Trudności gospodarcze mogą pomóc w wyborze lepszego sposobu życia.
— Tatusiu, weźmiesz mnie na ręce?
— Rosie, jesteś już wystarczająco duża, żeby iść całą drogę pieszo. To tylko parę przecznic stąd.
Był piękny ranek. Idąc swoim osiedlem, tatuś z córką machali przyjaźnie do ludzi pracujących w swoich przydomowych ogródkach.
— Chciałabym, żeby babcia nie mieszkała tak daleko! — poskarżyła się Rose.
Tata zaśmiał się. — Masz szczęście, że babcia mieszka tylko parę ulic stąd. Kiedy byłem w twoim wieku, moi dziadkowie mieszkali dwa tysiące mil ode mnie!
— Dwa tysiące! — Milton, starszy brat Rose, aż zaniemówił. — Czy kiedykolwiek się z nimi widywałeś?
— No, jakiś raz albo dwa w roku. Lecieliśmy z wizytą do nich, a czasami oni do nas. Ale potem latanie zrobiło się za drogie, a samoloty strasznie się spóźniały – a to nic przyjemnego ani dla dzieci, ani dla rodziców. Próbowaliśmy jeździć do dziadków samochodem, ale były trudności z tym, żeby oboje moi rodzice w tym samym czasie dostali urlop w pracy. Dojazd zabierał nam cztery dni; powrót – tyle samo; a wszystko, żeby zobaczyć się z babcią i dziadkiem na zaledwie pięć dni. A zresztą benzyna tak poszła w górę, że nawet jeżdżenie zrobiło się za drogie. Więc potem widywaliśmy się z nimi raz na jakieś dwa lata.
— Ale dlaczego dziadkowie mieszkali tak daleko od was?
— Ze względu na pracę dziadka – i mojej mamy też.
— Dlaczego nie mieszkali bliżej i nie zajmowali się czym innym?
— Dobre pytanie. Musieli trzymać się blisko firm, dla których pracowali, bo to one płaciły za ich leczenie.
— Tatusiu, czy dziadkowie byli niewolnikami?
Tata zaśmiał się. — Nie! Nie to miałem... Skąd. — Ale pomyślał sobie: „Może w pewnym sensie nimi byli”.
Milton zapytał:
— Dlaczego latanie zrobiło się takie drogie?
Tata powiedział:
— Cóż, to było wtedy, kiedy wszystko tak zdrożało. Nie tylko paliwo – jedzenie też. Zaczęło się, kiedy Bank Rezerwy Federalnej drukował coraz więcej pieniędzy, żeby finansować wydatki, które rząd robił mimo deficytu budżetowego. Wydawanie pieniędzy mimo dziury w budżecie polega na tym, że rząd wydaje więcej niż zbierze w podatkach; a rząd wydawał olbrzymie sumy. Na dobitkę robił to nieudacznie, finansując głupie wojny, a to doprowadziło do wzrostu cen wszystkiego – poczynając od paliwa i jedzenia.
Milton powiedział:
— To brzmi okropnie. Co zrobiliście?
Tata odpowiedział:
— Ludzie przestali robić to, co dotychczas, i zadali sobie pytanie, dlaczego żyją w ten, a nie inny sposób. Zapytali, dlaczego w samolocie traktuje się ich jak bydło. Dlaczego zdziera się z nich na stacji benzynowej i w supermarkecie. Wiele osób chciało, żeby rząd coś zrobił, aby im pomóc, bo nie rozumiało, że to właśnie rząd był przyczyną ich problemów. Ale inni, tak jak twoja babcia, zabrali się do roboty.
— Co zrobiła babcia? — zapytał Milton.
