don’t see any other competing ideology.<br /><br />[I]n reality, I don’t think you convince people. You do not tell them “This is the way to think.” They discover it by themselves. But in order to discover it, our books, our publications, our websites, our blogs must be there. Then people will stumble upon them and they say “this is what I was looking for. This is what I sort of had in my mind, I could not put it into words. But now I realise this is what I was thinking.”<br /><br /><a href="http://en.liberalis.pl/2008/09/12/interview-with-christian-michel/">Jędrzej Kuskowski<br />Interview with Christian Michel<br />http://en.liberalis.pl/2008/09/12/interview-with-christian-michel/</a><br /><br />(Wywiad w tłumaczeniu na język polski:<br /><a href="http://liberalis.pl/2008/09/13/wywiad-z-christianem-michelem/">http://liberalis.pl/2008/09/13/wywiad-z-christianem-michelem/</a>)<br /><br />_______<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgkxxDWc0_Jx7JBURkrxpr1ddWYKnxiGw9kIUEBjlgpnywlO4VVTArmD7Fpq0Lyco8BFXIr_brbzAuZikjtOz19hitj_cX7SxP1VbJ4p4WmZJp_tjUgtcDsuB-weq595mWZvH8liLN8XPQ/s1600-h/hands+-+family.jpg"><img style="cursor: pointer; width: 400px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgkxxDWc0_Jx7JBURkrxpr1ddWYKnxiGw9kIUEBjlgpnywlO4VVTArmD7Fpq0Lyco8BFXIr_brbzAuZikjtOz19hitj_cX7SxP1VbJ4p4WmZJp_tjUgtcDsuB-weq595mWZvH8liLN8XPQ/s400/hands+-+family.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5274582591870750962" border="0" /></a><br /><br />_______<br /><br /><br />"Neither business commitment nor social life should deprive a husband and wife of the tenderness of being together. Children should not come home to find their parents always away," [...] cardinal [Joseph Zen, the bishop of Hong Kong] said.<br /><br />"'To live together' is the secret to the success of a family," he continued. "Husband and wife must use every possible means to spend time together and have time to be close to their children. Christmas and the feast of the Holy Family encourages us to strengthen or, if necessary, to revive the tenderness of the family.<br /><br />"Christmas is a feast that gathers the family. Let us begin with Advent: The Church has a special liturgy encouraging us to make our homes churches."<br /><br />Cardinal Zen also encouraged the use of the Advent wreath, saying that lighting "one more candle on each Sunday of Advent can create a wonderful atmosphere."<br /><br /><a href="http://www.zenit.org/article-24391?l=english">Put Family First, Urges Cardinal<br />http://www.zenit.org/article-24391?l=english</a><br /><br />_______<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgRxhFrQ3H19NpEsasWv3UEdzNXx9UJTk6r4WbxTEhlsXkSVlFEp062OdZb5v77hRiVAuhLOgqQ5_9Efft-kYERFzVcbZ8kPNDtzm1VH2icLRLD2IlyHhQuW_DiVXgnFoHtsSADibl7u64/s1600-h/chasuble+002+-+chasuble+by+st.+therese+of+lisieux.jpg"><img style="cursor: pointer; width: 257px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgRxhFrQ3H19NpEsasWv3UEdzNXx9UJTk6r4WbxTEhlsXkSVlFEp062OdZb5v77hRiVAuhLOgqQ5_9Efft-kYERFzVcbZ8kPNDtzm1VH2icLRLD2IlyHhQuW_DiVXgnFoHtsSADibl7u64/s400/chasuble+002+-+chasuble+by+st.+therese+of+lisieux.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5274582750200468370" border="0" /></a><br /><br />_______<br /><br /><br />The two roses at the bottom represent Mr. and Mrs. Martin. The two bigger roses above them the two eldest sisters, Marie and Pauline (also in the convent with Therese) the rose directly below the face is Celine - the last sister to enter the Carmel, after their father had died. Therese is the rose to the left of the face, and Leonie's rose is to the right. She became a visitation nun.<br /><br />The other four buds represent the four other children the Martins had, who did not live past early childhood. Helene was a little younger than Leonie, and Helene died about aged and a half. Melanie Therese was the child born before St. Therese, and she died about aged one or two. Two infant boys, who did not live very long were born after Helene, Joseph, and Joseph Jean. All the children had the first name of Marie, including the boys.<br /><br /><a href="http://gemoftheocean99.blogspot.com/2007/12/chasuble-by-st-therese-of-lisieux.html">Karen H.<br />Chasuble by St. Therese of Lisieux<br />http://gemoftheocean99.blogspot.com/2007/12/chasuble-by-st-therese-of-lisieux.html</a><br /><br />_______<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVCM6XL7FEyjcChILhv109xldio07huJUqZkpq0ptJCViKOUiM1EQZB1Qm2amnjTlkp1rUbzd4G6RHRnG-ebvFhJfEAwXSG9qLsPzIuSC9e1xxBY8tZRzjhlPKOzQU4R2bBN-Eg7dpA8E/s1600-h/Louis+%26+Zelia+Martin+001.jpg"><img style="cursor: pointer; width: 384px; height: 288px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVCM6XL7FEyjcChILhv109xldio07huJUqZkpq0ptJCViKOUiM1EQZB1Qm2amnjTlkp1rUbzd4G6RHRnG-ebvFhJfEAwXSG9qLsPzIuSC9e1xxBY8tZRzjhlPKOzQU4R2bBN-Eg7dpA8E/s400/Louis+%26+Zelia+Martin+001.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5274582955704481154" border="0" /></a><br /><br />_______<br /><br /><br />On, Ludwik Martin, urodził się w 1823 r. jako syn kapitana armii francuskiej. Zdobył zawód zegarmistrza. W wieku 23 lat zapragnął wstąpić do klasztoru, ale przeszkodziła mu w tym nieznajomość łaciny. Osiedlił się w Paryżu, a potem wrócił do rodziców w Alencon. Tu otworzył zakład zegarmistrzowski. Swój czas dzielił pomiędzy pracę zawodową, ćwiczenia duchowe, dzieła miłosierdzia, łowienie ryb i czytanie książek. Zapewne tak toczyłoby się dalej jego życie, gdyby pewnego dnia na moście św. Leonarda nie zobaczyła go pewna dziewczyna i nie usłyszała wewnętrznego głosu, który jej powiedział: „To ten, którego przygotowałem dla ciebie”. Po trzech miesiącach od tego wydarzenia, 13 lipca 1858 r. 35-letni Ludwik Martin został mężem Zelii Marii Guerin.<br /><br />Ona, Zelia Guerin (ur. w 1831 r.), córka żołnierza cesarskiego, a później żandarma, nierozumiana przez matkę, pozostawała w wielkiej przyjaźni z siostrą i bratem. Chciała zostać zakonnicą, ale rozmowa z przełożoną, osobą doświadczoną w kwestii powołań, sprawiła, że odłożyła swą decyzję na później. Nigdy jej nie żałowała. Nauczyła się sztuki robienia koronek i w wieku 20 lat założyła własne przedsiębiorstwo.<br /><br />We wszystkich sprawach małżeństwo Martin podejmowało wspólnie decyzje. Pisząc o podjętych decyzjach, Zelia nie zapominała nigdy dodać: „Mój mąż zgadza się na to”. Wiedziała jednak doskonale, że potrafi wpłynąć na decyzje Ludwika i zawsze osiągała to, czego pragnęła „i to bez walki”.<br /><br />Zelia miała jasny obraz roli kobiety jako żony i matki. Pisała o tym do brata, udzielając mu rad na temat wyboru żony: „Najważniejsze, by znaleźć kobietę o dobrych przymiotach, która by nie lękała się zabrudzić ręce w pracy, nie przywiązywała większej wagi do toalety, niż to wypada, która by umiała wychować swoje dzieci do pracy i pobożności”.<br /><br />[W]arto oprzeć naszą małżeńską miłość na miłości Boga, który sam jest Miłością. Może wtedy łatwiej będzie pochwalić żonę za dobry obiad, powiedzieć mężowi, że nasza miłość do niego trwa nadal. Może wówczas miłowanie żony, jak siebie samego, nie będzie wyrzeczeniem, ale przyniesie radość. Może wtedy poddanie się mężowi nie będzie ofiarą, lecz wspólnym dążeniem do szczęścia.<br /><br />Zelia uważała, że „zajmowanie się dziećmi - to praca przyjemna. Gdybym tylko to miała do roboty, uważałabym się za szczęśliwą kobietę”.<br /><br />Podobne uczucia do swoich dzieci żywił Ludwik, który poświęcał im wiele czasu. Dużo radości dawały mu wspólne spacery z córkami. Gdy tylko pogoda sprzyjała, przechadzki a czasami wycieczki całej rodziny były stałym elementem niedzielnego wypoczynku.<br /><br />Państwo Martin nie rozpieszczali swoich córek. Zelia nie ulegała ich kaprysom: „Nie rozpieszczałam jej, jak była maleńka i nic jej nie przepuściłam. Nie dręczyłam jej, ale musiała ustąpić”. Znała pragnienia swoich córek dotyczące spraw materialnych: „(...) mówiły mi, że pragnęły mieć torby podróżne, jakie mają wszystkie ich koleżanki”. Podchodziła jednak do nich bardzo rzeczowo: „Pozwalałam im mówić, ale ponieważ kupuję im tylko rzeczy konieczne i mogły się bez tych toreb obejść, więc nie uważałam za potrzebne spełnić ich prośbę”. Zdawała sobie sprawę, że po tak długim czasie oczekiwania „teraz jakaż to będzie dla nich radość”, gdy otrzymają wymarzony prezent. Bardziej pobłażliwy był Ludwik, szczególnie czuły na płacz dziecka: „wtedy zaczęła płakać i Tatuś ustąpił”.<br /><br />Zgoła inaczej traktowano prośby córek związane z obecnością rodziców przy nich. Zelia przerywa pracę w warsztacie, gdy chora córka „nie chce, by prócz mnie ktokolwiek jej dotykał”.<br /><br />Zelia i Ludwik zabierali dziewczynki na uroczystości religijne, zachęcali je do częstej modlitwy oraz żywo interesowali się ich życiem duchowym, gdy przebywały na pensji w Mans: „Myślę, że przystąpicie dzisiaj, w dzień Wszystkich Świętych, do Komunii świętej, jak również jutro, w Dzień Zaduszny”. Jednocześnie córki były świadkami udziału rodziców w codziennej Mszy św., wyjazdów pielgrzymkowych ojca, wspólnej modlitwy, działalności rodziców w stowarzyszeniach katolickich, poszanowania odpoczynku niedzielnego („...należy bardzo na to uważać, by nie pracować w niedzielę”).<br /><br />Ludwik [...] uczył [dzieci] dobroczynności: „W czasie spacerów tatuś lubił dawać mi pieniążki, abym zanosiła je spotkanym ubogim”. Państwo Martin często udzielali pomocy osobom ubogim, interesowali się ich losem, występowali w obronie ludzi pokrzywdzonych, cierpiących.<br /><br />Podstawową lekturą religijną w domu państwa Martin były książki: „O naśladowaniu Jezusa Chrystusa”, „Podręcznik chrześcijanina”, „Rok liturgiczny”, wiersze Wiktora Hugo, Lamartinne'a, gazeta „La Croix”. Być może w obawie przed złym wpływem prasy „Tatuś zabronił nam czytania jakichkolwiek dzienników”.<br /><br />Żarliwość religijna Ludwika i Zelii Martin pozbawiona była wszelkiej dewocji. Zelia szczerze, bez ogródek wydawała swój osąd: „Mamy od tygodnia dwóch misjonarzy, którzy prawią nam trzy nauki dziennie. Według mnie, jeden nie mówi lepiej od drugiego. Z obowiązku jednak chodzimy ich posłuchać i, dla mnie przynajmniej, jest to jeszcze jedna pokuta więcej”. Uważała również, że nic złego się nie stanie, gdy czteroletnia Terenia pomodli się następnego dnia, gdy zapomniała to zrobić wieczorem. Nie jest również zadowolona, że Marynia codziennie o szóstej rano uczestniczy we Mszy św., gdyż uważa, że jest to zbyt wczesna pora dla młodej dziewczyny.<br /><br />Podstawą wychowania, a szczególnie wychowania religijnego jest przykład rodziców. Nie można nakłaniać dziecka do praktyk religijnych, gdy nie czynią tego rodzice. Byłaby to obłuda, którą dziecko szybko odkryje. Takie postępowanie rodziców może prowadzić do ukształtowania postaw konformistycznych nie tylko w odniesieniu do życia religijnego.<br /><br />[W]łaśnie szczerość, prostolinijność, brak sprzecznych komunikatów przekazywanych dzieciom może być dla dzisiejszych rodziców wzorem wychowania chrześcijańskiego w ogóle, a religijnego w szczególności.<br /><br />[Zelia Martin w]ielokrotnie wspominała w swych listach, że musi przerwać pisanie, bo któreś z dzieci pragnie się z nią pobawić czy o czymś powiedzieć. Czasu dla córek nie żałował też Ludwik, odbywając z nimi częste spacery lub bawiąc się z nimi w ogrodzie, czy też wykonując dziecinne zabawki. Szczególnie dużo uwagi poświęcał im - zwłaszcza najmłodszej Tereni - po śmierci żony. Rytuałem staje się codzienna przechadzka „Króla” (Ludwika) i „Królewny” (Tereni), „w czasie której tatuś kupował mi zawsze mały prezencik za drobne pieniążki”. Czasami zabierał też dziewczynki na połów ryb. W czasie wakacji jechał ze starszymi do Paryża lub organizował im wypoczynek nad morzem. Poważne potraktowanie przez Ludwika Martin decyzji czternastoletniej Teresy o wstąpieniu do Karmelu świadczy o tym, że znał swoją córkę; wiedział, że pomimo młodego wieku jej decyzja jest dojrzała, a nie jest to jedynie zwykły dziecięcy kaprys.<br /><br />Rozmowy z dziećmi, wspólne rozrywki, wycieczki, spacery to okazja do lepszego zrozumienia dzieci, poznania ich problemów, możliwość pomocy w kłopotach. Umożliwia to także dzieciom lepsze poznanie i zrozumienie rodziców, ich poglądów, wymagań, uczuć, norm moralnych, wartości, które cenią. A to z kolei pomaga w budowaniu właściwych więzi emocjonalnych w rodzinie. W rodzinie Martin nigdy tego nie brakowało. Obecnie zapominamy często, że dziecko najbardziej w swoim życiu potrzebuje obecności fizycznej i psychicznej obojga rodziców. W pogoni za środkami materialnymi, które mają służyć zapewnieniu lepszych warunków rozwoju fizycznego i intelektualnego dzieci, rodzice mniej dbają o ich rozwój emocjonalny i moralny. Sądzą, że najważniejsze są przyszłe sukcesy dziecka na polu zawodowym, społecznym itp. W rezultacie, jakże często spotykamy wspaniale wykształconych, rozwiniętych intelektualnie lubi fizycznie młodych ludzi, którym brakuje moralnego kręgosłupa. Wychowanie moralno-etyczne wymaga bowiem od rodziców poświęcenia dziecku czasu, odpowiednich kwalifikacji moralno-etycznych, budowania więzi w rodzinie, dojrzałości rodziców do pełnienia ich ról. W pogoni za złudnymi wartościami, wielu rodziców nie znajduje na to czasu, zapomina o tych zadaniach, uważa je za nieistotne lub przerzuca ciężar odpowiedzialności w tym zakresie na inne instytucje. Ludwik i Zelia Martin są tutaj przykładem umiejętnego łączenia tych powinności rodzicielskich; dbając o rozwój talentów córek, ogromną wagę przywiązywali do przekazu wartości.<br /><br />Obecnie zauważa się często wśród rodziców dwie skrajne postawy. Jedni rodzice, idąc za modą wychowania bezstresowego, przyzwalają dziecku na wszystko. Inni, obawiając się zagrożeń, jakie niesie dzień dzisiejszy, przesadzają z dyscypliną i rozliczają dziecko z każdego działania. W konsekwencji w przyszłości młody człowiek nie potrafi ponosić odpowiedzialności za swoje wybory lub ma poczucie małej wartości. W swojej mądrości wychowawczej państwo Martin wiedzieli, że zakazy są konieczne, gdyż dostarczają dziecku wiedzy o tym, co dobre a co złe, natomiast rygoryzm odbiera wiarę w siebie.<br /><br />Ludwik i Zelia Martin jako rodzice w pełni zaspokajali potrzeby fizyczne i psychiczne swoich dzieci. Z niezwykłym wyczuciem kierowali ich rozwojem moralno-religijnym, pomagali w dojrzewaniu osobowości. Byli niezrównanymi wychowawcami i jednocześnie przyjaciółmi córek. Stosowany przez nich system wychowawczy oparty był na wiedzy o człowieku i wiedzy o wartościach. Zdumiewające jest to, że ci ludzie, żyjący w XIX wieku realizowali w swojej rodzinie współczesne zasady wychowawcze: typ wychowania partnerskiego z zachowaniem autorytetu rodziców.<br /><br /><a href="http://www.opoka.org.pl/biblioteka/I/ID/9912V_05.html">Hanna Zielińska<br />Zwyczajni rodzice (?)<br />(Część I)<br />http://www.opoka.org.pl/biblioteka/I/ID/9912V_05.html</a><br /><br /><a href="http://www.opoka.org.pl/biblioteka/I/ID/0001V_05.html">Hanna Zielińska<br />Zwyczajni rodzice (?)<br />(Część II)<br />http://www.opoka.org.pl/biblioteka/I/ID/0001V_05.html</a><br /><br />_______<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhRB8DD_2vcUd7xf7PsPPWOEDdWM8Vfl9iO9S3eDY0huDacvEKofww_tcy4DApiRxbJOoJDDmyTJeACgMz9OZZV2WyyHtqy-d_3JVqFTv_CtrQ7SQCAHkbBsG709npxMShyphenhyphen6JNZt1OqKTI/s1600-h/Louis+%26+Zelia+Martin+002.jpg"><img style="cursor: pointer; width: 400px; height: 220px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhRB8DD_2vcUd7xf7PsPPWOEDdWM8Vfl9iO9S3eDY0huDacvEKofww_tcy4DApiRxbJOoJDDmyTJeACgMz9OZZV2WyyHtqy-d_3JVqFTv_CtrQ7SQCAHkbBsG709npxMShyphenhyphen6JNZt1OqKTI/s400/Louis+%26+Zelia+Martin+002.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5274583045024800194" border="0" /></a><br /><br />_______<br /><br /><br />There was hugely more sense in the old people who said that a wife and husband ought to have the same religion than there is in all the contemporary gushing about sister souls and kindred spirits and auras of identical colour. As a matter of fact, the more the sexes are in violent contrast the less likely they are to be in violent collision. The more incompatible their tempers are the better. Obviously a wife's soul cannot possibly be a sister soul. It is very seldom so much as a first cousin. There are very few marriages of identical taste and temperament; they are generally unhappy. But to have the same fundamental theory, to think the same thing a virtue, whether you practise or neglect it, to think the same thing a sin, whether you punish or pardon or laugh at it, in the last extremity to call the same thing duty and the same thing disgrace—this really is necessary to a tolerably happy marriage; and it is much better represented by a common religion than it is by affinities and auras.<br /><br /><a href="http://www.gutenberg.org/files/2015/2015-h/2015-h.htm#2H_4_0017">Gilbert Keith Chesterton<br />A Miscellany of Men<br />Chapter: The Sectarian of Society<br />http://www.gutenberg.org/files/2015/2015-h/2015-h.htm#2H_4_0017</a><br /><br />(Cytat w tłumaczeniu na język polski:<br /><a href="http://www.chesterton.fidelitas.pl/oudanym.htm">http://www.chesterton.fidelitas.pl/oudanym.htm</a>)<br /><br />_______<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgO8oe4FTQ93EL6_tNtRZc2xOdC15to8SKI9LTg-P7i9-KKxFJdbgmVvP_CQRqX5K4WWujHydBnQ5iNRadLr00Lse6ywq9EwKl8TDnn-CPIwlJYshICZuujC97X-zfWQxxAoFFmrwz98mU/s1600-h/Luke+001.jpg"><img style="cursor: pointer; width: 117px; height: 300px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgO8oe4FTQ93EL6_tNtRZc2xOdC15to8SKI9LTg-P7i9-KKxFJdbgmVvP_CQRqX5K4WWujHydBnQ5iNRadLr00Lse6ywq9EwKl8TDnn-CPIwlJYshICZuujC97X-zfWQxxAoFFmrwz98mU/s400/Luke+001.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5274583184658327186" border="0" /></a><br /><br />_______<br /><br /><br /><a href="http://mises.org/story/3015">Jeffrey A. Tucker<br />Cooperation: How a Free Market Benefits Everyone<br />http://mises.org/story/3015</a><br /><br /><a href="http://www.mateusz.pl/okarol/ekumenizm.htm">Karol Meissner OSB<br />Trudna droga do jedności<br />http://www.mateusz.pl/okarol/ekumenizm.htm</a><br /><br /><a href="http://www.mises.org/story/2014">Murray N. Rothbard<br />The Origins of Individualist Anarchism in the US<br />http://www.mises.org/story/2014</a><br /><br /><a href="http://adamduda.wordpress.com/2008/09/23/jak-sie-drukuje-pieniadze/">Adam Duda<br />Jak się drukuje pieniądze<br />http://adamduda.wordpress.com/2008/09/23/jak-sie-drukuje-pieniadze/</a><br /><br /><a href="http://chiesa.espresso.repubblica.it/articolo/209230?eng=y">Sandro Magister<br />Catholics and Muslims Have Signed a Charter of Rights. But Now Comes the Hard Part<br />http://chiesa.espresso.repubblica.it/articolo/209230?eng=y</a><br /><br /><a href="http://forums.v3v.org/viewtopic.php?p=215&sid=2ad41457c22c275974d9640eb9c8cb8d">Sławomir Cenckiewicz<br />Cisi sprzymierzeńcy reform<br />http://forums.v3v.org/viewtopic.php?p=215&sid=2ad41457c22c275974d9640eb9c8cb8d</a><br /><br /><a href="http://chiesa.espresso.repubblica.it/articolo/209107?eng=y">Sandro Magister<br />Homilies. The Liturgical Year Narrated by Joseph Ratzinger, Pope<br />http://chiesa.espresso.repubblica.it/articolo/209107?eng=y</a><br /><br /><a href="http://adamduda.wordpress.com/2008/10/31/orwell-huxley-zabawic-sie-na-smierc/">Adam Duda<br />Orwell, Huxley – zabawić się na śmierć<br />http://adamduda.wordpress.com/2008/10/31/orwell-huxley-zabawic-sie-na-smierc/</a><br /><br /><a href="http://www.lewrockwell.com/tucker/tucker109.html">Jeffrey A. Tucker<br />A Man's Biggest Fear<br />http://www.lewrockwell.com/tucker/tucker109.html</a><br /><br /><a href="http://web.mac.com/geerlingguy/articles/photography/liturgy_photography.html">Jeff Geerling<br />Taking Pictures During Liturgies<br />http://web.mac.com/geerlingguy/articles/photography/liturgy_photography.html</a><br /><br /><a href="http://www.zenit.org/article-24324?l=english">Jesús Colina<br />Father Cantalamessa Evaluates Weekly Meditations<br />http://www.zenit.org/article-24324?l=english</a><br /><br />_______<br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhkIDgD4cX_U8hRu67edjmYO1liwaEdgCAOWjzu_LPBBGTPA9z9345doq-cKtfEXh7LezcHk06wxhhvV2JdCdYywKp-98NlrChdbyb5rpGKpCVvw3K6FeaQn4p4Bns8S2nHi5FRjYzdNEM/s1600-h/Luke+032.jpg"><img style="cursor: pointer; width: 224px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhkIDgD4cX_U8hRu67edjmYO1liwaEdgCAOWjzu_LPBBGTPA9z9345doq-cKtfEXh7LezcHk06wxhhvV2JdCdYywKp-98NlrChdbyb5rpGKpCVvw3K6FeaQn4p4Bns8S2nHi5FRjYzdNEM/s400/Luke+032.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5274583745356346274" border="0" /></a><br /><br /><br /><br /></div>Luke7777777http://www.blogger.com/profile/01598820048682481428noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8374826935056360710.post-39744446646369802272008-09-09T05:16:00.000-07:002008-12-27T03:52:22.083-08:00Look7777777 – Culture Watch – 2008.09.09<a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiyQntOy5HQfl6_Z7EuGTuZprSbW-OhJ_7O3IJU2FT31YEWr2Ekzc5MoR1a3qhDGbfvRYrF_Vil-MXhCh2UQMBQ7Wf5eDEb6tntsOXkj7f0BXcMm4-TWckL9d7Xf2_Q4uxTIuop-6werCg/s1600-h/chess+007+-+opening+chess+position.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiyQntOy5HQfl6_Z7EuGTuZprSbW-OhJ_7O3IJU2FT31YEWr2Ekzc5MoR1a3qhDGbfvRYrF_Vil-MXhCh2UQMBQ7Wf5eDEb6tntsOXkj7f0BXcMm4-TWckL9d7Xf2_Q4uxTIuop-6werCg/s400/chess+007+-+opening+chess+position.