Moralną podstawą egzystencji ludzkiej jest [...] świadomość praw, wielkich i niezmiennych, tę egzystencję określających. Z tych praw wywodzą się wszelkie formy stworzone przez człowieka, wszelkie jego normy moralne, obyczajowe, ustrojowe, społeczne, gospodarcze. Człowiek napotyka opór, człowiek nie jest wszechmocny – w przeciwieństwie do boskości, do atrybutów Boga, który jest wszechmocny, który opory stwarza sam. I na tym systemie oporów, jakim wielkie obozowisko ludzkie na ziemi jest ze wszystkich stron otoczone, oporów zarówno materialnych (natura), jak i moralnych (wewnętrzny konflikt człowieka), polega najistotniejszy problem życia, polega ów wielki egzamin duchowy, jakim jest nasza doczesna wędrówka. Przechodzimy swój odcinek ewolucji duchowej, stanowiący naszą ziemską egzystencję, po czym nikniemy za zasłoną bytu innego – lecz naszymi śladami stąpają następcy – odcinek tej wielkiej drabiny ewolucyjnej, po której kroczy od wieków duch ludzki, odcinek ograniczony dla naszych oczu od dołu urodzeniem, a od góry śmiercią, zwany życiem ziemskim – tworzy w istocie obraz zawsze jednakowy. Jest to obraz mozolnie wspinających się do góry, udręczonych i spragnionych doskonałości dusz, obraz niezmienny, bo choć wspinający się przechodzą i nikną – na ich miejsce wciąż wstępują nowi.
W czasie straszliwie zmiennych kolei [drugiej] wojny [światowej] niejeden ze słabszych popadł w zwątpienie, niejeden bliski był załamania. Gdy brutalna siła odnosiła zwycięstwo za zwycięstwem, gdy padały jak domki z kart stolice, niegdyś bastiony wolności i kultury, gdy wszystkie – zdawałoby się – przepowiednie i groźby Hitlera realizowały się z nieuniknioną, przerażającą punktualnością – w niejednym mieszkańcu okupowanej Europy budziło się straszne przypuszczenie: a może ten człowiek odkrył ohydną prawdę, że nie ma na świecie nic poza materialną siłą, że cała podbudowa duchowa i dialektyka etyczna świata chrześcijańskiego, którą żyjemy od wieków, jest złudzeniem i kłamstwem, że tylko przemoc jest słusznością? Te myśli, prowadzące do granic obłędu, jedną tylko mogły znaleźć przeciwwagę – w oparciu się o filozofię chrześcijańską, o wiarę chrześcijańską, w zaczerpnięciu z tego źródła pocieszenia, jakie udostępniała wszystkim jedyna w czasie wojny i terroru niepodległa, nie ulegająca zmianom, lecz wierna swoim wiecznym założeniom instytucja – Kościół katolicki. Bo zważmy: gdy zbrakło sił, gdy zawiodły wszelkie rachuby i doktryny materialne, wszelkie obliczenia racjonalne, gdy na każdym kroku gwałcono bezkarnie kanony laickiego humanitaryzmu, gdy zdobycie przez Niemców nowej fantastycznej broni groziło przekreśleniem wszelkich ogólnoświatowych proporcji sił i potencji materialnych – wtedy nadziei i energii do walki zaczerpnąć można było tylko i jedynie z idei nadprzyrodzonej. Gdy materialna siła miażdżyła wszystko wokół, głosząc urbi et orbi nicość praw moralnych i swoją nieodpartą potęgę – wtedy prawdziwy chrześcijanin, żyjący w Kościele, był jedynym, który nie zwątpił ani na chwilę. Hitler zwyciężyć mógł każdą siłę, nie mógł jednak pokonać nadprzyrodzonej siły ducha, siły, która pochodzi z wiary. Przeciw tej sile rozpoczął walkę, przeciw jej istnieniu gardłował i pienił się, a oto dzisiaj z dzieła jego nie zostało ani popiołu, a Kościół jest nadal tym, czym był, instytucją o źródłach nadprzyrodzonych, stojącą na straży wiecznych praw normujących podstawy moralne naszej ziemskiej egzystencji. Nie zwyciężył Hitlera doktrynalny materializm, który wraz z całą swoją mechanistyczną koncepcją dziejów stanąłby bezsilny wobec Niemiec dysponujących bombą atomową, nie zwyciężył go świecki humanitaryzm, którego zlecenia i zakazy śmiesznie słabe się okazywały wobec zaraźliwego jak dżuma nietscheańskiego kultu walki i siły. Zwyciężył tylko i jedynie duch chrześcijański, czerpiący swą siłę ze źródeł objawionych, ugruntowany wśród narodów Europy od wielu stuleci – i to, a nie co innego jest ideowym sensem zwycięstwa. Kościół, jedyne schronienie dla kochających dobro i prawdę, oparł się ciosom brunatnych szaleńców ze swastykami. Wielowiekowa praca pasterska Kościoła ugruntowała europejskie poczucie moralności przez upowszechnienie bezwzględnych kryteriów dobra i zła: oparła się ona na wierze i objawieniu, z których dopiero wyprowadza się cały wielki, racjonalny i harmonijny system myśli chrześcijańskiej. Tych i tylko tych założeń nie mógł przeżreć trujący kwas faszyzmu – bo założenia te apelują do jednostki ludzkiej, do indywiduum – tkwią one w każdym człowieku i, chcąc je zniszczyć, trzeba by niszczyć każdego człowieka z osobna.
