1
Gliniarze [
coppers] – tak nas nazywano – na początku ze względu na miedziany [
copper] kolor guzików, lśniących na naszych piersiach i całym mundurze, ale później ze względu na sposób, w jaki zawsze zmuszaliśmy ich, aby przyznali się do swoich przestępstw. Z czasem sami zaczęliśmy się tak nazywać. I faktycznie się przyznawali – zawsze. Niektórzy najpierw twierdzili, że są niewinni, ale po zaledwie kilku minutach w pokoju przesłuchań przyznawali się do wszystkiego – żebyśmy tylko przestali. Większość z nich moglibyśmy prawdopodobnie aresztować i tak, zamknąć na czas nieokreślony, ale formalne przyznanie się czyniło ich winę czymś oficjalnym – schludnym, czystym, wyraźnym i bezsprzecznym w oczach dowolnego prawnika, który mógłby wmieszać się w sprawę – nie żeby wielu to robiło.
2
Jednak Kessler był inny i za to go w pewien sposób podziwiałem. W przeciwieństwie do reszty drukarskiej hołoty, nigdy nie krzyczał o prawnika, ani nie twierdził, że jest niewinny. Zamiast tego zachowywał się spokojnie, przyznając się do winy od momentu, gdy z megafonu zagrzmiał akt oskarżenia, a my, trzymając za kostki, wyciągnęliśmy go z domu i wlekliśmy, uderzając jego głową w schody. Niektórzy mogliby powiedzieć, że – skoro poddał się z taką uległością – brutalne traktowanie – wywlekanie go na zewnątrz i niszczenie jego domu – nie było wcale potrzebne. I może mieliby rację. Ale i tak, pijani władzą, wymachiwaliśmy pałami, roztrzaskując czaszki i demolując sprzęty – dla czystej frajdy.
3
Zawsze robiliśmy show, porwani szaleńczym duchem aresztowania. Oczywiście, dawało nam to przyjemność – i dlatego to robiliśmy – ale takie traktowanie oskarżonych Departament uważał za środek odstraszający – i dlatego stanowiło ono oficjalną linię postępowania. Rozwalić wszystko – witrażowe lampy, kufry podróżne, sprzęty, naczynia, okna – i niczego nie sprzątać – dla przypomnienia, dlaczego wszyscy obywatele powinni być posłuszni ustawom, niezależnie od tego, czy się na to zgadzają, czy nie. Kessler miał więcej niż inni śmieci, pochodzących prawdopodobnie z nielegalnego druku. Miał nawet tę śmieszną klatkę, którą zniszczyłem jednym depnięciem buta. Nie widziałem w środku żadnego ptaka, ale jeśli mieszkał w domu Kesslera, musiał być przestępcą – tak jak on – i zasłużył na to, co dostał.
4
Kesslera zdemolowaliśmy prawie tak mocno, jak jego dom. Pracowaliśmy nad nim we trójkę pałkami i pięściami, a kiedy upadł – metalowymi okuciami butów. Kiedy go wywlekliśmy, był połamany i zakrwawiony. Zatrzymaliśmy się na minutę, żeby dziennikarzyki mogły zrobić zdjęcia. Wszyscy szczerzyliśmy się do aparatów, jakbyśmy ustrzelili dorodnego jelenia. Potem wrzuciliśmy Kesslera na tył furgonu. Znów – odstraszanie. Wiedzieliśmy, że dziennikarzyki służbiście doniosą o tym, co zaszło, chwaląc naszą sumienność i wysyłając sygnał ostrzegawczy do wszystkich obywateli. Do obywateli takich jak sąsiedzi Kesslera, którzy kulili się ze strachu za zamkniętymi drzwiami i nie przyszli mu z pomocą – do tych samych ludzi, którym Kessler pomagał, dostarczając nielegalne produkty.
5
Dobytek przestępcy zostawialiśmy na miejscu, jako groźny komunikat administracji publicznej – cały dobytek, to znaczy z wyjątkiem drukarki, która – nawet rozwalona – wciąż mogła być niebezpieczna. Ci drukarze to sprytni złodzieje, którzy bez wątpienia zdołaliby wyciągnąć ze strzaskanego urządzenia jego parametry i stworzyć kolejne, dobre jak nowe i tak samo niebezpieczne dla cywilizowanego porządku życia, jak to, które wzięli za wzór. Drukarze nie mieli żadnych skrupułów, jeśli chodzi o produkowanie wysokiej jakości farmaceutyków, komputerów, sprzętów domowych – wszystkiego, co, zgodnie ze świętą literą prawa, stanowiło wyłączną domenę Korporacji. Drukarkę należało zabrać na posterunek dla bezpiecznego przechowania i jako trofeum – ale, na szczęście dla nas, rzadko jako dowód w jakimkolwiek procesie.
6
Kessler szybko poddał się sprawiedliwości, przyjmując wyrok ze spokojem. Moi przełożeni byli do tego stopnia zadowoleni z unieszkodliwienia tak wysoko postawionego fałszerza, że dali mi awans na funkcjonariusza więziennego w zakładzie, gdzie trzymano Kesslera – po tym, jak w końcu wypuszczono go ze szpitala. Od chwili, gdy przybył do więzienia, siedziałem mu na karku – budziłem go o nieludzkich porach, podtruwałem mu jedzenie, nawet sprowokowałem między nim a innym więźniem bójkę, wskutek której zaczął poważnie utykać i w obawie przede mną bez przerwy oglądał się za siebie.