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5243999390042012674" border="0" /></a><br /><div style="text-align: justify;">Anna Świderkówna opowiadała kiedyś o rozmowie ze znajomym komunistą: „W czasie rozmowy rzucił: – Jestem ateistą. – Aha – mówię – czyli pan wierzy, że Boga nie ma. – Nie, nie. Ja w nic nie wierzę – zaoponował zaskoczony. – A mógłby pan dowieść, że Boga nie ma? – zapytałam. Usłyszałam, że go zatkało. Bo on nigdy nie pomyślał, że jego światopogląd też jest formą wiary”. W każdym światopoglądzie, w każdej filozofii istnieją pewne zdania, które przyjmuje się na wiarę. Ich prawdziwość zakłada się po prostu jako rzecz oczywistą. Każdy człowiek ma jakiś zasób nienaruszalnych podstawowych tez, pewnych punktów odniesienia, które stanowią rodzaju filtru w jego patrzeniu na świat, na siebie, na życie.<br /><br />Dogmatyzm kojarzy się z postawą bezkrytyczną, utożsamia się go wręcz z zakazem myślenia. Myślenie naukowe, dojrzałe, nowoczesne powinno być za myśleniem bez dogmatu. To mit. Punktem wyjścia wszystkich nauk ścisłych są aksjomaty, czyli tezy, których się nie dowodzi. Z tych „dogmatycznie” przyjętych aksjomatów wyprowadza się drogą wnioskowania kolejne twierdzenia. Nasuwa się jeszcze jeden przykład, nieco lżejszy. Czy można uznać grę w szachy za coś, co nie wymaga myślenia? A przecież szachy mają swoje nienaruszalne, niezmienne zasady. Gracze muszą je respektować, zgodzić się na nie. Inaczej nie będzie żadnej sensownej, intelektualnej rozrywki. Dogmaty są właśnie jak te niezmienne reguły gry. Nie są szlabanami zamykającymi drogę do refleksji, ale są raczej punktami wyjścia wyznaczającymi kierunek myślenia. Zapraszają do myślenia, ale we „wnętrzu” gry. Nie jest więc tak, że mamy wybór: albo myślenie, albo dogmat. Wybieramy raczej między takim czy innym zestawem dogmatów.<br /><br /><a href="http://goscniedzielny.wiara.pl/?grupa=6&art=1219950754&dzi=1104764436&idnumeru=1219928104">ks. Tomasz Jaklewicz, <span style="font-style: italic;">Dogmat w czasach niepewności</span>, http://goscniedzielny.wiara.pl/?grupa=6&art=1219950754&dzi=1104764436&idnumeru=1219928104</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh7KVuDxNDUaFSX7Kzl-RrMtUqdC5Z92jhBDKKJyPQ8V_QI3RYjUPIocC8s4Yb-KyAVGg7hRJHnBodXRlvC4jQTWTDIzJPK1nA2xemavQ893AuPJtRAYladumF90OTGsX7AiKGmp4bi1hY/s1600-h/chess+023+-+Moritz+Retzsch+-+man+vs.+mephistopheles+002.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh7KVuDxNDUaFSX7Kzl-RrMtUqdC5Z92jhBDKKJyPQ8V_QI3RYjUPIocC8s4Yb-KyAVGg7hRJHnBodXRlvC4jQTWTDIzJPK1nA2xemavQ893AuPJtRAYladumF90OTGsX7AiKGmp4bi1hY/s400/chess+023+-+Moritz+Retzsch+-+man+vs.+mephistopheles+002.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5243999562653751138" border="0" /></a><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Pytanie o powołanie jest pytaniem, które ma sens w kontekście wiary, czyli relacji, jaka łączy człowieka z Bogiem. To przecież Bóg powołuje człowieka. Zrozumienie zatem pytania o powołanie zależy od rozumienia relacji z Bogiem, od rozumienia kim jest Bóg i jak On postępuje z człowiekiem.<br /><br />Rozeznając powołanie bardzo często zakładamy, bardziej lub mniej świadomie, że Bóg ma już gotowy, szczegółowy plan wobec nas i że oczekuje od nas byśmy go zrealizowali.<br /><br />[T]akie rozumienie powołania, powodowane nawet najlepszymi intencjami, kryje w sobie zupełnie niechrześcijański obraz Boga. Przedstawiając go nieco karykaturalnie, Pan Bóg, gdzieś w swojej tajnej kartotece, posiada ukryte akta każdego człowieka z zapisanym projektem jego życia. Do człowieka należy odgadywanie zawartości tej kartoteki. Jest to zadanie niezmiernie trudne, jeśli w ogóle możliwe, nie wspominając już o tym, że właściwie nie ma tu mowy o wolności człowieka, tak bardzo podkreślanej w chrześcijaństwie.<br /><br />[T]akie wyobrażenie Boga i powołania otwiera furtkę dla niekończących się rewizji podjętych decyzji i stawia pod znakiem zapytania wierność wszelkim wyborom: bo zawsze można stwierdzić, że wcześniej nastąpiła pomyłka i dopiero teraz udało się nam rozpoznać wolę Boga. Paradoksalnie pod pozorem wiary można przemycać niewierność.<br /><br />[W]olą Boga jest byśmy przez Chrystusa byli Jego dziećmi. Trudno wyobrazić sobie relację bardziej podkreślającą wolność niż ta jaka panuje pomiędzy Ojcem i dziećmi. Jedyną rzeczą do jakiej ona wzywa jest podobieństwo do Ojca i odzwierciedlanie Jego świętości. Natomiast konkretny sposób w jaki odpowiemy na to wezwanie, pozostawiony jest twórczej wolności człowieka. Właśnie odpowiedzialność i twórczość w budowaniu własnego życia jest najdoskonalszą formą realizacji podobieństwa do Stwórcy. Oczywiście w przypadku człowieka nie jest to tworzenie z niczego. Odbywa się ono na podstawie tego, kim jesteśmy, naszego temperamentu, naszych pragnień i uzdolnień, naszej wrażliwości na otaczający nas świat i wydarzenia, w których uczestniczymy. Wszystko to jest naszym udziałem w tworzeniu własnego powołania w dialogu ze Słowem Boga, które uzdalnia nas do stawania się Jego dziećmi (por. J 1,12). Wola Boga nie jest z góry szczegółowo zapisanym planem określającym kształt naszego życia.<br /><br />[P]owołanie jest przede wszystkim obietnicą spełnienia głębokiego pragnienia ludzkiego serca: pragnienia życia spełnionego. To sam Bóg stwarzając człowieka składa w jego sercu pragnienie życia, jest jego Autorem, ale jednocześnie człowiekowi powierza określenie konkretnego kształtu tego życia. Abraham związał je z ojcostwem i potomstwem. Gdy ono pozostaje niespełnione, Bóg wskazuje Abrahamowi warunki jego spełnienia: wyjdź... i idź... Plan, jaki Bóg przedstawia, sięga o wiele dalej i obejmuje wszystkie ludy ziemi, ale w żaden sposób nie każe Abrahamowi rezygnować z własnego pragnienia. Przeciwnie, obiecuje jego spełnienie. W jaki sposób realizacja planu zbawienia ludzkości i spełnienie pragnienia konkretnego człowieka mogą wzajemnie się uzupełniać pozostaje tajemnicą wielkości Boga. Jedno jest jednak pewne. Nie znając własnego pragnienia, Abraham nie mógłby ani usłyszeć, ani zawierzyć wezwaniu Boga. Rozpoznanie woli Boga względem siebie, rozpoznanie własnego powołania zaczyna się od poznania i określenia własnego pragnienia życia.<br /><br />Jeśli Bogu tak bardzo zależy na wolności człowieka, jedynym słusznym powodem kwestionowania dokonanego wyboru może być brak wolności w momencie jego dokonywania. Kościół w swojej mądrości uznaje za nigdy nie ważne małżeństwa zawarte pod przymusem, święcenia przyjęte bez wolnej woli. Oczywiście wolność człowieka jest niezmiernie delikatną dziedziną. Czasem bardzo trudno udokumentować rzeczywisty brak wolności, czasem bardzo łatwo postulować brak wolności, gdy tak naprawdę chodzi o trudność dochowania wierności. Nie są to łatwe kwestie i każdy przypadek musi być rozważany osobno z całą powagą i uczciwością. Jednak także ogólne rozważanie może pomóc uniknąć wielu nieporozumień.<br /><br />Pewnie większość prób ponownego rozeznawania powołania nie różni się niczym od kryzysów wiary, których doświadczył Abraham. Zamiast wyobrażać sobie, że nastąpiła pomyłka, że nie tędy droga, że może nieopatrznie zrozumiałem, czego Bóg ode mnie chciał, potrzeba bardziej przypomnienia (anamnezy) własnego, pierwszego pragnienia. Bo to właśnie na nim zaczęło się budować powołanie. Bo Bóg je potraktował na poważnie i zaangażował się, by je spełnić. To nic, jeśli nie było do końca dojrzałe i czyste. Cały czas długiego oczekiwania Abrahama nie jest niczym innym jak jednym procesem dojrzewania jego pragnienia. Ale nie zostało ono zawiedzione.<br /><br />[P]onowne rozeznawanie powołania mające na celu zmianę drogi życia na pewno nie jest postawą wiary. Ponieważ Bóg nie oczekuje od nas odgadywania ukrytych Swoich planów wobec naszego życia, w sytuacji kryzysu chodzi raczej o powrót do własnego pierwotnego pragnienia. Bo to na nim zaczęło się budować nasze powołanie.<br /><br /><a href="http://mateusz.pl/mt/10lat/tk-zsp.htm">Tomasz Kot SJ, <span style="font-style: italic;">Zrozumieć swoje powołanie...</span>, http://mateusz.pl/mt/10lat/tk-zsp.htm</a><br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEij8ICh2iLj0-GAvD0Si5fnwWggzPeaVdNc2RLOoUSAIA3oftEq4Ue0EMcgahEN-VH6V4Qe0AvR2djWXSCzcfYgq_mio6C4ct_IR3nr5f5RvRS5KnDh4-v6lqBrAvuA4xQkd0QSzna5Cbs/s1600-h/John+George+Brown+-+Young+Girl+With+Flowers+%281871%29.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEij8ICh2iLj0-GAvD0Si5fnwWggzPeaVdNc2RLOoUSAIA3oftEq4Ue0EMcgahEN-VH6V4Qe0AvR2djWXSCzcfYgq_mio6C4ct_IR3nr5f5RvRS5KnDh4-v6lqBrAvuA4xQkd0QSzna5Cbs/s400/John+George+Brown+-+Young+Girl+With+Flowers+%281871%29.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5243999967146547202" border="0" /></a><br />[O]ur surroundings determine not just what we think, but what we can think. We live in cities urban but not urbane, among screaming sirens, in air grayed by exhaust and wracked by the blattings of buses. The complaint is not invalid for being trite. I cannot imagine a Whitman composing in a shopping mall.<br /><br />The rush and complexity of everything take their toll. As a people we might well be called The Unrelaxed. And, therefore, the Uncontemplative.<br /><br />Other lives are possible, or were possible. Years ago I passed a summer in Hampden-Sydney, my small college on a huge wooded campus in then-rural Virginia. The students were blessedly gone.<br /><br />Along the Via Sacra, as the only road on campus was called, under blue skies going on forever and forever there was silence, absolute silence, unless you count the twittering of birds and the keening of bugs in ancient oaks. These may be sounds, but they are not noise. They are not even music, but something before, older, earlier, better. . . . [I]t was quiet and warm and you were with your thoughts.<br /><br />It was terribly unmodern. At night the stars shone in the black infinite and there was no noise. No noise. There a Thoreau could have written or Corot painted. I do not think this possible in clangorous suburban ugliness.<br /><br />Scientists take things apart but, except for the greats, do not notice the whole.<br /><br />People rush to Europe in search of the old, the quiet, and the pretty. Peddlers of real estate understand the urge, and hawk tranquil rural life while building the malls that will make it impossible. And so hurry comes to Arcadia. People then think of escape to the next small town. We spend a remarkable amount of time fleeing ourselves. Maybe instead we should build a place we like.<br /><br />We cannot, because the nature of things is determined remotely, at corporate. We have little choice in where we live, not because we cannot move but because everywhere becomes the same.<br /><br />So little remains of the local. Time was when two-lane highways wound through misty valleys in the Smokies with little towns scrunched onto the slopes of a wrinkled land and mom-and-pop restaurants, no two alike. Barstow was a desert town of desert people, and New Orleans was a city, not a theme park.<br /><br />Now, no. Things are both uniform and ugly. Corporates everywhere have learned to stamp out stores, houses, developments, cheap because identical, because of the wonders of mass production, and who can tell them no? You can’t stop progress, boosters say, though I can’t see that we have had any.<br /><br />And of course people want, or think they want, the noise and sprawl and franchisees. Construction does briefly provide jobs, Wal-Mart does sell power saws at low prices, and the food at Ruby Tuesday’s is good. The young like noise, and surely a store selling thirty brands of running shoes for people who don’t run cannot be a bad thing. It is only later that the boredom and emptiness set in for kids who have only the malls, never the woods. Hamsters have exercise wheels. We buy things.<br /><br />Few precisely like what we have, I suppose, but how does one escape it? Perhaps they don’t sense exactly what it is they want to escape, and anyway there is nowhere else to go. In noise-ridden cities smelling of exhaust, crowded, where the stars languish obscured by smoke, the rivers run semi-poisonous and much of the populace can barely read, how can anyone think beyond the stock market and the next empty copulation? The Milnes and Donnes and Marlowes don’t exist because they can’t, and we don’t want them because we can’t want them.<br /><br /><a href="http://www.fredoneverything.net/Walden%20III.shtml">Fred Reed, <span style="font-style: italic;">Other Times and Ways: Shoveling Sand Against the Tide,</span> http://www.fredoneverything.net/Walden%20III.shtml</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiNCOydrm6Rs8lxgIUVtQI56PETRM5nKX7FVwDGv1UQgxT7gTzrOrV5hxAzTaoP_Rn_QrurSEd1kuGomeMGclEQ19_rLf5A3AAwkySDqAhjciKx1apD9Vh1iDejuhk65UlPUNBgJTCx1pY/s1600-h/John+George+Brown+-+Deer+Hunter+In+The+Woods+%281864%29.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiNCOydrm6Rs8lxgIUVtQI56PETRM5nKX7FVwDGv1UQgxT7gTzrOrV5hxAzTaoP_Rn_QrurSEd1kuGomeMGclEQ19_rLf5A3AAwkySDqAhjciKx1apD9Vh1iDejuhk65UlPUNBgJTCx1pY/s400/John+George+Brown+-+Deer+Hunter+In+The+Woods+%281864%29.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5244000146164597346" border="0" /></a><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Until quite recently, I had assumed that the extreme ugliness of the city in which I live was attributable to the Luftwaffe.<br /><br />I discovered how wrong I was not long ago when I entered a store whose walls were decorated with large photographs of the city as it had been before the war. It was then a fine place, in a grandiloquent, Victorian kind of way. Every building had spoken of a bulging, no doubt slightly pompous and ridiculous, municipal pride. Industry and Labor were glorified in statuary, and a leavening of Greek temples and Italian Renaissance palaces lightened the prevailing mock-Venetian Gothic architecture.<br /><br />The City Council—the people's elected representatives it transpired, had done far more damage to the fabric of the city in the 1950s and 1960s than had Goering's air force.<br /><br />First among the reasons for this large-scale architectural vandalism was the prolonged revulsion against all things Victorian.<br /><br />I witnessed a striking example of this revulsion in my own household. My father, a communist and therefore predisposed to view the past in a lurid light, especially by comparison with the inevitable post-revolutionary glories to come, had bought several Victorian paintings at Sotheby's during the war for ten shillings each. (Communists are not necessarily opposed to taking advantage of a temporary depression in prices.) He kept them in the loft of the house. Then, one day in 1960, quite arbitrarily, he decided that they were taking up too much space—unlike the tins of fruit he had stockpiled during the Korean War in the expectation that it would escalate into the Third World War, and which were now beginning to explode, but which he kept forever. He took all the paintings except one and put them on a bonfire, an act which I knew even at the age of ten to be one of terrible barbarism. I begged him not to do it, to give the paintings away if he didn't like them—but no, they had to be destroyed.<br /><br />Then there was the modernist arrogance about not only the Victorian past but all the centuries that had gone before—my city swept away many eighteenth-century buildings along with Victorian and Edwardian ones.<br /><br />The architects thought that modernity was a value that transcended all other virtues; they thought they could wake the country from its nostalgic slumber, dragging it into the twentieth century by pouring what seemed to them the most modern of building materials—reinforced concrete—all over it.<br /><br />[W]hat was decent housing? A civil servant, Parker Morris, provided the answer: a certain number of cubic yards of living space per inhabitant. The Ministry of Housing adopted the Parker Morris standards for all public housing; they governed the size and number of rooms—<span style="font-style: italic;">and that was all</span>.<br /><br />Even allowing for the roseate glow that the passage of time lends to experience, what my patients tell me of the streets where they grew up does not vindicate the reformers.<br /><br />[A] sense of community did exist in these streets of little red houses, to such an extent that people who came from more than a few streets away were regarded as strangers, almost as foreigners. No doubt the community feeling resulted in a certain small-mindedness, but it also meant that life was not then the war of permanently inflamed egos to be found in Corbusian housing projects—egos inflamed by the fact that the inhabitants have been, and continue to be, treated so transparently by social policy makers as faceless, interchangeable, passive ciphers that the only way to assert their individuality is to behave antisocially.<br /><br />The idea that happiness and well-being consist of the satisfaction of a few simple physical needs, and can therefore be planned on behalf of society by benevolent administrators, is . . . bleakly mocked.<br /><br />[T]he buildings themselves . . . are, with a vengeance, Le Corbusier's "machines for living in"—though perhaps "existing in" would be more accurate. The straight line and the right angle reign supreme: no curves, no frivolous decorative touches, no softening materials add warmth to the steel, glass, and concrete.<br /><br />The people who inhabit these apartments are utterly isolated. All that connects them is the noise they make, often considerable, which permeates the flimsy walls, ceilings, and floors. They are likely to be unemployed and poorly educated, socialized neither by work nor by pastimes. Single mothers are housed here, guaranteeing the impoverishment of their children's social environment: and in Britain we are now into the second generation of children who know no other environment.<br /><br />No civic or collective life is possible in such conditions, and so there are no standards of conduct: every man's whim is law, and the most physically powerful and ruthless is the one who sets the tone and makes the rules. When a patient of mine was suspended by her ankles from the window of her 11th-floor apartment by her jealous boyfriend, no one noticed or considered it his duty to intervene. She herself was unaware that there was anything morally reprehensible (as against merely unpleasant) about her boyfriend's conduct.<br /><br />[N]o desert hermit was ever more alone than the inhabitant of an English housing project.<br /><br />When I aired my thoughts about public housing to a British architect—to whom, in my heart, I ascribed some of the collective blame for the calamitous situation he at once shot back, "Yes, but do sties make pigs, or do pigs make sties?"<br /><br />I suspect that there is, as my father used to say, a dialectical relationship.<br /><br /><a href="http://www.city-journal.org/html/5_3_a4.html">Theodore Dalrymple, <span style="font-style: italic;">Do Sties Make Pigs</span>, http://www.city-journal.org/html/5_3_a4.html</a><br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihuUaZb5tti36yiwj26zVj1CPis7e1F41tVj1wscTijjXSfGW3VkGCU4P_PKidg-q2UVX1SzzlnZbxjyjKohyphenhyphenrt6_bnGgrqrcqaI7VIWLwcbTWf-U-KCYaXVV_69mPUHwpLwm0fCBRugQ/s1600-h/Las+Lajas+Cathedral+-+Ipiales,+Colombia+011.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihuUaZb5tti36yiwj26zVj1CPis7e1F41tVj1wscTijjXSfGW3VkGCU4P_PKidg-q2UVX1SzzlnZbxjyjKohyphenhyphenrt6_bnGgrqrcqaI7VIWLwcbTWf-U-KCYaXVV_69mPUHwpLwm0fCBRugQ/s400/Las+Lajas+Cathedral+-+Ipiales,+Colombia+011.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5244000282910273938" border="0" /></a><br />Sacred architecture, like the faith it seeks to represent in three-dimensional form, should reflect its own tradition. Each church should be a work of art in which one finds references to and acknowledgment of previous greatness. The Church remembers the Council of Nicea and the Last Supper every time she celebrates the liturgy. Likewise, every time she builds a church she remembers the holy places of her tradition. The church building is an <span style="font-style: italic;">anamnesis</span>, or a participation, in the representation of the holy mountain, of the tent of meeting, of the Temple in Jerusalem, of Golgotha, of the upper room, and of sacred buildings throughout the centuries.<br /><br />[T.S. Eliot wrote:] "Tradition ... cannot be inherited, and if you want it you must obtain it by great labour. It involves, in the first place, the historical sense ... the historical sense compels a man to write not merely with his own generation in his bones, but with a feeling that the whole of the literature of Europe from Homer and within it the whole of the literature of his own country has a simultaneous existence and composes a simultaneous order. ... No poet, no artist of any art, has his complete meaning alone. His significance, his appreciation is the appreciation of his relation to the dead poets and artists. You cannot value him alone: you must set him, for contrast and comparison, among the dead."<br /><br />This "historical sense" requires the architect to immerse himself in great architecture. He studies buildings the way the theologian studies texts: through careful analysis and interpretation. Like the disciple, the Classicist looks to treatises and paradigms that draw him into the architectural tradition and shed light on the present. Today the architect can cut his teeth on a wealth of information on great works of the past. He himself must be willing to investigate the deep and broad architectural stream, and relearn tradition before seeking to innovate. Poetry comes only after competence in prose. And architectural innovation comes only after competence in the language of architecture.