Kościół nie jest instytucją o celach doczesnych, przede wszystkim nastawiony jest na wieczność, na kryteria nieśmiertelne. Jest instytucją ponadludzką, jeśli interweniuje w sprawach publicznych, społecznych – poza indywidualną strawą duchową, udzielaną każdemu – to tylko wtedy, gdy narażone są na szwank te prawa moralne, które stanowią niezmienne, określone w dogmatyce i Piśmie Świętym zręby i ramy ziemskiej wędrówki człowieka.
Stefan Kisielewski, Krytykom Kościoła, http://www.stefan_kisielewski.republika.pl/felietony/krytykom_kosciola.html
As the computer becomes the central tool for research and development, scientific knowledge takes on a new character. Like software, it becomes primarily functional rather than descriptive. During the age of the printing press -- which brought with it dictionaries, encyclopedias, tables, journals, proofs, and the modern community of scientists -- the project of science appeared to be the "understanding" or "description" of the natural world, which was conceived of as a clockwork set in motion by God. The engineer meanwhile peered into this vast, static field of knowledge and applied the insights that were useful for a particular problem. Now it seems that the project of science is not primarily to represent the natural world with language but to reconfigure the natural world as language, so that it can be composed, transformed, and manipulated in the ways our minds are equipped to operate upon knowledge itself.
Consumerism got a bad rap in the 20th century because our choices were so limited. We all ended up driving the same SUVs and thinking that plaid Bermuda shorts are a neat idea. In a few decades, consumerism might well mature into a fine art of self-expression.
In the near future, perhaps we will all use software like CADTERNS Pro to custom-design the clothes we wear -- or we will go to online archives of millions of designs, pick what we want, and order a hard copy of the clothes from a print shop. Punk-ass teenagers will still choose to wear T-shirts from corporation-created rock bands, but conceivably they will have the option of downloading a file and modifying the imagery, the cut, the material. Even our mass-media-derived identities will acquire a personal flair. It will be the Age of Fashion, not because image-makers will rule the market, but because we will all be able to communicate our identities more exactly with customizable products.
If we must submit to a surveillance society, I think it is clear that an open network, in which no group, agency, or individual is privileged over any other, would lead to a society with a superior character than one in which the citizens remain separate from and observed by the government. Better for us all to be able to watch one another than for the "authorities" to monopolize this power and leave us with only the fear.
The legal line between speech and action will blur dramatically during this century. The new technologies, from nanotechnology to the online economy, will be created and implemented with computer language, which by nature is both "expressive" and "functional." How the courts untangle these two aspects of "code" will define 21st century attitudes toward new ideas and their regulation.
What happens, in a police bureaucracy, if someone releases a nanotech plague into the environment? If the police can suppress information on the structure of the nanobots, then only a handful of government bureaus and hand-picked researchers may be allowed to work on a cure. Millions could die waiting for the bureaucracy to solve the problem. On the other hand, if the molecular structure of the pest is published worldwide, anyone with the expertise could help design defensive technology.
[M]ost people in the world, despite their differences, want stable, healthy lives. As we have seen with the Internet, .1 percent of the population may always try to throw a wrench into the machine, but the rest of us will scramble to fix the problem, punish the pranksters, and defend against wrench-throwing in the future.
Instead of regulating access to the engineering languages of the coming century, we should teach the languages to anyone who wants to learn.
[T]he average consumer of entertainment can easily be excused from learning to read, but those in the business of producing it will always need a chirographic means of managing assets, workflow, and logic.
[E]xcusing the next generation from learning to read and write will succeed only in sharpening the divide between rich and poor, producer and consumer. . . . Mass illiteracy would reduce the bulk of humanity to a herd of wait-staff and bus drivers, who would be easy to police by conventional means. Resources for truly transparent surveillance could be concentrated on the minority who receive a "dangerous" education. The Jon Johansens of tomorrow would be much easier to spot and guard against. We would have a clearly defined elite, not unlike the Party in "1984," and they would have to meet rigorous ideological and behavioral standards in order to keep their privileges.
The self-replicating, scriptable technologies are here and still arriving. Progress will continue. We aren't choosing whether or not to eat from the Tree of Knowledge. We are deciding whether to put a fence around it and ration the fruit. The choice is not between a perilous freedom and a secure tyranny, but rather between fear and trust. We might even find it easier to trust one another if each of us takes a bite out of that genetically engineered FLAVR SAVR tomato and gains the same knowledge of good and evil.