7
Ale czasy się zmieniły. Oczywiście, wciąż dominowała Korporacja, ale władzę przejęła nowa Administracja, bezmyślnie litująca się nad przestępcami, którzy – nawet za kratami więzienia – wciąż stanowili poważne zagrożenie dla państwa. Administracja przejęła władanie nad Departamentem, lekkomyślnie traktując z łagodnością więźniów, których nazwała „niesłusznie skazanymi”. Wśród nich znalazł się Kessler, którego ułaskawiono po odsiedzeniu zaledwie dziesięciu lat z pięćdziesięcioletniego wyroku. A ja zostałem zdegradowany, oddelegowany z powrotem do regularnych patroli, a ponieważ wobec Administracji i Departamentu byłem bezsilny, korzystałem z władzy tam, gdzie się dało. To znaczy, w stosunku do Kesslera. Kiedy doszły mnie wieści, że wypytuje o masę drukarską, szukając nowego źródła dostaw – w sytuacji, gdy stare zostały wyeliminowane – wiedziałem, że coś szykuje.
8
Jednak z powrotem na patrolu nie jest już tak, jak w starych, dawnych czasach. Nie mogę po prostu kopniakami wyważać drzwi, rozwalać łbów i wymuszać od opornych przyznania się do winy. Zamiast tego muszę prowadzić inwigilację, gromadzić dowody i – żeby kogoś aresztować, nawet za najdrobniejsze przestępstwo – zdobywać nakazy – prawdziwe, a nie udzielane automatycznie, jak dawniej. Zamiast stosować brutalną siłę, muszę przypatrywać się i obserwować. To na swój sposób interesujące – ćwiczenie intelektualne zamiast niegdysiejszego stosowania siły fizycznej. Więc przypatruję się i obserwuję Kesslera i jego córkę – pociągającą osiemnastolatkę o imieniu Lane. Kiedy wsadziłem Kesslera do więzienia, była zaledwie dzieckiem, ale od tej pory dojrzała i stała się bardzo atrakcyjną panną. Obserwuję ich pewnego popołudnia przez okno kuchenne; są w salonie; on siedzi w kącie, a ona nerwowo spaceruje – długie nogi i obcisłe spodnie – ale chociaż widzę ich dosyć wyraźnie, słyszę ich bardzo słabo przez moskitierę.
9
Szybko orientuję się, że Kessler zmienił swoje metody. Sąsiedzi nie wparadowują już do jego domu o różnych porach, żeby kupić leki, drobne przedmioty i sprzęty. Zamiast tego każdego dnia przybywa tylko jeden lub dwóch gości – przychodzą jedynie z pełnymi nadziei twarzami i niedługo później wychodzą z zupełnie pustymi rękami. Myślę, że Kessler przestawia się na produkty dla bogatych i albo nie ma ich jeszcze gotowych, albo są tak drogie, że nikogo na nie nie stać.
10
Przez otwarte okno kuchenne słyszę tylko urywki rozmowy – „warte pójścia do więzienia”, „już nigdy” – i słyszę jak Kessler siorbie, jakby coś pociągał z filiżanki, a potem głośno wzdycha. Słyszę jak mówi: „Chcę ci coś powiedzieć na ucho...” – zanim szum generatora zagłusza jego głos. Wyjawia swój sekretny plan, który wymyślił – tylko jej.
11
Wpatruję się w salon przez okno, mijając wzrokiem postrzępioną moskitierę i brudną zasłonę; widzę w przelocie smukłe biodra córki Kesslera, która nachyla się, żeby usłyszeć tajemnicę. Przez chwilę wyobrażam sobie, że jestem na jego miejscu – nie jako przestępca, wyjawiający szeptem swój najnowszy plan, ale jako obiekt zainteresowania młodej kobiety – takiej, jak ona; delikatnej i gibkiej, o słodkim oddechu i ciemnobrązowych oczach – i, w przeciwieństwie do uczuć Kesslera, moje uczucia nie są wcale ojcowskie. I wyobrażam sobie, że... nie, nie mogę sobie takich rzeczy wyobrażać, nie teraz. Teraz mam do wykonania zadanie. Reszta niech będzie dodatkową korzyścią, która z niego wynika, a nie nim samym.
12
Widzę, jak dziewczyna raptownie się prostuje, jakby w szoku; jakby plan Kesslera był tak zuchwały, że wzdraga się na samą myśl o nim. Jest jasne, że Kessler wykombinował coś poważnego – a ja o tym wiem i dorwę go. Na razie po prostu będę go bacznie śledził, chociaż teraz ja i inni gliniarze mamy z tym ciężko; ale mimo trudności wsadzę Kesslera do więzienia – tym razem na dobre. Powinno mi się udać zdobyć na niego jakieś dowody – delikatnie i elegancko – choć wolałbym robić to po staremu, wywalając drzwi z zawiasów i rozwalając łby. A wkrótce znowu będę mógł to robić, bo obecna Administracja już zaczyna tracić kontrolę. Władza wraca w ręce drugiej strony – w ręce takich jak ja gliniarzy, którzy wolą używać siły. Ten słodki dzień wkrótce nadejdzie, a kiedy to się stanie, docenię to tym bardziej, bo tak długo mi tego brakowało. Odzyskanie tego będzie warte więcej niż wszystko inne.
_______
Tłumaczenie na podstawie:
Peter Anderson,
The Copper Responds,
http://www.petelit.com/2007/12/the-copper-resp.htmlThe Copper Responds opublikowano na stronie
PeteLit.com 2 grudnia 2007 r.
_______
Ten tekst jest dostępny na licencji
Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0 Unported.