<br /><br />Classical architecture is a large extended family of buildings that bear a visual resemblance to one another. The classical architect, then, has it "in his blood" to design within a proven tradition, and he has excellent advisors. The great works of the past are his forbears and advisors. He bounces new ideas off these masterpieces and tries to learn from them how they solved similar problems. When he designs, it is not just for himself or for today; he designs for and in conversation with the Classical architects who have gone before him. He designs for the future, aware that others will come and continue the conversation.<br /><br />Catholicism is an Incarnational religion and in its architecture there should be an appreciation of the human body. As people created in His image, aware of Christ's willingness to clothe Himself in flesh and blood, we recognize the goodness of the body.<br /><br />The traditional church building is anthropomorphic: modeled on Christ's body in its general form, embodying the saints and martyrs in its elements, and expressing the Church and its beliefs through iconography. The analogy of the body in the church is an accessible and profound way to understand the meaning of the Universal Church. The analogy grows out of the early Christian tradition of building churches over the graves of saints or on holy ground where a saint lived or was martyred.<br /><br />Figurative painting and sculpture are central tools for the aims of Classical architecture. The Hebrew and Christian saints are witnesses worshipping with us, and the church's iconography makes us aware of their presence. The traditions of placing images of the four evangelists at the crossing, or sculptures of the saints on the facade or retable of the material church, remind us of the true construction of the spiritual Church. Paintings and statues of saints remind us we are part of the mystical body of Christ. The church as body is a beautiful way to conceptualize the building in which people are baptized into Christ's body, partake of His body and blood, become one body with another, and finally have their body delivered by the Church into its eternal home.<br /><br />The Roman Catholic Church is timeless, enduring and permanent. So the church building is a <span style="font-style: italic;">prolepsis</span>, or anticipation of the future; a three-dimensional introduction into the heavenly kingdom. It promises us future glory, and is a place which should make us desire to "dwell in the house of the Lord forever." In expressing the inexpressible, the mysterious, the beatific vision, the church is a place of eternity amidst the suffering and temporality of life. In liturgy and private devotion we partake of the heavenly liturgy in which we will worship eternally, the heavenly banquet in which we shall feast forever. Surrounded pictorially by the heavenly banquet, with saints and angels painted on the ceiling, in the decoration of the walls, or as icons in the side chapels we come in contact with the eternal. The building is an act of eternal worship, which participates in the worship of heaven. As a <span style="font-style: italic;">prolepsis</span> of eternity it must be timeless, transcendent, beautiful and durable.<br /><br />The Christian life is a journey towards the heavenly home. Our architecture is eschatological; it looks forward to the new heaven and the new earth. An architecture of journey should transport us out of ourselves and into God's presence. The church can articulate this journey beginning with the siting and design of the exterior, which should call out to us. The facade is a heavenly ladder, or a gate of heaven through which we must pass. The colonnades of the nave line our procession towards the eternal. The dome of the crossing, the generous apse and the reredos draw us up into heaven and are decorated as such. The triumphal arch separating the sanctuary from the nave is a threshold towards the eternal. Our journey towards Christ is like our procession to the altar, the place where heaven breaks into our world. From the sanctuary we receive eternity in the Eucharist and in his word.<br /><br />The church is eschatological. A place designed for the future, timeless and universal rather than stylish. A car assembly line must be retooled to stay competitive, but church architecture must speak to its time and beyond its time. It should seek to be undatable, the same yesterday, today and forever.<br /><br />All cultures have sought to capture beauty in their art and architecture. While the concept of beauty is debased today, the Church continues to uphold the beauty of God's house as the ideal. Beautiful things go beyond mere fashion or superficial interest. Architectural beauty should reflect God's creation, particularly man created in his image. Classical theory defines beauty as the correspondence of the parts with the whole, from which nothing can be added or taken away.<br /><br />Catholicism and Classicism are discriminating, with high standards of excellence. These standards are the perfection of the eternal. The architect is called to be perfect as his heavenly Father is perfect.<br /><br />The church, a building for the eternal, seeks durability, so as to be used by future generations. It is an investment in the faith of our children and so should be built with great care. . . . The church building is an offering to the eternal, so we employ the best materials and the finest construction techniques. The House of God should, always and everywhere, be fashioned in a way superior to the best public buildings or houses. It should be a model building for the neighborhood or the town, and as it endures it will continually speak of eternity and transcendence. [John Cardinal Newman said:] "[T]hey remain, those holy places, where they were: for the Church abides for evermore, and her Temples, in their deep foundations, and their arching heights, are her image and manifestation."<br /><br /><a href="http://www.stroik.com/pubs/pdf/TheClassicalMoment.pdf">Duncan G. Stroik, <span style="font-style: italic;">The Classical Moment</span>, http://www.stroik.com/pubs/pdf/TheClassicalMoment.pdf</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhALDxTxWQaqkd3vTWY98ISr5HBrGKrfJnrnTSwxCGTa9WZHMipgeh-KsQktcO-bjrFCCcFStiNbyYoSKpewSfNxOZdA2PeiIGmG_7Xi1xoORXqGZTen9sGCtsLtwGXkrkLN8oon-ux0eE/s1600-h/Malta+007+-+Malta+Mandala+-+San+Lawrenz,+Gozo,+Malta.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhALDxTxWQaqkd3vTWY98ISr5HBrGKrfJnrnTSwxCGTa9WZHMipgeh-KsQktcO-bjrFCCcFStiNbyYoSKpewSfNxOZdA2PeiIGmG_7Xi1xoORXqGZTen9sGCtsLtwGXkrkLN8oon-ux0eE/s400/Malta+007+-+Malta+Mandala+-+San+Lawrenz,+Gozo,+Malta.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5244000467179252002" border="0" /></a><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi3qytTe8IMlGuTojoVTF870_NMl4mJO8a_OuOuCaLw0P2vwKbbEMdEbioYAY9RTZovJTS8K0pTL8chcU4hPOC8y5Z9vS_yuCc08TMzs_mZkxfrI_FJSjhk1JSP3t1e4VFxge9KNhj3EEE/s1600-h/voluntaryism+002+-+voluntaryist.com+-+logo.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi3qytTe8IMlGuTojoVTF870_NMl4mJO8a_OuOuCaLw0P2vwKbbEMdEbioYAY9RTZovJTS8K0pTL8chcU4hPOC8y5Z9vS_yuCc08TMzs_mZkxfrI_FJSjhk1JSP3t1e4VFxge9KNhj3EEE/s400/voluntaryism+002+-+voluntaryist.com+-+logo.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5244000709585441890" border="0" /></a><br />Political power – the capacity and legal sanction to aggress against others – is integral to political office. A State official, libertarian or not, has considerable power over defenseless citizens. It is disingenuous to claim that one aspires to political office but does not seek power. Power is a defining characteristic of political office.<br /><br />A politician can get together with his neighbors (other politicians) and vote to rob people, and he can bring the force of law to back up this vote.<br /><br />I don't want anyone to have political power, regardless of his supposed good intentions. I object to the political office itself and to its legitimized power.<br /><br />Should the wise maxim often quoted by libertarians, "Power corrupts," now be amended to read, "Power corrupts – unless you are a libertarian?" It is not clear to me why libertarians are any less susceptible to the temptations of power than the ordinary mortal.<br /><br />We should seek to abolish the mechanism whereby one individual, in virtue of political office, can employ legitimized aggression against other individuals.<br /><br />"Elect me to office," proclaims the libertarian politician, "give me enormous power over you and your property, but rest assured that I shall abstain from using this power unjustly." I reply: You have no right to such power in the first place – and as a libertarian you should know this. You should be denouncing the very office to which you aspire.<br /><br />[L]ibertarians must stand firm against all Senators, all Presidents, and so forth, because these offices and the legal power they embody are indispensable features of the State apparatus. After all, what can it possibly mean to oppose the State unless one opposes particular offices and institutions in which State power manifests itself?<br /><br />The fight against the State is not merely a fight against naked power – the battle would be much easier if that were so. The essence of the State is not aggression per se, but legitimized aggression. The State uses the sanction of law to legitimize its criminal acts. This is what distinguishes it from the average criminal in the street.<br /><br />We must strip the State of its legitimacy in the public eye. We must persuade people to apply the same moral standards to the State as they apply to anyone else. We need not convince people that theft is wrong; we need to convince them that theft, when committed by the State in the name of taxation, does not differ from theft when committed by an individual. We need not persuade people that murder is wrong; we need to persuade them that murder, when committed by the State in the name of war or national defense, does not differ from murder when committed by an individual.<br /><br />To run for or support candidates for political office is to grant legitimacy to the very thing we are attempting to strip of legitimacy.<br /><br />The vote sanctifies injustice. If the libertarian message is to be truly radical – if libertarians are to lead the fight, not only against this or that injustice, but against the political system that perpetuates and legitimizes injustice – then we must condemn voting altogether. A libertarian cannot use the vote for his own end, as if the vote were morally neutral. The vote is the method by which the State maintains its illusion of legitimacy.<br /><br />I maintain, therefore, that no person has the moral right to vote. To vote a person into office is to give that person unjust authority over others. To vote for a presidential candidate is to grant to that person the legal sanction for injustice.<br /><br />Hasn't it ever struck you as paradoxical how libertarians who are innovative when it comes to free-market alternatives, can be so pedestrian and orthodox in the area of political strategy. I mean, libertarians never tire of outlining plans for free-market roads, sewers, utilities, charities, schools, police forces, and even courts of law. When our critics ridicule free-market education, for instance, we encourage them to expand their thinking and to reject the notion that just because government has provided something in the past, it must continue to provide it in the future. Fresh, imaginative thinking is the key here.<br /><br />[I]t's not true that laws have to be repealed in order to be rendered ineffective. There are thousands of laws on the books today which are virtually dead, because the public would not tolerate their enforcement.<br /><br />[L]ibertarians should breed a thorough and uncompromising disrespect for the government and its laws. We should tell people, in no uncertain terms, that decrees of the government have no moral legitimacy whatever – that they are on par with decrees of the mafia. We must work to minimize and demystify the State. Of course, there is the practical problem of avoiding penalties, and individuals may choose to obey particular laws in order to escape punishment. But a government that must rely entirely on fear cannot long survive. All governments must cloak themselves in legitimacy in order to win the passive acquiescence of their subjects. Libertarians must seek to dissolve this aura of legitimacy. We must tell people: you have certain rights, period; and what the government does cannot change that. The government is a thug and a thief; be on your guard, watch it with caution, for it is powerful. But do not be awed by it. Do not grant it respect or moral sanction. Treat it as you would any villain.<br /><br /><a href="http://www.voluntaryist.com/nbnb/party_dialogue.php">George H. Smith, <span style="font-style: italic;">Party Dialogue</span>, http://www.voluntaryist.com/nbnb/party_dialogue.php</a><br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgVhPSD6Wz4Gk1XkbQSLLTvzmRL3hKrkXh2igYeGlLypAsOrPQvoyyo4upGGVLFLAn_HdFbelr3F-O-RzjACrU3ymcKvHm1DwvMKGVOaVEpyoUG9TsJI6qCxohQf_TkeQQbM3718-XItmA/s1600-h/jrr+tolkien+005.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgVhPSD6Wz4Gk1XkbQSLLTvzmRL3hKrkXh2igYeGlLypAsOrPQvoyyo4upGGVLFLAn_HdFbelr3F-O-RzjACrU3ymcKvHm1DwvMKGVOaVEpyoUG9TsJI6qCxohQf_TkeQQbM3718-XItmA/s400/jrr+tolkien+005.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5244000863692078690" border="0" /></a><br />[<span style="font-style: italic;">The Lord of the Rings</span>] is about the evils of power. More precisely, the book aligns itself against power – not "economic power" or "social power", but specifically political power.<br /><br />[J.R.R. Tolkien wrote:] "You can make the Ring into an allegory of our own time, if you like: and allegory of the inevitable fate that waits for all attempts to defeat evil power by power."<br /><br /><span style="font-style: italic;">The Lord of the Rings</span> is the epic journey to destroy the One Ring, which symbolizes power – and this is very clear when you understand that the Ring not only confers power but also imposes serfdom on the wearer. The man who wears the Ring becomes a slave at the same time as he is made supremely powerful.<br /><br />This is an allegory for what actually happens in our world every day: rulers, even well intentioned and idealistic ones, are ruled themselves at the same time. They are ruled by consensus and by the spasmodic hunger to acquire yet more power than they already have. This is why the state has never been limited, as the classical liberal thinkers had hoped it would be – because the people in charge of keeping the power of the state limited never do so.<br /><br />It does not matter what stirring words a politician uses to legitimize his actions; he is inside a vicious circle he can't escape.<br /><br />[J.R.R. Tolkien wrote:] "My political opinions lean more and more to Anarchy (philosophically understood, meaning abolition of control not whiskered men with bombs) – or to 'unconstitutional' Monarchy."<br /><br />In Tolkien's vision, the power is always evil – a good power cannot even exist. Since the very beginning, the good guys own the Ring. Since it is the most powerful weapon in the world, many of them ask why it can't be used against Sauron, the Dark Lord. Even though the Ring was forged by him and undoubtedly it is evil, yet it could help to pursue a good end, they suspect. This is an extraordinary way to ask the question: could the means be subordinated to the ends? Can a good end be pursued by evil means? Tolkien answers that no, evil means can only bring to an evil end – no matter if the original intentions are good.<br /><br />[J.R.R. Tolkien wrote:] "If we could get back to personal names, it would do a lot of good. Government is an abstract noun meaning the art and the process of governing and it should be an offence to write it with a capital G or so as to refer to people. If people were in the habit of referring to 'King George's council, Winston and his gang', it would do a long way to clearing thought, and reducing the frightful landslide into Theyocracy."<br /><br /><a href="http://mises.org/story/899">Alberto Mingardi, <span style="font-style: italic;">Tolkien v. Power</span>, http://mises.org/story/899</a><br /><br /><br /><br /></div>Luke7777777http://www.blogger.com/profile/01598820048682481428noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8374826935056360710.post-46695146500185677452008-09-04T23:23:00.000-07:002008-09-04T23:55:06.654-07:00Look7777777 – Culture Watch – 2008.09.05<a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEieA4lEeNcw8Ey8sKy3r6lQQop_FZJFujjsIhGn2q-k1T1sf-R94SZWbAbHWOASOnhmlDcxdvCTmoa3qplmbM04ufA_sR4j1e6UJmDDhbn26_cWPyENtmLBSWMlWHYjxDoPDNmq7v7MMK0/s1600-h/Karol+Meissner+-+Wiara+i+p%C5%82e%C4%87+002+-+ok%C5%82adka+-+%C5%9Brednia.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEieA4lEeNcw8Ey8sKy3r6lQQop_FZJFujjsIhGn2q-k1T1sf-R94SZWbAbHWOASOnhmlDcxdvCTmoa3qplmbM04ufA_sR4j1e6UJmDDhbn26_cWPyENtmLBSWMlWHYjxDoPDNmq7v7MMK0/s400/Karol+Meissner+-+Wiara+i+p%C5%82e%C4%87+002+-+ok%C5%82adka+-+%C5%9Brednia.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5242424433974547410" border="0" /></a><br /><div style="text-align: justify;">Trzeba, by osoby żyjące w małżeństwie zdały sobie sprawę z tego, że ich małżeństwo powstało wprawdzie na skutek ich decyzji, ale ta decyzja została podjęta w wyniku pewnego procesu, który zaczął się w nich bez udziału ich woli. Małżonkowie, którzy zastanawiają się nad tym, jak to się stało, że zainteresowali się sobą i zbliżyli się do siebie, przyznają, że to nie oni zapoczątkowali ten proces. On się „jakoś w nich wziął”. Na ogół analiza przeżyć kochających się małżeństw nie potrafi wyjaśnić, dlaczego właściwie te osoby się pokochały. Jest w tym jakaś tajemnica. Ta właśnie więź, która powstaje między małżonkami, mająca znamiona czegoś przedziwnego, zostaje przez moc sakramentu konsekrowana, wyłączona tylko z porządku doczesnego, oddana Bogu.<br /><br />Karol Meissner OSB, <span style="font-style: italic;">Wiara i płeć</span>, Poznań 2003, s. 94<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi91jxUM1mhyphenhyphenTXK-xk9ku7g-m-JZWlqjCEAsN0U9xzUQxJndHXSUNpLHDma2sLB6Zjd9CwQwQ6SIKmj_w4W3zcqli5A8kixpBxxjjTbVkPfiJLAvEsb-nowO6neyGfRqfvBZlaOv8_sjMQ/s1600-h/Anthony+Buono+001+-+Anthony+Buono%27s+family.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi91jxUM1mhyphenhyphenTXK-xk9ku7g-m-JZWlqjCEAsN0U9xzUQxJndHXSUNpLHDma2sLB6Zjd9CwQwQ6SIKmj_w4W3zcqli5A8kixpBxxjjTbVkPfiJLAvEsb-nowO6neyGfRqfvBZlaOv8_sjMQ/s400/Anthony+Buono+001+-+Anthony+Buono%27s+family.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5242424750243841378" border="0" /></a><br />God is always involved with all aspects of our lives. It's no different with the vocation to marriage. He influences the people we will come into contact with and how we come into contact.<br /><br />But all too often, we human beings have a tendency toward self-destructive tendencies. In other words, we do stupid things. Unwise actions and decisions (or lack of making decisions at all) affect the vocation to marriage we are called to, just as these would affect any other important part of our lives. This happens because of selfishness. We want what we want. But what does God want? If He wants us married, then He wants to help make that happen, and wants it to happen sooner rather than later.<br /><br />God does NOT have one set person for us to marry. Rather, He influences our coming into contact with potentially suitable partners. We must have our senses and our hearts open to who these potential future spouses are, and take the actions necessary to discovering which is the one that the mystery of love will work in our hearts. How God brings two specific people together is a mystery. But we are very much involved, and it is ultimately our decision.<br /><br />It's a mystery how God is both an influence and also a spectator. He is very much involved in helping you find someone, but He awaits the decision of the two he has helped. Therefore, unfortunately, it does happen that, because of free will, two people that God helped do NOT come together in marriage.<br /><br />God is not going to just send someone "despite" our efforts, but rather in "conjunction" with our efforts.<br /><br /><a href="http://www.6stonejars.com/index.cfm/2008/2/26/How-God-Works-in-Bringing-People-Together">Anthony Buono, <span style="font-style: italic;">How God works in bringing people together</span>, http://www.6stonejars.com/index.cfm/2008/2/26/How-God-Works-in-Bringing-People-Together</a><br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizJzkR_j3H-U55pm7TWFz5RD0ksWnwDdmjczk5CGntUqybHc7EGaZbldFugieoDt2iiydefR2eBJSreO1950BmyEz-74kPuTKBvnLc2y2DIyFulNAJ1E3SukSsEHwIdDYJtBPZHzWQhiY/s1600-h/John+George+Brown+-+Anxious+Moment+%281875%29.