Sheldon Pacotti, Are we doomed yet?, http://archive.salon.com/tech/feature/2003/03/31/knowledge/print.html
Nawet źli ludzie w głębi ducha często pragną dobra. W gruncie rzeczy większy urok ma śmierć w obronie dobra niż w obronie pełnego żołądka. Władza to deptanie słabszych, tej władzy podległych. Deptanie słabszych to zło. W istocie libertarianie nie tyle walczą o wolność, co walczą o dobro. To nie jest starcie nowoczesnego systemu społecznego z system przestarzałym. To jest kolejna bitwa w prastarej walce dobra ze złem, jasnej i ciemnej strony człowieka. Używanie pojęć „dobro” i „zło” to jak wprowadzenie mundurów we własnej armii, by odróżnić przyjaciela od wroga.
Taka czytelność jest niezbędna – nie można być człowiekiem dobrym a jednocześnie domagać się deptania słabszych. Człowiek dobry nie może propagować zła – ani w wersji maksimum, ani w wersji minimum. Gdy tylko człowiek uzna najmniejszy okruch zła za niezbędny – natychmiast trafia w tego zła szeregi.
Z jasną stroną natury ludzkiej wiążą się też używane środki. O ile kiedykolwiek, gdziekolwiek w imię libertariańskiej rewolucji popełniona zostanie niegodziwość – rewolucja w tym zakresie libertariańska być przestanie. Cel środków nie uświęca, a jeśli ktoś tak twierdzi, to w tym zakresie głosi idee antylibertariańskie.
Maciej Dudek, Rewolucja nomów, http://liberalis.pl/2007/09/29/maciej-dudek-rewolucja-nomow/
It seems to be a near-universal compulsion for those interested in ethics to attempt to find situations where ethical rules contradict themselves, therefore introducing an element of irrationality or subjectivity to ethics. “Lifeboat” scenarios (cannibalism-is-wrong-but-what-if-you’re-starving), “desperation” scenarios (all-starving-men-will-steal-so-how-can-stealing-always-be-wrong) and so on all seem to be endlessly obsessed over.
It is certain that the ethical propositions accepted by most thinkers – the nonaggression principle, property rights and the validity of voluntary contracts – would solve or prevent almost all the institutional evils that the world currently suffers from.
I will do my best to eliminate at least one of the challenges posed by those who wish to find the limits of property rights.
I am hanging by my fingernails from a flagpole outside the window of someone’s apartment. My choices are to either (a) kick in the window and clamber to safety, or (b) fall to my death.
I will take it as a given that just about everyone on the planet would choose option ‘a’ rather than falling to his death. In this situation, clearly we have an abrogation of property rights (breaking someone’s window and entering the apartment) which is considered the most sensible, right, proper and rational thing to do.
[T]he exercise of property rights is voluntary. If my car is stolen, I am not morally obligated to assert my property rights and report the theft to the proper authorities, or go hunting for my car myself. I can quite easily shrug, blame the will of the gods and go and buy a bicycle.
[O]ne-sided contracts created without permission are perfectly valid if the permission can be achieved voluntarily after the fact.
If I come home to find policemen in my apartment, who introduce me to a man who had kicked in my window in order to save himself from falling to death, I would be thrilled and fascinated, and entirely pleased that he had found a way to prevent his own demise. I am quite sure that the man would be more than willing to compensate me for my broken window, but even if he did not – if he were homeless, say, or utterly broke – I would still be pleased to have played even a tiny role in saving his life.
Thus we can see that kicking in someone’s window to save your life is not a violation of his property rights at all, but rather a use of his property based on a reasonable assumption of how he would want his property to be used if permission could be sought ahead of time, or in the moment.
If I guess wrong, then I am liable for the consequences.
[I]f you would have preferred that I fall to death my rather than kick in your window, then of course I am liable for the property damage that I have incurred.
Stefan Molyneux, Hanging By A Thread: Flagpoles, Lifeboats and the Edge of Ethics, http://freedomain.blogspot.com/2008/04/hanging-by-thread.html
A Virginia family was shocked but relieved when their mother, Val Thomas, woke up after doctors said she was dead. 59-year-old Mrs. Thomas, while being kept breathing artificially, had no detectable brain waves for more than 17 hours. The family were discussing organ donation options for their mother when she suddenly woke up and started speaking to nurses.
The problem is time and the rapid deterioration of most vital organs after the cessation of heart function. After death, corneas and bone marrow can still be used but soft vital organs such as the heart, lungs, pancreas and kidneys rapidly deteriorate and are unusable within a few hours. Traditional medical ethicists contend that soft and easily damaged organs such as the heart are impossible to obtain morally since they deteriorate more quickly and must be removed when a patient's condition is still disputed.
The procedure . . . known as donation after cardiac death (DCD) . . . typically involves a person who requires a ventilator and, while having measurable brain function, is determined to have no hope of recovery. After this judgement is made, doctors remove ventilation from the patient and wait for the heart to stop beating. If the heart stops for five minutes, death is pronounced and the organs are harvested by another surgical team.
Doctor John B. Shea, medical advisor to Canada's Campaign Life Coalition told LifeSiteNews.com that DCD does represent a potential threat to comatose patients.