— No cóż, widzisz wszystkich tych ludzi pracujących w swoich ogródkach? Tych ogródków kiedyś tu nie było. Ludzie mieli trawniki i szli między sobą w zawody o to, kto ma najpiękniejszą i najzieleńszą trawę. Ale twoja babcia wróciła pewnego dnia z supermarketu, usiadła i powiedziała: „Dość tego. Będziemy mieli nasze własne jedzenie”. I następnej wiosny w miejscu, gdzie poprzednio rosła trawa, babcia założyła ogródek warzywny.
Żebyś tylko widział, jakiego szału dostali niektórzy sąsiedzi babci. Wspólnota mieszkaniowa pozwała ją do sądu, twierdząc, że jej ogród psuje widok i że spadnie wartość pozostałych nieruchomości. Ale rok później kolejne osoby zaczęły zakładać własne ogródki w miejsce trawników.
I nie skończyło się na samych trawnikach. Ludzie zaczęli wprowadzać w domach ulepszenia, aby oszczędzać więcej energii. Nie robili tego w trosce o środowisko, ale o własną kieszeń. Sąsiedzi zaczęli dzielić się ze sobą swoimi pomysłami i wspólnie pracować – podczas gdy wcześniej prawie nie otwierali do siebie ust.
Wiele innych rzeczy ludzie również zaczęli robić inaczej. Wcześniej jeździli wszędzie samochodami, korzystali z wind i schodów ruchomych, aby potem płacić za możliwość wyciskania z siebie siódmych potów w siłowni. Ale konieczność oszczędzania doprowadziła do porzucenia siłowni. Ludzie zaczęli rzadziej korzystać z samochodów, a częściej chodzić pieszo i jeździć na rowerze, a w ramach ćwiczeń wchodzili na piętra po schodach. Niektóre rodziny zrezygnowały z własnych aut, decydując się na zakup vana wspólnie z sąsiadami i, gdy tylko się dało, wzajemnie się podwozili. Wiele dwudziestowiecznych wynalazków pozwalających uniknąć wysiłku było dostępnych na wyciągnięcie ręki, ale ludzie zdali sobie sprawę, że jeśli znów zaczną pracować fizycznie, zdołają spalić więcej kalorii i oszczędzić na rachunkach za energię. Wcześniej mnóstwo ludzi było bardzo otyłych, ale schudli. I to nie dlatego, żeby głodowali, ale dlatego, że zmieniali swój tryb życia.
Zaczęli też korzystać z targowisk; kupowali mleko, mięso, jajka i inne produkty bezpośrednio od okolicznych farmerów. To, co oferowali farmerzy, było świeższe i zdrowsze od żywności przetworzonej. Ludzie zrozumieli, że lepiej wychodzą na tym, jeśli przychody pozostają we wspólnocie lokalnej, zamiast wędrować hen daleko do wielkiej korporacji.
To właśnie wtedy twoja babcia, moja mama, rzuciła dotychczasową pracę i otworzyła domową piekarnię. Naruszało to miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego [zoning laws], ale ludzie opowiedzieli się po stronie babci, a przeciw rządowi. Gdy rząd uprzytomnił sobie, że jest bezsilny i nie zdoła rozprawić się z tym nowym sposobem życia, ludzie zrozumieli, że nie muszą lękać się rządu i stali się wolni. Coraz więcej ludzi zaczęło zatem pracować we własnych domach i na własny rachunek. Wcześniej mamusie i tatusiowie zajmowali różne posady w różnych miejscach, ale teraz coraz więcej z nich pracuje wspólnie we własnym domu, a to pozwala im być blisko swoich dzieci – zamiast oddawać je pod cudzą opiekę.
Bliżsi i dalsi członkowie rodziny postanowili trzymać się razem. Nigdy więcej bezsensownych długodystansowych podróży, aby się spotkać. Za czasów mojej młodości wiele rodzin rozdzielały duże odległości, ale teraz takich rozdzielonych rodzin jest mniej.