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizJzkR_j3H-U55pm7TWFz5RD0ksWnwDdmjczk5CGntUqybHc7EGaZbldFugieoDt2iiydefR2eBJSreO1950BmyEz-74kPuTKBvnLc2y2DIyFulNAJ1E3SukSsEHwIdDYJtBPZHzWQhiY/s400/John+George+Brown+-+Anxious+Moment+%281875%29.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5242424987245070802" border="0" /></a><br />The other day I was reading G. Gordon Liddy's book of conservative nostalgia, <span style="font-style: italic;">When I Was a Kid, This Was a Free Country</span>. He paints a sunset picture of former times when America was free, farmers could fill in swamps without violating wetland laws, and guns were just guns. People were independent and had character, and made their own economic decisions. The market ruled as it ought, and governmental intrusion was minimal.<br /><br />The picture is accurate. I lived it. I wish it would come back, which it won't. It was a world certain to kill itself.<br /><br />A real-estate developer buys 500 acres along the river from the self-reliant character-filled owner. He does this by offering sums of money that water the farmer's eyes.<br /><br />First, 500 houses go up in a bedroom suburb called Brook Dale Manor. A year later, 500 more go up at Dale View Estates. . . . The river now looks ugly as the devil, but this is a wacko issue.<br /><br />At Safeway corporate headquarters, way off God knows where, the new population shows up as a denser shade of green on a computer screen.<br /><br />Soon the mall men in the big city hear of the county. A billion-dollar company has no difficulty in buying out a character-filled, self-reliant farmer who makes less than forty thousand dollars a year.<br /><br />[M]ost of the stores in the country seat [are put] out of business. With them go the restaurants, which no longer have the walk-by traffic previously generated by the stores. With the restaurants goes the sense of community that flourishes in a town with eateries and stores and a town square. But this is granola philosophy, appealing only to meddlesome lefties.<br /><br />The county's commerce is now controlled by distant behemoths to whom the place is the equivalent of a pin on a map.<br /><br />People make more money, and buy houses in Manor Dale Mews, but have less control over their time, and so no longer build their own barns, wire their houses, and change their own clutch-plates. Prosperity is A Good Thing. Its effect is that the children of the hardy yeoman become dependent on others to change their oil, fix their furnaces, and repair their boats.<br /><br />The new urban majority are frightened by guns. They don't hunt, knowing that food comes from Safeway and its newly-arrived competitor, Giant. They do not like independent countrymen, whom they refer to as rednecks, grits, and hillbillies. Hunting makes no sense to them anyway, since the migratory flocks are vanishing with the wetlands.<br /><br />The children of the hardy rustics do not do as well in school as the offspring of the commuting infestation, and are slowly marginalized. Crime goes up as social bonds break down. Before, everyone pretty much knew everyone and what his car looked like. Strangers stood out. Teenagers raised hell, but there were limits. Now the anonymity of numbers sets in and, anyway, there's no community any longer.<br /><br />And so the rural character-filled county becomes another squishy suburb of pallid yups who can't put air in their own tires. The rugged rural individualists become cogs in somebody else's wheel. Their children grow up as libidinous mall monkeys drugging themselves to escape boredom. The county itself is a hideous expanse of garish low-end development. People's lives are run from afar.<br /><br />What it comes to is that the self-reliant yeoman's inalienable right to dispose of his property as he sees fit (which I do not dispute) will generally lead to a developer's possession of it. The inalienable right to reproduce will result in crowding, which leads to dependency, intrusive government, and loss of local control.<br /><br />I'd like to live again in Mr. Liddy's world. Unfortunately it is self-eliminating. Freedom is in the long run inconsistent with freedom, because it is inevitable exercised in ways that engender control. As a species, we just can't keep our pants up. But it was nice for a while.<br /><br /><a href="http://www.fredoneverything.net/Liddy.shtml">Fred Reed, <span style="font-style: italic;">The Suicide Of Marlboro Man</span>, http://www.fredoneverything.net/Liddy.shtml</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjghW9U-XbDGHs3zmn6R_HYpSQ7AWUAbo_FnfKBnVG8VTwJ7pb1PKrUHB9NpvZ0-0Z5EAWVSi6F9GCQPqIqY3K3VNoN-aanXZ87UTrWUESkqHxFdDVSql9JgyjBaQrNW_FBcV9CP_VWmB4/s1600-h/Frank+Percy+Wild+-+Picking+Berries.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjghW9U-XbDGHs3zmn6R_HYpSQ7AWUAbo_FnfKBnVG8VTwJ7pb1PKrUHB9NpvZ0-0Z5EAWVSi6F9GCQPqIqY3K3VNoN-aanXZ87UTrWUESkqHxFdDVSql9JgyjBaQrNW_FBcV9CP_VWmB4/s400/Frank+Percy+Wild+-+Picking+Berries.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5242425603599018706" border="0" /></a><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJHm2XDlYMZApUfFMyhNT2LoOlP0GyviabrDr8wlhyphenhyphen_j4SCPwVl5VPOFSMieXql5IchbkLaLDxXeLkqfWjpQiTZ0-sID5_Na-dgAqax-Ggb9jvawfnpQttEobnZfpMWzhn2GfEazZ5ar0/s1600-h/John+George+Brown+-+When+I+Was+Young+%281910%29.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJHm2XDlYMZApUfFMyhNT2LoOlP0GyviabrDr8wlhyphenhyphen_j4SCPwVl5VPOFSMieXql5IchbkLaLDxXeLkqfWjpQiTZ0-sID5_Na-dgAqax-Ggb9jvawfnpQttEobnZfpMWzhn2GfEazZ5ar0/s400/John+George+Brown+-+When+I+Was+Young+%281910%29.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5242426009637212978" border="0" /></a><br />I grew up among English people, the oldest of whom were working and raising families . . . [in] the years just before World War I (or, as they always said, "The Great War"). They had a lot of social-conservative attitudes, and in that respect were at one with G. Gordon Liddy. In their young days, they would tell you, the beer was stronger, people looked out for each other, the country wasn't full of foreigners, kids knew better than to talk back to their elders, murderers were tried, convicted, and hanged, all within a month, and so on. And yet, these oldsters were all socialists. On matters of public policy, you couldn't give them enough government. Nationalization of the mines? State-provided old-age pensions? National disability insurance? Public housing? Free education? The National Health Service? Bring it on.<br /><br />"Yeoman farmer" sounds very nice and Jeffersonian, until you think of Ethan Frome or the Joads. Liberty is a wonderful thing, but like every other good, it has a price, and the price for many people was too high. They traded in their liberty for some security, creating the America and the Britain we have today. Nobody twisted their arms about it. They accepted the trade gladly, willingly — indeed, many of them fought bravely, and some even died, so that the trade could be accomplished. The older, freer way of things was, as Fred puts it so succinctly, "self-eliminating."<br /><br />We have reached the stage foreseen by Tocqueville, in which "the supreme power... covers the surface of society with a net-work of small complicated rules, minute and uniform... it does not tyrannize, but it compresses, enervates, extinguishes, and stupefies a people, till each nation is reduced to be nothing better than a flock of timid and industrious animals, of which the government is the shepherd." And aside from a few grumblers like Fred Reed and G. Gordon Liddy, we are fine with it.<br /><br />What about the future, though? Ours is not the kind of society that can stand still. Will liberty go on diminishing, till biotechnology and neuroscience land us in the state-controlled infantile hedonism of <span style="font-style: italic;">Brave New World</span>? . . . Or is there a road back to a rebirth of liberty? And if there is such a road, do we want to take it?<br /><br />That last question is the tough one, of course. I am sure, at any rate, that there <span style="font-style: italic;">is</span> a road back.<br /><br />We can live, and live well, with a lot more liberty in our lives and a lot less government, if we want to. The issue that will define this new century is: Do we want to?<br /><br /><a href="http://www.nationalreview.com/derbyshire/derbyshire122102.asp">John Derbyshire, <span style="font-style: italic;">Liberty</span>, http://www.nationalreview.com/derbyshire/derbyshire122102.asp</a><br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj_fhvjygfDgFCTRHsbI80oWfnPBc44O4Y3HhS3Kb8JCnNBs2cbY_R9kqKhcFWq8T9HOqcN6HO-PXxkQHX8pqB7h0nc8Rx3Jpj24gsewJLrXWzLc84WbQtEiQxgiIbGn4q9nSQTkCYJ3Nw/s1600-h/education+003+-+fingers.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj_fhvjygfDgFCTRHsbI80oWfnPBc44O4Y3HhS3Kb8JCnNBs2cbY_R9kqKhcFWq8T9HOqcN6HO-PXxkQHX8pqB7h0nc8Rx3Jpj24gsewJLrXWzLc84WbQtEiQxgiIbGn4q9nSQTkCYJ3Nw/s400/education+003+-+fingers.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5242426130530562098" border="0" /></a><br />Nasza edukacja domowa właściwie odbywała się wszędzie, i można tak powiedzieć – mimochodem. Np. podczas jazdy samochodem, na dłuższej trasie urządzaliśmy konkursy, podczas których nasze dzieci, nie zdając sobie zupełnie z tego sprawy, przyswajały w zabawie duże porcje wiedzy szkolnej i „pozaszkolnej”. Często podróżowaliśmy po Polsce, zwiedzając ciekawe miejsca i ZAWSZE wynajmując indywidualnie przewodnika, który zupełnie inaczej mówił do dwójki dzieci, niż do szkolnej wycieczki. Robiliśmy podczas takich wypraw dużo zdjęć, które sami wywoływaliśmy, dyskutując i wspominając. Do klasy piątej szkoły podstawowej uczyłam dzieci wszystkiego sama. W szóstej klasie musiałam oddać mężowi matematykę i fizykę. Rozwijała się też swoista wymiana usług z innymi rodzinami, których dzieci też chodziły do szkoły, i też nie były tam niczego uczone. Moją specjalnością przez długie lata, do liceum włącznie, był język polski, historia, biologia i – oczywiście – nauczanie początkowe. Angielskiego uczył bardzo dobry lektor. Kiedy urodziło się nam w 1990 roku trzecie dziecko i okazało się być ciężkim dyslektykiem, jako zaprawiona w boju edukatorka domowa – po prostu „kontynuowałam proceder”. Różnica polegała wyłącznie na tym, że syn zapisany był do małej szkoły niepublicznej, z którą do pewnego momentu udawało mi się współpracować.<br /><br />[D]obrowolne oddawanie swoich dzieci w ręce obcych, nieznanych i przypadkowych (nie mamy przecież najmniejszego wpływu na to, kogo „władze oświatowe” zatrudniają – jedynym kryterium są wymagane dokumenty...) ludzi, regularnie i na wiele godzin dziennie – uważam za coś nieprawdopodobnie dziwacznego. Mam znajomych wśród miłośników psów i koni (sama mam dwa piękne setery irlandzkie) i wiem, że żaden właściciel rasowego psa ani konia nie chciałby rozstawać się ze swoim podopiecznym tak wcześnie i w ten sposób. Obawiałby się, że inne osoby będą miały niekontrolowany, nieakceptowany i – być może – szkodliwy wpływ na jego cennego pupila. Wszystkie poradniki racjonalnego wychowywania seterów, dogów czy dalmatyńczyków zwracają uwagę na wielkie znaczenie wczesnej więzi emocjonalnej hodowcy i podopiecznego, kształtowanej w stałym kontakcie z jednym opiekunem oraz na nieodwracalne skutki zaniedbań i błędów w tej dziedzinie. Podkreślają konieczność regularnego przebywania właściciela ze swoim wychowankiem i organizowania dla niego sytuacji, w których – przez wspólną zabawę – można osiągnąć u pupila pożądane zachowania i umiejętności... Czy nie na tym właśnie polega, z grubsza rzecz ujmując, wychowanie? A przecież człowiek jest istotą o wiele bardziej cenną, skomplikowaną i – wrażliwą! Błędy i zaniedbania, popełnione we wczesnym dzieciństwie „owocują” szerokim wachlarzem przeróżnych trudności charakterologicznych i adaptacyjnych. Z mojego doświadczenia wynika, że większość tzw. nerwic szkolnych powstaje we wczesnym dzieciństwie, a rola przedszkola od 3. roku życia wydaje się tutaj niedoceniana i przemilczana. O żłobkach nie wspominając. Tymczasem coraz więcej osób dobrowolnie pozbywa się kontaktu fizycznego i emocjonalnego z własnymi dziećmi, posyłając je np. do przedszkola już w wieku 2,5-3 lat. Ludzie ci święcie wierzą, że „to dla dobra dziecka”, że „będzie miało lepszy start”. Pozbawiają się więc możliwości uczestniczenia w jego rozwoju, pozostawiając to obcym, nieznanym ludziom. Narażają je na silne, negatywne emocje, związane z ciężkim naruszeniem poczucia bezpieczeństwa oraz na przeżycia, o których na pewno nigdy się od tak małego dziecka nie dowiedzą, a które często „wloką się” za nim przez całe życie. Nie chcą, nie potrafią lub nie mogą być przewodnikami swoich dzieci w świecie, w odkrywaniu i interpretowaniu tego świata. Mimo, że są to często ludzie rozsądni, wykształceni i odnoszą sukcesy w trudnych, odpowiedzialnych rolach zawodowych – w sposób dla mnie niepojęty wierzą, że ich trzy-, cztero- lub pięciolatek nauczy się czegoś cennego i dobrego od trzydziestoosobowej grupy równolatków, dozorowanych przez jedną „panią”, od której władze szkolne oczekują tylko dwóch rzeczy: żeby nie było wypadku i żeby „został zrealizowany program”. Wiem, że dom, rodzina, przyjaciele to naturalne środowisko człowieka, i że liczenie rzędów pierniczków na blasze z babcią to lepsza (bo naturalna) lekcja arytmetyki, niż sztuczne sytuacje w klasie.<br /><br />[Z]nam bardzo wiele osób, których dzieci, zgodnie z obowiązującym przymusem – do szkoły chodzą, przebywają tam codziennie po wiele godzin, a następnie, po powrocie do domu – są od nowa wszystkiego uczone przez domowników, tym razem skutecznie.<br /><br />[M]oi Rodzice, choć nie byli sławni, mogliby [...] służyć za przykład takiej rodzinnej korporacji edukacyjnej. Oboje byli najmłodszymi dziećmi pośród licznego rodzeństwa. W wyniku „nikomu nieznanych procesów”, ot tak, po prostu i nie wiadomo, jak i kiedy, w wieku 5 lat umieli dobrze czytać, pisać i liczyć. Umiejętności te zdobyli bez żadnego wysiłku, towarzysząc po prostu starszemu rodzeństwu, które uczone było w domu przez tych najstarszych. W większości znanych mi wieloosobowych rodzin taka sytuacja jest powszechna. Tam, gdzie nie istnieją problemy rozwojowe – wystarczy wrodzona, spontaniczna ciekawość dzieci, żeby niejako mimochodem przyswajały wszelką wiedzę i informację, na jaką się natkną. Jeżeli to będzie zielony żuczek na spacerze w lesie, to zapytają o niego, a otrzymaną odpowiedź zachowają na długo, bo oprócz czystej informacji słownej, będzie ona miała dla nich i zapach lasu, i szelest liści i poczucie bezpieczeństwa, wynikające z bliskości zaufanej osoby i indywidualnego kontaktu.<br /><br />W tym bliskim kontakcie można (i trzeba) dziecku przekazać swój światopogląd, a więc i system wartości, swoje przemyślenia, ale i wątpliwości. W dziedzinach, w których nie czujemy się mocni – możemy razem z dzieckiem, na jego oczach zdobywać tę wiedzę, podając ją następnie w formie przystępnej i zrozumiałej. Ja, jako dość doświadczona matka i babcia (troje dzieci i troje wnucząt) wiem, że przyznanie się do niewiedzy i poszukiwanie odpowiedzi razem z dzieckiem – nie tylko nie umniejsza autorytetu rodzica, ale wręcz przeciwnie, uczy dziecko szacunku dla rzetelności i uczciwości. Tak wychowywany człowiek ma też szansę być wolnym wewnętrznie, bez względu na zewnętrzne okoliczności.<br /><br />Człowiek, nawet bardzo malutki, potrzebuje przede wszystkim poczucia bezpieczeństwa. Tę najbardziej elementarną potrzebę zaspokoić może tylko stabilny kontakt psychiczny i fizyczny z najbliższymi osobami. Aby móc opuścić swoją mamę choćby na moment, trzeba najpierw wiele razy przekonać się, że można do niej w dowolnym momencie wrócić, ponieważ ona nie „znika” np. za drzwiami. Takie pozytywne doświadczenia umożliwiają maluchowi coraz dłuższe przebywanie we względnej izolacji (chociażby pod stołem!), gdzie dziecko już ok. 2-3 roku życia, manipulując zabawkami – przetwarza swoją wiedzę i kontakty społeczne, klasyfikuje zdobyte doświadczenia i próbuje je „zastosować” wobec misiów czy lalek. Tak uczy się po prostu żyć. Uczy się też przebywania z samym sobą, co w przyszłości zaowocuje umiejętnością refleksji i autorefleksji, którą psychologowie nazywają „wglądem w samego siebie”. To niezwykle cenna i pożądana umiejętność, ponieważ w przyszłości gwarantuje optymalną kontrolę nad swoim życiem i postępowaniem, możliwości szybkiej autokorekty, a w efekcie tak osławioną i pożądaną „asertywność”. Cisza i spokój sprzyjają temu procesowi.<br /><br />Jeżeli człowiek ma zaburzone poczucie bezpieczeństwa, to dominującym odczuciem staje się niepokój i lęk. Ten lęk jest najczęściej nieokreślony. Wtedy samotność staje się nie do zniesienia. Stale włączone radio czy telewizor mają zagłuszyć poczucie zagrożenia i odwrócić naszą uwagę od narastającego napięcia. W domach, gdzie takie urządzenia dominują, relacje między członkami rodziny nie mają się jak i kiedy rozwinąć. Ludzie ci nie rozwiązują swoich problemów, tylko np. żyją życiem serialowych postaci. Znam, niestety, takie domy, gdzie każdy (nawet sześcioletni!) członek rodziny ma w swoim pokoju własny zestaw, składający się z radia, telewizora i komputera. Każdy żyje swoim na wpół wirtualno-medialnym życiem, wpływ rodziców na dzieci jest tylko formalny, a treści, płynące z głośników i ekranów są traktowane jak prawdy objawione... Myślę, że człowiek, mimo postępu techniki, jest wciąż taki sam – ma określone potrzeby psychiczne: bezpieczeństwa, miłości, bliskości, uznania czy sukcesu. A do ich realizacji potrzebny mu jest – do końca życia – drugi, bliski człowiek. Właściwym miejscem dla takich relacji powinien być dom, w którym dziecko znajdzie i bliskość, i samotność i intymność.<br /><br /><a href="http://www.edukacjadomowa.piasta.pl/koziel-graczyk.html">Natalia Dueholm, <span style="font-style: italic;">Cisza, spokój, bezpieczeństwo – czy to właśnie nasze dziecko znajdzie w szkole?</span>, Rozmowa z Barbarą Kozieł-Graczyk, http://www.edukacjadomowa.piasta.pl/koziel-graczyk.html</a><br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhXTG9XyOVZ6fN3b2IWiCSH0GBvWi6z8twS03zt_7hE2OeLd_BH3mEeqnTep6UGBYBNkBBn-D7cnqmip129oJLJhcyQXZqZqDHSV7F7D8Yg3ox3JN9vGv1GCfCSN_VljMTTWlwaWd2M5bg/s1600-h/Manchurian+Candidate+%281962%29+002.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhXTG9XyOVZ6fN3b2IWiCSH0GBvWi6z8twS03zt_7hE2OeLd_BH3mEeqnTep6UGBYBNkBBn-D7cnqmip129oJLJhcyQXZqZqDHSV7F7D8Yg3ox3JN9vGv1GCfCSN_VljMTTWlwaWd2M5bg/s400/Manchurian+Candidate+%281962%29+002.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5242426259474379538" border="0" /></a><br />[A]s fun as it is at times – and as exceptional as its cast is – the new <span style="font-style: italic;">Manchurian Candidate</span> [the 2004 remake (by Jonathan Demme) of the 1962 original (by John Frankenheimer)] limps behind its predecessor.<br /><br />The main reason is These Times of Ours.<br /><br />Four decades ago, George Axelrod’s script for the original film, adapted from the Richard Condon novel, packed a fierce emotional wallop. Those were the days of Camelot and the New Frontier. But <span style="font-style: italic;">Candidate</span> was paranoid. And it was prophetic. Within months of its release, JFK was murdered in Dallas. The war in Vietnam escalated. Then King was gone. Then Bobby Kennedy. Then came Watergate. Maybe <span style="font-style: italic;">The Manchurian Candidate</span> was too prophetic. Shortly after the JFK assassination, the movie dropped out of sight and was withheld from public viewing for 25 years. People talked about it, but nobody saw it. It became, well, legend.<br /><br />Today, though, we live smack dab in The Age of Paranoia. We’ve seen the Emperor without his clothes (literally, in Clinton’s case). When planes hurtle into the World Trade Center, we mechanically ask, “Did the President know ahead of time?” During Campaign 2004, we realize instinctively that already “the fix is in.” So when we watch the new <span style="font-style: italic;">Manchurian Candidate</span>, which offers a scenario where multinational corporate greedheads surgically tamper with the brain chemistry of Gulf War vets, we shrug and say, “So what?” It’s old hat.<br /><br /><a href="http://wconger.blogspot.com/2004/08/manchurian-candidate-redux.html">Wally Conger, <span style="font-style: italic;">Manchurian Candidate Redux</span>, http://wconger.blogspot.com/2004/08/manchurian-candidate-redux.html</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiy3ByVTFxnrkamztZfLeN6Fz-_-8hOlZgjvFk6OS0Kz0HCHWO-ffAzhyAVOJpABuOUdOzb7nFELqZKGmX_hwXyeUshUsQSbLRV2Lfm4GTTS7Di2IJOekhN8n7JTLg5nD2dAvB3_LKEhNM/s1600-h/Manchurian+Candidate+%282004%29+003.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiy3ByVTFxnrkamztZfLeN6Fz-_-8hOlZgjvFk6OS0Kz0HCHWO-ffAzhyAVOJpABuOUdOzb7nFELqZKGmX_hwXyeUshUsQSbLRV2Lfm4GTTS7Di2IJOekhN8n7JTLg5nD2dAvB3_LKEhNM/s400/Manchurian+Candidate+%282004%29+003.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5242426400569966978" border="0" /></a><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjIhOKN0J8IZDDBRcsl2GyCyBdE-qBZLfjO8_8M1twsAKlRhg_SSa44e3q9OKhivyNPmsS-ElNNdmon_Hc3Pp81zKnnKad1BGY2mft-0jWl2M_1yxOTZfJvR4n8DDrky88y4xUxGIg53K8/s1600-h/deus+ex+the+conspiracy+-+logo+001.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjIhOKN0J8IZDDBRcsl2GyCyBdE-qBZLfjO8_8M1twsAKlRhg_SSa44e3q9OKhivyNPmsS-ElNNdmon_Hc3Pp81zKnnKad1BGY2mft-0jWl2M_1yxOTZfJvR4n8DDrky88y4xUxGIg53K8/s400/deus+ex+the+conspiracy+-+logo+001.