Donors for DCD are chosen, he said, not because they are dead, but because their organs are particularly desirable for transplant. Dr. Shea said in a 2006 interview, "The typical scenario for such organ harvesting is a young person between the age of 5-55 who is in good health, is in intensive care due to an automobile accident and is on a ventilator. The doctor makes an arbitrary decision that treatment is futile."
"Those donors are known not to be brain dead but are usually first in a coma and the doctor decides treatment is futile."
Hilary White, Woman's Waking After Brain Death Raises Many Questions About Organ Donation, http://www.lifesitenews.com/ldn/2008/may/08052709.html
Gdyby całkowity porządek w sferze seksualnej był łatwy do osiągnięcia, prawo Boże obowiązujące w tej dziedzinie zapewne uznawano by powszechnie. Stawia ono bowiem cele, do których dusza człowiecza dosłownie się wyrywa. Cóż piękniejszego, niż być w pełni panem samego siebie, popędy uczynić doskonale posłusznymi sługami miłości i uszanować w pełni ich fundamentalną celowość? Dopiero gdy okazuje się, że w realizowaniu tego programu trzeba pokonywać swoją grzeszność i zaznawać różnych goryczy, jakie wynikają z naszej słabości, wielu ludzi odrzuca prawo Boże i tłumaczy sobie, że ponieważ popęd seksualny stanowi cząstkę naszej natury, więc należy okazywać mu posłuszeństwo. A przecież popęd seksualny a jego nieuporządkowanie to naprawdę dwie gruntownie różne sprawy.
[C]óż to takiego jest rygoryzm? Przez rygoryzm rozumiem utrudnianie życia za pomocą niepotrzebnych przepisów, a także stawianie przepisu ponad człowiekiem, wierność przepisowi, skądinąd pożytecznemu, również w takich przypadkach, kiedy nie broni on już żadnego dobra, a nawet wówczas kiedy jego przestrzeganie przyniesie szkodę.
Jednak nie nazwiemy rygoryzmem nakładania przepisów, choćby uciążliwych, które mają niewątpliwy sens. I tak chirurg, a nawet dentysta, mają ścisły obowiązek starannego umycia rąk przed przystąpieniem do zabiegu. Pilot czy saper, i w ogóle każdy, kto obsługuje jakiekolwiek wysoce skomplikowane lub niebezpieczne urządzenia, musi z całą skrupulatnością podporządkować się drobiazgowo ustalonym zasadom postępowania. Ba, także pracownikowi wylęgarni kurcząt nie wolno pozwolić sobie na dowolność przy ustalaniu temperatury w inkubatorze. Nawet jeśli tego rodzaju wymagania niekiedy nazywamy rygorystycznymi, to w każdym razie nie jest to rygoryzm jałowy i bezduszny. Wręcz przeciwnie, właśnie pedantyczne przepisy pozwalają w takich sytuacjach osiągnąć pożądane dobro i chronią przed szkodą, niekiedy nawet przed katastrofą.
Otóż celowość zasad moralnych, porządkujących przeżywanie naszej seksualności, dotyczy dobra szczególnie wielkiego. Chodzi przecież o porządek w tym wymiarze naszego człowieczeństwa, w którym poczynają się nowi ludzie. Warto zauważyć, że cały rzekomy rygoryzm katolickiej etyki seksualnej ma swoje źródło w bardzo wysokim myśleniu o człowieku i o jego godności. My, chrześcijanie, wierzymy, że człowiek jest osobą, kimś niepowtarzalnym, przyszłym dziedzicem życia wiecznego. Toteż nasza płciowość stanowi świadectwo niewiarygodnego wręcz zaufania, jakie nam okazuje Stwórca: oto ja mogę stać się ojcem lub matką nowego człowieka, niepowtarzalnej osoby, godnej miłości samego Boga, miłości posuwającej się aż do Wcielenia i Krzyża!
Dla wielu małżonków i rodziców najbardziej skutecznym argumentem, który przekonuje ich do pełnego realizowania w swoim pożyciu zasad etyki katolickiej, jest myśl następująca: „Naszym dzieciom należy się to, żeby miały czystych rodziców!”
Staraj się […] w taki sposób doświadczać swojej płciowości, żeby zakazy się w tobie uniepotrzebniały. [...] Otóż duszą [katolickiej] etyki [seksualnej] jest przeświadczenie o ponadziemskiej godności człowieka oraz o niezwykłym zaufaniu, jakie okazał nam Bóg, stwarzając nas istotami płciowymi, zdolnymi dać początek nowym ludziom, podobnie jak my wezwanym do przyjaźni z Nim i do życia wiecznego.
Jacek Salij OP, Rzekomy rygoryzm katolickiej etyki seksualnej, http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TD/poszukiwania/rygoryzm.html
Brit Ex-Pat NEWS (fast acting news for the discerning British exile, delivered straight to your inbox)
Khazai ready to act without new UN resolution
The Iraqi president, Ali Khazai, today announced that he would be willing to invade Britain without global backing. He said he believed "passionately" that Emperor Blair II must be stripped of his weapons of mass destruction, with or without a new UN resolution.