Milton powiedział:
— Zdaje się, że działo się wam wtedy dużo gorzej niż dziś. Ale niektórzy mówią, że nasz kraj przechodzi kryzys, że nie jesteśmy już tacy bogaci, jak kiedyś. Mówią, że musimy „przywrócić naszemu narodowi wielkość”. Czy to prawda?
Tata odpowiedział:
— To zależy od tego, jak rozumiesz bogactwo. Faktycznie, ludzie nie zarabiają teraz tyle pieniędzy, co wcześniej. Ale nie potrzebują tego. Jeśli sam wytwarzasz rzeczy, za które kiedyś płaciłeś, nie potrzebujesz pieniędzy. Jeśli masz blisko przyjaciół, rodzinę i pracę, nie potrzebujesz samochodów ani biletów na samolot. Ludzie, którzy chcą określać standard życiowy na podstawie ilości posiadanych pieniędzy, nie rozumieją, na czym rzecz polega. To jakość życia jest ważna – a ta jest obecnie lepsza niż kiedykolwiek. Ludzie, którzy chcą „przywrócić naszemu narodowi wielkość”, nawet nie wiedzą, co czyni naród wielkim. Oni przez „wielkość” rozumieją żołnierskie mundury, przemówienia polityczne i wielkie firmy zatrudniające rzesze ludzi do budowy czołgów, więzień i rakiet. Mówią o „wolności”, ale tak naprawdę chcą, aby rząd był tak potężny, jak dawniej – a to przeciwieństwo wolności. Nie staliśmy się naprawdę wolni, a nasz naród nie stał się naprawdę wielki, dopóki rząd nie zbankrutował i nie upadł. Ale oto jesteśmy na miejscu, pod domem babci. Boże, błogosław Amerykę!
_______
Tłumaczenie na podstawie:
James Leroy Wilson, Standard of Living vs. Quality of Life, http://www.partialobserver.com/article.cfm?id=2955&RSS=1
Standard of Living vs. Quality of Life opublikowano na stronie The Partial Observer 29 maja 2008 r.
James Leroy Wilson prowadzi blog Independent Country.
— Tatusiu, weźmiesz mnie na ręce?
— Rosie, jesteś już wystarczająco duża, żeby iść całą drogę pieszo. To tylko parę przecznic stąd.
Był piękny ranek. Idąc swoim osiedlem, tatuś z córką machali przyjaźnie do ludzi pracujących w swoich przydomowych ogródkach.
— Chciałabym, żeby babcia nie mieszkała tak daleko! — poskarżyła się Rose.
Tata zaśmiał się. — Masz szczęście, że babcia mieszka tylko parę ulic stąd. Kiedy byłem w twoim wieku, moi dziadkowie mieszkali dwa tysiące mil ode mnie!
— Dwa tysiące! — Milton, starszy brat Rose, aż zaniemówił. — Czy kiedykolwiek się z nimi widywałeś?
— No, jakiś raz albo dwa w roku. Lecieliśmy z wizytą do nich, a czasami oni do nas. Ale potem latanie zrobiło się za drogie, a samoloty strasznie się spóźniały – a to nic przyjemnego ani dla dzieci, ani dla rodziców. Próbowaliśmy jeździć do dziadków samochodem, ale były trudności z tym, żeby oboje moi rodzice w tym samym czasie dostali urlop w pracy. Dojazd zabierał nam cztery dni; powrót – tyle samo; a wszystko, żeby zobaczyć się z babcią i dziadkiem na zaledwie pięć dni. A zresztą benzyna tak poszła w górę, że nawet jeżdżenie zrobiło się za drogie. Więc potem widywaliśmy się z nimi raz na jakieś dwa lata.
— Ale dlaczego dziadkowie mieszkali tak daleko od was?
— Ze względu na pracę dziadka – i mojej mamy też.
— Dlaczego nie mieszkali bliżej i nie zajmowali się czym innym?
— Dobre pytanie. Musieli trzymać się blisko firm, dla których pracowali, bo to one płaciły za ich leczenie.