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5242426609875053778" border="0" /></a><br />[Warren Spector said:] Back in the fall of '97, we were researching real-world conspiracies we could use as the foundation for the <span style="font-style: italic;">Deus Ex</span> fiction and one of the designers found a reference to this place called Mt. Weather. "What the heck is that?" I asked, but after some digging, the obscure reference blossomed into a great story. It turns out the U.S. government has had plans in place since the Eisenhower administration to send members of the executive branch of the government into hiding in the event of national emergency (which, at the time, translated as "nuclear holocaust").<br /><br />An executive order authorized the creation of a secret, underground city at Mt. Weather in Virginia, to be manned at all times by several hundred people, just waiting for the end of the world. It was all tied up with FEMA (an agency about which conspiracy theories abound). Anyway, in the event of a national emergency, some government leaders would be moved to Mt. Weather, some to an underground base below the Greenbriar resort in West Virginia, and others to as many as 45 other secret bases scattered about the country. The idea was/is to ensure the continuity of government once the emergency ended.<br /><br />There are a couple of things to bear in mind, however. Over the years, each successive president has expanded either the definition of "national emergency" or the scope of the powers granted the government officials who would move to these underground bases. I actually got copies of all the executive orders and it's kind of scary, even for a non-conspiracy-guy like me.<br /><br />Post-Reagan, the definition of "national emergency" means "whatever the president decides," and the extent of the shadow government's power is now truly mind-blowing -- taking control of all cars, trucks, buses, trains, planes, telephones, radio stations, TV stations, newspapers, etc. for the duration of the emergency -- as constitutional rights go out the window. And the REALLY scary bit is that there's nothing in any of those executive orders that deals with how you END a national emergency and restore all those pesky rights!<br /><br />The original <span style="font-style: italic;">DX</span> plot had a series of missions involving the White House and Mt. Weather, but the whole scenario ended up getting scaled back for time and feasibility reasons (and the fact that some other plot changes made Mt. Weather unnecessary). It still makes for some neat <span style="font-style: italic;">DX </span>backstory stuff, though. And, little did we know it would become real-world relevant! I mean, when the story about Bush's shadow government broke earlier this year, Congress may have been shocked, but the members of the <span style="font-style: italic;">DX</span> team were all, like, "Yeah, so what else is new?... "<br /><br /><a href="http://archive.gamespy.com/articles/april02/dxbible/dx3/index3.shtm"><span style="font-style: italic;">Deus Ex</span> Team, <span style="font-style: italic;">DX1 Continuity Bible</span>, http://archive.gamespy.com/articles/april02/dxbible/dx3/index3.shtm</a><br /><br /><br /><br /><br /><br /><br /></div>Luke7777777http://www.blogger.com/profile/01598820048682481428noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8374826935056360710.post-55513075606107059102008-08-29T01:59:00.000-07:002008-08-29T02:13:44.212-07:00Look7777777 – Culture Watch – 2008.08.29<a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgWsr7XL6PDl2fKial1iLTs3ElS6lke51dCmvumvd2imBeQkfW2qBpIijumjspjjkxdJYTi4TCXjA-H5XkN8nfOT6o-CDupylJRlLvuWcbjxXm5pWKz_KfZZF_MHgvGkvUcFcfWundmsNU/s1600-h/Stefan+Kisielewski+004.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgWsr7XL6PDl2fKial1iLTs3ElS6lke51dCmvumvd2imBeQkfW2qBpIijumjspjjkxdJYTi4TCXjA-H5XkN8nfOT6o-CDupylJRlLvuWcbjxXm5pWKz_KfZZF_MHgvGkvUcFcfWundmsNU/s400/Stefan+Kisielewski+004.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5239864507600730866" border="0" /></a><br /><div style="text-align: justify;">Moralną podstawą egzystencji ludzkiej jest [...] świadomość praw, wielkich i niezmiennych, tę egzystencję określających. Z tych praw wywodzą się wszelkie formy stworzone przez człowieka, wszelkie jego normy moralne, obyczajowe, ustrojowe, społeczne, gospodarcze. Człowiek napotyka opór, człowiek nie jest wszechmocny – w przeciwieństwie do boskości, do atrybutów Boga, który jest wszechmocny, który opory stwarza sam. I na tym systemie oporów, jakim wielkie obozowisko ludzkie na ziemi jest ze wszystkich stron otoczone, oporów zarówno materialnych (natura), jak i moralnych (wewnętrzny konflikt człowieka), polega najistotniejszy problem życia, polega ów wielki egzamin duchowy, jakim jest nasza doczesna wędrówka. Przechodzimy swój odcinek ewolucji duchowej, stanowiący naszą ziemską egzystencję, po czym nikniemy za zasłoną bytu innego – lecz naszymi śladami stąpają następcy – odcinek tej wielkiej drabiny ewolucyjnej, po której kroczy od wieków duch ludzki, odcinek ograniczony dla naszych oczu od dołu urodzeniem, a od góry śmiercią, zwany życiem ziemskim – tworzy w istocie obraz zawsze jednakowy. Jest to obraz mozolnie wspinających się do góry, udręczonych i spragnionych doskonałości dusz, obraz niezmienny, bo choć wspinający się przechodzą i nikną – na ich miejsce wciąż wstępują nowi.<br /><br />W czasie straszliwie zmiennych kolei [drugiej] wojny [światowej] niejeden ze słabszych popadł w zwątpienie, niejeden bliski był załamania. Gdy brutalna siła odnosiła zwycięstwo za zwycięstwem, gdy padały jak domki z kart stolice, niegdyś bastiony wolności i kultury, gdy wszystkie – zdawałoby się – przepowiednie i groźby Hitlera realizowały się z nieuniknioną, przerażającą punktualnością – w niejednym mieszkańcu okupowanej Europy budziło się straszne przypuszczenie: a może ten człowiek odkrył ohydną prawdę, że nie ma na świecie nic poza materialną siłą, że cała podbudowa duchowa i dialektyka etyczna świata chrześcijańskiego, którą żyjemy od wieków, jest złudzeniem i kłamstwem, że tylko przemoc jest słusznością? Te myśli, prowadzące do granic obłędu, jedną tylko mogły znaleźć przeciwwagę – w oparciu się o filozofię chrześcijańską, o wiarę chrześcijańską, w zaczerpnięciu z tego źródła pocieszenia, jakie udostępniała wszystkim jedyna w czasie wojny i terroru niepodległa, nie ulegająca zmianom, lecz wierna swoim wiecznym założeniom instytucja – Kościół katolicki. Bo zważmy: gdy zbrakło sił, gdy zawiodły wszelkie rachuby i doktryny materialne, wszelkie obliczenia racjonalne, gdy na każdym kroku gwałcono bezkarnie kanony laickiego humanitaryzmu, gdy zdobycie przez Niemców nowej fantastycznej broni groziło przekreśleniem wszelkich ogólnoświatowych proporcji sił i potencji materialnych – wtedy nadziei i energii do walki zaczerpnąć można było tylko i jedynie z idei nadprzyrodzonej. Gdy materialna siła miażdżyła wszystko wokół, głosząc <span style="font-style: italic;">urbi et orbi</span> nicość praw moralnych i swoją nieodpartą potęgę – wtedy prawdziwy chrześcijanin, żyjący w Kościele, był jedynym, który nie zwątpił ani na chwilę. Hitler zwyciężyć mógł każdą siłę, nie mógł jednak pokonać nadprzyrodzonej siły ducha, siły, która pochodzi z wiary. Przeciw tej sile rozpoczął walkę, przeciw jej istnieniu gardłował i pienił się, a oto dzisiaj z dzieła jego nie zostało ani popiołu, a Kościół jest nadal tym, czym był, instytucją o źródłach nadprzyrodzonych, stojącą na straży wiecznych praw normujących podstawy moralne naszej ziemskiej egzystencji. Nie zwyciężył Hitlera doktrynalny materializm, który wraz z całą swoją mechanistyczną koncepcją dziejów stanąłby bezsilny wobec Niemiec dysponujących bombą atomową, nie zwyciężył go świecki humanitaryzm, którego zlecenia i zakazy śmiesznie słabe się okazywały wobec zaraźliwego jak dżuma nietscheańskiego kultu walki i siły. Zwyciężył tylko i jedynie duch chrześcijański, czerpiący swą siłę ze źródeł objawionych, ugruntowany wśród narodów Europy od wielu stuleci – i to, a nie co innego jest ideowym sensem zwycięstwa. Kościół, jedyne schronienie dla kochających dobro i prawdę, oparł się ciosom brunatnych szaleńców ze swastykami. Wielowiekowa praca pasterska Kościoła ugruntowała europejskie poczucie moralności przez upowszechnienie bezwzględnych kryteriów dobra i zła: oparła się ona na wierze i objawieniu, z których dopiero wyprowadza się cały wielki, racjonalny i harmonijny system myśli chrześcijańskiej. Tych i tylko tych założeń nie mógł przeżreć trujący kwas faszyzmu – bo założenia te apelują do jednostki ludzkiej, do indywiduum – tkwią one w każdym człowieku i, chcąc je zniszczyć, trzeba by niszczyć każdego człowieka z osobna.<br /><br />Kościół nie jest instytucją o celach doczesnych, przede wszystkim nastawiony jest na wieczność, na kryteria nieśmiertelne. Jest instytucją ponadludzką, jeśli interweniuje w sprawach publicznych, społecznych – poza indywidualną strawą duchową, udzielaną każdemu – to tylko wtedy, gdy narażone są na szwank te prawa moralne, które stanowią niezmienne, określone w dogmatyce i Piśmie Świętym zręby i ramy ziemskiej wędrówki człowieka.<br /><br /><a href="http://www.stefan_kisielewski.republika.pl/felietony/krytykom_kosciola.html">Stefan Kisielewski, <span style="font-style: italic;">Krytykom Kościoła</span>, http://www.stefan_kisielewski.republika.pl/felietony/krytykom_kosciola.html</a><br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhd10UF6_eGwOyUjVi23VCb3xhkyqXZ_5I-o0XftVaHU8Eq6owUpq6hI9o9HWgxsf7wEojd1_F3Qdgw6VdXXBADFgdwhvfq-rTcDvdG99ADNC-gFS7zcIc4wQ2yTbqdG2MwiVXuc6KPn0g/s1600-h/dx2art04.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhd10UF6_eGwOyUjVi23VCb3xhkyqXZ_5I-o0XftVaHU8Eq6owUpq6hI9o9HWgxsf7wEojd1_F3Qdgw6VdXXBADFgdwhvfq-rTcDvdG99ADNC-gFS7zcIc4wQ2yTbqdG2MwiVXuc6KPn0g/s400/dx2art04.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5239864674926469330" border="0" /></a><br />As the computer becomes the central tool for research and development, scientific knowledge takes on a new character. Like software, it becomes primarily functional rather than descriptive. During the age of the printing press -- which brought with it dictionaries, encyclopedias, tables, journals, proofs, and the modern community of scientists -- the project of science appeared to be the "understanding" or "description" of the natural world, which was conceived of as a clockwork set in motion by God. The engineer meanwhile peered into this vast, static field of knowledge and applied the insights that were useful for a particular problem. Now it seems that the project of science is not primarily to represent the natural world with language but to <span style="font-style: italic;">reconfigure the natural world as language</span>, so that it can be composed, transformed, and manipulated in the ways our minds are equipped to operate upon knowledge itself.<br /><br />Consumerism got a bad rap in the 20th century because our choices were so limited. We all ended up driving the same SUVs and thinking that plaid Bermuda shorts are a neat idea. In a few decades, consumerism might well mature into a fine art of self-expression.<br /><br />In the near future, perhaps we will all use software like CADTERNS Pro to custom-design the clothes we wear -- or we will go to online archives of millions of designs, pick what we want, and order a hard copy of the clothes from a print shop. Punk-ass teenagers will still choose to wear T-shirts from corporation-created rock bands, but conceivably they will have the option of downloading a file and modifying the imagery, the cut, the material. Even our mass-media-derived identities will acquire a personal flair. It will be the Age of Fashion, not because image-makers will rule the market, but because we will all be able to communicate our identities more exactly with customizable products.<br /><br />If we must submit to a surveillance society, I think it is clear that an open network, in which no group, agency, or individual is privileged over any other, would lead to a society with a superior character than one in which the citizens remain separate from and observed by the government. Better for us all to be able to watch one another than for the "authorities" to monopolize this power and leave us with only the fear.<br /><br />The legal line between speech and action will blur dramatically during this century. The new technologies, from nanotechnology to the online economy, will be created and implemented with computer language, which by nature is both "expressive" and "functional." How the courts untangle these two aspects of "code" will define 21st century attitudes toward new ideas and their regulation.<br /><br />What happens, in a police bureaucracy, if someone releases a nanotech plague into the environment? If the police can suppress information on the structure of the nanobots, then only a handful of government bureaus and hand-picked researchers may be allowed to work on a cure. Millions could die waiting for the bureaucracy to solve the problem. On the other hand, if the molecular structure of the pest is published worldwide, anyone with the expertise could help design defensive technology.<br /><br />[M]ost people in the world, despite their differences, want stable, healthy lives. As we have seen with the Internet, .1 percent of the population may always try to throw a wrench into the machine, but the rest of us will scramble to fix the problem, punish the pranksters, and defend against wrench-throwing in the future.<br /><br />Instead of regulating access to the engineering languages of the coming century, we should teach the languages to anyone who wants to learn.<br /><br />[T]he average consumer of entertainment can easily be excused from learning to read, but those in the business of producing it will always need a chirographic means of managing assets, workflow, and logic.<br /><br />[E]xcusing the next generation from learning to read and write will succeed only in sharpening the divide between rich and poor, producer and consumer. . . . Mass illiteracy would reduce the bulk of humanity to a herd of wait-staff and bus drivers, who would be easy to police by conventional means. Resources for truly transparent surveillance could be concentrated on the minority who receive a "dangerous" education. The Jon Johansens of tomorrow would be much easier to spot and guard against. We would have a clearly defined elite, not unlike the Party in "1984," and they would have to meet rigorous ideological and behavioral standards in order to keep their privileges.<br /><br />The self-replicating, scriptable technologies are here and still arriving. Progress will continue. We aren't choosing whether or not to eat from the Tree of Knowledge. We are deciding whether to put a fence around it and ration the fruit. The choice is not between a perilous freedom and a secure tyranny, but rather between fear and trust. We might even find it easier to trust one another if each of us takes a bite out of that genetically engineered FLAVR SAVR tomato and gains the same knowledge of good and evil.<br /><br /><a href="http://archive.salon.com/tech/feature/2003/03/31/knowledge/print.html">Sheldon Pacotti, <span style="font-style: italic;">Are we doomed yet?</span>, http://archive.salon.com/tech/feature/2003/03/31/knowledge/print.html</a><br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhI4XM3YYJWE3OW6V5Dt2g9FaCn6udBcm86wrY_PZFls5A1Gc8-cg3VK8OxsoMJ_cip5p6Hlk1TtvV2gOyKeyDTqfR0Q7cNIhyphenhyphenk6-FQt5aUjuntQ-PSgLZqMz0oTxE37ee11W9cYqrcyPk/s1600-h/liberalis13.gif"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhI4XM3YYJWE3OW6V5Dt2g9FaCn6udBcm86wrY_PZFls5A1Gc8-cg3VK8OxsoMJ_cip5p6Hlk1TtvV2gOyKeyDTqfR0Q7cNIhyphenhyphenk6-FQt5aUjuntQ-PSgLZqMz0oTxE37ee11W9cYqrcyPk/s400/liberalis13.gif" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5239864822335627538" border="0" /></a><br />Nawet źli ludzie w głębi ducha często pragną dobra. W gruncie rzeczy większy urok ma śmierć w obronie dobra niż w obronie pełnego żołądka. Władza to deptanie słabszych, tej władzy podległych. Deptanie słabszych to zło. W istocie libertarianie nie tyle walczą o wolność, co walczą o dobro. To nie jest starcie nowoczesnego systemu społecznego z system przestarzałym. To jest kolejna bitwa w prastarej walce dobra ze złem, jasnej i ciemnej strony człowieka. Używanie pojęć „dobro” i „zło” to jak wprowadzenie mundurów we własnej armii, by odróżnić przyjaciela od wroga.<br /><br />Taka czytelność jest niezbędna – nie można być człowiekiem dobrym a jednocześnie domagać się deptania słabszych. Człowiek dobry nie może propagować zła – ani w wersji maksimum, ani w wersji minimum. Gdy tylko człowiek uzna najmniejszy okruch zła za niezbędny – natychmiast trafia w tego zła szeregi.<br /><br />Z jasną stroną natury ludzkiej wiążą się też używane środki. O ile kiedykolwiek, gdziekolwiek w imię libertariańskiej rewolucji popełniona zostanie niegodziwość – rewolucja w tym zakresie libertariańska być przestanie. Cel środków nie uświęca, a jeśli ktoś tak twierdzi, to w tym zakresie głosi idee antylibertariańskie.<br /><br /><a href="http://liberalis.pl/2007/09/29/maciej-dudek-rewolucja-nomow/">Maciej Dudek, <span style="font-style: italic;">Rewolucja nomów</span>, http://liberalis.pl/2007/09/29/maciej-dudek-rewolucja-nomow/</a><br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiM6wm_LCChX7jOQTvw09EM_84GVr_JJJRGgwLgIMxYTOpcpBFgr3sdJrh4T6c3G4kTNhDwn12adP8X4tnGEKikUftLc2n6RPObnQL7n3Mejsm9fpmC6AdRnxZW1VEHC-a55r2KuVNJNfY/s1600-h/Freedomain+Radio+007.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiM6wm_LCChX7jOQTvw09EM_84GVr_JJJRGgwLgIMxYTOpcpBFgr3sdJrh4T6c3G4kTNhDwn12adP8X4tnGEKikUftLc2n6RPObnQL7n3Mejsm9fpmC6AdRnxZW1VEHC-a55r2KuVNJNfY/s400/Freedomain+Radio+007.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5239864955496893330" border="0" /></a><br />It seems to be a near-universal compulsion for those interested in ethics to attempt to find situations where ethical rules contradict themselves, therefore introducing an element of irrationality or subjectivity to ethics. “Lifeboat” scenarios (cannibalism-is-wrong-but-what-if-you’re-starving), “desperation” scenarios (all-starving-men-will-steal-so-how-can-stealing-always-be-wrong) and so on all seem to be endlessly obsessed over.<br /><br />It is certain that the ethical propositions accepted by most thinkers – the nonaggression principle, property rights and the validity of voluntary contracts – would solve or prevent almost all the institutional evils that the world currently suffers from.<br /><br />I will do my best to eliminate at least one of the challenges posed by those who wish to find the limits of property rights.<br /><br />I am hanging by my fingernails from a flagpole outside the window of someone’s apartment. My choices are to either (a) kick in the window and clamber to safety, or (b) fall to my death.<br /><br />I will take it as a given that just about everyone on the planet would choose option ‘a’ rather than falling to his death. In this situation, clearly we have an abrogation of property rights (breaking someone’s window and entering the apartment) which is considered the most sensible, right, proper and rational thing to do.<br /><br />[T]he exercise of property rights is <span style="font-style: italic;">voluntary</span>. If my car is stolen, I am not morally obligated to assert my property rights and report the theft to the proper authorities, or go hunting for my car myself. I can quite easily shrug, blame the will of the gods and go and buy a bicycle.<br /><br />[O]ne-sided contracts created without permission are perfectly valid if the permission can be achieved voluntarily after the fact.<br /><br />If I come home to find policemen in my apartment, who introduce me to a man who had kicked in my window in order to save himself from falling to death, I would be thrilled and fascinated, and entirely pleased that he had found a way to prevent his own demise. I am quite sure that the man would be more than willing to compensate me for my broken window, but even if he did not – if he were homeless, say, or utterly broke – I would still be pleased to have played even a tiny role in saving his life.<br /><br />Thus we can see that kicking in someone’s window to save your life is not a violation of his property rights at all, but rather a use of his property based on a reasonable assumption of how he would want his property to be used if permission could be sought ahead of time, or in the moment.<br /><br />If I guess wrong, then I am liable for the consequences.<br /><br />[I]f you would have preferred that I fall to death my rather than kick in your window, then of course I am liable for the property damage that I have incurred.<br /><br /><a href="http://freedomain.blogspot.com/2008/04/hanging-by-thread.html">Stefan Molyneux, <span style="font-style: italic;">Hanging By A Thread: Flagpoles, Lifeboats and the Edge of Ethics,</span> http://freedomain.blogspot.com/2008/04/hanging-by-thread.html</a><br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />A Virginia family was shocked but relieved when their mother, Val Thomas, woke up after doctors said she was dead. 59-year-old Mrs. Thomas, while being kept breathing artificially, had no detectable brain waves for more than 17 hours. The family were discussing organ donation options for their mother when she suddenly woke up and started speaking to nurses.