Mr Khazai said he "could not be constrained" by the possibility of a country imposing an "unreasonable block" or proviso that would hinder a fresh UN resolution.
He added: "I want to make it quite clear, and I believe this to be the position of all the main security council members, that if there is a breach [of the first resolution] we would expect the United Nations to honour the undertakings that were given and make sure that the will of the UN is upheld. We cannot stand by and let the British continue to create and trade weapons of mass destruction. And that is not to mention Blair's barbaric treatment of ethnic Scots and Welsh. We have a moral duty to intervene. The world may choose to remain silent but Iraq, the global guardian of peace and prosperity, shall not."
To cancel subscription to Brit send a message to britexile@newscorp.co.eu
From Deus Ex Zodiac, a Deus Ex mod released in 2004.
W czasie straszliwie zmiennych kolei [drugiej] wojny [światowej] niejeden ze słabszych popadł w zwątpienie, niejeden bliski był załamania. Gdy brutalna siła odnosiła zwycięstwo za zwycięstwem, gdy padały jak domki z kart stolice, niegdyś bastiony wolności i kultury, gdy wszystkie – zdawałoby się – przepowiednie i groźby Hitlera realizowały się z nieuniknioną, przerażającą punktualnością – w niejednym mieszkańcu okupowanej Europy budziło się straszne przypuszczenie: a może ten człowiek odkrył ohydną prawdę, że nie ma na świecie nic poza materialną siłą, że cała podbudowa duchowa i dialektyka etyczna świata chrześcijańskiego, którą żyjemy od wieków, jest złudzeniem i kłamstwem, że tylko przemoc jest słusznością? Te myśli, prowadzące do granic obłędu, jedną tylko mogły znaleźć przeciwwagę – w oparciu się o filozofię chrześcijańską, o wiarę chrześcijańską, w zaczerpnięciu z tego źródła pocieszenia, jakie udostępniała wszystkim jedyna w czasie wojny i terroru niepodległa, nie ulegająca zmianom, lecz wierna swoim wiecznym założeniom instytucja – Kościół katolicki. Bo zważmy: gdy zbrakło sił, gdy zawiodły wszelkie rachuby i doktryny materialne, wszelkie obliczenia racjonalne, gdy na każdym kroku gwałcono bezkarnie kanony laickiego humanitaryzmu, gdy zdobycie przez Niemców nowej fantastycznej broni groziło przekreśleniem wszelkich ogólnoświatowych proporcji sił i potencji materialnych – wtedy nadziei i energii do walki zaczerpnąć można było tylko i jedynie z idei nadprzyrodzonej. Gdy materialna siła miażdżyła wszystko wokół, głosząc urbi et orbi nicość praw moralnych i swoją nieodpartą potęgę – wtedy prawdziwy chrześcijanin, żyjący w Kościele, był jedynym, który nie zwątpił ani na chwilę. Hitler zwyciężyć mógł każdą siłę, nie mógł jednak pokonać nadprzyrodzonej siły ducha, siły, która pochodzi z wiary. Przeciw tej sile rozpoczął walkę, przeciw jej istnieniu gardłował i pienił się, a oto dzisiaj z dzieła jego nie zostało ani popiołu, a Kościół jest nadal tym, czym był, instytucją o źródłach nadprzyrodzonych, stojącą na straży wiecznych praw normujących podstawy moralne naszej ziemskiej egzystencji. Nie zwyciężył Hitlera doktrynalny materializm, który wraz z całą swoją mechanistyczną koncepcją dziejów stanąłby bezsilny wobec Niemiec dysponujących bombą atomową, nie zwyciężył go świecki humanitaryzm, którego zlecenia i zakazy śmiesznie słabe się okazywały wobec zaraźliwego jak dżuma nietscheańskiego kultu walki i siły. Zwyciężył tylko i jedynie duch chrześcijański, czerpiący swą siłę ze źródeł objawionych, ugruntowany wśród narodów Europy od wielu stuleci – i to, a nie co innego jest ideowym sensem zwycięstwa. Kościół, jedyne schronienie dla kochających dobro i prawdę, oparł się ciosom brunatnych szaleńców ze swastykami. Wielowiekowa praca pasterska Kościoła ugruntowała europejskie poczucie moralności przez upowszechnienie bezwzględnych kryteriów dobra i zła: oparła się ona na wierze i objawieniu, z których dopiero wyprowadza się cały wielki, racjonalny i harmonijny system myśli chrześcijańskiej. Tych i tylko tych założeń nie mógł przeżreć trujący kwas faszyzmu – bo założenia te apelują do jednostki ludzkiej, do indywiduum – tkwią one w każdym człowieku i, chcąc je zniszczyć, trzeba by niszczyć każdego człowieka z osobna.
Kościół nie jest instytucją o celach doczesnych, przede wszystkim nastawiony jest na wieczność, na kryteria nieśmiertelne. Jest instytucją ponadludzką, jeśli interweniuje w sprawach publicznych, społecznych – poza indywidualną strawą duchową, udzielaną każdemu – to tylko wtedy, gdy narażone są na szwank te prawa moralne, które stanowią niezmienne, określone w dogmatyce i Piśmie Świętym zręby i ramy ziemskiej wędrówki człowieka.