— Tatusiu, czy dziadkowie byli niewolnikami?
Tata zaśmiał się. — Nie! Nie to miałem... Skąd. — Ale pomyślał sobie: „Może w pewnym sensie nimi byli”.
Milton zapytał:
— Dlaczego latanie zrobiło się takie drogie?
Tata powiedział:
— Cóż, to było wtedy, kiedy wszystko tak zdrożało. Nie tylko paliwo – jedzenie też. Zaczęło się, kiedy Bank Rezerwy Federalnej drukował coraz więcej pieniędzy, żeby finansować wydatki, które rząd robił mimo deficytu budżetowego. Wydawanie pieniędzy mimo dziury w budżecie polega na tym, że rząd wydaje więcej niż zbierze w podatkach; a rząd wydawał olbrzymie sumy. Na dobitkę robił to nieudacznie, finansując głupie wojny, a to doprowadziło do wzrostu cen wszystkiego – poczynając od paliwa i jedzenia.
Milton powiedział:
— To brzmi okropnie. Co zrobiliście?
Tata odpowiedział:
— Ludzie przestali robić to, co dotychczas, i zadali sobie pytanie, dlaczego żyją w ten, a nie inny sposób. Zapytali, dlaczego w samolocie traktuje się ich jak bydło. Dlaczego zdziera się z nich na stacji benzynowej i w supermarkecie. Wiele osób chciało, żeby rząd coś zrobił, aby im pomóc, bo nie rozumiało, że to właśnie rząd był przyczyną ich problemów. Ale inni, tak jak twoja babcia, zabrali się do roboty.
— Co zrobiła babcia? — zapytał Milton.
— No cóż, widzisz wszystkich tych ludzi pracujących w swoich ogródkach? Tych ogródków kiedyś tu nie było. Ludzie mieli trawniki i szli między sobą w zawody o to, kto ma najpiękniejszą i najzieleńszą trawę. Ale twoja babcia wróciła pewnego dnia z supermarketu, usiadła i powiedziała: „Dość tego. Będziemy mieli nasze własne jedzenie”. I następnej wiosny w miejscu, gdzie poprzednio rosła trawa, babcia założyła ogródek warzywny.
Żebyś tylko widział, jakiego szału dostali niektórzy sąsiedzi babci. Wspólnota mieszkaniowa pozwała ją do sądu, twierdząc, że jej ogród psuje widok i że spadnie wartość pozostałych nieruchomości. Ale rok później kolejne osoby zaczęły zakładać własne ogródki w miejsce trawników.
I nie skończyło się na samych trawnikach. Ludzie zaczęli wprowadzać w domach ulepszenia, aby oszczędzać więcej energii. Nie robili tego w trosce o środowisko, ale o własną kieszeń. Sąsiedzi zaczęli dzielić się ze sobą swoimi pomysłami i wspólnie pracować – podczas gdy wcześniej prawie nie otwierali do siebie ust.
Wiele innych rzeczy ludzie również zaczęli robić inaczej. Wcześniej jeździli wszędzie samochodami, korzystali z wind i schodów ruchomych, aby potem płacić za możliwość wyciskania z siebie siódmych potów w siłowni. Ale konieczność oszczędzania doprowadziła do porzucenia siłowni. Ludzie zaczęli rzadziej korzystać z samochodów, a częściej chodzić pieszo i jeździć na rowerze, a w ramach ćwiczeń wchodzili na piętra po schodach. Niektóre rodziny zrezygnowały z własnych aut, decydując się na zakup vana wspólnie z sąsiadami i, gdy tylko się dało, wzajemnie się podwozili. Wiele dwudziestowiecznych wynalazków pozwalających uniknąć wysiłku było dostępnych na wyciągnięcie ręki, ale ludzie zdali sobie sprawę, że jeśli znów zaczną pracować fizycznie, zdołają spalić więcej kalorii i oszczędzić na rachunkach za energię. Wcześniej mnóstwo ludzi było bardzo otyłych, ale schudli. I to nie dlatego, żeby głodowali, ale dlatego, że zmieniali swój tryb życia.