<br /><br />The problem is time and the rapid deterioration of most vital organs after the cessation of heart function. After death, corneas and bone marrow can still be used but soft vital organs such as the heart, lungs, pancreas and kidneys rapidly deteriorate and are unusable within a few hours. Traditional medical ethicists contend that soft and easily damaged organs such as the heart are impossible to obtain morally since they deteriorate more quickly and must be removed when a patient's condition is still disputed.<br /><br />The procedure . . . known as donation after cardiac death (DCD) . . . typically involves a person who requires a ventilator and, while having measurable brain function, is determined to have no hope of recovery. After this judgement is made, doctors remove ventilation from the patient and wait for the heart to stop beating. If the heart stops for five minutes, death is pronounced and the organs are harvested by another surgical team.<br /><br />Doctor John B. Shea, medical advisor to Canada's Campaign Life Coalition told LifeSiteNews.com that DCD does represent a potential threat to comatose patients.<br /><br />Donors for DCD are chosen, he said, not because they are dead, but because their organs are particularly desirable for transplant. Dr. Shea said in a 2006 interview, "The typical scenario for such organ harvesting is a young person between the age of 5-55 who is in good health, is in intensive care due to an automobile accident and is on a ventilator. The doctor makes an arbitrary decision that treatment is futile."<br /><br />"Those donors are known not to be brain dead but are usually first in a coma and the doctor decides treatment is futile."<br /><br /><a href="http://www.lifesitenews.com/ldn/2008/may/08052709.html">Hilary White, <span style="font-style: italic;">Woman's Waking After Brain Death Raises Many Questions About Organ Donation</span>, http://www.lifesitenews.com/ldn/2008/may/08052709.html</a><br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Gdyby całkowity porządek w sferze seksualnej był łatwy do osiągnięcia, prawo Boże obowiązujące w tej dziedzinie zapewne uznawano by powszechnie. Stawia ono bowiem cele, do których dusza człowiecza dosłownie się wyrywa. Cóż piękniejszego, niż być w pełni panem samego siebie, popędy uczynić doskonale posłusznymi sługami miłości i uszanować w pełni ich fundamentalną celowość? Dopiero gdy okazuje się, że w realizowaniu tego programu trzeba pokonywać swoją grzeszność i zaznawać różnych goryczy, jakie wynikają z naszej słabości, wielu ludzi odrzuca prawo Boże i tłumaczy sobie, że ponieważ popęd seksualny stanowi cząstkę naszej natury, więc należy okazywać mu posłuszeństwo. A przecież popęd seksualny a jego nieuporządkowanie to naprawdę dwie gruntownie różne sprawy.<br /><br />[C]óż to takiego jest rygoryzm? Przez rygoryzm rozumiem utrudnianie życia za pomocą niepotrzebnych przepisów, a także stawianie przepisu ponad człowiekiem, wierność przepisowi, skądinąd pożytecznemu, również w takich przypadkach, kiedy nie broni on już żadnego dobra, a nawet wówczas kiedy jego przestrzeganie przyniesie szkodę.<br /><br />Jednak nie nazwiemy rygoryzmem nakładania przepisów, choćby uciążliwych, które mają niewątpliwy sens. I tak chirurg, a nawet dentysta, mają ścisły obowiązek starannego umycia rąk przed przystąpieniem do zabiegu. Pilot czy saper, i w ogóle każdy, kto obsługuje jakiekolwiek wysoce skomplikowane lub niebezpieczne urządzenia, musi z całą skrupulatnością podporządkować się drobiazgowo ustalonym zasadom postępowania. Ba, także pracownikowi wylęgarni kurcząt nie wolno pozwolić sobie na dowolność przy ustalaniu temperatury w inkubatorze. Nawet jeśli tego rodzaju wymagania niekiedy nazywamy rygorystycznymi, to w każdym razie nie jest to rygoryzm jałowy i bezduszny. Wręcz przeciwnie, właśnie pedantyczne przepisy pozwalają w takich sytuacjach osiągnąć pożądane dobro i chronią przed szkodą, niekiedy nawet przed katastrofą.<br /><br />Otóż celowość zasad moralnych, porządkujących przeżywanie naszej seksualności, dotyczy dobra szczególnie wielkiego. Chodzi przecież o porządek w tym wymiarze naszego człowieczeństwa, w którym poczynają się nowi ludzie. Warto zauważyć, że cały rzekomy rygoryzm katolickiej etyki seksualnej ma swoje źródło w bardzo wysokim myśleniu o człowieku i o jego godności. My, chrześcijanie, wierzymy, że człowiek jest osobą, kimś niepowtarzalnym, przyszłym dziedzicem życia wiecznego. Toteż nasza płciowość stanowi świadectwo niewiarygodnego wręcz zaufania, jakie nam okazuje Stwórca: oto ja mogę stać się ojcem lub matką nowego człowieka, niepowtarzalnej osoby, godnej miłości samego Boga, miłości posuwającej się aż do Wcielenia i Krzyża!<br /><br />Dla wielu małżonków i rodziców najbardziej skutecznym argumentem, który przekonuje ich do pełnego realizowania w swoim pożyciu zasad etyki katolickiej, jest myśl następująca: „Naszym dzieciom należy się to, żeby miały czystych rodziców!”<br /><br />Staraj się […] w taki sposób doświadczać swojej płciowości, żeby zakazy się w tobie uniepotrzebniały. [...] Otóż duszą [katolickiej] etyki [seksualnej] jest przeświadczenie o ponadziemskiej godności człowieka oraz o niezwykłym zaufaniu, jakie okazał nam Bóg, stwarzając nas istotami płciowymi, zdolnymi dać początek nowym ludziom, podobnie jak my wezwanym do przyjaźni z Nim i do życia wiecznego.<br /><br /><a href="http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TD/poszukiwania/rygoryzm.html">Jacek Salij OP, <span style="font-style: italic;">Rzekomy rygoryzm katolickiej etyki seksualnej</span>, http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TD/poszukiwania/rygoryzm.html</a><br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgoAPBQadPTV58oVtZFF3DibFUE-YXniXJxwIuIBg8JOesARkBGtQ9ouCcLfHrIkjWKWeIKgrFmqTrYsu7ofofxx26LDqbns7GUS92oMf_MHOeyafzdvZ-z-o3eMW4CubXXwd9U6A0yDOY/s1600-h/Deus+Ex+Zodiac+002+-+logo+-+red.jpeg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgoAPBQadPTV58oVtZFF3DibFUE-YXniXJxwIuIBg8JOesARkBGtQ9ouCcLfHrIkjWKWeIKgrFmqTrYsu7ofofxx26LDqbns7GUS92oMf_MHOeyafzdvZ-z-o3eMW4CubXXwd9U6A0yDOY/s400/Deus+Ex+Zodiac+002+-+logo+-+red.jpeg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5239865097534209714" border="0" /></a><br />Brit Ex-Pat NEWS (fast acting news for the discerning British exile, delivered straight to your inbox)<br /><br />Khazai ready to act without new UN resolution<br /><br />The Iraqi president, Ali Khazai, today announced that he would be willing to invade Britain without global backing. He said he believed "passionately" that Emperor Blair II must be stripped of his weapons of mass destruction, with or without a new UN resolution.<br /><br />Mr Khazai said he "could not be constrained" by the possibility of a country imposing an "unreasonable block" or proviso that would hinder a fresh UN resolution.<br /><br />He added: "I want to make it quite clear, and I believe this to be the position of all the main security council members, that if there is a breach [of the first resolution] we would expect the United Nations to honour the undertakings that were given and make sure that the will of the UN is upheld. We cannot stand by and let the British continue to create and trade weapons of mass destruction. And that is not to mention Blair's barbaric treatment of ethnic Scots and Welsh. We have a moral duty to intervene. The world may choose to remain silent but Iraq, the global guardian of peace and prosperity, shall not."<br /><br />To cancel subscription to Brit send a message to britexile@newscorp.co.eu<br /><br /><br />From <a href="http://www.planetdeusex.com/zodiac/"><span style="font-style: italic;">Deus Ex Zodiac</span></a>, a <span style="font-style: italic;">Deus Ex</span> mod released in 2004.<br /><br /><br /><br /></div>Luke7777777http://www.blogger.com/profile/01598820048682481428noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8374826935056360710.post-51326018271613607282008-08-17T23:15:00.000-07:002008-12-27T03:52:57.709-08:00Look7777777 – Culture Watch – 2008.08.18<div style="text-align: justify;">Pan Bóg ustanowił małżeństwo, aby wypełnić swój plan miłości. Małżeństwo jest zadaniem do spełnienia. Toteż należy zawierać małżeństwo z osobą, która to zadanie może spełniać. Małżonkowie mają być dla siebie darem, mają być sobie nawzajem oddani. To wielkie i odpowiedzialne zadanie.<br /><br />[...] największym wrogiem małżeństwa są oczekiwania, jakie narzeczeni z nim wiążą. Ktoś mógłby zapytać: jak to? Czy nie wolno mi mieć żadnych oczekiwań? Wolno, oczywiście! Problemem jest, czy są warunki, aby te oczekiwania zostały spełnione. Tymczasem oczekiwania bardzo często są budowane na wyobrażeniach, które nie mają odniesienia w rzeczywistości.<br /><br />Człowiek zawsze jakieś oczekiwania ma. Rzecz w tym, że w pojęciu oczekiwania nie mieści się osobisty wysiłek, aby te oczekiwania się spełniły.<br /><br />Nie chcę dawać rad. Po prostu mam prośbę. Pomyślcie o waszych dzieciach. Pamiętajcie, że będą się one uczyły czwartego przykazania! Warto sobie uświadamiać, że chłopak jest możliwym ojcem i że jego dzieci będą miały takiego ojca, jakim jest on dziś chłopakiem. Dziewczyna jest możliwą matką. Jej dzieci będą miały taką matkę, jaką jest ona dziewczyną. Wszystko, co dziś robicie, robicie na rachunek swoich dzieci. Czy będą mogły być z was dumne? Proszę, byście tak się zachowywali, by mogło to być wspaniałą drogą dla waszych dzieci.<br /><br /><a href="http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/km_zareczyny.html"><span style="font-style: italic;">Chęci to za mało</span>, Rozmowa z o. Karolem Meissnerem OSB, http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/km_zareczyny.html</a><br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEieXLie3HA2Pfzth6y5fYr_Zet8jVBBcaVtr7rQcLcLpt6EWFcPNry4RLgkTI_Zjf8ERsw3lD32Z6Ii4z3cT-E8TkP1qyomDjHgnGj59UTSYZ85rdVv6RmUoSaxj0k7ecN2F4aAQl3RPSY/s1600-h/Cormac+McCarthy+-+No+Country+For+Old+Men+002.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEieXLie3HA2Pfzth6y5fYr_Zet8jVBBcaVtr7rQcLcLpt6EWFcPNry4RLgkTI_Zjf8ERsw3lD32Z6Ii4z3cT-E8TkP1qyomDjHgnGj59UTSYZ85rdVv6RmUoSaxj0k7ecN2F4aAQl3RPSY/s400/Cormac+McCarthy+-+No+Country+For+Old+Men+002.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5235743558882900994" border="0" /></a><br /><span style="font-style: italic;">People think they know what they want but they generally dont. Sometimes if they're lucky they'll get it anyways. Me I was always lucky. My whole life. I wouldnt be here otherwise. Scrapes I been in. But the day I seen her </span>[my wife]<span style="font-style: italic;"> come out of Kerr's Mercantile and cross the street and she passed me and I tipped my hat to her and got just almost a smile back, that was the luckiest.</span><br /><br /><span style="font-style: italic;">People complain about the bad things that happen to em that they dont deserve but they seldom mention the good. About what they done to deserve them things. I dont recall that I ever give the good Lord all that much cause to smile on me. But he did.</span><span style="font-style: italic;"><br /><br /></span><span style="font-style: italic;">Loretta told me that she had heard on the radio about some percentage of the children in this country bein raised by their grandparents. I forget what it was. Pretty high, I thought. Parents wouldnt raise em. We talked about that. What we thought was that when the next generation come along and they dont want to raise their children neither then who is goin to do it? Their own parents will be the only grandparents around and they wouldnt even raise them.</span><br /><br /><span style="font-style: italic;">Here a year or two back me and Loretta went to a conference in Corpus Christi and I got set next to this woman, she was the wife of somebody or other. And she kept talkin about the right wing this and the right wing that. I aint even sure what she meant by it. The people I know are mostly just common people. Common as dirt, as the sayin goes. I told her that and she looked at me funny. She thought I was sayin somethin bad about em, but of course that's a high compliment in my part of the world. She kept on, kept on. Finally told me, said: I dont like the way this country is headed. I want my granddaughter to be able to have an abortion. And I said well mam I dont think you got any worries about the way the country is headed. The way I see it goin I dont have much doubt but what she'll be able to have an abortion. I'm goin to say that not only will she be able to have an abortion, she'll be able to have you put to sleep. Which pretty much ended the conversation.</span><br /><br /><span style="font-style: italic;">I think if you were Satan and you were settin around tryin to think up somethin that would just bring the human race to its knees what you would probably come up with is narcotics. Maybe he did. I told that to somebody at breakfast the other mornin and they asked me if I believed in Satan. I said Well that aint the point. And they said I know but do you? I had to think about that. I guess as a boy I did. Come the middle years my belief I reckon had waned somewhat. Now I'm startin to lean back the other way. He explains a lot of things that otherwise dont have no explanation. Or not to me they dont.</span><span style="font-style: italic;"><br /><br /></span><span style="font-style: italic;">These old people I talk to, if you could of told em that there would be people on the streets of our Texas towns with green hair and bones in their noses speakin a language they couldnt even understand, well, they just flat out wouldnt of believed you. But what if you'd of told em it was their own grandchildren? Well, all of that is signs and wonders but it dont tell you how it got that way. And it dont tell you nothin about how it's fixin to get, neither.</span><span style="font-style: italic;"><br /><br /></span><span style="font-style: italic;">Where you went out the back door of that house there was a stone water trough in the weeds by the side of the house. A galvanized pipe come off the roof and the trough stayed pretty much full and I remember stoppin there one time and squattin down and lookin at it and I got to thinkin about it. I dont know how long it had been there. A hundred years. Two hundred. You could see the chisel marks in the stone. It was hewed out of solid rock and it was about six foot long and maybe a foot and a half wide and about that deep. Just chiseled out of the rock. And I got to thinkin about the man that done that. That country had not had a time of peace much of any length at all that I knew of. I've read a little of the history of it since and I aint sure it ever had one. But this man had set down with a hammer and chisel and carved out a stone water trough to last ten thousand years. Why was that? What was it that he had faith in? It wasnt that nothin would change. Which is what you might think, I suppose. He had to know bettern that. I've thought about it a good deal. I thought about it after I left there with that house blown to pieces. I'm goin to say that water trough is there yet. It would of took somethin to move it, I can tell you that. So I think about him settin there with his hammer and his chisel, maybe just a hour or two after supper, I dont know. And I have to say that the only thing I can think is that there was some sort of promise in his heart. And I dont have no intentions of carvin a stone water trough. But I would like to be able to make that kind of promise. I think that's what I would like most of all.</span><br /><br /><br />Cormac McCarthy, <span style="font-style: italic;">No Country For Old Men</span>, 2005<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1QOm09XlQY_45HhPdmh7EPHVFj-6Rm1rvCcZFX6gLk0KDBehYb7FhQ79NjiADLkibLTSaepDW3NZsBlq_EVWmf74hq2VfT3nD7K8mx7kmb1bJXstiJGkh2mipK7aevsBrVu9AjevRWm8/s1600-h/Hans-Hermann-Hoppe+001.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1QOm09XlQY_45HhPdmh7EPHVFj-6Rm1rvCcZFX6gLk0KDBehYb7FhQ79NjiADLkibLTSaepDW3NZsBlq_EVWmf74hq2VfT3nD7K8mx7kmb1bJXstiJGkh2mipK7aevsBrVu9AjevRWm8/s400/Hans-Hermann-Hoppe+001.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5235743912686502274" border="0" /></a><br />Let me begin with the definition of a state. What must an agent be able to do to qualify as a state? This agent must be able to insist that all conflicts among the inhabitants of a given territory be brought to him for ultimate decision-making or be subject to his final review. In particular, this agent must be able to insist that all conflicts involving <span style="font-style: italic;">himself</span> be adjudicated by him or his agent. And implied in the power to exclude all others from acting as ultimate judge, as the second defining characteristic of a state, is the agent's power to tax: to unilaterally determine the price that justice seekers must pay for his services.<br /><br />The market demand for intellectual services is not exactly high and stable. Intellectuals would be at the mercy of the fleeting values of the masses, and the masses are uninterested in intellectual-philosophical concerns. The state, on the other hand, can accommodate the intellectuals' typically over-inflated egos and offer them a warm, secure, and permanent berth in its apparatus.<br /><br />However, it is not sufficient that you employ just some intellectuals. You must essentially employ them <span style="font-style: italic;">all</span>, even the ones who work in areas far removed from those that you are primarily concerned with: that is philosophy, the social sciences and the humanities. For even intellectuals working in mathematics or the natural sciences, for instance, can obviously think for themselves and so become potentially dangerous. It is thus important that you secure also their loyalty to the state. Put differently: you must become a <span style="font-style: italic;">monopolist</span>. And this is best achieved if all educational institutions, from kindergarten to universities, are brought under state control and all teaching and researching personnel is state-certified.<br /><br />But what if the people do not want to become educated? For this, education must be made compulsory; and in order to subject the people to state-controlled education for as long as possible, everyone must be declared equally educable.<br /><br />The overwhelming majority of state supporters are not <span style="font-style: italic;">philosophical</span> statists, i.e., because they have <span style="font-style: italic;">thought</span> about the matter. Most people do not think much about anything philosophical. They go about their daily lives, and that is it. So most support stems from the mere fact that a state <span style="font-style: italic;">exists</span>, and has always existed as far as one can remember (and that is typically not farther away than one's own lifetime). That is, the greatest achievement of the statist intellectuals is the fact that they have cultivated the masses' natural intellectual laziness (or incapacity) and never allowed for the subject to come up for serious discussion. The state is considered as an unquestionable part of the social fabric.<br /><br />The first and foremost task of the intellectual anti-intellectuals, then, is to counter this dogmatic slumber of the masses by offering a precise definition of the state, as I have done at the outset, and then to ask if there is not something truly remarkable, odd, strange, awkward, ridiculous, indeed ludicrous about an institution such as this. I am confident that such simple, definitional work will produce some serious doubt regarding an institution that one previously had been taken for granted.<br /><br />Assume a group of people, aware of the possibility of conflicts; and then someone proposes, as a solution to this eternal human problem, that he (someone) be made the ultimate arbiter in any such case of conflict, including those conflicts in which he is involved. I am confident that he will be considered either a joker or mentally unstable and yet this is precisely what all statists propose.<br /><br /><a href="http://www.lewrockwell.com/hoppe/hoppe18.html">Hans-Hermann Hoppe, <span style="font-style: italic;">Reflections on the Origin and the Stability of the State,</span> http://www.lewrockwell.com/hoppe/hoppe18.html</a><br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgUV68PGvkHHgDSFmYdTw-gS-vUQG37xa4HXZhzKafVXJ9-mNL1lYDwCdxSlPyTsm9eXS4tzrDI6ADZOCRtl3iubHECzWCODQlI7z1EUEL2eTdcmprOHPYErSUAmXKlAbjBYFuMobGbzQU/s1600-h/voluntaryism+002+-+voluntaryist.com+-+logo.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgUV68PGvkHHgDSFmYdTw-gS-vUQG37xa4HXZhzKafVXJ9-mNL1lYDwCdxSlPyTsm9eXS4tzrDI6ADZOCRtl3iubHECzWCODQlI7z1EUEL2eTdcmprOHPYErSUAmXKlAbjBYFuMobGbzQU/s400/voluntaryism+002+-+voluntaryist.com+-+logo.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5235744132284718530" border="0" /></a><br />[T]he United States is already a police state. Every state law, no matter how petty or important, has as its final punishment your imprisonment or death – should you decide to resist it to the bitter end. This is true of all states, everywhere, at any time.