Stefan Kisielewski, Krytykom Kościoła, http://www.stefan_kisielewski.republika.pl/felietony/krytykom_kosciola.html
_______
As the computer becomes the central tool for research and development, scientific knowledge takes on a new character. Like software, it becomes primarily functional rather than descriptive. During the age of the printing press -- which brought with it dictionaries, encyclopedias, tables, journals, proofs, and the modern community of scientists -- the project of science appeared to be the "understanding" or "description" of the natural world, which was conceived of as a clockwork set in motion by God. The engineer meanwhile peered into this vast, static field of knowledge and applied the insights that were useful for a particular problem. Now it seems that the project of science is not primarily to represent the natural world with language but to reconfigure the natural world as language, so that it can be composed, transformed, and manipulated in the ways our minds are equipped to operate upon knowledge itself.
Consumerism got a bad rap in the 20th century because our choices were so limited. We all ended up driving the same SUVs and thinking that plaid Bermuda shorts are a neat idea. In a few decades, consumerism might well mature into a fine art of self-expression.
In the near future, perhaps we will all use software like CADTERNS Pro to custom-design the clothes we wear -- or we will go to online archives of millions of designs, pick what we want, and order a hard copy of the clothes from a print shop. Punk-ass teenagers will still choose to wear T-shirts from corporation-created rock bands, but conceivably they will have the option of downloading a file and modifying the imagery, the cut, the material. Even our mass-media-derived identities will acquire a personal flair. It will be the Age of Fashion, not because image-makers will rule the market, but because we will all be able to communicate our identities more exactly with customizable products.
If we must submit to a surveillance society, I think it is clear that an open network, in which no group, agency, or individual is privileged over any other, would lead to a society with a superior character than one in which the citizens remain separate from and observed by the government. Better for us all to be able to watch one another than for the "authorities" to monopolize this power and leave us with only the fear.
The legal line between speech and action will blur dramatically during this century. The new technologies, from nanotechnology to the online economy, will be created and implemented with computer language, which by nature is both "expressive" and "functional." How the courts untangle these two aspects of "code" will define 21st century attitudes toward new ideas and their regulation.
What happens, in a police bureaucracy, if someone releases a nanotech plague into the environment? If the police can suppress information on the structure of the nanobots, then only a handful of government bureaus and hand-picked researchers may be allowed to work on a cure. Millions could die waiting for the bureaucracy to solve the problem. On the other hand, if the molecular structure of the pest is published worldwide, anyone with the expertise could help design defensive technology.
[M]ost people in the world, despite their differences, want stable, healthy lives. As we have seen with the Internet, .1 percent of the population may always try to throw a wrench into the machine, but the rest of us will scramble to fix the problem, punish the pranksters, and defend against wrench-throwing in the future.
Instead of regulating access to the engineering languages of the coming century, we should teach the languages to anyone who wants to learn.
[T]he average consumer of entertainment can easily be excused from learning to read, but those in the business of producing it will always need a chirographic means of managing assets, workflow, and logic.
[E]xcusing the next generation from learning to read and write will succeed only in sharpening the divide between rich and poor, producer and consumer. . . . Mass illiteracy would reduce the bulk of humanity to a herd of wait-staff and bus drivers, who would be easy to police by conventional means. Resources for truly transparent surveillance could be concentrated on the minority who receive a "dangerous" education. The Jon Johansens of tomorrow would be much easier to spot and guard against. We would have a clearly defined elite, not unlike the Party in "1984," and they would have to meet rigorous ideological and behavioral standards in order to keep their privileges.
The self-replicating, scriptable technologies are here and still arriving. Progress will continue. We aren't choosing whether or not to eat from the Tree of Knowledge. We are deciding whether to put a fence around it and ration the fruit. The choice is not between a perilous freedom and a secure tyranny, but rather between fear and trust. We might even find it easier to trust one another if each of us takes a bite out of that genetically engineered FLAVR SAVR tomato and gains the same knowledge of good and evil.
Sheldon Pacotti, Are we doomed yet?, http://archive.salon.com/tech/feature/2003/03/31/knowledge/print.html
_______
Nawet źli ludzie w głębi ducha często pragną dobra. W gruncie rzeczy większy urok ma śmierć w obronie dobra niż w obronie pełnego żołądka. Władza to deptanie słabszych, tej władzy podległych. Deptanie słabszych to zło. W istocie libertarianie nie tyle walczą o wolność, co walczą o dobro. To nie jest starcie nowoczesnego systemu społecznego z system przestarzałym. To jest kolejna bitwa w prastarej walce dobra ze złem, jasnej i ciemnej strony człowieka. Używanie pojęć „dobro” i „zło” to jak wprowadzenie mundurów we własnej armii, by odróżnić przyjaciela od wroga.
Taka czytelność jest niezbędna – nie można być człowiekiem dobrym a jednocześnie domagać się deptania słabszych. Człowiek dobry nie może propagować zła – ani w wersji maksimum, ani w wersji minimum. Gdy tylko człowiek uzna najmniejszy okruch zła za niezbędny – natychmiast trafia w tego zła szeregi.