Zaczęli też korzystać z targowisk; kupowali mleko, mięso, jajka i inne produkty bezpośrednio od okolicznych farmerów. To, co oferowali farmerzy, było świeższe i zdrowsze od żywności przetworzonej. Ludzie zrozumieli, że lepiej wychodzą na tym, jeśli przychody pozostają we wspólnocie lokalnej, zamiast wędrować hen daleko do wielkiej korporacji.
To właśnie wtedy twoja babcia, moja mama, rzuciła dotychczasową pracę i otworzyła domową piekarnię. Naruszało to miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego [zoning laws], ale ludzie opowiedzieli się po stronie babci, a przeciw rządowi. Gdy rząd uprzytomnił sobie, że jest bezsilny i nie zdoła rozprawić się z tym nowym sposobem życia, ludzie zrozumieli, że nie muszą lękać się rządu i stali się wolni. Coraz więcej ludzi zaczęło zatem pracować we własnych domach i na własny rachunek. Wcześniej mamusie i tatusiowie zajmowali różne posady w różnych miejscach, ale teraz coraz więcej z nich pracuje wspólnie we własnym domu, a to pozwala im być blisko swoich dzieci – zamiast oddawać je pod cudzą opiekę.
Bliżsi i dalsi członkowie rodziny postanowili trzymać się razem. Nigdy więcej bezsensownych długodystansowych podróży, aby się spotkać. Za czasów mojej młodości wiele rodzin rozdzielały duże odległości, ale teraz takich rozdzielonych rodzin jest mniej.
Milton powiedział:
— Zdaje się, że działo się wam wtedy dużo gorzej niż dziś. Ale niektórzy mówią, że nasz kraj przechodzi kryzys, że nie jesteśmy już tacy bogaci, jak kiedyś. Mówią, że musimy „przywrócić naszemu narodowi wielkość”. Czy to prawda?
Tata odpowiedział:
— To zależy od tego, jak rozumiesz bogactwo. Faktycznie, ludzie nie zarabiają teraz tyle pieniędzy, co wcześniej. Ale nie potrzebują tego. Jeśli sam wytwarzasz rzeczy, za które kiedyś płaciłeś, nie potrzebujesz pieniędzy. Jeśli masz blisko przyjaciół, rodzinę i pracę, nie potrzebujesz samochodów ani biletów na samolot. Ludzie, którzy chcą określać standard życiowy na podstawie ilości posiadanych pieniędzy, nie rozumieją, na czym rzecz polega. To jakość życia jest ważna – a ta jest obecnie lepsza niż kiedykolwiek. Ludzie, którzy chcą „przywrócić naszemu narodowi wielkość”, nawet nie wiedzą, co czyni naród wielkim. Oni przez „wielkość” rozumieją żołnierskie mundury, przemówienia polityczne i wielkie firmy zatrudniające rzesze ludzi do budowy czołgów, więzień i rakiet. Mówią o „wolności”, ale tak naprawdę chcą, aby rząd był tak potężny, jak dawniej – a to przeciwieństwo wolności. Nie staliśmy się naprawdę wolni, a nasz naród nie stał się naprawdę wielki, dopóki rząd nie zbankrutował i nie upadł. Ale oto jesteśmy na miejscu, pod domem babci. Boże, błogosław Amerykę!
_______
Tłumaczenie na podstawie:
James Leroy Wilson, Standard of Living vs. Quality of Life, http://www.partialobserver.com/article.cfm?id=2955&RSS=1
Standard of Living vs. Quality of Life opublikowano na stronie The Partial Observer 29 maja 2008 r.
James Leroy Wilson prowadzi blog Independent Country.
No comments:
Post a Comment