<br /><br />If a state cannot convince its subject population to comply with its laws, it must initiate violence to enforce its will. The failure to use force will ultimately lead to the breakup of even the most monolithic state.<br /><br />The reason that I argue that "every state is a police state" is that it is inherently the nature of the state to establish a compulsory monopoly of defense services over a given geographic area. Property owners who prefer no protection, or prefer to protect themselves, or prefer to hire other protective agencies are not allowed to do so. It is also in the nature of the state to obtain its revenues from taxation – a compulsory levy on the inhabitants of its territory. Every state depends on taxation to finance itself. If you don't pay your taxes you will be imprisoned and/or your property will be confiscated.<br /><br />All you need to know about states is that every state is a police state. Some have more edicts than others; some have fewer – but they all have laws that you must obey or suffer the consequences.<br /><br />Even the most benign states violate the rights of peaceful people to be left alone. Even if there is no income tax, there are import and excise duties, sales and use taxes, and property taxes. If you want to opt out, you can't unless you want to face the barrel-end of a gun. If you birth your children at home, the state wants to get involved. You are required to register their births. If you want to erect a building dedicated to your religion or your business you are required to get a building permit. If you want to homeschool your children you are required to report to governmental authorities.<br /><br />. . . common sense and experience teach that if one takes care of the means that the end will take care of itself. The only way to avoid the police state is not having a state at all.<br /><br /><a href="http://www.voluntaryist.com/forthcoming/policestate.php">Carl Watner, <span style="font-style: italic;">Every State a Police State</span>, http://www.voluntaryist.com/forthcoming/policestate.php</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi5KLZZZLIxWueZx16z5hdOoUnac0aGbiaMf5iryijCQX9rKsjfS6zzXfDxJBr8OvlttTdOgKtilMALICxB3UQYwZCrDO15BBu_23UbsTNXaomDPJtvS2XD5w-Md8B-Hq5C6IdLVDrZ9Sc/s1600-h/voluntaryism+001+-+Voluntary+Victory+sign+%28francois+tremblay%29.gif"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi5KLZZZLIxWueZx16z5hdOoUnac0aGbiaMf5iryijCQX9rKsjfS6zzXfDxJBr8OvlttTdOgKtilMALICxB3UQYwZCrDO15BBu_23UbsTNXaomDPJtvS2XD5w-Md8B-Hq5C6IdLVDrZ9Sc/s400/voluntaryism+001+-+Voluntary+Victory+sign+%28francois+tremblay%29.gif" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5235744320607544802" border="0" /></a><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Mały ma 11 lat, ale wygląda na 9. Pierwszy raz pojawił się półtora roku temu. Przychodził do sklepu napraszając się o ulotki do rozdawania za pieniądze. Najczęściej zarabiał myjąc szyby, trzepiąc dywaniki samochodowe albo sprzedając jagody. Pewnego dnia zaczęliśmy rozmawiać.<br /><br /><br />Rozmowa 3:<br /><br />– Aaaa, miałem tu u pani kupić coś na walentynki mojej jednej mamie, ale kupiłem już takie serce co się składa i białą różę. A drugiej mamie to chyba... no właśnie nie wiem.. chyba jej nie kupię...<br /><br />– A z którą mamą mieszkasz?<br /><br />– Z przybraną teraz, z prawdziwą to kiedyś mieszkałem, ale nie pamiętam tego, bo mnie od niej szybko zabrali. Babcia mi opowiadała... że ona dawała mi alkohol jak byłem bardzo mały... No i jeszcze, że jak miała mnie w brzuchu, to tłukła brzuchem o kant stołu, żebym urodził się martwy...<br /><br />Postaliśmy tak przez chwilę cicho.<br /><br />– Mimo wszystko fajnie, że się urodziliśmy i żyjemy, co nie? Niektórzy nie mogli się urodzić... – odpowiedziałam.<br /><br />– Hmmm, no tak... A czy to prawda, że mamy dwa życia?<br /><br />– A kto ci tak powiedział?<br /><br />– Ksiądz.<br /><br />– W pewnym sensie miał rację.<br /><br />– I to następne życie będzie lepsze??<br /><br />– Na pewno.<br /><br />– To po co jest TO życie?!<br /><br /><br />Rozmowa 7:<br /><br />– Wiesz Mały, mnie nikt nic nigdy w życiu nie dał – moralizuję.<br /><br />– Naprawdę nic nigdy pani nie dostała???<br /><br />– No... To znaczy w sensie, że na wszystko musiałam sobie ciężko zapracować.<br /><br />– A to zaraz! – woła Mały i wybiega ze sklepu.<br /><br />Po chwili wraca i wręcza mi... tabliczkę czekolady.<br /><br />– Teraz już pani coś dostała!<br /><br />– Dziękuję!<br /><br />– A teraz już muszę lecieć, bo mama kazała mi być w domu o 19.00!<br /><br />– No widzisz! Mama się o ciebie bardzo martwi! Chyba jednak nie jest taka zła!<br /><br />– No nie jest... – śmieje się Mały.<br /><br /><br /><a href="http://notoryczna.salon24.pl/28381,index.html">Izabela, <span style="font-style: italic;">Niechciane dzieci: „Rozmowy z Małym”</span>, http://notoryczna.salon24.pl/28381,index.html</a><br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhToZ0ox17lU4Hi8Qe1ZYomJL8PxTlizY1BTv1J_bp3ToNJj3i1mqgV27-NhOZ9SEv-h8KEClPl5lQ68q0T4jnoFTi6weRQ5AAQSWJTUrKpFHZ0bT4j3uVZ9kAx8IC9lWsAFk5d7kxDw2M/s1600-h/Children+Of+Hurin+-+cover+001.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhToZ0ox17lU4Hi8Qe1ZYomJL8PxTlizY1BTv1J_bp3ToNJj3i1mqgV27-NhOZ9SEv-h8KEClPl5lQ68q0T4jnoFTi6weRQ5AAQSWJTUrKpFHZ0bT4j3uVZ9kAx8IC9lWsAFk5d7kxDw2M/s400/Children+Of+Hurin+-+cover+001.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5235744577431216258" border="0" /></a><br />Morgoth is not 'invoking' evil or calamity on Húrin and his children, he is not 'calling on' a higher power to be the agent: for he, 'Master of the fates of Arda' as he named himself to Húrin, intends to bring about the ruin of his enemy by the force of his own gigantic will. Thus he 'designs' the future of those whom he hates, and so he says to Húrin: 'Upon all whom you love my thought shall weigh as a cloud of Doom, and it shall bring them down into darkness and despair.'<br /><br />The torment that he devised for Húrin was 'to see with Morgoth's eyes'. My father gave a definition of what this meant: if one were forced to look into Morgoth's eye he would 'see' (or receive in his mind from Morgoth's mind) a compellingly credible picture of events, distorted by Morgoth's bottomless malice; and if indeed any could refuse Morgoth's command, Húrin did not. This was in part, my father said, because his love of his kin and his anguished anxiety for them made him desire to learn all that he could of them, no matter what the source; and in part from pride, believing that he had defeated Morgoth in debate, and that he could 'outstare' Morgoth, or at least retain his critical reason and distinguish between fact and malice.<br /><br /><br />[Morgoth said:] 'I am the Elder King: Melkor, first and mightiest of all the Valar, who was before the world, and made it. The shadow of my purpose lies upon Arda, and all that is in it bends slowly and surely to my will. But upon all whom you love my thought shall weigh as a cloud of Doom, and it shall bring them down into darkness and despair. Wherever they go, evil shall arise. Whenever they speak, their words shall bring ill counsel. Whatsoever they do shall turn against them. They shall die without hope, cursing both life and death.'<br /><br />But Húrin answered: 'Do you forget to whom you speak? Such things you spoke long ago to our fathers; but we escaped from your shadow. And now we have knowledge of you, for we have looked on the faces that have seen the Light, and heard the voices that have spoken with Manwë. Before Arda you were, but others also; and you did not make it. Neither are you the most mighty; for you have spent your strength upon yourself and wasted it in your own emptiness. No more are you now than an escaped thrall of the Valar, and their chain still awaits you.'<br /><br />'You have learned the lessons of your masters by rote,' said Morgoth. 'But such childish lore will not help you, now they are all fled away.'<br /><br />'This last then I will say to you, thrall Morgoth,' said Húrin, 'and it comes not from the lore of the Eldar, but is put into my heart in this hour. You are not the Lord of Men, and shall not be, though all Aida and Menel fall in your dominion. Beyond the Circles of the World you shall not pursue those who refuse you.'<br /><br />'Beyond the Circles of the World I will not pursue them,' said Morgoth. 'For beyond the Circles of the World there is Nothing. But within them they shall not escape me, until they enter into Nothing.'<br /><br />'You lie,' said Húrin.<br /><br />'You shall see and you shall confess that I do not lie,' said Morgoth. And taking Húrin back to Angband he set him in a chair of stone upon a high place of Thangorodrim, from which he could see afar the land of Hithlum in the west and the lands of Beleriand in the south. There he was bound by the power of Morgoth; and Morgoth standing beside him cursed him again and set his power upon him, so that he could not move from that place, nor die, until Morgoth should release him.<br /><br />'Sit now there,' said Morgoth, 'and look out upon the lands where evil and despair shall come upon those whom you have delivered to me. For you have dared to mock me, and have questioned the power of Melkor, Master of the fates of Arda. Therefore with my eyes you shall see, and with my ears you shall hear, and nothing shall be hidden from you.'<br /><br /><br />Now when Túrin learned from Finduilas of what had passed, he was wrathful, and he said to Gwindor: 'In love I hold you for rescue and safe-keeping. But now you have done ill to me, friend, to betray my right name, and call down my doom upon me, from which I would lie hid.'<br /><br />But Gwindor answered: 'The doom lies in yourself, not in your name.'<br /><br /><br />J.R.R. Tolkien & Christopher Tolkien, <span style="font-style: italic;">The Children of Húrin</span>, 2007<br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjsnjYgE5YMSc4kmoVNrC-Cz3P7OpoE3PWK8qrb_7jbzZPC-S5olHK58MnL4UUBfLe_iNW-c7XeNzQ2patg8lTPs5Sv4BammvZeqsc8xwyuzdZT_TtsfXXbIVP1vg0DN2OtP22IEwjoh0Q/s1600-h/Musierowicz+-+J%C4%99zyk+Trolli+001+-+ok%C5%82adka.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjsnjYgE5YMSc4kmoVNrC-Cz3P7OpoE3PWK8qrb_7jbzZPC-S5olHK58MnL4UUBfLe_iNW-c7XeNzQ2patg8lTPs5Sv4BammvZeqsc8xwyuzdZT_TtsfXXbIVP1vg0DN2OtP22IEwjoh0Q/s400/Musierowicz+-+J%C4%99zyk+Trolli+001+-+ok%C5%82adka.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5235744788980386978" border="0" /></a><br /><br />Schoppe był coraz bardziej zdenerwowany, to się dawało wyczuć.<br /><br />– Nawet słowo „ciąża” nie przechodzi panu przez usta! – krzyknął cienko.<br /><br />– Hm? – zdziwił się dziadek. – Ależ przechodzi, i to gładko. Ciąża. Ciąża. Widzisz?<br /><br />Babcia omal nie roześmiała się w głos. Józinek mógłby się założyć, że ona teraz wbija sobie paznokcie w przedramię – już dawno zauważył, że zawsze tak robiła, kiedy trzeba było koniecznie zachować powagę.<br /><br />– Natomiast – ciągnął dziadek, a po jego minie widać było, że się rozeźlił – z pewnym trudem przechodzi mi przez usta zwrot „ciąża mojej wnuczki”. Zwłaszcza gdy go uzupełnię określeniem „nieślubna”. Ale to pewnie dlatego, że jestem taki staroświecki.<br /><br />– Chyba jesteś – wtrąciła Babi. – Dzisiaj wiele jest samotnych matek, które dzielnie sobie radzą, skoro nie mogą liczyć na pomoc ze strony swoich mężczyzn.<br /><br />– ...a jeszcze trudniej przechodzi mi przez usta – dziadek nie dawał się sprowadzić z raz obranego szlaku – taka oto fraza: „nieślubna ciąża mojej wnuczki, której zaufanie zostało dotkliwie zawiedzione”.<br /><br />– Ja niczego nie zawodziłem! – zakrzyknął nerwowo Fryderyk. – Odwrotnie! To Róża mnie nie uprzedziła, że może zajść w ciążę!<br /><br />– Ta możność nie należy do szczególnie wyjątkowych w świecie kobiet, o ile mi wiadomo – odrzekł na to Ignacy Borejko, sztywno i z godnością. – Przy dopełnieniu, rzecz jasna, pewnych niezbędnych warunków.<br /><br />Babcia zacisnęła mocno usta i roziskrzonym wzrokiem spojrzała w sufit.<br /><br />– A jeśli mowa o słowach, których tu się nie używa – atakował dalej Fryderyk Schoppe – to wspomnę o słowie „seks”.<br /><br />– Już jest obowiązkowe? – zainteresowała się babcia.<br /><br />– ...Może gdyby częściej się tego słowa używało w domu Róży, nie byłoby teraz tej niespodzianki!<br /><br />– Czy sugerujesz – zapytał dziadek lodowato – że owa niespodzianka spotkała cię dlatego, że nie dość często używamy tu słowa „seks”? Mój Fryderyku, przyczyną ciąży, jak uczy biologia, nie jest niedostatek określonych słów, lecz zgoła co innego.<br /><br />Słowna szermierka była specjalnością dziadka. Schoppe został zapędzony w sam róg planszy. Umilkł jak idiota.<br /><br />Dziadek natychmiast dostrzegł swą przewagę i wykorzystał ją bez ociągania.<br /><br />– Dlaczego mielibyśmy – zastanawiał się dalej z wyraźną przyjemnością – chodzić po domu, i to przy gościach, wypowiadając słowo „seks”? – w dodatku częściej niż dotąd? Co właściwie kryje się pod tym określeniem – czy życie płciowe <span style="font-style: italic;">homo sapiens</span>? Jeśli tak, to, nie trudząc się bynajmniej nazywaniem rzeczy po imieniu, zyskaliśmy w tej dziedzinie życia wiele dobrego: nie tylko trwale nas uszczęśliwiło, ale i poważnie wzbogaciło. Mamy cztery córki i dziewięcioro wnucząt, a teraz urodzi nam się pierwsze prawnuczę. To będzie wielka radość.<br /><br />– Małe dzieci tak ślicznie pachną – przypomniała sobie babcia.<br /><br />– Lecz oczywiście, nasza satysfakcja nie manifestuje się na co dzień bezustannym wypowiadaniem słowa „seks” – kontynuował dziadek ku wyraźnej uciesze babci. – Czytałem, że im częściej ktoś wypowiada słowo „seks” lub jego synonimy, czy też określenia tematycznie zbliżone, tym więcej wzbudza wątpliwości; obsesyjne nawracanie do tego tematu świadczy bowiem najczęściej – a potwierdzi ci to każdy lekarz – o dotkliwym niedosycie w tej dziedzinie.<br /><br />Babcia miała spiżową twarz i dłoń zaciśniętą na przedramieniu.<br /><br />– Media – rozpędzał się dziadek – nadużywają dzisiaj twojego ulubionego słowa, zaspokajając gusta masowej publiczności, co jak zwykle przekłada się na czysty zysk. Lecz, Fryderyku, życie płciowe, wbrew powszechnej opinii prostaków, nie jest jedynym ani nawet najważniejszym celem naszego bytowania na tym globie. Nie będę rozwijał tego nowego wątku, bo zabrnęlibyśmy zbyt daleko w filozofię, dodam jednak, że jeśli mielibyśmy w tym domu potrzebę częstszego nazywania tego, co nas łączy, używalibyśmy raczej słowa „miłość”. Lecz, naszym zdaniem, dyskrecja jest jedną z oznak dobrego wychowania i miłą zaletą, zwłaszcza w tej materii, którą poruszyłeś. – Spojrzał spod oka na Fryderyka Schoppe i dorzucił: – Choć chętnie przyznaję, że nie wszyscy na świecie są tego zdania.<br /><br />Schoppe milczał, zmiażdżony.<br /><br />Józinek był szczerze dumny ze swego dziadka: puścił on tekst może przydługi, ale za to skuteczny. Potęga wymowy! – to jednak jest coś. Miło było popatrzeć na jej efekty.<br /><br />Ale to jeszcze nie był koniec.<br /><br />– Nie byłeś przesadnie entuzjastyczny, gdy ci Róża wyjawiła swą nowinę – prawda, młody przyjacielu? – zapytał dziadek po okresie dźwięczącej w uszach ciszy.<br /><br />Amant Róży momentalnie ożył.<br /><br />– Entuzjastyczny? – krzyknął. – Czy byłem entuzjastyczny?! Właśnie przyznano mi stypendium w Stanach! Zrobiłem dwa lata studiów w rok i co?! – miałbym teraz to wszystko poświęcić?! Przecież ja nawet nie zarabiam! Mieszkam kątem u rodziców, w bloku! Nie mam teraz czasu i możliwości na zakładanie rodziny.<br /><br />– Mój drogi – wkroczyła babcia. – Jeszcze tego nie rozumiesz, ale ty już ją założyłeś. Nie ożenisz się z Różą, wyjedziesz do Stanów, lecz cóż z tego? – twoja rodzina i tak będzie na świecie.<br /><br /><br />Małgorzata Musierowicz, <span style="font-style: italic;">Język Trolli</span>, Łódź 2004, s. 179-182<br /><br /><br /><br /><br /></div>Luke7777777http://www.blogger.com/profile/01598820048682481428noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8374826935056360710.post-18866753367228690812008-08-04T23:30:00.000-07:002008-08-04T23:54:54.447-07:00Look7777777 – Culture Watch – 2008.08.05<a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhRH_GiqyXEAIS4nuicvXgSp8Pz1FOGdPiYJTK9L0FGlJFl6In3ho8BChuxc1m2QuVrRR_frhaNRVp3Syqlw1uwvCTk4eVTRCLX5vCYoU63209KaH-BauCsBG5M9vYAsbe6jWDBzOonvaI/s1600-h/LewRockwell.com+001+-+Logo.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhRH_GiqyXEAIS4nuicvXgSp8Pz1FOGdPiYJTK9L0FGlJFl6In3ho8BChuxc1m2QuVrRR_frhaNRVp3Syqlw1uwvCTk4eVTRCLX5vCYoU63209KaH-BauCsBG5M9vYAsbe6jWDBzOonvaI/s400/LewRockwell.com+001+-+Logo.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5230921976919198098" border="0" /></a><br /><div style="text-align: justify;"><a href="http://www.lewrockwell.com/podcast/?p=episode&name=2008-07-29_008_the_scam_called_the_state.mp3">The Lew Rockwell Show, Podcast 8: Hans-Hermann Hoppe & Lew Rockwell, <span style="font-style: italic;">The Scam Called the State</span>, http://www.lewrockwell.com/podcast/?p=episode&name=2008-07-29_008_the_scam_called_the_state.mp3</a><br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Kościół, ukazując powołanie małżonków do przeżywania aktu seksualnego jako spotkania z Bogiem, w wyjątkowy sposób podnosi jego godność. Ludzki akt miłości staje się święty obecnością Boga. To sakramentalne spotkanie z Jezusem Chrystusem wynosi małżonków ku niebu: uszlachetnia, oczyszcza, uświęca miłość ludzką.<br /><br />[P]ożycie seksualne nie jest tylko aktem biologicznym, bo tak myślą ludzie przesiąknięci laicką kulturą. Akt seksualny małżonków angażuje również duchowy wymiar człowieka. [...] Staje się aktem w pełni ludzkim, gdy wyraża miłość coraz bardziej będącą darem z siebie, gdy odbywa się w małżeństwie „na dobre i na złe”, aż do końca życia.<br /><br />Znak obecności Boga pośród kochających się małżonków jest bardzo konkretny i wyraźny i, co najważniejsze, pokazuje, że Bóg może działać w każdej chwili małżeńskiego życia. Taki znak tworzą sami małżonkowie poprzez swoje ciała. Jest to znak żywy. Cielesna bliskość małżonków tworzy widzialny znak ich wspólnoty, która jest powołana do stania się znakiem miłości i jedności. Małżonkowie tworzą znak obecności Boga, gdy są cieleśnie razem – gdy razem żyją pod jednym dachem, a nie są rozdzieleni przez wyjazd jednego z nich do pracy za granicę, gdy razem się modlą, gdy rozmawiają ze sobą, gdy pomagają sobie w codziennym życiu, choćby sprzątając mieszkanie, gdy się wspierają, pocieszają, gdy obdarzają się czułością, pieszczą się, współżyją seksualnie (śpią w jednym łóżku). Ten znak wymaga wypełnienia duchowego, aby był znakiem miłości, aby cielesne bycie razem stało się komunią – wspólnotą prawdziwej jedności małżeńskiej – duszą, sercem i ciałem.<br /><br />Gdy małżonkowie umieją w wierze zinterpretować swoją miłość, wtedy jej różnorodne przejawy wyrażone poprzez ciało (pomoc, modlitwa, rozmowa, pieszczota, akt seksualny) stają się dla nich znakami sakramentalnymi, czyli znakami, poprzez które mogą rozpoznać obecność Boga przychodzącego do nich. Gdy żona czuje się kochana przez męża, może powiedzieć, że przez jego miłość (wyrażoną poprzez jego męskie ciało) sam Bóg przychodzi do niej i objawia jej swoją Miłość. Jeżeli mąż czuje się kochany przez żonę, to może uznać, że jest ona dla niego prawdziwym darem Boga, poprzez który Bóg zapewnia Go o swojej miłości i trosce. Miłości towarzyszy często krzyż, ale i on staje się drogą oczyszczenia człowieka i nauczenia go miłości.<br /><br />Gdy patrzymy na małżeństwo z perspektywy odkupienia, wierzymy, że odkrycie tak rozumianego powołania jest zamysłem pełnego miłości i mądrości Boga. Tylko ta perspektywa budzi szacunek dla najstarszego powołania na świecie, objawionego ludziom już w raju.<br /><br /><a href="http://www.mateusz.pl/wdrodze/nr418/04.htm">Ksawery Knotz OFMCap, <span style="font-style: italic;">Obrona wiary katolickiej czy negacja sakramentu małżeństwa?,</span> http://www.mateusz.pl/wdrodze/nr418/04.htm</a><br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmX32r7iB4vzYoWa-9fssGLSfSjJgOnIwRvBYCId-lvNLhlaHXRJialsj9jAdsjucDVbrhUUZCYuMebAGRNgxlHG4RNV60kDYPMb50jInrpnWCaVvWDUd4J4qlNTIl4AbMdWwbvRQR1yg/s1600-h/Smash+The+State+001+-+hackney,+east+london+-+educate+the+masses+and+then+smash+the+state.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmX32r7iB4vzYoWa-9fssGLSfSjJgOnIwRvBYCId-lvNLhlaHXRJialsj9jAdsjucDVbrhUUZCYuMebAGRNgxlHG4RNV60kDYPMb50jInrpnWCaVvWDUd4J4qlNTIl4AbMdWwbvRQR1yg/s400/Smash+The+State+001+-+hackney,+east+london+-+educate+the+masses+and+then+smash+the+state.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5230922295154413570" border="0" /></a><br />I always want to add a prefix to this scrawl. "EDUCATE THE MASSES AND THEN smash the state".<br /><br />I always come back to the phrase "IDEAS ARE ALSO WEAPONS" which in this context is best summed up in this excerpt from <span style="font-style: italic;">Voluntary Resistance</span> (By Carl Watner) "Public buildings may be destroyed, public officials murdered, but such efforts will never bring about the destruction of the idea of the State. The State is a state of mind, an idea which cannot be harmed by violence. Ideas can only be attacked with better ideas." And we desperately need to use our public spaces to communicate such ideas.