Z jasną stroną natury ludzkiej wiążą się też używane środki. O ile kiedykolwiek, gdziekolwiek w imię libertariańskiej rewolucji popełniona zostanie niegodziwość – rewolucja w tym zakresie libertariańska być przestanie. Cel środków nie uświęca, a jeśli ktoś tak twierdzi, to w tym zakresie głosi idee antylibertariańskie.
Maciej Dudek, Rewolucja nomów, http://liberalis.pl/2007/09/29/maciej-dudek-rewolucja-nomow/
_______
It seems to be a near-universal compulsion for those interested in ethics to attempt to find situations where ethical rules contradict themselves, therefore introducing an element of irrationality or subjectivity to ethics. “Lifeboat” scenarios (cannibalism-is-wrong-but-what-if-you’re-starving), “desperation” scenarios (all-starving-men-will-steal-so-how-can-stealing-always-be-wrong) and so on all seem to be endlessly obsessed over.
It is certain that the ethical propositions accepted by most thinkers – the nonaggression principle, property rights and the validity of voluntary contracts – would solve or prevent almost all the institutional evils that the world currently suffers from.
I will do my best to eliminate at least one of the challenges posed by those who wish to find the limits of property rights.
I am hanging by my fingernails from a flagpole outside the window of someone’s apartment. My choices are to either (a) kick in the window and clamber to safety, or (b) fall to my death.
I will take it as a given that just about everyone on the planet would choose option ‘a’ rather than falling to his death. In this situation, clearly we have an abrogation of property rights (breaking someone’s window and entering the apartment) which is considered the most sensible, right, proper and rational thing to do.
[T]he exercise of property rights is voluntary. If my car is stolen, I am not morally obligated to assert my property rights and report the theft to the proper authorities, or go hunting for my car myself. I can quite easily shrug, blame the will of the gods and go and buy a bicycle.
[O]ne-sided contracts created without permission are perfectly valid if the permission can be achieved voluntarily after the fact.
If I come home to find policemen in my apartment, who introduce me to a man who had kicked in my window in order to save himself from falling to death, I would be thrilled and fascinated, and entirely pleased that he had found a way to prevent his own demise. I am quite sure that the man would be more than willing to compensate me for my broken window, but even if he did not – if he were homeless, say, or utterly broke – I would still be pleased to have played even a tiny role in saving his life.
Thus we can see that kicking in someone’s window to save your life is not a violation of his property rights at all, but rather a use of his property based on a reasonable assumption of how he would want his property to be used if permission could be sought ahead of time, or in the moment.
If I guess wrong, then I am liable for the consequences.
[I]f you would have preferred that I fall to death my rather than kick in your window, then of course I am liable for the property damage that I have incurred.
Stefan Molyneux, Hanging By A Thread: Flagpoles, Lifeboats and the Edge of Ethics, http://freedomain.blogspot.com/2008/04/hanging-by-thread.html
_______
A Virginia family was shocked but relieved when their mother, Val Thomas, woke up after doctors said she was dead. 59-year-old Mrs. Thomas, while being kept breathing artificially, had no detectable brain waves for more than 17 hours. The family were discussing organ donation options for their mother when she suddenly woke up and started speaking to nurses.
The problem is time and the rapid deterioration of most vital organs after the cessation of heart function. After death, corneas and bone marrow can still be used but soft vital organs such as the heart, lungs, pancreas and kidneys rapidly deteriorate and are unusable within a few hours. Traditional medical ethicists contend that soft and easily damaged organs such as the heart are impossible to obtain morally since they deteriorate more quickly and must be removed when a patient's condition is still disputed.
The procedure . . . known as donation after cardiac death (DCD) . . . typically involves a person who requires a ventilator and, while having measurable brain function, is determined to have no hope of recovery. After this judgement is made, doctors remove ventilation from the patient and wait for the heart to stop beating. If the heart stops for five minutes, death is pronounced and the organs are harvested by another surgical team.
Doctor John B. Shea, medical advisor to Canada's Campaign Life Coalition told LifeSiteNews.com that DCD does represent a potential threat to comatose patients.
Donors for DCD are chosen, he said, not because they are dead, but because their organs are particularly desirable for transplant. Dr. Shea said in a 2006 interview, "The typical scenario for such organ harvesting is a young person between the age of 5-55 who is in good health, is in intensive care due to an automobile accident and is on a ventilator. The doctor makes an arbitrary decision that treatment is futile."
"Those donors are known not to be brain dead but are usually first in a coma and the doctor decides treatment is futile."
Hilary White, Woman's Waking After Brain Death Raises Many Questions About Organ Donation, http://www.lifesitenews.com/ldn/2008/may/08052709.html
_______
Gdyby całkowity porządek w sferze seksualnej był łatwy do osiągnięcia, prawo Boże obowiązujące w tej dziedzinie zapewne uznawano by powszechnie. Stawia ono bowiem cele, do których dusza człowiecza dosłownie się wyrywa. Cóż piękniejszego, niż być w pełni panem samego siebie, popędy uczynić doskonale posłusznymi sługami miłości i uszanować w pełni ich fundamentalną celowość? Dopiero gdy okazuje się, że w realizowaniu tego programu trzeba pokonywać swoją grzeszność i zaznawać różnych goryczy, jakie wynikają z naszej słabości, wielu ludzi odrzuca prawo Boże i tłumaczy sobie, że ponieważ popęd seksualny stanowi cząstkę naszej natury, więc należy okazywać mu posłuszeństwo. A przecież popęd seksualny a jego nieuporządkowanie to naprawdę dwie gruntownie różne sprawy.
[C]óż to takiego jest rygoryzm? Przez rygoryzm rozumiem utrudnianie życia za pomocą niepotrzebnych przepisów, a także stawianie przepisu ponad człowiekiem, wierność przepisowi, skądinąd pożytecznemu, również w takich przypadkach, kiedy nie broni on już żadnego dobra, a nawet wówczas kiedy jego przestrzeganie przyniesie szkodę.
Jednak nie nazwiemy rygoryzmem nakładania przepisów, choćby uciążliwych, które mają niewątpliwy sens. I tak chirurg, a nawet dentysta, mają ścisły obowiązek starannego umycia rąk przed przystąpieniem do zabiegu. Pilot czy saper, i w ogóle każdy, kto obsługuje jakiekolwiek wysoce skomplikowane lub niebezpieczne urządzenia, musi z całą skrupulatnością podporządkować się drobiazgowo ustalonym zasadom postępowania. Ba, także pracownikowi wylęgarni kurcząt nie wolno pozwolić sobie na dowolność przy ustalaniu temperatury w inkubatorze. Nawet jeśli tego rodzaju wymagania niekiedy nazywamy rygorystycznymi, to w każdym razie nie jest to rygoryzm jałowy i bezduszny. Wręcz przeciwnie, właśnie pedantyczne przepisy pozwalają w takich sytuacjach osiągnąć pożądane dobro i chronią przed szkodą, niekiedy nawet przed katastrofą.
Otóż celowość zasad moralnych, porządkujących przeżywanie naszej seksualności, dotyczy dobra szczególnie wielkiego. Chodzi przecież o porządek w tym wymiarze naszego człowieczeństwa, w którym poczynają się nowi ludzie. Warto zauważyć, że cały rzekomy rygoryzm katolickiej etyki seksualnej ma swoje źródło w bardzo wysokim myśleniu o człowieku i o jego godności. My, chrześcijanie, wierzymy, że człowiek jest osobą, kimś niepowtarzalnym, przyszłym dziedzicem życia wiecznego. Toteż nasza płciowość stanowi świadectwo niewiarygodnego wręcz zaufania, jakie nam okazuje Stwórca: oto ja mogę stać się ojcem lub matką nowego człowieka, niepowtarzalnej osoby, godnej miłości samego Boga, miłości posuwającej się aż do Wcielenia i Krzyża!
Dla wielu małżonków i rodziców najbardziej skutecznym argumentem, który przekonuje ich do pełnego realizowania w swoim pożyciu zasad etyki katolickiej, jest myśl następująca: „Naszym dzieciom należy się to, żeby miały czystych rodziców!”
Staraj się […] w taki sposób doświadczać swojej płciowości, żeby zakazy się w tobie uniepotrzebniały. [...] Otóż duszą [katolickiej] etyki [seksualnej] jest przeświadczenie o ponadziemskiej godności człowieka oraz o niezwykłym zaufaniu, jakie okazał nam Bóg, stwarzając nas istotami płciowymi, zdolnymi dać początek nowym ludziom, podobnie jak my wezwanym do przyjaźni z Nim i do życia wiecznego.
Jacek Salij OP, Rzekomy rygoryzm katolickiej etyki seksualnej, http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TD/poszukiwania/rygoryzm.html
_______
Brit Ex-Pat NEWS (fast acting news for the discerning British exile, delivered straight to your inbox)
Khazai ready to act without new UN resolution
The Iraqi president, Ali Khazai, today announced that he would be willing to invade Britain without global backing. He said he believed "passionately" that Emperor Blair II must be stripped of his weapons of mass destruction, with or without a new UN resolution.
Mr Khazai said he "could not be constrained" by the possibility of a country imposing an "unreasonable block" or proviso that would hinder a fresh UN resolution.
He added: "I want to make it quite clear, and I believe this to be the position of all the main security council members, that if there is a breach [of the first resolution] we would expect the United Nations to honour the undertakings that were given and make sure that the will of the UN is upheld. We cannot stand by and let the British continue to create and trade weapons of mass destruction. And that is not to mention Blair's barbaric treatment of ethnic Scots and Welsh. We have a moral duty to intervene. The world may choose to remain silent but Iraq, the global guardian of peace and prosperity, shall not."
To cancel subscription to Brit send a message to britexile@newscorp.co.eu
From Deus Ex Zodiac, a Deus Ex mod released in 2004.
No comments:
Post a Comment