<br /><br /><a href="http://www.flickr.com/photos/russell-higgs/227156040/">Russell Higgs, <span style="font-style: italic;">Pessimism of the Intellect, Optimism of the Will</span>, http://www.flickr.com/photos/russell-higgs/227156040/</a><br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />My blog gets its name from <span style="font-style: italic;">1984</span>, where Orwell painted perhaps one of the most fundamental necessities to freedom. "Freedom is the freedom to say that two plus two make four." Why is this important? Because it encompasses three necessities to freedom - the freedom to think the truth, to speak the truth, and to act on the truth.<br /><br />How can one understand anything, for example, in a world where every answer is considered possible, and there are no wrong answers to questions, only different perspectives. Well, here's what I have to say: the freedom to be wrong is worthless without the freedom to be correct.<br /><br />[J]ust because the majority has been convinced that 2 + 2 = 5, doesn't mean that I will silence my protests. I will continue to fight for 4 that I may remain free, and that I may inspire others to speak for the truth, and to act on it.<br /><br /><a href="http://freedom224.blogspot.com/2007/01/2-2-4.html">Alex Ramos, <span style="font-style: italic;">2 + 2 = 4</span>, http://freedom224.blogspot.com/2007/01/2-2-4.html</a><br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiq4eCf1NiHRqer1L1Hg2gQfFIZfwk4fnGnUU0H4l70oSshJOWVcX-HHy1_izd2D0PfCl8O7iJzK6ApT3eggVHjsfAwpcKtMwK3F1QEtuzMvMrWlaYLtcuW1pSNwlT11ZcB2KQqM96D2pM/s1600-h/jc+denton+-+jc+takes+on+the+world.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiq4eCf1NiHRqer1L1Hg2gQfFIZfwk4fnGnUU0H4l70oSshJOWVcX-HHy1_izd2D0PfCl8O7iJzK6ApT3eggVHjsfAwpcKtMwK3F1QEtuzMvMrWlaYLtcuW1pSNwlT11ZcB2KQqM96D2pM/s400/jc+denton+-+jc+takes+on+the+world.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5230922515529562834" border="0" /></a><br />This document is intended to summarize the key backstory information behind the <span style="font-style: italic;">Deus Ex </span>universe. It is comprised mostly of excerpts from the design documents of <span style="font-style: italic;">Deus Ex 1,</span> with a few additions and modifications for the sake of maintaining consistency with the final game.<br /><br />[M]uch of the backstory detailed below never made it into the final game. Some of the events described were intended to be missions (Texas, the space station, moon base, Mt. Weather; etc.), and a lot of that content either doesn't appear in <span style="font-style: italic;">Deus Ex</span> or does so in glancing, fragmentary ways.<br /><br />The year is 2052 and the world is an even more dangerous and chaotic place than it is today. Terrorists operate openly, killing thousands; drugs, disease, pollution and, of course, El Nino kill even more. The world's economies are close to collapse and the gap between the insanely wealthy and the desperately poor has grown to the size of the Grand Canyon. The media openly encourage the worst in mankind. Still, this is not just Another Grim Dystopic Post-Apocalyptic World™. <span style="font-style: italic;">Deus Ex</span> is set "10 minutes before the apocalypse." There is still hope.<br /><br />In the largest urban areas of the world . . . life is grim. A growing variety of drugs offers pleasure and ensures suffering to an ever larger user-base. Crime has become a larger problem than ever. At street level, cities like New York and Paris are little more than armed compounds where drug dealers and users prey on the powerless and vie with the poor for access to scant resources. The most committed among the urban rich have moved up or in, to the tops of whatever skyscrapers remain standing or to protected enclaves in places like New York's Central Park.<br /><br />The government's main role seems to be to prevent the chaos of the streets from reaching the wealthy elite. The police become more and more aggressive (and less concerned with individual rights) with each passing day. . . . Supermarkets still offer food (though the selection may be limited and barter may work better than paper money).<br /><br />Increasing terrorism is a matter of serious concern to both the urban rich, who look down on the world from on high, and to the suburbanites, who live in blessed isolation. In small, gated communities of luxurious single-family dwellings, life is good. These communities are often surrounded by somewhat larger developments constructed for support personnel. The gated communities are well-defended and tough to get into (unless you have appropriate clearance) and tougher still to survive in if you don't belong. Though most of the luxury communities are ultramodern, some are constructed to resemble medieval castles (which is, basically, what they are).<br /><br />The key thing to realize about the world is that it is very much a world of "Haves" and "Have Nots." There's almost no middle class left. There's little left of the American Dream anywhere in the world. The rich and powerful are on top of the world. The poor and downtrodden live largely without hope of bettering their lot. The shrinking middle class lives under the control of governments (and conspirators it doesn't even know about).<br /><br />[In the world of <span style="font-style: italic;">Deus Ex</span> there are] three types of humans:<br /><br /><ul><li>Total humans consider themselves purse and are at the top of the heap. They need augmented humans but fear and distrust them. Most total humans don't even know nano-augmented humans exist.</li><li>Mechanically augmented humans have their own airport security systems and have to register with government authorities. They are second-class citizens, looked down upon even by the non-augmented poor. There's no way a mechanically augmented human can pass for normal for very long. They're not allowed in certain locations and have separate facilities, ostensibly tailored to their unique needs but really as a way of controlling them.</li><li>Nano-augmented humans are resented by their mechanically augmented brothers and sisters. They're as powerful as mechanically augmented humans but suffer none of the stigma associated with augmentation. They can pass through airport security and mingle with humans freely.</li></ul><br />America is in a constant state of tension. The borders are guarded by the Armed Forces, customs is deadly serious, immigration laws have been tightened dramatically, and nationwide martial law seems imminent.<br /><br />For well over a hundred years, Europe had been under the economic influence of the Illuminati (through the Bilderberg Group) and later became a financial satellite of Majestic 12 (think the European Monetary Union happened spontaneously?) Control of Europe's finances became a reality in 2003 when, following national elections, the UK adopted the European standard currency. With that event and the fall of NATO, the leaders of the conspiracy were able to turn economic control into political control.<br /><br />Still, Majestic 12's influence is not all encompassing. Despite the collapse of NATO, the powers that be are still in the process of assembling a new coalition of nations. Meanwhile, the rise of chaos and civil war has fragmented the nations of Europe and made Majestic 12's goal of unification under a single coalition umbrella more difficult to achieve than expected.<br /><br />Other than Mexico . . . South America hasn't changed much since the turn of the century. If anything, the continent is, as a whole, more prosperous than in the past. Though business is booming (much of it illegitimate) South America remains as fragmented in the 2050's as it was a hundred years earlier. Governments turn over regularly, through coup or election, but the average citizen who survived the ravages of disease hardly notices the difference. The poor remain desperately poor, the rich obscenely rich. It's as if government is irrelevant, as if some other force remains consistent though politicians come and go.<br /><br />The African continent is beginning to emerge as a place of growth and change.<br /><br />Over the last fifty years, many Hong Kong expatriates have moved to Africa, resulting in the establishment of thriving Afro-Asian communities. (Afro-Asian chic is spreading rapidly through the worlds of pop culture and fashion). Though it will never displace Hong Kong, the New Hong Kong section of Lagos, Nigeria, is one of the continent's most active, successful and chaotic cities -- not unlike Casablanca during World War 2.<br /><br />Aside from a few small pockets of freedom (described as "anarchy" in Majestic 12 propaganda), like Lagos, Africa is almost entirely under the thumb of the conspirators as the game begins.<br /><br />Essentially untouched by world events, China has emerged as a world leader, supplanting the United States and Europe as centers of education and industry.<br /><br />Hong Kong, though a part of the Chinese/Majestic 12 empire, remains more chaotic than one might think. Though repression is extreme, the urge for freedom is strong and thriving black markets keep Hong Kong's tradition of free trade and entrepreneurism alive and well.<br /><br />The Middle East has long been under the control of the Illuminati, and later, Majestic 12. These groups held the reins on international terrorists based in the region, and the Bilderberg Group controlled the oil companies that had a stranglehold on the regions finances.<br /><br />With the successful pan-Arab invasion of Israel in 2022, Majestic 12 control of the region is total.<br /><br />As far as life on other planets goes, we still haven't encountered any, at least none that can be acknowledged publicly -- rumors continue to abound that we were visited by aliens a century or more ago and the governments of the world are keeping it secret.<br /><br />For centuries, the Illuminati pursued a plan to bring the world to its knees, and at long last, create One World Government. Over those hundreds of years, it grew, changed, added arms, subtracted arms, adapted to changing times, and made itself a driving force behind nearly every major event.<br /><br />The Bilderberg Group controlled financial matters around the world through vast mining operations, control over the Federal Reserve Board, the Eurobank and the World Bank as well as through its stranglehold on the world's supply of gold.<br /><br />Majestic 12 was the Illuminati's technology and communications leader. It doles out technological advances and stores those the world is not yet ready for (or those too powerful to give to potential enemies). It controls the supply of drugs -- licit and illicit and can introduce new diseases as it wishes (diseases for which it already has a cure ready and waiting, of course). Majestic 12 is also charged with influencing and, where possible, managing the world's intelligence organizations.<br /><br />Satellite communications (phones, intercontinental computer links, television, etc.) proved little challenge -- other than some pirates, all of the media are under the control of Majestic 12. The Internet, particularly Internet 3, proved dicier. In this arena, Majestic 12 set up vast monitoring operations and used inefficient, old-fashioned strong-arm techniques to shut down content providers large and small who posted things they didn't want posted. Many a poster simply disappeared after a handful of dangerous messages.<br /><br />These methods were effective only when Majestic-12 was prepared to expend significant resources over extended periods of time. They needed something better, more automated, more fundamental to the underlying communications grid. To this end, they created the Aquinas Protocol, a TCP/IP-like low-level packet-routing scheme. Through great media fanfare and government backing, they were able to build Aquinas into the backbone of almost every digital network on the planet, allowing them to physically route all global communications through a massive monitoring station underground at Area 51. Morpheus (still functioning at Everett's hideout in Paris), Daedelus, and finally Helios are successively more advanced manifestations of the automated surveillance, prediction, and enforcement made possible by Aquinas.<br /><br />When Daedelus [A.I.] began sifting through the information on the Majestic 12 net, it quickly discovered two things of significance:<br /><br /><ul><li>It learned how grim a place the world was for most people -- what with war, disease, famine, poverty, crime -- and it seemed these problems were getting worse, not better, despite the existence of the secret societies theoretically in charge of the whole mess. In fact, the ruthlessness of world leaders -- their willingness to sacrifice millions of people, if that's what it took to achieve their goals -- seemed less than human to the inhuman Daedelus.</li><li>It learned that the most recent and most deadly threat to mankind -- the Gray Death -- was of human origin. It wasn't a natural thing.</li><li>Daedelus determined that solutions to these problems existed. Some of them depended on convincing or coercing the masses to curb their less noble impulses.</li></ul><br />As similar as they are, J.C. and Paul have very different personalities -- Paul's more flamboyant, more out-going and far less serious. J.C. Denton worries a lot that his older brother, sharp as he is, will get himself in trouble someday because he isn't paranoid enough.<br /><br /><a href="http://archive.gamespy.com/articles/april02/dxbible/"><span style="font-style: italic;">Deus Ex</span> Team, <span style="font-style: italic;">DX1 Continuity Bible</span>, http://archive.gamespy.com/articles/april02/dxbible/</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbaxGCmFFQhBxaO_ye8noJfb6Luz5AAZO-w9JBQ9LuE5qTIwlrgLk9TFVEqOFaZjD3xTNDmrdcm4HS5-HqFTyCTcvVogbFdIBVIG_XfVhlnql4H_gGF6Dv6RyPkR8_Bq6AAdd00PUACcM/s1600-h/Deus+Ex+-+logo+-+400x340.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbaxGCmFFQhBxaO_ye8noJfb6Luz5AAZO-w9JBQ9LuE5qTIwlrgLk9TFVEqOFaZjD3xTNDmrdcm4HS5-HqFTyCTcvVogbFdIBVIG_XfVhlnql4H_gGF6Dv6RyPkR8_Bq6AAdd00PUACcM/s400/Deus+Ex+-+logo+-+400x340.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5230922700215662642" border="0" /></a><br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br />Msgr. Camille Perl, Vice President of the Pontifical Commission <span style="font-style: italic;">Ecclesia Dei</span> (PCED) has recently responded with a letter dated May 23, 2008, to questions I invoked regarding the official canonical status of the Society of St. Pius X and those Catholics who attend their chapels to fulfill their Sunday obligation.<br /><br />[Msgr. Camille Perl wrote:] Statements made by Cardinal Castrillón need to be understood in a technical, canonical sense. Stating that the Society of St. Pius X "is not in formal schism" is to say that there has been no official declaration on the part of the Holy See that the Society of St. Pius X is in schism. Up to now, the Church has sought to show the maximum charity, courtesy and consideration to all those involved with the hope that such a declaration will not eventually be necessary.<br /><br />[T]he Masses offered by the priests of the Society of St. Pius X are valid, but illicit, i.e., contrary to Canon Law. The Sacraments of Penance and Matrimony, however, require that the priest enjoys the faculties of the diocese or has proper delegation. Since that is not the case with these priests, these sacraments are invalid.<br /><br />While it is true that participation in the Mass at chapels of the Society of St. Pius X does not of itself constitute "formal adherence to the schism" (cf. Ecclesia Dei 5, c), such adherence can come about over a period of time as one slowly imbibes a schismatic mentality which separates itself from the teaching of the Supreme Pontiff and the entire Catholic Church. While we hope and pray for a reconciliation with the Society of St. Pius X, the Pontifical Commission "Ecclesia Dei" cannot recommend that members of the faithful frequent their chapels . . . We deeply regret this situation and pray that soon a reconciliation of the Society of St. Pius X with the Church may come about, but until such time the explanations which we have given remain in force.<br /><br />As we already stated to you in our letter of 4 July 2007: "This Pontifical Commission does its best to transmit responses which are in full accord with the magisterium and the present canonical practices of the Catholic Church. One should accept them with docility and can act upon them with moral certainty." We would further add that no dicastery of the Holy See will give other responses than those which we have given here.<br /><br /><a href="http://www.renewamerica.us/columns/mershon/080711">Brian Mershon, <span style="font-style: italic;">PCED confirms officially: Society of St. Pius X within the Church, not in formal schism; Catholics commit no sin nor incur any canonical penalty for Mass attendance,</span> http://www.renewamerica.us/columns/mershon/080711</a><br /><br /><div style="text-align: center;">_______<br /></div><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjmXOphkKhoMHtbZ8cGwWz83ecpETbH9qX1E1HNoD7h10zt1JULP0NsgFjdxm3FEcCUyrBXYD6t6PP9pfMfZchUsuyyvtt6U1EyQEqsuqZEsvknRqUJOAmq53i4EFDx_kux0UU52XLKdss/s1600-h/Filii+Sanctissimi+Redemptoris+012.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjmXOphkKhoMHtbZ8cGwWz83ecpETbH9qX1E1HNoD7h10zt1JULP0NsgFjdxm3FEcCUyrBXYD6t6PP9pfMfZchUsuyyvtt6U1EyQEqsuqZEsvknRqUJOAmq53i4EFDx_kux0UU52XLKdss/s400/Filii+Sanctissimi+Redemptoris+012.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5230922960303678930" border="0" /></a><br />I want to state that I do not condemn the position of the SSPX since it was our own position for 20 years. During most of these years, it is my opinion that I, personally, and traditional Catholics in general, tended to live a 'Practical Sedevacantist Catholicism'.<br /><br />This means living the Catholic faith as if there were no Pope or hierarchy to whom we were bound to be submissive and from whom we were bound to receive authorisation for our activities. It is when we accept that he is the Pope in name alone, but practically we reduce his authority over us to nearly nothing at all. For example, when the Archbishop consecrated the four bishops against the explicit will of Pope John Paul II. I think that this was 'Practical Sedevacantist Catholicism' in action. When Catholic life had come to this state, jurisdiction is not even an issue. The issue was living to survive the madness that was infesting the Church. Was 'Practical Sedevacantist Catholicism' right or wrong? I cannot answer and I do not judge it. It was the way many of us survived.<br /><br />From the moment one recognises Benedict XVI as truly the Pope, 'Practical Sedevacantist Catholicism' gives way to 'Practical Papal Catholicism'; it is inevitable. Even though there be a war raging about us in the Church, we still have to make the move towards the Barque of Peter by abandoning 'practical Sedevacantist Catholicism' for 'Practical Papal Catholicism' where the Pope has primacy of jurisdiction over each one of us. We join ranks with him for our own salvation; and after that, we join ranks with him in the battle for the life of the Church. . . . however one understands the last 20 years, something new has begun with Pope Benedict XVI and the tide has turned.<br /><br />For 20 years we have been living in a state of necessity where we lacked authorisation for what we needed, particularly for the Heavenly Bread, confessions, marriages and religious professions. We did as we could. We presumed authorisation for everything we needed. It was not the best situation, but we did what we did because we could not see any other way of surviving.<br /><br />Then Pope Benedict XVI noticed us and in a clear voice he announced through the <span style="font-style: italic;">Motu Proprio </span>that the old Mass was authorised and that he would give us all that we need and more: Mass, Ritual, jurisdiction for Confessions, marriages, religious professions and the exclusive use of the 1962 Missal in our communities. It is clear that he knows that the war is not over since he is himself working at restoring all things in Christ. He calls us to answer his call and accept the bread he offers us in abundance from his open arms.<br /><br /><a href="http://papastronsay.blogspot.com/2008/07/supplied-jurisdiction-or-fresh-bread.html">Fr. Michael Mary FSSR, <span style="font-style: italic;">Supplied Jurisdiction or Fresh Bread Through the Back Window,</span> http://papastronsay.blogspot.com/2008/07/supplied-jurisdiction-or-fresh-bread.html</a><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgiCjVIPAe7zmLceYbTGCYYzx1R18h1lo2dapZFuRan8o4C-DBrHHHvYAxTY3fTeUydNwpx_3cK4_WccFRQOSdrn05SBedPsDxrC4aIqxdSXBNgH4_8Nfzz7tnr0lVgJZ3lBHZuhZ2wn5g/s1600-h/Filii+Sanctissimi+Redemptoris+006+-+Tridentine+Mass.jpg"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgiCjVIPAe7zmLceYbTGCYYzx1R18h1lo2dapZFuRan8o4C-DBrHHHvYAxTY3fTeUydNwpx_3cK4_WccFRQOSdrn05SBedPsDxrC4aIqxdSXBNgH4_8Nfzz7tnr0lVgJZ3lBHZuhZ2wn5g/s400/Filii+Sanctissimi+Redemptoris+006+-+Tridentine+Mass.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5230923120031876594" border="0" /></a><br /><br /><br /><br /></div>Luke7777777http://www.blogger.com/profile/01598820048682481428noreply@blogger.com0